25 Gru 2018, Wto 11:16, PID: 776928
25 Gru 2018, Wto 12:23, PID: 776936
Ta, terapia na pewno pomoże, oczywiście, na zepsutą osobowość i zbieg zaburzeń, yhym...
25 Gru 2018, Wto 12:26, PID: 776937
Trzeba terapię w miarę szybko zacząć, żeby nie wyuczyć się sceptycyzmu i nie utrwalić zaburzeń.
25 Gru 2018, Wto 12:42, PID: 776943
(25 Gru 2018, Wto 12:23)Zasió napisał(a): Ta, terapia na pewno pomożeNo przecież. Jak nie działa to znaczy że pacjent nie chciał, albo niewystarczająco się starał. xP Nawet w zalinkowanym artykule masz napisane. "jak w każdej psychoterapii, pacjent musi naprawdę chcieć się wyleczyć." Jak rozpoznać prawdziwe chcenie od udawanego? A jak ktoś jednak nie chce to co z kimś takim? Eutanazji u nas ni ma.
25 Gru 2018, Wto 13:01, PID: 776948
Ale są samobójstwa. Tylko trzeba chcieć.Na szczęście moze chociaż to chcenie przychodzi z czasem? Na to liczę.
27 Gru 2018, Czw 19:32, PID: 777119
Autorze, mamy podobny problem i wiek też w sumie. Też nigdy nie byłem zdiagnozowany profesjonalnie i podejrzewam wiele przypadłości - przede wszystkim lękowe i nerwowe. Zero życia towarzyskiego innego niż na stopie szkoła-praca-uczelnia. Co ja teraz robię - staram się odnaleźć zajęcie (hobby), które da mi chociaż pewną satysfakcję i wymusi jakieś aktywności poza domem. Też mam problem z tym, że się przyzwyczaiłem i ciężko zmiany na sobie wymusić. Ostatnie lata jestem trochę na autopilocie z programem "bo trzeba coś robić".
07 Lut 2019, Czw 21:29, PID: 782180
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 07 Lut 2019, Czw 21:34 przez dziwożona.)
Osobiście wybierałam się do psychoterapeuty (nie jednego) co najmniej sześciokrotnie. Wytrzymywałam 1-2, góra 3 spotkania. Za każdym razem coś było dla mnie nie do wytrzymania. Niektórzy się ze mnie śmiali, inni byli totalnie niekompetentni, wielu traktowało mnie z góry (przykład: "ale proszę nie używać takich określeń, to jest słownictwo zarezerwowane dla profesjonalistów, nie laików" w reakcji na użycie przeze mnie np. słowa "dystymia"), od psychologa pracującego w ramach NFZ zostałam dosłownie wyrzucona za drzwi, jako niedojrzała dziewczynka która coś sobie ubzdurała i zabiera czas w instytucji przeznaczonej dla ludzi CHORYCH! W ogólności czułam się traktowana jak debil, ktoś niższej kategorii, kim można pomiatać, ktoś kto nie ma prawa do własnego światopoglądu i opinii, ponieważ jedyną słuszną prawdę zna terapeuta.
Dzisiaj już się z tego wszystkiego śmieję. Jedyna droga pomocy sobie to zwiększanie swojej świadomości (na własną rękę) - to oczywiście moja subiektywna opinia. Polecam cykl ciekawych wywiadów nt. psychoterapii z Tomaszem Witkowskim: https://www.youtube.com/watch?v=ZDQsG2p57TA
08 Lut 2019, Pią 18:22, PID: 782226
A to byli psychoterapeuci prywatni (płatni) czy "darmowi" z NFZ? Bo to, co opisujesz, bardzo przypomina mi moje wrażenia z kontaktów z psychologami z NFZ. U prywatnych nigdy nie spotkałem się z takim brakiem szacunku dla pacjenta. Może miałem szczęście. Natomiast zdarzyło mi się owszem zetknąć z niekompetentnymi psychologami płatnymi. Jedna pani np. nic w ogóle nie mówiła, nie dawała wskazówek co do rozmowy tylko siedziała i kazała mówić, co mi ślina na język przyniesie. Nie było tak tylko na pierwszym spotkaniu, żebym "opowiedział o sobie", tylko ona w ogóle miała taka metodę.
08 Lut 2019, Pią 19:37, PID: 782227
(08 Lut 2019, Pią 18:22)Pan_S napisał(a): A to byli psychoterapeuci prywatni (płatni) czy "darmowi" z NFZ? Bo to, co opisujesz, bardzo przypomina mi moje wrażenia z kontaktów z psychologami z NFZ. U prywatnych nigdy nie spotkałem się z takim brakiem szacunku dla pacjenta. Może miałem szczęście. Natomiast zdarzyło mi się owszem zetknąć z niekompetentnymi psychologami płatnymi. Jedna pani np. nic w ogóle nie mówiła, nie dawała wskazówek co do rozmowy tylko siedziała i kazała mówić, co mi ślina na język przyniesie. Nie było tak tylko na pierwszym spotkaniu, żebym "opowiedział o sobie", tylko ona w ogóle miała taka metodę. W większości prywatni, za wyjątkiem tego, który wyrzucił mnie za drzwi (nawiasem mówiąc chyba dlatego, ze za mało kasy było w NFZ, choć nikt mi tego wprost nie powiedział). Osobiście w wielu psychologach/terapeutach widzę osoby pragnące podbudować swoje kruche ego kosztem osób słabszych, zagubionych i często o mniejszej wiedzy. Nie wiem czy to obiektywna ocena, być może odzywa się tutaj mój bunt pt. "nikt mi nie będzie mówił jak mam żyć" tudzież "nie pozwolę sobą pomiatać", w każdym razie tak to na chwilę obecną widzę.
08 Lut 2019, Pią 19:48, PID: 782229
Moje doświadczenia z terapeutami na NFZ (nieduże, tylko dwóch) są jak najbardziej pozytywne.
08 Lut 2019, Pią 19:57, PID: 782230
08 Lut 2019, Pią 20:05, PID: 782232
08 Lut 2019, Pią 20:39, PID: 782233
(07 Lut 2019, Czw 21:29)dziwożona napisał(a): Niektórzy się ze mnie śmiali, inni byli totalnie niekompetentni, wielu traktowało mnie z góry (przykład: "ale proszę nie używać takich określeń, to jest słownictwo zarezerwowane dla profesjonalistów, nie laików" w reakcji na użycie przeze mnie np. słowa "dystymia") Kiedyś miałem kolegę, który twierdził, że tego rodzaju "chłodne" traktowanie pacjenta jest częścią metody pewnego rodzaju terapii, którą określał jako "psychodynamiczną". Dla porównania mówił, że terapia, gdy terapeuta jest ciepły i życzliwy to terapia "humanistyczna", którą uważał za gorszą. Ja osobiście nie mogłem zrozumieć jak sytuacja, że terapeutka z uśmieszkiem przedrzeźnia mój sposób siedzenia na fotelu, miałaby mieć na mnie jakiś korzystny wpływ. Tym bardziej , że robi to przy całej grupie a wiedziała, że mam fobię społeczną (takie są moje wrażenia z terapii grupowej na NFZ).
08 Lut 2019, Pią 21:23, PID: 782236
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 08 Lut 2019, Pią 21:28 przez Żółwik.)
(08 Lut 2019, Pią 20:39)Pan_S napisał(a): Kiedyś miałem kolegę, który twierdził, że tego rodzaju "chłodne" traktowanie pacjenta jest częścią metody pewnego rodzaju terapii, którą określał jako "psychodynamiczną".Tak, w podejściu psychodynamicznym wystawia się czasem pacjenta na frustrację, wywołuje mechanizmy obronne, nad których interpretacją się potem pracuje. Terapeuta może być "chłodny" i czekać, aż pacjent zacznie mówić. Nie wszyscy dobrze znoszą taką terapię. Ja na nadmiar frustracji reaguję ucieczką i wtedy terapia bierze w łep. (07 Lut 2019, Czw 21:29)dziwożona napisał(a): ale proszę nie używać takich określeń, to jest słownictwo zarezerwowane dla profesjonalistów, nie laików" w reakcji na użycie przeze mnie np. słowa "dystymia")Ha, te terminy są wygodne i nie są zakazane dla laików. Ale rzeczywiście w terapii lepiej bardziej "przymiotnikowo" opisywać swoje przeżycia. Zamknięcie grupy objawów jakimś jednym słowem ma oczywiście tę zaletę, że jakoś porządkujemy swoją psychikę i przez to mamy subiektywną kontrolę i mniejszy niepokój. Raz mi psychiatra mówił: "ale niech Pan używa przymiotników".
15 Lut 2019, Pią 11:44, PID: 782992
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 15 Lut 2019, Pią 11:48 przez Żółwik.)
Dobre pytanie
"Skierowanie do poradni specjalistycznej ważne jest do chwili jego realizacji lub traci ważność z chwilą ustania przyczyny kierowania. Termin ważności skierowania nie jest ściśle określony, jeśli jednak skierowanie zostanie przedłożone do realizacji po zbyt długim czasie od daty jego wystawienia, lekarz może podjąć decyzję o konieczności zaktualizowania informacji o stanie zdrowia pacjenta celem zweryfikowania pierwotnej przyczyny kierowania". "Wyjątkami są: skierowanie na leczenie uzdrowiskowe, które podlega weryfikacji co 18 miesięcy, licząc od dnia jego wystawienia; skierowanie na zabiegi fizjoterapeutyczne w warunkach ambulatoryjnych, traci ważność, jeżeli nie zostanie zarejestrowane w zakładzie rehabilitacji w terminie 30 dni od daty wystawienia; skierowanie do szpitala psychiatrycznego, którego ważność wygasa po upływie 14 dni".
10 Mar 2019, Nie 15:25, PID: 784956
(15 Lut 2019, Pią 11:44)Żółwik napisał(a): Dobre pytanie Dobrze wiedzieć , dostałam pierwsze skierowanie do psychiatry na psychoterapię jakieś 6 lat temy, potem dwa lata później a ostatnie 2 miesiące temu ... jakoś nie mogę się przekonać czy zebrać w sobie aby się ruszyć i umówić.. z 10 lat /chyba/ wstecz byłam na psychoterapii indywidualnej u miłej Pani psycholog w Radzyminie , na NFZ - było bardzo sympatycznie, mogłam się wygadać a to wiele znaczy, bo nie chcę martwić rodziny swoimi stanami, znajomi mają swoje rodziny i problemy, więc im też nie zawracam głowy. Cóż jenak przerwałam terapię ...niestety jak nie wniesie się pracy własnej i zaprze w swojej niemocy to i dobry terapeuta nie pomoże. Generalnie jednak terapia indywidualna czy grupowa / jak komu w duszy bardziej odpowiada/ myślę , że jest pomocna ... liczę na to .....jak kiedys się zbiorę na to by do niej wrócić ,,,,,
20 Sty 2020, Pon 6:59, PID: 814425
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 20 Sty 2020, Pon 7:08 przez Bobek90.)
Witam po dłuższej przerwie.
Pewnie nie uwierzycie, minął ponad rok od kiedy otworzyłem ten temat, a ja w dalszym ciągu nie zapisałem się na żadną terapie. Nic nie zrobiłem w tym kierunku. I teraz żałuje, myślę sobie że jakbym jednak coś zrobił to może mimo całego mojego pesymizmu nie byłbym aż w takim . I myślę też że teraz to jest definitywnie za późno, 30-tka w tym roku stuknie. Dokładnie tak samo myślałem rok temu. I trzy lata temu. I... Jak to nazwać? Prokrastynacją? W dodatku od kilku miesięcy zaczeło mi się stopniowo pogarszać. Nie, to nie był spadek z przepaści ale powolny zjazd z górki. Z tygodnia na tygodnie człowiek tego spadku komfortu nie zauważa ale z miesiąca na miesiąc już tak. Powróciły stare mechanizmy. Na oglądanie pornosów znowu spędzam minimum kilkanaście godzin tygodniowo. I dużo kasy. Cholernie dużo. Obsesyjne myśli i kompulsje po krótkim okresie lekkiego wyciszenia znowu stają się obezwładniające. Pfuu. To są tak absurdalne myśli że mi i o tym tutaj wstyd pisać a co dopiero powiedzieć takiemu psychoterapeucie na żywo w cztery oczy. Mi samemu przed sobą jak się czasami nad nimi zastanawiam wstyd. Bo jak można się czymś takim absurdalnym aż tak przejmować. No jak? Co gorsza pierwszy raz od 2007 zadurzyłem się w jednej dziewczynie. Właściwie nie wiem jak do tego doszło, bardzo przyciągała moją uwagę więc czasami się zapomniałem i nasz wzrok kilka razy się skrzyżował na dłuższa chwile, i takie tam pierdoły. Do tego momentu OK bo i tak tego nigdy nie brałem na poważnie. Wszak mam Zespół Niedojebanie Uogólnionego (ZNU) więc i tak nie ma co się implikować. Na moje nieszczęście ona sama zaczęła się mocno implikować, ja jak zwykle zauważyłem to za późno i zinterpretowałem źle jej intencje więc z mojej strony przez jeszcze chwile było to samo, czyli raz jakieś spojrzenie w oczy raz udawanie że nie zauważam i patrzenie w drugą stronę. Poza "co słychąć" "cześć" też nie doszło do rozmowy jako takiej. No ale Ona w dalszym ciągu dawała wyraźnie do zrozumienia że nie obraziłaby się jakbym podszedł, tutaj opuściłem gardę i zacząłem fantazjować że może, że jednak, że mimo ZNU, jest to realne i się trochę zadurzyłem, choć akurat nie jestem do końca pewien czy w niej samej, czy w dziewczynie która istnieje w moich fantazjach. W tym momencie zacząłem robić dokładnie to samo co zrobiłem gdy zdarzyło mi się tak zafascynować kimś po raz pierwszy i ostatni, w 2007, czyli zesrałem się ze strachu - jak odpowiem to odkryje moje prawdziwe ja i wszyscy się dowiedzą, maska upadnie - i zacząłem ją ostentacyjne olewać. Ja to zrobiłem ze strachu, ale czuje się cholernie źle, bo z perspektywy normalsa zachowałem się jak zwykły gnój. Ostatnio tak przechodziłem, i akurat z kimś gadała, i jak zdała sobie sprawę że udaje że jej niewidzę, to aż się jej głos załamał. Nawet się nie odwróciłem bo nie byłem w stanie, czułem się sparaliżowany, ale mnie to tak cholernie zabolało, przez następny trzy dni nie mogłem o niczym innym myśleć. W końcu po kilku tygodniach dała spokój. A ja mam teraz cholernego potwornego doła. Już było źle ze mną przed tym. Do tego zauroczyłem się i choć staram się nie myśleć o niej już tego nie potrafię nie robić. W dodatku czuję się źle, bo wyobrażam sobie jak mogła odebrać moje zachowanie, w sumie to chyba lepiej czułbym się gdyby ona mnie tak potraktowała i zaczęła olewać. Teraz oprócz depresji mam jeszcze wyrzuty sumienia. I nie, w tym punkcie już nawet nie będę w stanie się ich pozbyć, nie ma teraz opcji żebym się teraz przełamał i spróbował jej wytłumaczyć, teraz dosłownie dostaje paraliżu kiedy wiem że jest w pobliżu, nie ma już momentów zapomnienia w których zapominam że mam ZNU. Ech, nie wiem, to wszystko plus 30-tka za chwile, sprawia że czuje się bardzo źle i bardzo niestabilnie emocjonalnie. W jednej chwili jestem jakby w stanie euforii i myślę że jak w dalszym ciągu takie dziewczyny potrafią się tak mną zainteresować to może jeszcze do końca nie straciłem mojego życia i może warto pójść na terapie i trochę naprawić moje życie, z drugiej strony w następnej chwili spada mi strasznie humor i myślę że nigdy nie będę w stanie już naprostować mojej psychiki i że samobójstwo w wieku 29 lat brzmi w sumie fajnie, a przynajmniej lepiej niż wegetacja na 30-stce. Spokojnie, to tylko analiza wstępna, więcej mojego fantazjowanie, bo pewnie nawet na to nie miałbym jaj. Ech... chyba muszę iść na te terapie, bo przez to wszystko perspektywa dalszego wegetowanie już mi zwyczajnie nie starczy, czasami mam poprostu ochotę płakać. W 2007 się zakochałem, zrobiłem mniej więcej to samo, i pamiętam że 2 lata zajęło mi przestać czuć żalu z tego że nie potrafiłem. Czasami się boje żeby teraz nie zdarzyło mi się to samo. PS. Trochę się wyżaliłem, wyrzuciłem to z siebie, może trochę mi lżej teraz będzie.
20 Sty 2020, Pon 8:02, PID: 814426
Cześć, tak czytam i myślę nad czym się jeszcze zastanawiasz. Co Ci zależy? Lata lecą, twoje dotychczasowe działanie nie przynosiło oczekiwanych efektów, więc powinieneś iść na terapię. Terapeuta wysłucha Cie i doradzi, a w gruncie rzeczy właśnie tego potrzebujesz. Pozdrawiam
20 Sty 2020, Pon 8:11, PID: 814427
(20 Sty 2020, Pon 6:59)Bobek90 napisał(a): Witam po dłuższej przerwie.Wierzymy, prokarastynacja i te sprawy czyli standard. Idrze czlowieku do nie zagadaj jakos normalnie jak po prostu do drugiego czlowieka. Podejdz do tego w ten sposob ze chcesz pogadac, poznac nowa osobe bez zadnych oczekiwan. Zanim sie zbierzesz na terapie, zanim stwierdzisz albo i nie, ze wedlug twoich standardow wyszedles juz na tyle na ludzi, ze mozesz sie czuc "godny" zeby ktos sie Toba zainteresowal to ona i tak juz zniknie z Twojego zycia a wraz z nia szansa. Tak wiec nic ale to kompletnie nie tracisz. Tym bardziej ze nie masz juz 20 lat i wszystkiego jeszcze przed soba.
20 Sty 2020, Pon 16:01, PID: 814452
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 20 Sty 2020, Pon 16:15 przez Bobek90.)
(20 Sty 2020, Pon 8:11)Szinuja napisał(a):(20 Sty 2020, Pon 6:59)Bobek90 napisał(a): Witam po dłuższej przerwie.Wierzymy, prokarastynacja i te sprawy czyli standard. Ja wiem że masz racje, ale to nie takie proste dla mnie. Ja mogę zagadać do kogoś tak normalnie jak za tym nic nic nie wiąże się poza kurtuazją i pogadaniem z kimś o dup*e Maryni, ot tak bo siedzenie w ciszy mnie stresuje bardziej niż taka rozmowa bez prawdziwej zawartości w środku. Z nią już nie będę w stanie tak rozmawiać. Cholera, mnie często stresuje zostawanie z chłopakami którzy teoretycznie mogliby stać się moimi znajomymi także poza pracą, mimo że w grupie na przerwie nie mam z tym większych problemów i potrafię gadać najwięcej. I nagle 1 na 1 nie wiem co powiedzieć żeby było wystarczająco interesujące. Zaczynam być spięty, nie chce żeby było to widać, więc staje się jeszcze bardziej spięty. Chce powiedzieć że to nie jest pierwsza dziewczyna która wyraża mną zainteresowanie, choć musiałbym się mocno cofnąć w czasie kiedy ostatnio byłą taka która robiła to tak długo i tak nachalnie mimo mojej (nie)reakcji, i ja zawsze reagowałem wycofaniem. Zawsze. Różnica jest taka że akurat teraz coś poczułem i moja niemożność boli mnie wyjątkowo bo nagle chciałbym bym akurat z tą dziewczyna a nie dziewczyną w ogóle. "Godny" nie jest tutaj odpowiednim słowem. Bo tutaj chodzi chyba bardziej o suche stwierdzenie faktu że mam pierdylion zaburzeń, w tym prawdopodobnie Fobia Społeczna, Osobowość Unikająca, ZOK, uzależenienie od pornografii, itd. Nigdy nie byłem w żadnym związku więc nie mam kompletnie żadnego doświadczenie w niczym, a od 10 lat praktycznie nie mam życia towarzyskiego, trochę taki hikikomori. To nie jest poczucie braku godności, to suche fakty, jestem mocno chory, i ja tego nie przeskoczę ot tak o. Ona tego nie wie bo nie może wiedzieć. Nie powiesz komuś kto siedzi na wózku inwalidzkim żeby tak normalnie i po prostu poszedł pobiegać jak normalny człowiek, prawda? Ostatnio w momentach chwilowej euforii mam poczucie że jakbym ostro przepracował najbliższe kilka-kilkanaście miesięcy (terapeuta, wyjście z nałogu, złapanie gdzieś doświadczenia choćby za kasę, itd.) to może mógłbym doświadczyć chociaż część z tych rzeczy których doświadczają normalni ludzi a których ja nie. Że jest cholernie późno ale jeszcze nie za późno na wszystko. Nie ukrywam że zainteresowanie z jej strony trochę podniosło moją samoocenę, bo jednak jest cholernie ładna. To nie pierwszy raz kiedy takie coś mnie spotyka, ale ja myślałem że już za stary jestem żeby dalej wzbudzać takie zainteresowanie. Ale mam też poczucie że za kilka miesięcy, nawet jakbym czuł się na siłach czegoś próbować, to nie byłoby to z nią, bo w najlepszym przypadku będę wtedy dla niej obojętny, w najgorszym będzie miała do mnie pretensje i zadrę. Albo znienawidzi, nie byłby to pierwszy raz. Dlatego staram się już o niej nie myśleć i nie fantazjować, a najgorsze jest już fantazjowanie że może za kilka miesięcy w dalszym ciągu miałbym szanse, bo to tylko sprawi że będzie trzymało mnie mocniej to wszystko i dłużej nie puści. Tego się boje, czy będę w stanie rzeczywiście przestać myśleć o niej. Na razie nie zawsze mi to wychodzi. Ale jest chyba trochę lepiej. W tamtym tygodniu nie byłem w stanie się skupić na niczym innym, nie mogłem obejrzeć filmy czy odpalić gry. Ostatnio jednak jakby dużo miej o niej myślę czy fantazjuje. A jakbym miał znaleźć krople wody w tej pustej szklance, coś pozytywnego, to będzie to że prawdopodobnie za sprawa tego doświadczenia zdecyduje się spróbować terapii. A w każdym razie nie ciągnąć długo więcej wegetowania. Teraz dopiero czuje jakie to wegetowanie jest w gruncie rzeczy smutne. Tak to teraz widzę.
20 Sty 2020, Pon 22:08, PID: 814484
Tylko wiesz jest cos takiego, ze im bardziej czegos unikasz to tym bardziej to bedzie urastac do rangi problemu nie do rozwiazania i tym bardziej Twoja wyobraznia bedzie idealizowac wszystko co by bylo gdyby, tym samym wpedzajac w wieksza frustracje. Dlatego wydaje mi sie ze lepiej zrobic cos, jakimis malymi kroczkami chocby, co sprawi, ze w ktoryms momencie swojego zycia, byc moze juz przy jakiejs innej kobiecie nie bedziesz ciagle stal przed ta sama sciana. Wiem ze to sie latwo pisze.
04 Lut 2020, Wto 10:27, PID: 815224
(17 Lis 2018, Sob 14:49)Zasió napisał(a): Nie wiem. Mnie przez 6 lat nic nie pomogło. Faktycznie, jak już zabierasz się do szukania, to cholernie trudno w tym wszystkim się połapać. Jeśli szukasz pod zaburzenia guugel niezbyt dobrze się spisuje, szukając według najlepszych specjalistów indywidualnie wyskakują Ci jakieś rankingi które wyglądają mi na trochę z d*py wzięte, dlatego zapisałem się do (podobno) największej sieci prywatnej w kraju w którym mieszkam. Jedną lokalizacje mają dosłownie 15 minut piechotą od miejsca mojego zamieszkania, w tym momencie to plus. Do tego akurat w tym lokalu oprócz psychologa jest i psychiatra (choć akurat prochów na pewno nie będę brał). Według ich strony pracują między innymi nad fobia społeczną (CBT, ekspozycja, umiejętności społeczne), ZOK (ekspozycja), czy uzależnieniami (CBT). Trochę martwi mnie że nic na ich stronie nie ma o zaburzeniach osobowości - osobowość unikająca to chyba jednak nie to samo co fobia społeczna - a no mojego iimajla z zapytaniem sprzed kilku dni nie odpowiedzieli, dranie. Jasne, mogłem zadzwonić żeby się spytać, haha. Anyway, w tym momencie szukanie jakiegoś indywidualnego specjalisty dobranego pod moje Niedojebania ma dla mnie taki sens jak szukanie przygody na tinderze - zwłaszcza że nie jestem do końca pewien pod co konkretnie mam szukać - dlatego na dobry początek Oni to chyba dobry wybór. Bliskość, CBT, ilość psychologów. Zobaczymy. Zapisałem się, zobaczymy czy i kiedy zadzwonią, ha. Teraz pytanie, jak do tego podejść. O ile wcześniej myśl o terapii być może dawała odrobinę nadziei, a z pewnością nie denerwowała mnie, w momencie gdy terapia stała się realna alternatywą zacząłem się stresować. Jednak przez te kilkanaście lat zdążyłem nieco zdziwaczeć, zwłaszcza w ostatnich kilku latach niektóre myśli czy obsesje która miałem są tak absurdalne że sam, w momencie gdy się nimi nie stresuje, czuje się nimi zawstydzony i zażenowany. Co radzisz Zasió, puszczam bombę na raz od razu bez zbędnych ceregieli i racze Panią psycholog historią mojego życia, czy trochę po trochu? Musze przyznać że nie wyobrażam sobie tego pierwszego na razie, ciekawi mnie twoja opinia i doświadczenia w tym temacie. Aha, myślałem żeby w jakimś dzienniku wypisać zaburzenia które według mnie mam, może spisać pokrótce historie moich dolegliwości, doświadczeń które według mnie wpłynęły na taką a nie inna osobowość, i wręczyć terapeutce przy pierwszej wizycie, ot, żeby zaoszczędzić trochę czasu i przełamać pierwszy lody. Co o tym myślisz?
04 Lut 2020, Wto 18:51, PID: 815241
Dobrze kombinujesz , wiem, że może być ciężko z tymi rzeczami, których wstydzisz się już sam przed sobą, ale inne podejście nie ma sensu. Jak będziesz przez rok opowiadał tylko co i jak, to pewnie pan terapeuta będzie szczęśliwy, że hajs się zgadza, ale nie tylko o jego hajs tutaj chodzi. Zresztą tak profesjonalnie to i tak od razu powinni cię oprosić o całą historię życia, żeby wiedzieć co i jak. może sami poproszą, żebyś to spisał, a jak nie, to sam zaproponuj, że dostarczysz im życiorys na piśmie. Tak czasem ąłtwiej uchwycić w zwięzłej formie więcej konkretów.
No i ważna jest reakcja na ten życiorys. Czy przemilczą, czy omówią i wykażą zrozumienie, czy ogarną ogrom s+, czy nie. Może nie na pierwszym spotkaniu, bo na początku to zawsze "ja rozumiem, no tak,no tak, będziemy pracować", ale generalnie po autoprezentacji powinno być z drugiej strony coś wincyj niż ogólne współczucie, ajkieś podsumowanie, wyciągnięcie wniosków, wskazanie problemów itp. Tak w każdym razie kombinuję po tych moich terapiach. Chociaż oczywiście to jeszcze niczego nie przesądza, jest po prostu niezłą prognozą, liczy się metoda, profesjonalizm itp. w tym co dalej...
04 Lut 2020, Wto 20:23, PID: 815252
@Bobek90, tak, opowiedz historię życia i kontekst problemów na początku. Możesz nawet zastanowić się, jakie utrwalone przekonania Ci towarzyszą.
CBT nie polega na długoterminowym docieraniu do jakiegoś hipotetycznego źródła problemów w dzieciństwie itp., więc nie wałkuje się historii życia przez całą terapię, przedstawia tylko jasno na początku. To, że zauważasz absurdalność swoich objawów, to dobry prognostyk. Dobry terapeuta raczej nie pozwoli się niczym zaskoczyć. Powinien niejedno w swojej praktyce słyszeć.
12 Lut 2020, Śro 13:29, PID: 815657
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 12 Lut 2020, Śro 13:34 przez Bobek90.)
Byłem. Jak usłyszałem że budżet za 6 miesięcy terapii (20 sesji plus 3 po terapii) wynosi 1440 euro to mi szczęka opadła. 62 euro za sesje. Z drugiej strony dużo taniej w sektorze prywatnym nie znajdę, minimum to i tak 50 euro.
Nie wiem w sumie co powiedzieć. Napisałem na kartce co według mnie mam, ale terapeutka nie chciała wziąć, wolała żebym sam coś opowiedział o mnie i co mi dolega. Ja gadałem, oni mi się nachalnie patrzyła w oczy, czasami coś komentowała. Ja jej że od 10 lat nie mam życia towarzyskiego, a ona jako to możliwe, przecież jestem taki sympatyczny, lol. I tak w sumie prawie w ogóle nie skomentowałem mojego dzieciństwa. Trochę za bardzo się skoncentrowała na moim komentarzu nad tym że zastanawiałem się czy przecięcie żył boli, nie chce terapii na depresje, mam nadzieje że nie pójdzie to drogą. Potem zaprowadziła mnie do koordynatora żeby przejść do tematów finansowych. Miły gość, Auschwitz odwiedził, a Polki wydają mu się bardzo ładne, ale tak zachwalał terapie - tylko trzeba być optymistą i robić wszystko co powie Pani terapeutka, i nie opuszczać sesji- że w momencie gdy wyciągnął kontrakt do podpisania miałem trochę uczucie jakbym właśnie kupował karton spodni na jakimś bazarze Podpisałem, bo w sumie... no nie wiem, i tak nie mam alternatywy. W publicznej żeby zaliczyć 20 sesji potrzebowałbym pewnie z 2 lata, a ta sieć klinik jest ponoć największa w kraju w którym mieszkam. Najlepsze Najgorsze w tym wszystkim że ta cena wymaga tego bym podszedł do tej terapii poważnie. Innymi słowy, jako człowiek srogo uzależniony od pornografii, przynajmniej 6 miesięcy muszę wytrzymać żeby ten wydatek miał jakikolwiek sens. Od dwóch tygodni wytrzymuje, i już mnie czasami nosi. Ciekawe jak ja tego mam niby dokonać. Najpóźniej za parę tygodni seans na ponhubie będzie mi się jawił niczym spełnienie moim najskrytszych marzeń i realizacja wszelkich życiowych aspiracji. |
|