12 Mar 2011, Sob 22:29, PID: 243259
ej, ale kolega wypisał trochę więcej rzeczy i zmian jakie wprowadził w swoje życie, a nie tylko stanie przed lustrem, więc przestańcie ciągle to cytować...
12 Mar 2011, Sob 22:29, PID: 243259
ej, ale kolega wypisał trochę więcej rzeczy i zmian jakie wprowadził w swoje życie, a nie tylko stanie przed lustrem, więc przestańcie ciągle to cytować...
12 Mar 2011, Sob 23:11, PID: 243269
gemsa84 napisał(a):mnie sie wydaje, że każdy post typu "udało mi się i chcę sie z wami tym podzielić" jest odbierany na tym forum negatywnieA mnie się wydaje, że jeden post wprowadził zamieszanie, bo co to znaczy, że chcemy tkwić w fobii? Tzn. nie chcemy stosować tych rad, więc chcemy tkwić w fobii? To dość jasne, że te sposoby nie działają na tych, którzy je krytykują, bo nie są to żadne oryginalne pomysły. Nie ma jednego sposobu i te rady są nieadekwatne dla innych charakterów/osobowości/problemów. Dlatego jak ktoś prezentuje postawę 'ja tu ci podsuwam pod nos sposób jak z tego wyjść', to spotyka go sprzeciw. Bo po prostu to nie jest ten sposób, nie dla ludzi, którzy nie mają siły i motywacji. Później się wczytam dokładniej co ZielonaMila napisał i może się do tego odniosę, ale mnie się wydaje, że głównym sposobem była duża motywacja. Reszta to tylko porządkowanie sobie życia. I mam nadzieję, że kiedyś też taki post napiszę i nawet zaryzykuję zjechanie mnie na forum
12 Mar 2011, Sob 23:26, PID: 243276
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 12 Mar 2011, Sob 23:27 przez BlankAvatar.)
zbyt duża dawka optymizmu. fakt
tłumaczenie dla fobika mariana: autor wątku ma w zasadzie rację. być może jesteś niezwykle inteligentnym człowiekiem, a życie dało ci już sporo w kość, ale jeśli całkowicie nie zgadasz się z autorem tematu- to się po prostu mylisz. przyjmij to jako fakt. być może przeszkadza ci w tym momencie nasilający się epizod depresji, ale musisz przyjąć do świadomości, że twój światopogląd jest dość mocno odrealniony. powiesz, że ch*e życie i twój własny, racjonalny sposób myślenia nauczyło cię tego. fachowcy powiedzą o zniekształconych procesach poznawczych lub o zaburzonej neurochemii mózgu. połowa z tego co myślisz o sobie i o otaczającym świecie nadaje się do kosza. przyjmij to do wiadomości. jesteś trochę idiotą. im bardziej upierasz się przy tym, że fobia jest nieuleczalna, bo ty jesteś jaki jesteś, a ludzie wokół jeszcze gorsi, to tym bardziej udowadniasz swoją głupotę. każdy fobik myśli/myślał w ten sposób. ja też. to jest pierwsza, fundamentalna sprawa - musisz uzmysłowić sobie, że twój proces myślenia szwankuje. badania naukowe potwierdziły, że fobicy odbierają świat w trochę inny sposób niż inni ludzie. dla nas większość (lub wszystkie) sytuacje społeczne to zagrożenie (lub wyzwanie) gdzie musimy udowadniać (sobie) że potrafimy poradzić sobie z nimi jak wszyscy inni (to już jest błędne podejście). następnie, analizując nasze zachowanie skupiamy się na negatywnych skutkach, które odczuliśmy (kolejny błąd). stany depresyjne, gdzie następuje obniżenie poczucia własnej wartości 'naturalnie' wzmacniają negatywne odczucia i spaczone przekonania. następuje 'sprzężenie zwrotne': skutkiem myślenia depresyjnego, uczucia blokady lub nerwic, twoje interakcje społeczne nie wyglądają tak jak byś chciał - udowadniasz sobie (umacniasz przeświadczenie) że jesteś dziwny, inny (że jesteś fobkiem, że taki już się urodziłeś). twoje myślenie wydaje ci się logiczne -ale tylko dlatego, bo nikt nie wytknął błędu w twoim procesie rozumowania. autor wątku zastosował u siebie quasi terapię poznawczo-behawioralną. dowodem na to, że to działa jest choćby on sam. i nawet jeśli ma inne zaburzenia psychiczne -to co? pozbył się fobii społecznej w wystarczającej mierze. nawet jeśli nie byłoby to całkowite wyleczenie, to gra jest warta świeczki. jako fobik, nie masz za dużo do stracenia trochę pokory - nawet jeśli nie wierzysz w zielone mile, to idź do specjalisty. nawet jeśli nie uda ci się wyleczyć w 100%, to lepiej zrozumiesz siebie i nauczysz się pracować na sobą. można wieść (nawet jeśli nie wymarzone) to i tak szczęśliwe życie...
13 Mar 2011, Nie 0:04, PID: 243282
BlankAvatar napisał(a):zbyt duża dawka optymizmu. fakt+1 Wszystko sprowadza się do myślenia.
13 Mar 2011, Nie 1:35, PID: 243303
gemsa84 ma racje .Też zauważyłem że każdy kto pisze o wyleczeniu z fobii ,jest uznawany za wariata,świra itp.No bo jak to się mógł wyleczyć, jak to nieuleczalne(z punktu widzenia forumowych informacji ).
No ale parę rzeczy jednak mi się u zielonejmili nie podoba. Cytat:Dzisiaj po półrocznym życiu w cieniu i mroku w moim życiu znowu jest słońceCzytając ten tekst nie wiem co myśleć.Długo tej fobii społecznej nie miałeś Moim zdaniem miałeś depresje ,z którą udało ci się skutecznie uporać.Przy depresji miałeś lęki (fobie społeczną).Zgadłem ?jeśli nie, to napisz jak długo męczyłeś się z fobią społeczną.
13 Mar 2011, Nie 1:45, PID: 243304
Ktoś wyżej napisał mądrą rzecz, że na jednego to, na innego tamto. Dla mnie takie rady będą nieprzydatne, a i mogę sądzić, że dla innych być może skuteczne, ale jest to półśrodek - mam do tego prawo. Osobiście czegoś innego oczekuję od terapii, i czym innym jest dla mnie zdrowie.
13 Mar 2011, Nie 1:46, PID: 243306
BlankAvatar napisał(a):im bardziej upierasz się przy tym, że fobia jest nieuleczalna, bo ty jesteś jaki jesteś, a ludzie wokół jeszcze gorsi, to tym bardziej udowadniasz swoją głupotę. To ja nie jestem fobikiem Wierzę, że się da, stopniowo. BlankAvatar napisał(a):i nawet jeśli ma inne zaburzenia psychiczne -to co? To że gigantyczną różnicę robi przedstawienie problemu: ja sobie poradziłem tak i tak - fajnie, może i mi się uda. Mógłby to być jednoznaczny pozytyw, dużo tu przecież takich myśli nie ma. Natomiast te kilka zdań, przypomniało mi raczej słowa osób, które mówią właśnie jakby znały prawdę najprawdziwszą. No i dlaczego po prostu tego nie zrobisz? Bo chcesz mieć fobię. Ktoś walczy usilnie na różne sposoby, widzi jakąś poprawę po długim czasie dzięki pracy nad sobą, a nagle ktoś mu mówi, że się nie stara, że chce mieć fobię.
13 Mar 2011, Nie 2:23, PID: 243308
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 13 Mar 2011, Nie 11:26 przez wombat.)
Heh, przyznam, że też miałam ochotę nasmarować posta podobnej treści co ZielonaMila, ale może nie potrafiłabym go obronić. Kilka lat temu sama uznałabym, że jesli ktoś wyszedł z fobii i teraz wypisuje takie rzeczy, to pewnie nigdy jej nie miał, teraz wydaje mi się, że nie mamy prawa osądzać co kto przeżył albo czego nie przeżył i nie możemy dzielić fobikow czy kogokolwiek na "prawdziwych" i "nieprawdziwych", takimi rzeczami zajmuje sie Jarek K.
Rozumiem i podzielam hiperoptymizm ZielonejMili, bo samej udało mi się dojść do takiego etapu, że w 90% to ja decyduje o sobie, a nie wszystko dookoła mnie. Pracowałam i przeżyłam, znowu studiuję i nawet odzywam się na zajęciach i sprawia mi to przyjemność. Nadal nie mam odwagi zjeść kanapki na przerwie, ale i tak jest o niebo lepiej niż było kilka lat temu. Myślę, że nigdy nie będę w stanie zrobić niektórych rzeczy czy podjąć się niektórych zajęć, ale dochodzę do wniosku nie nie potrzebuję się rzucać na niewiadomo co, w większości sytuacji udaje mi się już osiągnąć wystarczający poziom swobody, żeby zapomnieć, że kiedyś byłam przekonana, że "normalność" jest niemożliwa. Jak? Najpierw była depresja przez trzy lata, potem urojenia, napady paniki i totalna izolacja. Brałam leki i chodziłam na terapię grupową i indywidualną, o ile tabsy spełniły swoją rolę, to obie terapie wspominam jako żenujące, tylko utwierdziły mnie w tym, że jestem "nienormalna" i trzeba mnie specjalnie traktować (nieprofesjonalni prowadzący? może) i wtedy zaczęłam się buntować przeciwko swojemu dotychczasowemu myśleniu i byciu postrzeganą jako ktoś kto potrzebuje specjalnego traktowania, więc może, o ironio, terapie spełniły swoje zadanie, ale nie myślę o tym w ten sposób. Wiem, że sama wykonałam przez kilka lat ogromną pracę, żeby być tu gdzie jestem teraz. Narastający wk*** i niezgoda na niemożliwość robienia tego co lubię (paralizujący strach) jakoś zaczęły łamać shcematy, jakimi myślałam wczesniej. Nie wiem, ale po tej koszmarnej depresji trzyma sie mnie przekonanie, że już nic nie jest w stanie mnie złamać, skoro przezyłam tą depresję, paskudne urojenia i próbę samobójczą (a jak!). Kilka praktycznych rzeczy: - język obcy: zawsze lubiłam angielski, porozumiewam sie nim swobodnie i łatwiej jest mi wyrażać myśli w obcym języku = latwiej sie odezwać publicznie (dlatego, że nawet rzeczy, których sie wstydze nie brzmia tak dobitnie w obcym języku i stają sie mniej osobiste = dystans, takie są moje odczucia). Zdarzyło sie tak, że znalazłam sie na kilka miesięcy wśród zupełnie obcych ludzi, nie z własnej woli, z którymi rozmawiałam tylko po angielsku i dostałam takie wsparcie, o jakim nigdy bym nie sniła w tym kraju, nigdy nie wspominałam o swoich problemach, nazywając je fachowymi terminami, jesli mowiłam o nich to tak, że sprawiały wrażenie problemów "normalnego człowieka", nie przedstawiałam siebie jako osoby, z która cos jest nie tak. Nie chce tu włazic na tematy z cyklu "że Polacy to sa tacy...", ale trzeba przyznać, że na codzień trudno znaleźć zrozumienie w narodzie, nawet wśród znajomych Spotkanie z jakby nie było obcą kulturą dało mi trochę świeżego spojrzenia. Swoją drogą to ciekawe jak język odzwierciedla nasze postrzeganie, posługiwanie się obcym językiem pomogło mi złamać schematy myslowe, - wyrzucenie żalów rodzicom, wręcz oskarżenie ich o swoją sytuację, oczyściłam atmosferę, poukładalam sobie relacje z nimi, nie unikam ich, oni poznali mój problem, a nwet okazało sie, że moja mama i babcia przez całe życie zmagały się z fb, - pies. Nie ma siły, trzeba z nim wychodzić na dwór, więc zaczęłam sama wychodzić z domu (nie do pomyslenia kiedyś), bo pies nie da o sobie zapomnieć, a patrzenie jak się nudzi dobija. Teraz wychodząc nie jestem sama i naturalnie moja aktywność "na zewnatrz" jest większa, biegam, rzucam mu piłkę, zamiast w kapturze przemykać pod ścianą. A jak pies chroni mnie zazdrośnie przed innymi kundlami i obcymi ludźmi, to jestem szczęśliwa, że mam takiego towarzysza, - kiedy odnowiłam stare znajomości, które zerwałam jak męczyła mnie depresja, okazało się, że właściwie każdy ze starych znajomych zmaga się ze sobą i można z nimi rozmawiac otwarcie, bez wstydu, że zostanie sie posądzonym o bycie świrem, a ze swoich kompleksów zaczęłam żartować, -gry online - to ponoć samo zło (na szczęście wszelkiej maści naukowcy wpadli już na to, że gry mogą pomagac w walce z fobiami), ale kontakt z ludźmi, który nie jest "oko w oko", ale jednak jest pomógł mi zacząć zabierać głos, na początku pisemnie, i poczuć sie docenioną za to, że jestem w czyms dobra, nawet jeśli to jest tylko udział w "głupiej" rozrywce, bo okazało się, że moje umiejętności sa niezbędne całej grupie osób - ktos mnie docenia i potrzebuje. Kiedys nie potrafiłam się wyluzować nawet w necie, jedno niewygodne słowo i rezygnowałam z przyjemności grania, żeby nie byc tą, której coś wytknięto, a o czym po 5 minutach i tak juz nikt oprócz mnie nie pamietał. Uff, dużo mi tu tego wyszło. Pozdrawiam. troche offtop? czy nie?
13 Mar 2011, Nie 13:50, PID: 243343
ZielonaMila napisał(a):... Wg mnie nie ma czegoś takiego jak FOBIA SPOŁECZNA. To tylko nie posiadanie takich rzeczy jak pewność siebie , brak asertywności , nieśmiałość. ...Czego nie ma, a co jest? 1. Po pierwsze piszesz o czymś. O czym piszesz jak tego nie ma? 2. Poza tym nazywasz to "tym", a na dodatek piszesz, czym to "coś" jest. Dokładnie wymieniasz. 3. Więc czego nie ma, a co jest? 4. Może masz na myśli, że fobia społeczna to nie jest choroba? 5. Co za różnica, czy to choroba, czy nie? Nazwy to kwestia umowna. Jak to nie choroba, tylko zespół jakichś braków, dolegliwości to nie zmienia się faktu, że ludzie potrzebują pomocy. 6. Czy z tego, że to nie choroba lub nie ma f/s wynika, że wszystkim cudownie ustąpią objawy niewiadomoczego? Nie. Myślę, że nazwanie czegoś i używanie tej nazwy nie przynosi żadnej szkody. 7. Dziwi mnie fakt, że jako lekarz (tak masz w profilu), twierdzisz że nie ma fobii społecznej. a) Czy społeczność lekarska w jakiej jesteś też podziela ten pogląd? - jeśli tak to jaka to społeczność? - jeśli nie, to co na to mówią? - czy jesteś samozwańczym psychologiem, czy mógłbyś pokazać skan odpowiednich dokumentów to stwierdzających? Nie chce mi się czytać całego wątku, ale pewno to zrobię, wtedy tu coś dopiszę. edycja1, @ZielonaMila, post No243111: Opisałeś swoją historię bardzo zdawkowo. Dwa miesiące nie wychodziłeś z domu? Masakra, toż to chyba najcięższy przypadek f/s społecznej, z jakim się zetknąłem w życiu. Wybacz ironizowanie, ale po pierwszym poście, to ja myślę, że Ty miałeś po prostu załamanie i kto wie, czy po prostu nie lekkie. (zastrzegam, to są moje wrażenia po przeczytaniu postu no243111) Tak jeszcze dopowiadając, to najczęściej z bagna nie sposób się wydostać samodzielnie (zwłaszcza po przekroczeniu pewnego "progu"). edycja2, @ZielonaMila, post No243172: Problem może polegać na tym ZielonaMila, że Ty wiesz, co czułeś Ty, ale nie wiesz, co czują inni. Może byli niżej niż Ty? Krótko pisząc, może ktoś jest/był w bardziej beznadziejnej sytuacji, może był bardziej chory. Tak, bo ta dolegliwość upośledza. To nie jest normalne. To jest niezdrowe. To jest chore. Tak, stan braku równowagi psychicznej, normalności, zdrowia, to stan chorobowy. Oznaką tego, jak wiele ktoś przeszedł, jest dla mnie pokora. Nie widzę u Ciebie obfitości pokory. Tak, to że ktoś "czuje potrzebę" pozostawania w chorobie może mieć miejsce. Taki stan też nie jest stanem normalnym/zdrowych, jest stanem chorobowym. @anikk, post No243174: Faktycznie, może występować wiele przeszkód realnie uniemożliwiających walkę z przeciwnościami. Niektóre (czasem) takie przeszkody mogą być urojone. Czasem trzeba przejść żałobę, odżałować czegoś, wypłakać. Taka umiejętność jest cenna. Chyba pozwala pozbyć się negatywnych emocji związanych z czymś, przynajmniej do pewnego stopnia. @Luna, post No243176: Co do afirmacji mam niestety to samo. :< edycja3: Dalej już piszecie takie same myśli, jakie mam ja. Nie chce mi się, ani tego powtarzać, a tym bardziej opracowywać (pisać, redagować).
13 Mar 2011, Nie 14:30, PID: 243351
trochę mnie tacy ludzie jak ZielonaMila denerwują.
podejście (poniekąd) ma prawidłowe, dopóki nie okaże się, że jest naciągaczem czy z sekty jakiejś. przez takie przypadki ludzie zrażają się do metod, które rzeczywiście są pomocne. to że techniki relaksacyjne i zmiana nastawienia, są podstawowymi strategiami w pokonywaniu fobii, jest faktem. to że fobię najlepiej leczyć bez leków - powie ci każdy psycholog czy psychiatra, który tym się zajmuje. zresztą, to logiczne. z fobii nie można też robić sobie 'usprawiedliwienia' na życie. stąd jego podejście, że fobii 'nie ma'. chodzi po prostu o to, żeby przestać się tym przejmować. nie da się wyleczyć z fobii metodami poznawczymi, jeśli ciągle robisz z tego problem, dramat, albo cofasz się, bo uznajesz siebie za najcięższy przypadek w historii. gorzej jak mila zacznie przekonywać, że leków w ogóle nie powinno się brać, a tylko jego sposoby są najlepsze, jeśli zacznie podszywać się pod psychologa, a swoje ip będzie ukrywać. ciekawe jak się nasz zielonek do tego odniesie.
13 Mar 2011, Nie 14:52, PID: 243359
BlankAvatar napisał(a):z fobii nie można też robić sobie 'usprawiedliwienia' na życie. stąd jego podejście, że fobii 'nie ma'. chodzi po prostu o to, żeby przestać się tym przejmować. nie da się wyleczyć z fobii metodami poznawczymi, jeśli ciągle robisz z tego problem, dramat, albo cofasz się, bo uznajesz siebie za najcięższy przypadek w historii.Tutaj masz rację. Ale post ZielonejMili zrozumiałam dosłownie, pisał, że nie ma fobii, jest tylko nieśmiałość itd. Zawsze jest fajnie, gdy ktoś opisze swoją udaną walkę z fobią. To jest potrzebne, dużo tutaj zdołowanych ludzi, a czytanie takich historii daje nadzieję na pozytywne zakończenie własnej walki z fobią. Ale nie podoba mi się taka postawa: wy wszyscy macie robić dokładnie to co ja, a jeśli nie chcecie, to znaczy, że chcecie mieć dalej fobię Michał bardzo dobrze to opisał k: wombat napisał(a):Heh, przyznam, że też miałam ochotę nasmarować posta podobnej treści co ZielonaMila, ale może nie potrafiłabym go obronić.Ale po co miałabyś bronić swoich postów? Mogłaś jak najbardziej opisać swoją historię (no, teraz już to zrobiłaś), odpowiedzieć na ewentualne pytania, a gdyby ktoś nie uwierzył, to trudno, jego sprawa. wombat napisał(a):troche offtop? czy nie?Nie : ) Przyjemnie mi się czytało Twojego posta i z większością rzeczy się zgadzam. Czyli można jednak opisać swoją historię bez krytykowania innych : )
13 Mar 2011, Nie 15:17, PID: 243369
wombat, tak trzymaj - Twoja historia jest Twoją historią, nie można jej zaprzeczyć, więc czego miałabyś się bać. Zresztą miło się czyta Twoje posty, wydajesz się taką ciepłą osobą
Mnie generalnie drażni postawa specjalisty od cudzego życia. Ale co do tej fobii, to ja inaczej zrozumiałam: że nie ma fobii, bo to nie sama fobia jest problemem, a to z czego wynika, czyli niepewność siebie, nieśmiałość itd. Czyli że zwalczać trzeba ten konkretny problem, a nie ogólną fobię, która jest tylko nazwą. ZielonaMila nie może być lekarzem, lekarz nie odradza stosowania leków nie znając konkretnego przypadku
13 Mar 2011, Nie 15:28, PID: 243372
anikk napisał(a):wombat, tak trzymaj - Twoja historia jest Twoją historią, nie można jej zaprzeczyć, więc czego miałabyś się bać. Zresztą miło się czyta Twoje posty, wydajesz się taką ciepłą osobą Ok, ja tylko zadam pytanie. A skąd się wzięła niepewność siebie, nieśmiałość itd.? Półśrodek. Mnie denerwuje to, że z wcześniejszych objawów robi się przyczyny. Nikt dzisiaj nie ma odwagi pisać o prawdziwych przyczynach. Każdy miał jakiś dom, ale lepiej leczyć człowieka w oderwaniu od jego doświadczenia. Wygodniej tak dla leczącego, jak i leczonego. Można zapomnieć, nie ma problemu. Później tylko znowu wychowuje się ludzi niepewnych, nieśmiałych, i nazywa to przyczynami.
13 Mar 2011, Nie 15:41, PID: 243373
anikk napisał(a):... ZielonaMila nie może być lekarzem, lekarz nie odradza stosowania leków nie znając konkretnego przypadkuSą różni lekarze, nawet tacy, którzy bez problemu przepisują lekarstwa przynoszące pacjentom szkody...
13 Mar 2011, Nie 16:05, PID: 243375
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 13 Mar 2011, Nie 16:16 przez wombat.)
@Sosen U mnie? Jestem pewna, że to wychowanie, dlatego "wyrzyganie" rodzicom swoich żalów było ważnym krokiem. Tak na początku poczułam się fajnie, że wreszcie zrzuciłam na kogoś odpowiedzialność za moje niepowodzenia, ale to było wstepem do pracy nad sobą. Bez tego byłaby wręcz niemożliwa.
Fobia to ogólna nazwa objawów, zgadza się, wszyscy wiemy, co się pod tym kryje, a posługiwanie sie jednym słówem, które jest jasne dla wszystkich jest wygodne. Jeśli za przyczynę mojej fobii sposób, w jaki chowali mnie starzy, to trudno teraz walczyć z faktem dokonanym, pozostało mi tylko zaakceptowanie go i potraktowanie jako punktu wyjścia. Dzięki wszystkim za ciepłe słowa :-D @ZielonaMila Mimo wszystko, gratulacje :-) I wydaje mi się, że takie posty są potrzebne, bo podejrzewam, że w wielu fobikach jest wola walki, tylko nie bardzo wiadomo jak się za to zabrać, jeśli do tego jeszcze dochodzi depresja... No i jak powszechnie wiadomo, najważniejsza jest zmiana myślenia, a do tego chyba niestety człowiek musi sam dojrzeć, tak było u mnie.
13 Mar 2011, Nie 16:16, PID: 243377
Sosen napisał(a):Ok, ja tylko zadam pytanie. A skąd się wzięła niepewność siebie, nieśmiałość itd.? Półśrodek. Mnie denerwuje to, że z wcześniejszych objawów robi się przyczyny. Nikt dzisiaj nie ma odwagi pisać o prawdziwych przyczynach. Każdy miał jakiś dom, ale lepiej leczyć człowieka w oderwaniu od jego doświadczenia. Wygodniej tak dla leczącego, jak i leczonego. Można zapomnieć, nie ma problemu. Później tylko znowu wychowuje się ludzi niepewnych, nieśmiałych, i nazywa to przyczynami.Ja nie wiem, jak analizuję swój przypadek, to seria negatywnych zdarzeń a raczej trwanie w nich przez długi czas (dom, szkoła) --> podważenie poczucia własnej wartości --> brak poczucia własnej wartości -->/= fobia Ja nie uważam, że wcześniejsze objawy to przyczyny. Uważam, że to właśnie jest fobia. Nie do końca wiem jak to powiedzieć, no ale po prostu, że na fobię składa się kilka składowych, z którymi walczy się - można powiedzieć, że się walczy z problemem X i Y lub z fobią. Jak powiesz, że z X i Y, to wiesz dokładnie z czym walczysz. Czyli, że jakbym uwierzyła w siebie, to nie miałabym fobii. W uproszczeniu. Dla mnie właśnie to tożsame. A jaka jest właściwa teoria? Michał napisał(a):Masz rację, ale to się chyba kłóci z etyką lekarską...anikk napisał(a):... ZielonaMila nie może być lekarzem, lekarz nie odradza stosowania leków nie znając konkretnego przypadkuSą różni lekarze, nawet tacy, którzy bez problemu przepisują lekarstwa przynoszące pacjentom szkody... Znaczy, ja tu miałem na myśli, że "również szkody" lub "więcej szkody niż pożytku". Wiele rzeczy jest względnych, kto jest dobrym lekarzem, etyka itd... /Michał, nie chciałem już pisać nie na temat
13 Mar 2011, Nie 16:23, PID: 243378
wombat napisał(a):@Sosen U mnie? Jestem pewna, że to wychowanie, dlatego "wyrzyganie" rodzicom swoich żalów było ważnym krokiem. Tak na początku poczułam się fajnie, że wreszcie zrzuciłam na kogoś odpowiedzialność za moje niepowodzenia, ale to było wstepem do pracy nad sobą. Bez tego byłaby wręcz niemożliwa. Brawo. Jesteś dalej niż Ja. Chociaż szkoda, że nie idziesz do końca. Są rzeczy, z których nie zdajemy sobie sprawy, albo po prostu nie pamiętamy. Może to dotyczyć pierwszych lat naszego życia. "Zmiana myślenia"? Jeśli nie pójdziesz z pierwszym punktem do końca, to pewnie zrobisz to drugie. anikk napisał(a):Ja nie wiem, jak analizuję swój przypadek, to seria negatywnych zdarzeń a raczej trwanie w nich przez długi czas (dom, szkoła) --> podważenie poczucia własnej wartości --> brak poczucia własnej wartości -->/= fobia Po prostu nie ujmujesz wpływu rodziców, tego jak się tobą opiekowali, czy pozwalali Ci wyrażać siebie, czy zauważali twoje potrzeby. Czy sami obciążali Cię swoimi? I swoimi jazdami, lękami? "Nie uwierzyłam w siebie" nie jest przyczyną. Człowiek, który nie doświadczył od rodziców miłości(zawsze czuję się nieswojo jak piszę to słowo), nie potrafi uwierzyć w siebie, bo nikt nigdy "Jego prawdziwego" nie zauważał. Także poczucie winy za to, że nie "mogłaś uwierzyć w siebie" jest nieuzasadnione. Bo to kto inny jest za to odpowiedzialny.
13 Mar 2011, Nie 16:37, PID: 243382
W uproszczeniu, wyrzuciłeś to, czego jesteś świadomy. Wiele rzeczy, małych zranień się nie pamięta. W dobrej terapii sobie przypominasz, i wyrażasz to, czego nie mogłeś, i zapomniałeś.
Zaczynam się bać i wycofywać. Jednak nie mam tyle siły, żeby walczyć z całym światem i wszędzie robić sobie wrogów.
13 Mar 2011, Nie 16:48, PID: 243385
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 13 Mar 2011, Nie 16:48 przez wombat.)
Aha. Może tak: ten poziom "wyluzowania", który wypracowałam prawie mi wystarcza. Na swój sposób drążę dalej i widze, że jest coraz lepiej. Nie widzę u siebie potrzeby wracania na terapię, tak jak nie widzę teraz różnicy między "nie pamiętam", a "nie chcę pamiętać, wyrzuciłam". W praktyce wyszło na to samo :-)
13 Mar 2011, Nie 17:09, PID: 243390
Powiem, jak ja to widzę z perspektywy mojej wiedzy, i tego co doświadczam. Wiem, że gdy potrafię być na coś konkretnego zły na rodziców, czuję siłę, jestem samodzielny, wiem bardziej co chcę robić, nie tkwię w lęku. Problem jest taki, że nie wyrażam tego, nie mam takiej osoby, za dużo we mnie lęku, żeby to zrobić bezpośrednio.
Ty przeszedłeś ten etap, sprzeciwiłeś się, wyraziłeś. Teraz czujesz się lepiej, potrafisz się sprzeciwić, więc mniej sytuacji wydaje Ci się zagrożeniem, skoro możesz się bronić. Problem z pójściem dalej jest taki, że gdy będziesz chciał mieć dzieci, albo nie będziesz chciał a będziesz miał, to wtedy przekażesz im tą część, której nie jesteś świadom. Będą Cię denerwować, ty będziesz wtedy Panem, i będziesz mógł zdecydować, czy to w dziecku jest coś złego, i trzeba go "wychować", czy masz jakiś problem ze sobą. Ignorowanie tego może przynieść taki scenariusz. Nie mówię, że będziesz autorytatywnym złym ojcem, ale będą niuanse, których nie będziesz zauważał. Dlatego pełna świadomość na temat swojego dzieciństwa chroni Cię przed tym. Do poniżej: wombat napisał(a):Sosen, matką, matką, nie ojcem! :-D Miałem Cię już we wstępie przeprosić za poprzedni post, ale mi się zapomniało.. Nie będę edytował, niech zostaną dowody zbrodni. Będę pamiętał. Sorki.
13 Mar 2011, Nie 17:30, PID: 243393
Sosen, matką, matką, nie ojcem! :-D
Ładnie to ująłeś o tym, że mniej sytuacji wydaje mi się zagrożeniem, bo mogę się bronić. Tutaj pewnie masz rację, z tymi ewentualnymi dzieciakami. Pracowałam dorywczo jako opiekunka 4-latka i to było całkiem fajne i dające do myślenia doświadczenie, chociaż miałam momenty, kiedy patrząc na młodego, wpadałam w rozpacz, przypominając sobie swoje dzieciństwo i swoje fobiczne wyczyny w wieku przedszkolnym. Nie wiem, moja matka fobiczka wychowała mnie fobiczkę, ale mojemu bratu moje problemy są całkiem obce, więc różnie to bywa.
13 Mar 2011, Nie 19:53, PID: 243429
sosen, ty się trochę w ślepą uliczkę zapędzasz.
jeśli dobrze zrozumiałem, to uzależniasz swoje wyzdrowienie od 'dobrej' terapii, która pozwoli lepiej przypomnieć sobie Twoje dzieciństwo. co jeśli traumy pochodzą z czasów, gdy byłeś kilkunastomiesięcznym dzieckiem? żadna terapia nie pozwoli przypomnieć sobie tego. nawet hipnoza, to jest po prostu niemożliwe. dodatkowo, pogląd, że należy jeszcze raz przeżyć dawne sytuacje, by je w końcu rozwiązać, jest reprezentowany przez jedną 'szkołę psychologiczną', a nie wszystkie. ja -osobiście- nie zgadam się z tym. mózg uczy się przez całe, życie. to nielogiczne, żeby zdarzenie z przeszłości mogło uformować kogoś na stałe. mózg nie jest z betonu. metody poznawcze ciągle się dopracowuje, a zaburzoną neurochemię, można poprawić. ale niektóre przypadki są po prostu cięższe, fakt. oczywiście, masz prawo do swojej opinii.
13 Mar 2011, Nie 23:17, PID: 243475
Sosen napisał(a):Po prostu nie ujmujesz wpływu rodziców, tego jak się tobą opiekowali, czy pozwalali Ci wyrażać siebie, czy zauważali twoje potrzeby. Czy sami obciążali Cię swoimi? I swoimi jazdami, lękami?Właśnie ujmuję, wg mnie to jest przyczyna. Nie powiem, żeby rodzice mnie nie kochali, ale nigdy nie miałam spokoju w domu i to tworzy błędne koło. Nikt nie wierzy(ł), że umiem wykonać proste czynności, nie miałam okazji być samodzielna, a przy tym musiałam być odpowiedzialna za innych. Trochę nie do zniesienia dla dziecka i dla dorosłego też, jeśli to pamięta i nie może zapomnieć, bo to trwa. No ale nie o tym temat... chociaż może po części, bo to uniemożliwia mi końcowe wyzdrowienie, ale wiem, że zaraz znajdę siłę, jakoś muszę. Doszłam do etapu, że po prostu nie analizuję tego jak to się stało, trudno to wyrzucić z głowy, ale no stało się, teraz nikt mnie z tego nie wyciągnie, tylko ja sama. Sosen napisał(a):"Nie uwierzyłam w siebie" nie jest przyczyną.Oczywiście, że nie jest. Chroniczne - nie wierzę w siebie jest właśnie fobią u mnie. Wolę myśleć, że walczę z niewiarą w siebie, ze swoim niebytem właściwie, niż z fobią. Dlatego, że pod fobią się wiele kryje, nie walczę konkretnie z fobią, tylko właśnie z niepewnością. Ale właściwie myślę tak jak Ty, to problem natury terminologicznej. Pamiętam wszystkie (choć tego na 100% nie mogę wiedzieć) traumatyczne wydarzenia począwszy od 3 roku życia. To po prostu jest gdzieś we mnie, mała rzecz potrafi czasem mnie wyprowadzić z równowagi, bo mi przypomni coś. Dlatego uważam, że to trzeba jakoś przepracować. Ale nie znalazłam terapeutów którzy by to zrobili bez jakiegoś takiego rozmemłania, więc się nie zdecydowałam na taką terapię. Zresztą boję się, że mi zabiorą motywację, a to jedyne co mnie pcha do przodu. Z drugiej strony - częste załatwianie swoich spraw spowodowało, że lęk jest znikomy. Powtarzalność niektórych rzeczy pomogła mi,jeśli to się połączy z podbudowywaniem siebie (nawet tak jak pisał ZielonaMila, zależy co kto lubi) to może da radę się po prostu przeprogramować na inny tryb życia, nie wiem... Po prostu gdzieś muszę znaleźć tę siłę, żeby się przemóc te kilka razy i zobaczę. Chociaż z trzeciej strony - zdałam około 20 ustnych egzaminów i wciąż jest to dla mnie nie do przejścia bez dobrej woli wykładowcy. Zostały mi do osiągnięcia dwie rzeczy, jak na teraz. Oczywiście poza pewnością siebie, która jest kluczem do nich.
14 Mar 2011, Pon 0:12, PID: 243492
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 14 Mar 2011, Pon 0:14 przez ZielonaMila.)
Po 1 mam wpisane w profilu Psycholog(kończe studia na tym kierunku).Czy o drazu muszę być lekarzem?
Ten huraoptymizm zrozumiecie jak pokonacie coś co nie pozwalało wam normalnie fukncjonować. Ktoś pisze że 2 miesiące to krótko... tak zgadzam się , wiesz dlaczego krótko?Bo to pokonałem , gdybym nie walczył to siedział bym i dwa lata. Ehh teraz nazywa się mnie sekciarzem i naciągaczem , okej nazwijcie mnie wariatem jeśli przeszkadza wam mój optymizm.Może lepiej kosmitą? Polska to specyficzny kraj...bedąc teraz zza granicą naprawdę widzę że narzekanie to nasz towar eksoportowy. Przepraszam wszystkich którzy poczuli się źle czytając ten post.Liczę się z tym że mogłem kogoś urazić pisząc o tym wrażeniu chęci pozostania w "fobii". Czemu po prostu nie wstać i ruszyć do przodu? Czemu nie chodząc w moich butach krytykujecie mnie i atakujecie ?Obrażacie i twierdzicie że nie miałem fobii? Czyli ktoś kto wygrał jest zły? ehh |
|