PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Co ile robicie sobie wolne od szkoły?
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3
Ja w liceum zawaliłem rok przez niechodzenie na zajęcia. Nie poszło się raz, drugi i potem coraz trudniej było wrócić. Przez kolejne lata częściej bywałem w szkole i zdawałem, chociaż zdarzały mi okresy kilkudniowe czy nawet tygodniowe, kiedy mnie nie było.
Ale rozumiem, że przez fobię opuszczacie zajęcia, a nie przez 'niechęć' do nauki :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: Ja póki co staram się nie opuszczać, ale na jakieś poczęstunki klasowe itp., gdzie każdy siedzi przy połączonych ławkach w jeden stół, nie chodzę. Po prostu nie mogę...
Skończyłeś to liceum czy problem nadal się ciągnie?
Emodusza napisał(a):Ja póki co staram się nie opuszczać, ale na jakieś poczęstunki klasowe itp., gdzie każdy siedzi przy połączonych ławkach w jeden stół, nie chodzę. Po prostu nie mogę...

Ja miałem w gimnazjum corocznie opuszczałem wigilię klasową, to była taka moja bożonarodzeniowa tradycja :Stan - Uśmiecha się: Ciężko by mi było przełamać się opłatkiem z ludźmi, z którymi na co dzień w ogóle nie rozmawiałem. Poza tym, to zajęć niemal w ogóle nie opuszczałem.
Piotr napisał(a):
Emodusza napisał(a):Ja póki co staram się nie opuszczać, ale na jakieś poczęstunki klasowe itp., gdzie każdy siedzi przy połączonych ławkach w jeden stół, nie chodzę. Po prostu nie mogę...

Ja miałem w gimnazjum corocznie opuszczałem wigilię klasową, to była taka moja bożonarodzeniowa tradycja :Stan - Uśmiecha się: Ciężko by mi było przełamać się opłatkiem z ludźmi, z którymi na co dzień w ogóle nie rozmawiałem. Poza tym, to zajęć niemal w ogóle nie opuszczałem.

Ja w tym roku uciekłem z mojej już ostatniej wigilii szkolnej (bo na studiach mam nadzieję, że czegoś takiego nie ma?). Już nie o to chodziło, że z tymi ludźmi nie rozmawiałem w ogóle i byłem zestresowany, jestem raczej "pozytywnie" nastawiony do ludzi z którymi nie rozmawiam, ale po 3 latach nauki w liceum przekonałem się, że ta wigilia jest po prostu jedną wielką szkopką, a składanie życzeń i słuchanie życzeń od osób, które mnie olewają i wykorzystują jest po prostu szczytem hipokryzji i teraz po prostu nie wytrzymałem. Dodatkowo dobijającym faktem było dla mnie jak rok temu, dwa miesiące po wigilii powiedziałem w jakiejś rozmowie z koleżanką z klasy, że życzyłem jej znalezienia chłopaka, a ona: "a nie pamiętam, nie obraź się, ale tak szczerze to cię wtedy nie słuchałam" :Stan - Niezadowolony - Przewraca oczami:

Praktycznie nie uciekam z lekcji, w liceum nie ma już po co. Jak już sobie uświadomiłem, że oceny nic nie znaczą i wystarczą mi tylko takie do zdania to zniknął stres, że odpowiedź, sprawdzian, kartkówka i było mi wszystko jedno. Wracać wcześniej do domu nie ma sensu, bo i tak nic w nim konkretnego nie robię. A urywać się na cały dzień ze szkoły też głupio, bo tylko pogłębia to samotność. Chociaż pewnie gdybym miał wagarować z kolegami na piwie to robiłbym to znacznie częściej :-)

Gość

Raczej chodzę do tej szkoły bo jak nie pójdę to mam takie awantury, że strach się bać. Najgorsze to, kiedy matka jest bliska płaczu. Rzadko, ale zdarza mi się iść samej na wagary jak mam gorszy dzień.
Luctucor - dobrze zrobiłeś.
Ale jednak lepiej byłoby, gdyby powodu do ucieczki nmie było, prawda?... Ech...
Cytat:Praktycznie nie uciekam z lekcji, w liceum nie ma już po co. Jak już sobie uświadomiłem, że oceny nic nie znaczą i wystarczą mi tylko takie do zdania to zniknął stres, że odpowiedź, sprawdzian, kartkówka i było mi wszystko jedno. Wracać wcześniej do domu nie ma sensu, bo i tak nic w nim konkretnego nie robię. A urywać się na cały dzień ze szkoły też głupio, bo tylko pogłębia to samotność.

Szkoda, że ja do takich wniosków nie doszedłem. Rzeczywiście nie ma sensu stresować się ocenami, bo one nie są dobrym miernikiem tego, co ma się w głowie. Można się uczyć bez stresu i tak się zda, no chyba, że chodzi się do szkoły, gdzie żeby dostać zwykłą dwóję, trzeba zarywać noce.
Ja opuszczałem zajęcia, bo czegoś nie umiałem. Czułem, że jak dostanę pałę, to okaże się jaki jestem do bani. I tak opuszcza się jeden dzień, potem następny, no bo jak wrócę, to "co ludzie powiedzą" i tak kolejne. Efekt był taki, że coraz bardziej byłem w plecy z nauką. Lepiej też się przez to nie czułem, także ta pokrętna logika nie spełniała swojego zadania.

A wigilia w szkołach to rzeczywiście szopka. Trzeba złożyć życzenia każdemu w klasie i wygląda to tak, że ludzie "odbębniają to", żeby jak najszybciej skończyć. Jeśli kogoś się lubi, to życzenia są bardziej z serca, ale też nie zawsze, bo w takim zamieszaniu, niektórym ciężko pozwolić sobie na szczerość wobec bliskiej osoby.
Ja przez niechodzenie do szkoły zawaliłam półrocze, a najgorsze jest to, że jestem w klasie maturalnej. Tak więc miałam sporo nkl. wystawionych, ale jakoś to ogarnęłam i teraz mam tylko dwa do zaliczenia. Już w ogóle miałam przestac chodzic do szkoły, ale pociesza mnie myśl, że jeszcze tylko kilka miesięcy i będzie koniec. Wreszcie nie będę musiała przebywac z tymi ludźmi. A poza tym szkoda mi rodziny, która robi wszystko, abym tylko wychodziła z domu i skończyła liceum...
Zas napisał(a):Luctucor - dobrze zrobiłeś.
Ale jednak lepiej byłoby, gdyby powodu do ucieczki nmie było, prawda?... Ech...

Lepiej by było, ale teoretycznie nic nie poradzę na to jakich mam ludzi w klasie. Odkąd dowiedziałem się, że mam fobię starałem się jak najbardziej "zasymilować" z klasą. Pisałem, zagadywałem, pomagałem, uśmiechałem się, starałem jak najbardziej przekonać ludzi, że nie jestem jakimś psychopatą (a krąży o mnie taka opinia...) i że można ze mną pogadać. Efekt był taki, że większość ludzi mnie olewała, szybko ucinała rozmowę, w zasadzie nawet po moich zagadaniach chyba nikt nigdy z własnej woli do mnie nie zagadał po coś innego niż wyciągnąć zadania albo coś wytłumaczyć. Co więcej, 3 osoby uznały mnie za Darmowy Punkt Informacji i pisały notorycznie po to, żeby wyciągać ode mnie rozwiązania czy inne rzeczy. Jedna była na tyle bezczelna, że bez ceregieli pisała o problemie bez żadnego "cześć", "dziękuję" czy "do jutra". Nie mogłem tak po prostu przyjść na wigilię i życzyć czegoś tym osobom, którzy mają mnie jedynie za jakiegoś frajera. Było może z 5 osób, którym jako tako warto było coś pożyczyć, reszta ma mnie totalnie gdzieś. Kiedyś pewnie założę o tym osobny temat, bo mnie ciekawi czy to ja tak źle trafiłem czy to co mnie trafiło to normalka.
:Stan - Niezadowolony - Smuci się: Pewnie powiedzą, ze to nie normalka...
Strasznie to smutne, że starałeś się i nic z tego nie wszyło. To cholernie musi demotywować i odbierać chęć do dalszej walki - bo i po co, skoro ciągle przekonujesz się, ze to nie ma sensu...
:Stan - Niezadowolony - Smuci się:
Ja tam ucieczki ze szkoły zacząłem już w podstawówce, kiedy wiedziałem, że w tej szkole czeka mnie piekło z "kolegami" z klasy, bardzo często ta niechęć pójścia do szkoły przeradzała się w ból brzucha dzięki któremu rodzice pozwalali mi zostać w domu. Przez to wypracowałem sobie mechanizm, że jeśli się czegoś boje, to nie ma sensu z tym walczyć, lepiej jest iść na łatwiznę i zwiać. W gimnazjum była podobna sytuacja, z tym, że tutaj zaczęły się już samowolne wagary bez informowania rodziców. A to mi się nie chciało, a to trudny sprawdzian, który i tak później musiałem napisać i ucieczka nic nie pomogła. No a w liceum to już się muszę pochwalić najsłabszą frekwencją w całej klasie, nie mam już żadnych oporów przed opuszczaniem lekcji, normalnie czuje się znudzony to wracam do domu. Rodzice się już z tym pogodzili, teraz nie mają wiele do powiedzenia bo jestem pełnoletni.
Dość często zrywam się z lekcji. Robię to wtedy, gdy nie jestem w stanie tam wytrzymać. Niestety, zdarza się to regularnie. Jestem w 2 liceum, w tym roku szkolnym zmieniłam klasę. I jest jeszcze gorzej, w poprzedniej większość znałam z gimnazjum, jeszcze z okresu, kiedy byłam dość normalna. Nie lubiłam ich, ale w porównaniu do obecnej... Z nikim tu nie rozmawiam i nikt też nie próbuję nawiązywać kontaktu ze mną. Nikt się ze mnie śmieje, a przynajmniej nic o tym nie wiem. Ale czuję, że mają mnie za osobę nienormalną, za dziwaka. Wystraczy poobserwować mnie jak się zachowuje gdy mam zrobić coś na forum klasy lub po prostu w czasie rozmowy. I czuję, że ich wszystkich nienawidzę. Często wyobrażam sobie, jak przychodzę tam z pistoletem, z nożem i wszystkich morduję. To mi pomaga wyładować trochę wściekłość. Czasem jestem tak zdołowana, zestresowana, że muszę isć do domu. Potem mam wyrzuty sumienia, muszę kłamać, bać się co będzie jak wezwą rodziców do szkoły lub po prostu jak się dowiedzą. Ale przebywanie tam jest dla mnie męczarnia, nie umiem opanować strachu
Witam . Jeśli chodzi o mnie , to jestem chyba ikoną - nieuczęszczania na zajęcia w swojej klasy . Wiem ...nie świadczy to o mnie dobrze ale od pewnego czasu mam to po prostu gdzieś . W ogóle mam wszystko gdzieś . To , że jestem w klasie maturalnej , to , że wszyscy ciągle jęczą mi , bym się poprawiła , zmieniła i tak dalej . W swoim życiu ciągle miałam jakieś ,,atrakcje'' i jak na razie po prostu nie mam siły . Klasa na początku była strasznie - kontra , jedyne co było na plus , to to że nie byłam sama - miałam przy sobie kumpelę która też okazała się kimś , kto po prostu woli mieć spokój od ludzi , kims kto potrzebuje więcej samotności od innych . Nie wiem ,czy to fobia , może raczej fobia ; ciągłe próby podniesienia się po sytuacjach w domu ,ogólne rozbicie - w moim przypadku , u niej w większości introwersja , też trochę ,,trudnych spraw '' . Ostatecznie po burzliwych kłótniach z 1/2 klasy , kłótniach z nauczycielami wszystko jakoś ustało , przyzwyczaili się . Z klasą o dziwio teraz normalnie rozmawiamy tzn :Stan - Uśmiecha się - LOL: tolerujemy się .
Cóż, w pracy nie mam takiego luksusu, ale pamiętam, że miałam w szkle kilka takich momentów, kiedy za nic na świecie nie chciałam tam iść.

Pierwszy było w gimnazjum. Kiedy pewnego dnia trener zapomniał sprawdzić listy obecności na treningu i nikt nie zwrócił uwagi, że mnie nie ma.
Niby bajecznie. Ale z jakiegoś powodu uderzyło mnie to. Przychodziłam coraz rzadziej na treningi i na zajęcia. Bo przecież nikt mnie nie widział. Nie musiałam się tam męczyć, mogłam zostać w domu. Marzyłam, żeby uczyć się prywatnie w domu.
Miałam przez to spore kłopoty i dochodziło do tego, że wychodząc rano z domu, skręcałam na autostradę i szłam wzdłuż niej, za bramy miasta, przez las i na powrót do miasta. Wtedy zazwyczaj było już tak późno, że mama nie dziwiła się, że jestem.

Drugi kryzys miałam w liceum. Za mną na geografii siedział ciołek, który się bardzo nudził i rzucał w przypadkowe osoby a to gumką, a to papierkiem... Kiedy wyszłam z klasy i zobaczyłam, że mam gumę we włosach, przez cały miesiąc chodziłam na wagary do czytelni miejskiej biblioteki.
Ja dzisiaj odpuściłam sobie szkołę.
Średnio dwa-trzy razy w tygodniu odbywają się zajęcia na moich studiach, więc da się to znieść.. Ale dziś.. Musiałam nie pójść, jakaś prezentacja była do przygotowania i przedstawienia, to niby jak miałam dać radę?
Szkoda że w pracy nie mogę sobie tak po prostu nie przyjść :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:. Jeśli chodzi o robienie sobie wolnego od szkoły, to zdarzało mi się to w liceum kiedy czasami nauka potrafiła mnie przerosnąć.
...
A ja mam wolne przez 6 dni w tygodniu, mimo że nadal jestem na studiach :Stan - Uśmiecha się - Szeroko: Trzeba się tylko w końcu wziąć za pisanie magisterki :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
Na wagary chodziłem rzadko w szkole średniej. Bardzo rzadko chodziłem na wagary na studiach, ale i tak miałem najwyższą frekwencję na roku.
Bardzo często mnie nie ma. Rzadko zdarza się, że jestem obecna przez cały tydzień. Musi być choćby jeden dzień w tygodniu, kiedy nie idę. To silniejsze ode mnie. Moja frekwencja jest w okolicach +/- 60%.
Ja w klasie maturalnej miałem jedną z najwyższych 98% czy coś takiego. Ale rozumiem czasami człowiek nie wytrzymuje psychicznie i musi zrobić sobie przerwę. Ja raz czekałem zniecierpliwiony na ferie, bo byłem bardzo wykończony problemami.
Ja zawsze niecierpliwiłem się do ferii, wakacji, najbardziej w szkole średniej. Na studiach i w szkole średniej miałem często ochotę chodzić na wagary, ale nie miałem możliwości.
Mam dość... nonszalanckie podejście do studiów, nie widzę sensu chodzenia na nudne wykłady. W zeszłym semestrze więcej mnie nie było niż byłem, ale nie przełożyło się to w żaden sposób na słabe wyniki. Plus informatyki jest taki - wiele rzeczy można zrobić w domu.
W szkole nie wagarowałam. Było to dla mnie normalne, że trzeba do niej chodzić... Może z kilka razy udałam chorobę jak miałam zły dzień, ale to max 4-5 razy na te całe 12 lat nauki. A jak byłam naprawdę chora to wiadomo, że do szkoły nie szłam.
Natomiast na studiach się to zmieniło. Większość wykładów opuszczałam, wolałam sobie na spokojnie w domu przerobić materiał, niż siedzieć 1,5h i się nudzić, bo, co jak co, ale większość wykładów to nuda, to samo można przerobić w pół godziny samemu w domu. Oczywiście wszystko zależy od studiów, nie na każdych studiach można sobie bezkarnie opuścić wykład i przerobić to samemu w domu, bo zwyczajnie nie ogarniesz.
Stron: 1 2 3