PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Mam już dosyć ludzi!
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4
Wątek jak widzę dość starawy i rozwleczony na przestrzeni miesięcy, ale co tam, dorzucę swoje trzy grosze :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:

Trochę nie rozumiem, o czym wy w ogóle ludzie piszecie?? Zastanawiacie się, jak traktować innych ludzi, jak się względem nich zachowywać, na siłę próbujecie szukać przyjaciół... Dla mnie sprawa jest prosta: innych traktować tak, jakbym sama chciała być traktowana i jak na to zasługuja lub nie, względem innych zachowywać się zawsze naturalnie i przyjaźnie, nigdy nikogo nie krzywdzić i nie pozwalać krzywdzić siebie, i nie szukać przyjaciół, bo sami się znajdą gdy tylko przestanie się ich szukać :Memy - Cool Doge:

Na pierwszym miejscu trzeba stawiać siebie
, na drugim resztę ludzi. Zawsze najpierw myśleć o sobie i swoich potrzebach, a dopiero potem o innych. Do tego zawsze powinno się być sobą, nie zastanawiać się, czy jak się tak zachowam to będzie ok, a jak tak to już może nie? Nikt nie lubi lizusów i ludzi, którzy sami siebie nie szanują i większą uwagę zwracają na innych niż na siebie i swoje życie.

Czyli: innych trzeba traktować jak siebie, być dla nich uprzejmym, traktować z szacunkiem, czasem pomagać, ale nie dawać sobie włazić na głowę. Koleżanka ciągle gada o sobie i nie daje dojść do słowa? Powiedzieć z usmiechem żartobliwym tonem: "Dobra, słuchaj, ty się już nagadałaś, teraz moja kolej :Stan - Uśmiecha się:" Osoba, której zależy, ogarnie się wtedy i zainteresuje tobą, a osoba, której nie zależy, będzie się nienaturalnie zachowywać i szybko sobie pójdzie pod byle pretekstem. Wniosek? Pierwszej osobie można dac szansę, a drugą skreślić i więcej sobie nią głowy nie zawracać. Jak kiedyś znowu będzie ta druga osoba chciała pogadać, to można powiedzieć krótko: "Cześć, sorry, ale nie mam dziś chęci na rolę spowiednika, może innym razem :Stan - Uśmiecha się:".

Przyjaciół się nie szuka (a już na pewno nie na siłę!) - sami się znajdują. Czasem trzeba poczekać na nich jednak wiele lat, i tak naprawdę nigdy nie ma się ich wielu, szczęściarzem jest ten, komu trafiło się więcej niż 1 czy dwóch. Przyjaciele to ludzie, przy których nie trzeba nic udawać, można być sobą, mówić wszystko szczerze, a oni to zrozumieją i odwzajemnią takim samym zachowaniem. Z przyjaciółmi nadaje się na tych samych falach i od razu się wie, że to właśnie ta osoba - nie można sobie zrobić przyjaciela z dowolnej napotkanej osoby. Przyjaciele gdzieś tam są, ale jest ich baaaaardzo niewielu, więc nie można się od ludzi odcinać, bo łatwo wtedy przyszłego przyjaciela przegapić.

Przyjaciel to osoba, która lubi nas takimi, jakimi jesteśmy. Taka osoba lubi, gdy sie dziwacznie smiejemy, z rozczuleniem podziwia kolejny koszmarny stroj, ktory na siebie wlozylismy, smieje sie z naszych zupelnie niesmiesznych dla innych ludzi dowcipow... Jesli bedziemy zachowywac sie nienaturalnie i wbrew sobie, przegapimy przyjacioł, ktorzy oleją kolejną taką samą osobę jak wszystkie wokół, podczas gdy z chęcią zainteresowaliby się np. smiesznym, jąkającym się, pogodnie wyglądającym stworzeniem, jakim jesteśmy naprawdę :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

Jak się jest sobą, to się automatycznie przyciąga do siebie podobne osoby - gdy udajemy kogoś innego, to też przyciągmy takie osoby, do których chcemy się upodobnić.

Się nagadałam, dziękuję za uwagę :Stan - Uśmiecha się: Aha, ja pierwszego przyjaciela spotkałam dopiero po 20, i od razu wiedziałam, że to on :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Po drodze było jeszcze parę materiałów na przyjaciół (5 sekund po poznaniu czuliśmy się, jakbyśmy znali się od zawsze), ale z różnych względów nasze drogi się rozeszły. Od ludzi zaś, którzy są zupełnie inni niż ja, przy których czuję się źle, niezręcznie lub nienaturalnie, przy których nie potrafię być sobą i się stresuję, trzymam się z daleka, bo co się katować ich towarzystwem :Stan - Uśmiecha się:

P.S.
Samobójstwo to najdurniejsza rzecz, jaka w miarę zdrowemu fizycznie człowiekowi może przyjść do głowy. Zabić się, żeby przegapić te wszystkie piękne momenty, które los dla nas zaplanował? Zabić się teraz, bo nie chciało nam się poczekać 3 lat na miłość swojego życia, albo 20-tu lat na najcudowniejszego przyjaciela pod słońcem, z którym zwiedzimy pół świata, przeżyjemy niesamowite chwile i będziemy się śmiać 100 razy więcej, niż przez wszystkie wcześniejsze lata? Zabić się, żeby nasz przyszły najlepszy przyjaciel nigdy nas nie odnalazł i pozostał na zawsze samotny przez naszą głupotę..? Fuj, nieładnie :Stan - Różne - Nie powiem:
kachat napisał(a):P.S.[/b] Samobójstwo to najdurniejsza rzecz, jaka w miarę zdrowemu fizycznie człowiekowi może przyjść do głowy. Zabić się, żeby przegapić te wszystkie piękne momenty, które los dla nas zaplanował? Zabić się teraz, bo nie chciało nam się poczekać 3 lat na miłość swojego życia, albo 20-tu lat na najcudowniejszego przyjaciela pod słońcem, z którym zwiedzimy pół świata, przeżyjemy niesamowite chwile i będziemy się śmiać 100 razy więcej, niż przez wszystkie wcześniejsze lata? Zabić się, żeby nasz przyszły najlepszy przyjaciel nigdy nas nie odnalazł i pozostał na zawsze samotny przez naszą głupotę..? Fuj, nieładnie :Stan - Różne - Nie powiem:

I co nam po tych pięknych momentach, skoro pamięć o nich zginie wraz z naszą nieuchronną śmiercią? Jaką to robi różnicę trupowi, czy miał mnóstwo przyjaciół i wiele doświadczeń na koncie?
A co do przyjaciela - cytując Ciebie "na pierwszym miejscu trzeba stawiać siebie"
nickt napisał(a):
kachat napisał(a):P.S.[/b] Samobójstwo to najdurniejsza rzecz, jaka w miarę zdrowemu fizycznie człowiekowi może przyjść do głowy. Zabić się, żeby przegapić te wszystkie piękne momenty, które los dla nas zaplanował? Zabić się teraz, bo nie chciało nam się poczekać 3 lat na miłość swojego życia, albo 20-tu lat na najcudowniejszego przyjaciela pod słońcem, z którym zwiedzimy pół świata, przeżyjemy niesamowite chwile i będziemy się śmiać 100 razy więcej, niż przez wszystkie wcześniejsze lata? Zabić się, żeby nasz przyszły najlepszy przyjaciel nigdy nas nie odnalazł i pozostał na zawsze samotny przez naszą głupotę..? Fuj, nieładnie :Stan - Różne - Nie powiem:

I co nam po tych pięknych momentach, skoro pamięć o nich zginie wraz z naszą nieuchronną śmiercią? Jaką to robi różnicę trupowi, czy miał mnóstwo przyjaciół i wiele doświadczeń na koncie?
A co do przyjaciela - cytując Ciebie "na pierwszym miejscu trzeba stawiać siebie"

W pełni się zgadzam. [Obrazek: tumblr_miloddIXJM1qhdif9o1_500.gif]

Gość

zzz
kachat napisał(a):Zabić się, żeby nasz przyszły najlepszy przyjaciel nigdy nas nie odnalazł i pozostał na zawsze samotny przez naszą głupotę..? Fuj, nieładnie :Stan - Różne - Nie powiem:
Teraz już wiem, dlaczego jestem samotna - niedoszli przyjaciele zabili się. Nieładnie, głuptaski, nieładnie...:Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
No, na temat przyjaźni i ogólnie relacji międzyludzkich to moje zdanie jest proste.
Znaleźć materiał na przyjaciela, to akurat żadna sztuka. Ale rozwinąć taką znajomość i przede wszystkim sprawić, aby taki ktoś chciał przy nas zostać - to już poważna praca wbrew pozorom, i nad znajomością i nad swoją osobą :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Tak naprawdę stuprocentowe porozumienie dusz się nie zdarza (lub piekielnie rzadko), ale moim zdaniem idiotyczne jest dawać odejść duszyczce podobnej w powiedzmy 90% tylko dlatego, że ją zaniedbaliśmy (sama taki błąd kiedyś popełniłam, to teraz się mądrzę).
Nie chodzi o to, by przestać z kimkolwiek rozmawiać, ale o to, by nie rzucać się na co drugą osobę, myśląc "będziesz moim przyjacielem!".
Szukałem odpowiedniego tematu i chyba znalazłem. Bo cisną mi się na myśl dwie refleksje, pierwsza kiełkująca już od dłuższego czasu, druga sprzed chwili:

1. Mam usilne wrażenie, że pewność siebie to nic innego jak nieprzywiązywanie wagi lub wręcz nieświadomość faktu, że robi się wiochę.

2. Wszystkiego, co z łatwością można zrobić w samotności, nie da się bezkarnie zrobić w towarzystwie, bez narażenia się na ocenę i komentarz.


A teraz już na temat.

tifa napisał(a):Znaleźć materiał na przyjaciela, to akurat żadna sztuka.

Za duże uogólnienie ;] Bo to zależy, jakie kto ma wymagania. Miałem stworzyć o tym osobny temat. Nie macie wobec osób z którymi przebywacie, czegoś takiego: "ta (osoba) za stara, ta za młoda, ta ma inny status cywilny, ta ma zbyt wielu przyjaciół, ta ma za dobrą pracę, ta jest zbyt śmiała, ta mówi za szybko, ta za wolno, ta patrzy na mnie spode łba - i tak dalej i tym podobne - w związku z czym mogę sobie darować zaprzyjaźnianie się z nią"? Ja mam to notorycznie.

Cytat:Ale rozwinąć taką znajomość i przede wszystkim sprawić, aby taki ktoś chciał przy nas zostać - to już poważna praca wbrew pozorom

I tego właśnie kurde nie wiem. To poważna sprawa dla fobików czy dla wszystkich??
Rozmyślam o ludziach o, ogólnie rzecz biorąc, większym procentowym udziale w swoim życiu kumplowania się, uczestniczenia w sprawach innych ludzi, poświęcania czasu rodzinie itp. - i zachodzę w głowę, czy to możliwe, że w imię tej "słuszności poświęcenia się dla drugiego człowieka" dobrowolnie poddają się wyrzeczeniom? Czy tylko ja jestem takim pieprzonym egocentrykiem i hedonistą?

stap!inesekend napisał(a):chodzi o to (...) by nie rzucać się na co drugą osobę, myśląc "będziesz moim przyjacielem!"

Tu trzeba znaleźć złoty środek. Bez sensu są próby zaprzyjaźnienia się z każdym, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto nie będzie nas lubić, z powodów znanych najlepiej samemu sobie. Z drugiej strony, nie należy zaniedbywać własnych potrzeb. Czyli jeżeli ktoś postanawia otworzyć się na ludzi, to robić to, nawet kosztem ewentualnego zdziwienia z drugiej strony. Najgorsze są właśnie hamulce pod tytułem "tak nie wypada" i "co sobie pomyślą".
shalafi napisał(a):1. Mam usilne wrażenie, że pewność siebie to nic innego jak nieprzywiązywanie wagi lub wręcz nieświadomość faktu, że robi się wiochę.
Według mnie nie do końca. Owszem, jest to jakieś niezwracanie uwagi albo nieświadomość, ale bardziej na to, co ludzie sobie pomyślą/mogą o nas pomyśleć. Nie wszyscy pewni siebie ludzie robią przysłowiową wiochę.

Cytat:2. Wszystkiego, co z łatwością można zrobić w samotności, nie da się bezkarnie zrobić w towarzystwie, bez narażenia się na ocenę i komentarz.
Większości, zgadzam się :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Nie wszystkiego, ale zdecydowanej większości. Ale ocena i komentarz są nieuniknione, nawet ja sama mam jakąś ocenę tych ludzi, których widzę i nie ma w tym niczego złego. To naturalne, stety lub niestety. I tu się przydaje wyżej omówiona pewność siebie, aby aż tak nie zwracać na to uwagi.

Cytat:Za duże uogólnienie ;] Bo to zależy, jakie kto ma wymagania. Miałem stworzyć o tym osobny temat. Nie macie wobec osób z którymi przebywacie, czegoś takiego: "ta (osoba) za stara, ta za młoda, ta ma inny status cywilny, ta ma zbyt wielu przyjaciół, ta ma za dobrą pracę, ta jest zbyt śmiała, ta mówi za szybko, ta za wolno, ta patrzy na mnie spode łba - i tak dalej i tym podobne - w związku z czym mogę sobie darować zaprzyjaźnianie się z nią"? Ja mam to notorycznie.
Wiesz, trochę tak i trochę nie. Podświadomie rzeczywiście szukamy ludzi do siebie podobnych, z takimi czujemy się najlepiej, bo nas dobrze rozumieją, ale to właśnie to co mówiłam - znaleźć sobie materiał to wcale nie taka wielka sztuka. Wbrew pozorom osoba którą mogę nazwać przyjaciółką, różni się ode mnie całkiem sporo i gdy ją poznałam, to właśnie tak myślałam, że jest "zbyt taka, a za mało taka" :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Ale nie pomyślałam, że mogę sobie darować, po prostu pozwoliłam, aby to się rozwinęło, oczywiście dbając o to w pewien sposób. A w każdym razie nie działając na szkodę znajomości. I co? Trwa to do dziś, podczas gdy z wieloma osobami bardziej podobnymi do mnie nie mam już kontaktu. Więc tu myślę, że jakiejś reguły nie ma, najwyżej jedyna to taka, aby jakąś tam nić porozumienia znaleźć, przynajmniej próbować znaleźć. Potrzebujemy różnych ludzi i tyle.

Cytat:Ale rozwinąć taką znajomość i przede wszystkim sprawić, aby taki ktoś chciał przy nas zostać - to już poważna praca wbrew pozorom

Cytat:I tego właśnie kurde nie wiem. To poważna sprawa dla fobików czy dla wszystkich??
Rozmyślam o ludziach o, ogólnie rzecz biorąc, większym procentowym udziale w swoim życiu kumplowania się, uczestniczenia w sprawach innych ludzi, poświęcania czasu rodzinie itp. - i zachodzę w głowę, czy to możliwe, że w imię tej "słuszności poświęcenia się dla drugiego człowieka" dobrowolnie poddają się wyrzeczeniom? Czy tylko ja jestem takim pieprzonym egocentrykiem i hedonistą?
Hm, jednak dla wszystkich. Najwyżej dla fobików poważniejsza. Nigdy nie jest tak, że przyjaźń sobie "istnieje" i zawsze będzie, ja to przyrównuję do posiadania zwierzaka :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Masz psa, ten pies jest ciągle obok i cię lubi, ale musisz go karmić, bawić się z nim i wyprowadzać na spacer, aby był szczęśliwy. Ty też jesteś, czerpiesz przyjemność z samego kontaktu z psem. Ale pies, o którego właściciel nie dba, staje się smutny i apatyczny, w końcu umiera. A jak jeszcze właściciel okazyjnie kopnie psa, to zwierzę staje się agresywne i ta nić między nimi się zrywa. Żyją sobie, ale już każde dla siebie.
Co do poświęcenia, to zależy od charakteru danego człowieka, no i na pewno od stopnia zażyłości. Niektórzy po prostu nigdy nie czują potrzeby, aby się dla kogoś poświęcić i nie jest to raczej "pieprzony egocentryzm" :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Nie można powiedzieć, że to miłe dla drugiej osoby, ale niektórzy to rozumieją i akceptują. Podobno tacy ludzie istnieją :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: Chociaż ja tam uważam, że czasem trzeba zacisnąć zęby i się poświęcić, wg mnie na dłuższą metę ma to dobry wpływ bo powolutku, niezauważalnie wzmacnia więzi między ludźmi.

Cytat:Bez sensu są próby zaprzyjaźnienia się z każdym, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto nie będzie nas lubić, z powodów znanych najlepiej samemu sobie. Z drugiej strony, nie należy zaniedbywać własnych potrzeb. Czyli jeżeli ktoś postanawia otworzyć się na ludzi, to robić to, nawet kosztem ewentualnego zdziwienia z drugiej strony. Najgorsze są właśnie hamulce pod tytułem "tak nie wypada" i "co sobie pomyślą".
Nikt nie mówi o zaprzyjaźnianiu się z każdym, a przynajmniej ja uważam to za co najmniej bzdurne. Dobre jest utrzymywanie kontaktów na takim "przyzwoitym" poziomie i tyle. Zbytnie spoufalanie się z ludźmi, z którymi niewiele nas łączy, nie przynosi niczego dobrego.
A tych brzydkich myśli chyba nie sposób się pozbyć :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Myślę, że nawet najbardziej pewni siebie ludzie czasem je miewają. Tylko no właśnie - czasem.
tifa napisał(a):Nie wszyscy pewni siebie ludzie robią przysłowiową wiochę

Zależy z czyjego punktu widzenia ta "wiocha". Dla mnie i chyba dla wielu taki pan Macierewicz robi sobie wiochę niesamowitą każdym swoim wystąpieniem, ale dla ludzi jego pokroju jest odbierany jako autorytet, jest szanowany, pewnie podziwiany. To od towarzystwa zależy co będzie wiochą, a co nie i w jakim stopniu. Człowiek mający jakiś kontakt z rzeczywistością wie co i gdzie uchodzi, a czego powinien się wystrzegać. Zrobienie "wiochy" powinno się wiązać z przykrymi konsekwencjami dla tego kogoś. Skoro tych konsekwencji nie ma, a wręcz odwrotnie to znaczy, że coś nie tak z oceną. Człowiek mający kontakt z rzeczywistością widzi reakcje otoczenia, fobik słucha swoich głosów.
tifa napisał(a):Nie wszyscy pewni siebie ludzie robią przysłowiową wiochę.

Nie wszyscy. Bo są ludzie mający predyspozycje do bycia pewnymi siebie - mają jakąś wiedzę i umiejętność jej sprzedania, mówią w ciekawy sposób, takoż się zachowują itd.. Napiszę coś kontrowersyjnego - przeciętniacy nie powinni się wychylać. Każdy powinien funkcjonować w społeczeństwie na miarę swoich talentów. Np. od motorniczego oczekuję, żeby prowadził tramwaj, a nie organizował na przystanku jakiś spontaniczny happening.
Tak naprawdę co mnie najbardziej wkurza, to głośne rozmowy. Podniesionym tonem - tak, żeby słyszały je wszystkie niezaangażowane osoby dookoła, którym będzie to przeszkadzać i których nic to nie obchodzi. Pojadę już po bandzie i napiszę, że niektórzy mają po prostu wkurzający głos, irytującą mimikę, drażniący mnie temperament, i nie życzę sobie ich słuchać - chyba, że mają mi coś ważnego/ciekawego do powiedzenia.

Cytat:Chociaż ja tam uważam, że czasem trzeba zacisnąć zęby i się poświęcić

Może w takim razie fobia społeczna jest jakąś sztuczną jednostką chorobową, a chodzi o to, że niektórzy nie zaciskają zębów wystarczająco mocno? :Stan - Niezadowolony - Przewraca oczami: Prowokujące pytanie, ale chyba warto się nad nim zatrzymać.

Ogólnie tifa całkiem mądrze piszesz.

uno88 napisał(a):Zrobienie "wiochy" powinno się wiązać z przykrymi konsekwencjami dla tego kogoś. Skoro tych konsekwencji nie ma, a wręcz odwrotnie to znaczy, że coś nie tak z oceną.

Ocena często pozostaje niewypowiedziana. Dobrze byłoby, gdyby politycy mogli być rozliczani z każdej głupoty którą wygadują (referendum: poseł XY powiedział to i to, zdymisjonować czy nie? :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:).
Jasne, ocena najczęściej jest niewypowiedziana, ale można rozpoznać ją po zachowaniu otoczenia względem takiej osoby. Problem, gdy wg. nas ktoś się wygłupił na tyle, że powinien zamknąć gębę, a reszcie ludzi ten ktoś zwyczajnie odpowiada, jest lubiany itd. Z reguły to wyalienowany straci, a nie błazen. I pomiędzy tymi dwiema skrajnościami jest cała oś po której poruszać się zwyczajnie warto. Wyobraźmy sobie motorniczego, który rzetelnie i dobrze prowadzi ten tramwaj, ale przy rozpoczęciu i zakończeniu pracy nawet do nikogo z innych pracowników nie otworzy gęby, poza grzecznościowym "dzień dobry" i "do widzenia". Moim zdaniem i tak wychodzi przed szereg, ale w ten odwrotny sposób. Wyróżnia się negatywnie, więc rzeczywiście lepiej nie wyróżniać się wcale, ale jest jeszcze możliwość wyróżnienia pozytywnego. Awans dostanie ten wyróżniający się nienachalnie, naturalnie i pozytywnie.
shalafi napisał(a):Mam usilne wrażenie, że pewność siebie to nic innego jak nieprzywiązywanie wagi lub wręcz nieświadomość faktu, że robi się wiochę.
Dla mnie pewność siebie oznacza spontaniczność w zachowaniu. Trudno mi sobie wyobrazić, że ktoś kto robi z siebie pośmiewisko nie dostrzega reakcji ludzi. Wydaje mi się, że albo są uodpornieni na cudzy śmiech, albo oscarowo udają, że wszystko jest ok. No, chyba że ktoś ma wyolbrzymione mniemanie o sobie i rzeczywiście nie widzi, że ktoś śmieje się nie z nim, a z niego.

shalafi napisał(a):Nie macie wobec osób z którymi przebywacie, czegoś takiego: "ta (osoba) za stara, ta za młoda, ta ma inny status cywilny, ta ma zbyt wielu przyjaciół, ta ma za dobrą pracę, ta jest zbyt śmiała, ta mówi za szybko, ta za wolno, ta patrzy na mnie spode łba - i tak dalej i tym podobne - w związku z czym mogę sobie darować zaprzyjaźnianie się z nią"? Ja mam to notorycznie.
Nie mam czegoś takiego. Nawet jeśli ktoś ma jakąś cechę, która mnie irytuje, to i tak jestem w stanie ją zaakceptować, bo dla mnie to nie jest takie ważne. Może za bardzo skupiasz się na szczegółach? :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
Nie trzeba być pewnym siebie, żeby być spontanicznym - można reagować żywiołowo, a potem zadręczać się że zrobiło się coś nie tak; znam i takie przypadki. A spontaniczność uważam za zaletę, sam ją ćwiczę; człowiek spontaniczny z pewnością jest szczęśliwszy od powściągliwego. A poza tym ludzie to lubią :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:

I nie chodziło mi jedynie o robienie z siebie pośmiewiska, tylko to o czym pisałem wyżej - niektórzy nie są na tyle ciekawi, żeby być (przesadnie) pewnymi siebie, po prostu to do nich nie pasuje. Ale to moja opinia.

Cytat:Nie mam czegoś takiego. Nawet jeśli ktoś ma jakąś cechę, która mnie irytuje, to i tak jestem w stanie ją zaakceptować, bo dla mnie to nie jest takie ważne. Może za bardzo skupiasz się na szczegółach?

Potrafisz przyjaźnić się z osobą z jakąś irytującą Cię cechą, czy raczej szukasz przyjaciela/przyjaciółki bez takiej cechy?
Nie wiem, czy na szczegółach, skupiam się na tym co widzę (i słyszę). Ale mówimy o czymś więcej niż relacji koleżeńskiej, a tu szczegóły mają już znaczenie. Nie wiem czy u mnie to bardziej "irytacja" czy poczucie niedopasowania do otoczenia. Z drugiej strony - wiele rzeczy toleruję. Godzę się z faktem, że nikt nie spełni moich oczekiwań w stu procentach.
shalafi napisał(a):niektórzy nie są na tyle ciekawi, żeby być (przesadnie) pewnymi siebie, po prostu to do nich nie pasuje.

Ja tę opinię podzielam. Tak na prawdę, pewność siebie zawsze z czegoś wynika np. z sukcesu, z dzianych starych, z kasy, z tego że ktoś cholernie wierzy w swoje jakieś cechy, umiejętności bo nigdy go nie zawiodły, ze stanowiska, z wykształcenia. Obecnie we wszelkich poradnikach self-help, czy podrywie, ludzie są namawiani do tego, aby zachowywać się jak pewny siebie, czyli udawać, że mają coś, czego nie mają inni. Zwykła poza bo w środku wiedzą, że nie mają nic ponad. Bo wtedy naturalnie czuliby się lepsi od innych. Nie muszę i nie chcę być pewny siebie, ale cholernie chciałbym być swobodny (do pewnego stopnia) i właśnie niezamartwiający się. Podobno 80% sygnałów płynących z głowy można odpuścić. Przydałoby się.
shalafi napisał(a):Napiszę coś kontrowersyjnego - przeciętniacy nie powinni się wychylać. Każdy powinien funkcjonować w społeczeństwie na miarę swoich talentów.
A kim tak naprawdę jesteśmy, aby rozdzielać ludziom role? :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Mi się wydaje, że jeśli takowy przeciętniak chce i ma potrzebę ekspresji, to niech się wychyla, dlaczegóż by nie? Owszem, może mnie wkurzać taki pokaz żałosności, ale są dwa ALE:
1) Zawsze jest ktoś, komu to się podoba.
2) Ja nie muszę tego oglądać, a nawet gdy muszę, to jednak są twarde prawa rynku - coś ja zaakceptuję, ktoś coś akceptuje we mnie.

Cytat:Pojadę już po bandzie i napiszę, że niektórzy mają po prostu wkurzający głos, irytującą mimikę, drażniący mnie temperament, i nie życzę sobie ich słuchać - chyba, że mają mi coś ważnego/ciekawego do powiedzenia.
Nie jedziesz po bandzie :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: Ja najczęściej mam to w autobusie. Jadę sobie spokojnie, a obok stoi jakaś baba i gada z drugą, albo przez telefon... A we mnie rośnie taka wściekłość na sam jej głos, że o niczym innym nie potrafię myśleć. Ale taka ciekawa obserwacja - nawet "normalni" tak mają. Gdy w rozmowie ze znajomymi schodziło na taki temat, niemal wszyscy przyznali się, że przeżywają coś takiego.

Cytat:Może w takim razie fobia społeczna jest jakąś sztuczną jednostką chorobową, a chodzi o to, że niektórzy nie zaciskają zębów wystarczająco mocno? :Stan - Niezadowolony - Przewraca oczami: Prowokujące pytanie, ale chyba warto się nad nim zatrzymać.
Może i racja, jak tak o tym teraz myślę. Takie "przymuszenie się" jest trudne, szczególnie jeśli (mocno) w sprzeczności z naszym podejściem. Ale na pewno nie niemożliwe, najgorsze są te początki, potem jest już bardziej z górki. Kwestia tego, aby dopuścić do świadomości, że może być gdzieś inaczej i mi niewiele do tego.
Przypomina mi się tu taka idiotyczna opowiastka krążąca w internecie, o mężu który chciał odejść od żony do kochanki, ale żona poprosiła o jeszcze miesiąc ze względu na egzaminy syna, z jednym warunkiem: że ma ją codziennie przenosić przez próg. Mąż na początku był sceptyczny, źle się z tym czuł, ale w końcu to wymuszone poświęcenie zamieniło się w szczerą chęć i ponowne uczucie. Naiwna ta historyjka, ale całkiem fajnie ilustruje moją wcześniejszą myśl, że poświęcenie powolutku wzmacnia więzi między ludźmi i czasem to nas samych zaskakuje, gdy w którymś momencie po prostu SAMI CHCEMY tę drugą osobę uszczęśliwić.

Cytat:Ogólnie tifa całkiem mądrze piszesz.
Dzięki, staram się :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Głównie opieram się na własnych doświadczeniach, aby nie być gołosłowną. A tych mam dużo, choć nie do końca wiem czy to dobrze, czy wręcz przeciwnie.

Cytat:niektórzy nie są na tyle ciekawi, żeby być (przesadnie) pewnymi siebie, po prostu to do nich nie pasuje. Ale to moja opinia.
No właśnie, Twoja :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: W tym cały problem. Ktoś, kto dla Ciebie jest ciekawy, może być przeciętniakiem dla całej reszty. Zaciskamy zęby :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:

Cytat:Nie muszę i nie chcę być pewny siebie, ale cholernie chciałbym być swobodny (do pewnego stopnia) i właśnie niezamartwiający się.
A to stwierdzenie jest bardzo trafne, podoba mi się to rozróżnienie pomiędzy byciem "pewnym siebie" a "swobodnym". W takim wypadku "pewność siebie" rzeczywiście można nieco negatywnie nacechować i przymknąć na to oko, choć wciąż myślę, że to nie do końca to. Natomiast nie zgodzę się do końca z tym, że ludzie pewni siebie wiedzą, że nie mają nic do zaoferowania. Wg mnie to ta kluczowa różnica między tym a swobodą, że oni tego nie zauważają. Naprawdę sądzą, że coś mają do zaoferowania, nawet własną przeciętność. Chyba kwestia umiejętności sprzedania się.

Swoją drogą - uważacie, że pewność siebie łączy się z taką odwagą życiową? A swoboda bycia?
Jeśli człowiek został wychowany w poczuciu, że jest ważnym człowiekiem, to on będzie się takim czuł, a jeśli coś mu nie wyjdzie to poszuka winy w swoim otoczeniu i w innej osobie, a nie w sobie. Pewnośc siebi wynika z poczucia własnej wartości, ktore niekoniecznie musi wynikac z obiektywnych cech jakie reprezentujemy, ale z tego co zostało zapisane w naszym mózgu.
tifa napisał(a):A kim tak naprawdę jesteśmy, aby rozdzielać ludziom role?

Ludźmi. Którzy też mają jakiś rozum i poglądy na rzeczywistość :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Rozdzielamy je póki co na tym forum, raczej bez większych aspiracji, to można sobie trochę poszaleć.
;-)
Nie chodzi mi o to, żeby nie wyrywać się z przeciętności - wprost przeciwnie. Chodzi o to, by przeciętniak, który pozostaje przeciętniakiem, nie udawał kogoś lepszego niż jest. To że będzie głośny, nie czyni go lepszym.

Cytat:1) Zawsze jest ktoś, komu to się podoba.

A tego to nie wiem i szczerze mówiąc nie bardzo mnie to obchodzi ;-)

Cytat:Ja najczęściej mam to w autobusie.

A ja codziennie w pracy.
Moją zgubą jest samodzielne od dłuższego czasu stanowisko pracy, nie wymagające współpracy poza wyciąganiem od czasu do czasu potrzebnych informacji od osób w firmie, jeżeli można to współpracą nazwać. Gdyby tak nie było (przede wszystkim - gdybym potrafił i miał "parcie" do współpracy), być może przestałyby mi przeszkadzać te wspomniane wyżej niedogodności - może nie miałbym czasu, żeby o nich myśleć - "zazębiłbym" się z ludźmi, z którymi spędzam większość czasu w tygodniu. Ale niestety. Ja idę swoim torem, oni swoim. Fizycznie najbliżej siebie mam kilka kobiet po 30-tce. Jak ktoś chce, niech nazwie to dyskryminacją, ale ja nie widzę możliwości dobrych relacji z nimi. Nie czuję potrzeby zagadywania, uczestniczenia, plotkowania i psiapsiółkowania. Na tyle na ile potrafię, jestem uprzejmy i uczciwy. Ale raczej wykluczam jakiekolwiek przyjaźnie (pomijam, że nie notuję takich sygnałów z drugiej strony - jak zwykle zresztą w całym moim życiu). Cienki nitki porozumienia od czasu do czasu to za mało. Gdybym się otworzył, czułbym się przez nie traktowane z góry (mimo że niczego takiego bym od nich nie usłyszał), choćby tylko ze względu na wiek czy macierzyństwo.

Cytat:Kwestia tego, aby dopuścić do świadomości, że może być gdzieś inaczej i mi niewiele do tego.

Kiedyś bodaj na demotywatorach znalazł się tekst: "W wieku XX lat zrozumiałem, że nie muszę wszystkiego rozumieć". Świetne. Ale w praktyce - faktycznie trzeba osiągnąć określony wiek (a wraz z nim zgromadzić doświadczenie), żeby samemu do tego dojść.

Fajna ta historyjka. Ale ja mam skrzywione, realistyczne podejście. Mąż może i przystałby na warunek przenoszenia przez próg (w oczekiwaniu na nagrodę w postaci "dostępu" do kochanki za miesiąc), ale czy krzywda i urażona duma żony pozwoliłyby jej na chłodno taką propozycję wysunąć? W sumie nie ma co się rozwodzić, skoro to tylko internetowa bajeczka :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

Cytat:Głównie opieram się na własnych doświadczeniach, aby nie być gołosłowną. A tych mam dużo, choć nie do końca wiem czy to dobrze, czy wręcz przeciwnie.

Oczywiście, że to dobrze.
Każdy chciałby mieć na koncie cenne doświadczenia (może z wyjątkiem tych bardzo przykrych, z których jednak też płyną lekcje na przyszłość). Tylko do gromadzenia doświadczeń chętnych jest już zdecydowanie mniej.

Również sądzę, że to stwierdzenie uno jest trafne. Nie chciałbym być krzykliwą duszą towarzystwa skupiającą na sobie uwagę. Chcę być sobą. I akceptować siebie, a to jest już trudne.

Cytat:Naprawdę sądzą, że coś mają do zaoferowania, nawet własną przeciętność.

A tu nie mogę się zgodzić. Przeciętności się nie oferuje, mimo że na każdym kroku doskonale ją widać. Wartość rynkowa przeciętności to 0,00 PLN.

Cytat:Swoją drogą - uważacie, że pewność siebie łączy się z taką odwagą życiową? A swoboda bycia?

Sądzę, że wielu ludzi jest pewnych siebie, ale tych odważnych garstka. Jakiś związek jest, ale nie bezpośredni. Może właśnie swoboda bycia jest większym przejawem odwagi? Interesująca kwestia.
krótki przeglad waszych wypowiedzi:

Cytat:ludzie mający predyspozycje do bycia pewnymi siebie - mają jakąś wiedzę i umiejętność jej sprzedania, mówią w ciekawy sposób, takoż się zachowują itd.. Napiszę coś kontrowersyjnego - przeciętniacy nie powinni się wychylać. Każdy powinien funkcjonować w społeczeństwie na miarę swoich talentów.

+

Cytat: Tak na prawdę, pewność siebie zawsze z czegoś wynika np. z sukcesu, z dzianych starych, z kasy, z tego że ktoś cholernie wierzy w swoje jakieś cechy, umiejętności bo nigdy go nie zawiodły, ze stanowiska, z wykształcenia.

+ reality check: 'nie posiadam takich cech, jakie powinno sie posiadac

=

'jestem przecietniakiem i powinienem miec fobie spoleczna, slusznie'


-----------------------

nie bede rozbierac tego dalej, ale zaciekawila mnie wypowiedz jedna (jesli masz zamiar czytac dalej, to bedziesz musial wysilic intelekt i wyjsc na chwile ze swojej glowy):

Cytat:Tak na prawdę, pewność siebie zawsze z czegoś wynika np. z sukcesu, z dzianych starych, z kasy, z tego że ktoś cholernie wierzy w swoje jakieś cechy, umiejętności bo nigdy go nie zawiodły, ze stanowiska, z wykształcenia. Obecnie we wszelkich poradnikach self-help, czy podrywie, ludzie są namawiani do tego, aby zachowywać się jak pewny siebie, czyli udawać, że mają coś, czego nie mają inni. Zwykła poza bo w środku wiedzą, że nie mają nic ponad. Bo wtedy naturalnie czuliby się lepsi od innych. Nie muszę i nie chcę być pewny siebie, ale cholernie chciałbym być swobodny (do pewnego stopnia) i właśnie niezamartwiający się.

Skoro pewnosc siebie zalezy od tak wielu czynnikow, to nie da sie dla niej ustalic jednej skali, no bo ktos moze byc pewny siebie z roznych powodow (bo jest inteligenty, albo bogaty, albo jest dobrym czlowiekiem, albo ma w nosie innych). Jednoczesnie, trzeba zauwazyc, ze bycie inteligentnym czy bogatym, czy dobrym wcale nie gwarantnuje bycia pewnym siebie.. Nie ma tak, ze osoby powyzej 120 IQ automatycznie staja sie pewne siebie; podobnie - osoby zarabiajace powyzej 10 tys miesiecznie, albo dzialajace charytatywnie. Nalezy zatem przyjac, ze to nie te cechy charakteru czy 'stan posiadania' powoduja wzrost pewnosci siebie, ale raczej to w jaki sposob fakt ich posiadania uznajemy za istotny dla naszego JA - naszej samooceny. Mozna by zatem rzec, ze pewnosc siebie nie jest zadnym 'naturalnym' tworem, naturalnie (wprost) wynikajacym z jakichs naturalnych cech, a jedynie syntezowanym wedlug naszego indywidualnego klucza, na ktory sklada sie system wierzen na temat tego, co stanowi wartosc w kontekscie spolecznym.

Skoro zapisy fMRI goscia ktory uslyszal zabawny kawal nie rozni sie od tego, ktory potrzymal przez 5 minut olowek w zacisnietych zebach; skoro te same struktury w mozgu beda aktywne u biznesmena, ktory wlasnie wynegocjowal korzystny deal i u innego gosia, ktory na potrzeby badania przyjal na 5 minut postawe dominujaca/otwarta siadajac - to na jakiej podstawie nalezy orzekac, ktore odczucie jest bardziej lub mniej naturalne, skoro -w glowie- nie roznia sie?
Blank, wyrwałeś mój cytat z kontekstu i wsadziłeś we własny, przypisując mi intencje których nie miałem.
Moja wypowiedź miała na celu krytykę pewnego sposobu postępowania u innych, a moja rzekoma przeciętność, lęki czy blokady, to zupełnie osobny temat.
ale czy nie jest tak, ze duzo wymagasz od innych, tworzysz dluga liste cech 'nieakceptowalnych', ktore wrecz wzbudzaja grono negatywnych odczuc i przykladajac potem te miare do swojego obrazu, uzasadniasz brak akceptacji dla siebie ?

Cytat:Chcę być sobą. I akceptować siebie, a to jest już trudne.

dziwne zeby nie bylo :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
Nie. Moja samoakceptacja lub jej brak nie ma w tym przypadku znaczenia.
anyway,

dyskusja na temat tego jakie powinien ktos spelniac warunki, zeby byc pewnym siebie, bedzie malo plodna, jesli wszyscy jej uczestnicy, nie beda gotowi przyznac, ze kryteria jakimi sie posluguja sa jedynie subiektywnym spostrzezeniem.

Moglibysmy zaczac rozmawiac o np. szczesciu i probowac je zdefyniowac oraz okreslic z czego wynika. Ktos powiedzialby, ze szczescie jest wynikiem sukcesu zawodowego, ktos inny, ze szczescia to liczna rodzina, a jeszcze inny - ze zdrowie.

No i pewnie pojawilby sie ktos, kto zna goscia, ktory ani nie jest bogaty, ani nie ma rodziny licznej, a w dodatku jest nieuleczalnie chory i na przekor wszystkim twierdzi, ze jest szczesliwy.

Jestem ciekaw czy wtedy ktos by mu zakazal bycia szczesliwym. Powiedzial, ze nie powinien czuc sie szczesliwy, bo nie ma ku temu powodu. Ewentualnie, ze powinien sie ze swoim szczesciem nie wychylac.


najblizej rozwiazania byla tifa
shalafi napisał(a):Ludźmi. Którzy też mają jakiś rozum i poglądy na rzeczywistość :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Rozdzielamy je póki co na tym forum, raczej bez większych aspiracji, to można sobie trochę poszaleć.
;-)
Tak, ale chodziło mi o właśnie takie realne :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Po co się denerwować przeciętniakami, mieć wobec nich oczekiwania że będą siedzieć cicho i to roztrząsać, skoro i tak mamy na to zerowy wpływ? Zawsze byli i zawsze będą, trudno :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: A może takie udawanie kogoś lepszego to właśnie ich sposób na życie, odnalezienie się w społeczeństwie i lepszą samoocenę i nie kryje się za tym nic niedobrego. Ot, takie nieszkodliwe próby egzystencji wśród ludzi.

Cytat:Ale raczej wykluczam jakiekolwiek przyjaźnie (pomijam, że nie notuję takich sygnałów z drugiej strony - jak zwykle zresztą w całym moim życiu). Cienki nitki porozumienia od czasu do czasu to za mało. Gdybym się otworzył, czułbym się przez nie traktowane z góry (mimo że niczego takiego bym od nich nie usłyszał), choćby tylko ze względu na wiek czy macierzyństwo.
Wiesz, ja mam 23 lata i kilka koleżanek po 30. Może nie są to jakieś super bliskie przyjaźnie, ale lubię je i lubię się z nimi spotykać, porozmawiać. Okazuje się, że mamy jednak wspólne tematy i nie czuję się traktowana jak gorsza, czy wręcz jak :Różne - Koopa: (no a one to już w większości mężatki, niektóre mają dzieci... albo kredyty na mieszkanie :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: ). I zaznaczam - też nie lubię psiapsiółkować.
Wiesz, ja wszystko traktuję jako zbieranie doświadczenia, te złe wydarzenia chyba szczególnie. Jeśli nawet to nie do końca moje towarzystwo i nie łączy nas aż tak wiele, to zawsze myślę, że jednak czegoś się dzięki temu nauczę. Świadomie raczej ludzi na starcie nie odrzucam, przynajmniej już teraz, bo kiedyś i owszem :Stan - Uśmiecha się: Mało mi zależało na niektórych. To błąd, bo w końcu stajemy się zbyt wybredni i nikt nam nie pasuje. Ale jak pisałeś niżej - to przychodzi z wiekiem i podpisuję się pod tym całym sercem.

Cytat:Fajna ta historyjka. Ale ja mam skrzywione, realistyczne podejście. Mąż może i przystałby na warunek przenoszenia przez próg (w oczekiwaniu na nagrodę w postaci "dostępu" do kochanki za miesiąc), ale czy krzywda i urażona duma żony pozwoliłyby jej na chłodno taką propozycję wysunąć? W sumie nie ma co się rozwodzić, skoro to tylko internetowa bajeczka :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Tam było jeszcze, że na koniec mąż poczuł właśnie prawdziwą chęć uszczęśliwienia żony, wrócił do domu z kwiatami a żona martwa na łóżku, bo ukrywała przed nim raka :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: Bajeczka, rzeczywiście, ale coś w tym jest, jak tak sobie pomyślałam. Ja sama uważam, że uczucia w stosunku do drugiej osoby to coś, co ewoluuje z czasem, a nie pojawia się nagle. Nagłe uczucia można między bajki wsadzić - często kończą się równie szybko, co się zaczęły. Najlepsza znajomość, to wbrew pozorom taka po wielu burzach. Choć męża ciągnęło do kochanki, to koniec końców łatwo z niej zrezygnował, dając szansę żonie.
A wracając do historyjki - wiesz, to wciąż to poświęcenie. "Zraniłeś mnie i cierpię przez ciebie, ale wciąż mi na tobie zależy, więc ci wybaczę i pozwolę spróbować". To jest chyba moja definicja prawdziwego, szczerego uczucia. Cierpienie to też coś innego niż zwykły foch i obrażenie się. Ale wiadomo, do tego poważnie muszą podejść obie strony. Siły jednej osoby wystarczy dla dwóch, ale tylko na jakiś czas. Bez chęci i zaangażowania obojga nie ma na dłuższą metę szans.

Cytat:A tu nie mogę się zgodzić. Przeciętności się nie oferuje, mimo że na każdym kroku doskonale ją widać. Wartość rynkowa przeciętności to 0,00 PLN.
To ta wałkowana pewność siebie :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: Jak ktoś chce, to uczyni z niej swój "atut" i sposób na życie.

Cytat:Sądzę, że wielu ludzi jest pewnych siebie, ale tych odważnych garstka. Jakiś związek jest, ale nie bezpośredni. Może właśnie swoboda bycia jest większym przejawem odwagi? Interesująca kwestia.
Hm, to pewnie jeszcze też zależy, do czego owa odwaga miałaby zostać wykorzystana... Jest takie "kozaczenie" i prawdziwa życiowa odwaga. Czasem nawet rezygnacja z czegoś/kogoś zamiast ślepe brnięcie w coś jest przejawem odwagi, wkroczenia w nowy etap :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Ale rzeczywiście, jak teraz tak myślę to chyba swoboda łączy się z tą "dobrą odwagą". Pewność siebie to raczej pokazywanie, bo co sobie ktoś pomyśli.

Cytat:dyskusja na temat tego jakie powinien ktos spelniac warunki, zeby byc pewnym siebie, bedzie malo plodna, jesli wszyscy jej uczestnicy, nie beda gotowi przyznac, ze kryteria jakimi sie posluguja sa jedynie subiektywnym spostrzezeniem.
Ja cały czas o tym mówię, prawda? Że nawet przeciętniaków ktoś lubi. Ktoś ma takie upodobania a nie inne i już. Jesteśmy całkowicie różni... i to jest całkiem fajne :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Lubię obserwować ludzi. Nawet tych przeciętnych.
tifa napisał(a):A może takie udawanie kogoś lepszego to właśnie ich sposób na życie, odnalezienie się w społeczeństwie i lepszą samoocenę i nie kryje się za tym nic niedobrego. Ot, takie nieszkodliwe próby egzystencji wśród ludzi.

Nieszkodliwe dla nich samych. Ale ja mam prawo nie lubić fałszu.
Zaznaczam - nie bronię nikomu samorealizacji. Nie mylmy pojęć.


Co do tych przyjaźni ze starszymi od siebie, to sądzę, że znaczenie ma również płeć. Zwłaszcza to, czy na co dzień stykamy się z ludźmi płci własnej czy przeciwnej.

Cytat:Czasem nawet rezygnacja z czegoś/kogoś zamiast ślepe brnięcie w coś jest przejawem odwagi, wkroczenia w nowy etap

Poprosiłbym o ubranie tego w inne słowa, bo przyznam się, że nie zrozumiałem :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

Cytat:Pewność siebie to raczej pokazywanie, bo co sobie ktoś pomyśli.

To zło konieczne. Jeśli komuś na pewności siebie zależy, bo w rozumieniu "nie chcę być pewny siebie, tylko swobodny", nie musi.

Blank napisał(a):dyskusja na temat tego jakie powinien ktos spelniac warunki, zeby byc pewnym siebie, bedzie malo plodna, jesli wszyscy jej uczestnicy, nie beda gotowi przyznac, ze kryteria jakimi sie posluguja sa jedynie subiektywnym spostrzezeniem.

Gdyby każdy (w dowolnej dyskusji) miał się do tego przyznawać, to zamiast dyskutować ugrzęźlibyśmy w jakichś metajęzykach. Wiadomo, że prezentuje się subiektywny punkt widzenia, a obiektywizm to najczęściej abstrakcja.
Stron: 1 2 3 4