wiadomo, ze najlepszym rozwiazaniem w takiej sytuacji jest jak najszybsza wyprowadzka. ale czasem jest to niemozliwe, wiec trzeba probowac 'odseparowywac sie' emocjonalnie.
jest ciezko, ale przeciez zgodzisz sie, ze nie mozna po prostu poddac sie.
a skutecznosc naszych dzialan nie jest przeciez calkowicie uzalezniona od toksycznego rodzica. (pomijam tutaj przypadki ekstremalne, gdy jest sie doslownie zakladnikiem w swoim domu). rodzic moze utrudniac, moze bic po naszej samoocenie i zwyczajnie odbierac chec do robienia czegokolwiek, ale nie jest w stanie calkowicie na ciebie wplywac. nikt nie jest az tak zalezny psychicznie. a nawet jesli, to trzeba sie tego oduczyc. z tego tez sie leczy
czy calkowite wyzdrowienie w takich warunkach jest mozliwe? pewnie to bardzo trudne. ale czy jakakolwiek (albo znaczna) poprawa jest osiagalna. czemu nie?
na nasze spotkania 'fobiczne' przychodzi dziewczyna (mam nadzieje, ze sie nie obrazi, ze o niej wspominam) ktora ma rodzicow alkoholikow. w domu ma ciezko. z nia tez bylo gorzej - byla hospitalizowana. teraz w tych trudnych warunkach musi przygotowac sie do matury...
mimo tego calego syfu, dziewczyna walczy. chce dostac sie na studia, zeby sie wyprowadzic. chodzi na terapie. przychodzi na nasze spotkania, usmiecha sie i zartuje - probuje czerpac to co pozytywne. podziwiam ja i mam nadzieje, ze znajomosc z nami daje jej choc odrobine wsparcia.
przypomina mi sie jeszcze inna dziewczyna, ktora byla molestowana przez ojca i obecnie byla zmuszona mieszkac z matka, ktora na wszystko przymykala oczy. ojciec juz nie zyje. przyznacie, ze miejsce za+
toksyczne, by uporzadkowac swoja przeszlosc i pozostawic ten bagaz za soba. mimo naprawde okropnych przezyc (nie bede was tu maltretowal opisami) dziewczyna powolutku -w swoim tempie- probowala radzic sobie z tym syfem. ciezko bylo: ciagle napady paniki, zaburzenia obsesyjno-kompulsywne, poczucie winy, wstyd, skrzywiony obraz samej siebie, blokady..
w kazdym razie, dawala jakos rade. chodzila na terapie, na zajecia do domu kultury, spotykala sie z przyjaciolmi. teraz (jesli sie nie myle) udalo sie jej przeprowadzic do innego miejsca i mieszka z ludzmi, ktorzy tez mieli trudne dziecinstwo.
puenta tego postu nie ma na celu was zdolowac. nie macie sie porownywac do innych i wzbudzac w sobie poczucie winny, 'ze inni maja gorzej niz ja, a mimo to probuja'. poczucie winy to raczej kiepski sposob na motywacje. wiem na czym polega depresja i ze to ona wysysa z nas chec do zycia. moral jest taki: z kazdego bagna da sie wygrzebac, ale trzeba probowac