PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Sposób na udaną konwersację
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5
Luke napisał(a):Obawiam się jednak, że jeszcze w tej stagnacji trochę czasu posiedzę, zanim spełnię w/w warunki. O ile pracę na upartego można jakąś znaleźć, o tyle wyprowadzka to wyższa szkoła jazdy bo trzeba mieć do kogo. Po części więc nieśmiałość i fobia to jest utrapienie, bo przez to badziewie nie możemy poznać ludzi
Jesteś kowalem własnego losu. Masz to na co się godzisz. Ty decydujesz ile widzisz w tym prawdy. Decydujesz ile potrwa ta stagnacja, skoro tak sądzisz to tak będzie, bo to Ty sporządzasz dyrektywy dotyczące swojej osoby. Na upartego można, tylko trzeba zechcieć się uprzeć. Nie nie możemy poznać ludzi, tylko nie chcemy ich poznawać. Fobia pomaga nam jedynie podjąć taką decyzję. Ty wdrażasz dyrektywy. Najpierw możesz sam sobie podać pomocną dłoń.
oj, nie jestes juz taka calkowicie bierna jak ci sie wydaje - w koncu udzielasz sie na tym forum, to juz cos.
na pewno w zyciu codziennym przejawia sie u ciebie czasami jakas inicjatywa, choc pewnie nie dostrzegasz tego.
to jest wlasnie ten problem: depresja nie pozwala dostrzegac tych malych kroczkow, ktore prowadza cie do przodu. pamietaj, ze to stan patologiczny, a wiec obcy tobie.

gdzies wczesniej na forum czytalem, ze duzo gralas w wowa. przeciez zeby w to grac, to tez potrzeba wykrzesac duzo mobilizacji, samozaparcia i checi. byc moze nie brzmi to zbyt imponujaco, jednak swiadczy to o twoim stanie sto razy lepiej niz gdybys wegetowala jak warzywko, lezac calymi dniami w lozku. dodatkowo, w wowa gra sie z kims, co oznacza, ze kontakty z ludzmi sprawiaja ci jakas przyjemnosc - nie jestes calkowicie introwersyjna.

radzilbym troche zastanowic sie nad soba: czy naprawde jest sie takim beznadziejnym przypadkiem jak sie moze zdawac?
brak motywacji, jest jedynie skutkiem strachu przed porazka, a nie czyms glebszym. nie mowie, ze jest latwo wyjsc z tego bagna - sam sie z tym mecze. czasem sie cofam, trace nadzieje, ale po jakims przychodzi opamietanie. przypominam sobie, ze to wszystko jest choroba. budzi sie we mnie wewnetrzny opor. nie zgadzam sie, zeby to gowno rujnowalo mi zycie

zauwaz (jeszcze raz o tym wspomne) ze jest sprzecznosc w tym, co piszesz. mowisz, ze nie potrafisz odczuwac satysfakcji z dzialania, albo ze nie robi ona na tobie wrazenia. w takim razie jak to mozliwe, ze gralas tyle we wspomnianego wowa? przeciez w tych grach, glownym motywem dzialania jest wlasnie satysfakcja z budowania postaci i rajdow z przyjaciolmi.

sorry za przyklad ze szczurami :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
Niered napisał(a):Najpierw możesz sam sobie podać pomocną dłoń.
A Ty sobie dałeś przed leczeniem? Bo z tego co pamiętam, to Cię rodzice do tego nieco przymusili. :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
BlankAvatar, mam tendencję do przesady :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: Co jednak nie zmienia faktu, że poza chodzeniem do szkoły niczym się nie zajmuję. Sama bezczynność już niesie za sobą mało ciekawe skutki. Co do wowa to nie wiem czy to takie kolorowe, bo to jednak nałóg. Poświęcanie się dla nałogu - nie wiem czy jest pozytywne. Patrząc obiektywnie siedziałam te 16h w jednej pozycji, niszczyłam sobie zdrowie, nie miałam kontaktu z żywymi ludźmi, postać była dla mnie zbyt ważna. Więc to jednak chyba wegetacja :3

Zbyt długi kontakt wirtualny zaprowadził do braku umiejętność porozumiewania się w normalnym świecie. Choć sama nie wiem jak się to wszystko zaczęło. Tak jak mówisz udzielam się na forum i nie krępuje mnie to, ale nie wyobrażam sobie sytuacji, że mogłabym się tak zachować w stosunku do "rzeczywistych" ludzi. Dlatego też trudno byłoby mi ugryźć twoją metodę - mimo, iż przyniosłaby zapewne pożądane skutki.
oczywiscie, ze to nalog, ktory negatywnie na ciebie wplywal i nie polecalbym robic tego nadal, tylko mowie, co mozna by wywnioskowac na temat twojego charakteru.

mowisz, ze brak u ciebie checi do dzialania, a ja mowie, ze to nieprawda. i to jest fakt. niestety motywacja ujawnia sie w twoim przypadku tylko w 'bezpiecznych' warunkach gry, a nie w realnym swiecie. problem nie polega na tym, ze nie potrafisz odczuwac motywacji, lecz na tym, ze cos (zgadujemy, ze gleboko ukryty lek) blokuje ciebie przed realizowaniem swoich celow. lek jest objawem chorobowym, tak wiec choroba cie blokuje, a nie ty sama.

z faktu, ze tyle gralas mozna wynioskowac inne pozytywne cechy twojej osobwosci:
- upor i samozaparcie, w tym co robisz, mimo ze praca jest monotonna, a efekty widac dopiero po dluzszym czasie. mam tu na mysli szczegolnie pierwsze kilkadziesiat leveli, ktore sie grinduje, albo ciagle rajdowanie by ulepszyc zbroje
- jakies zdolnosci interpersonalne, bo przeciez trzeba umiec pracowac w grupie
- umiejetnosc czerpania przyjemnosci z 'pracy'. bo w koncu wiekszosc tej gry to praca nad postacia
- inne cechy jak dobra pamiec, inteligencja - byc moze stalas sie ekspertem w tej grze?


anyway, wiem, ze to nie jest cos bardzo imponujacego, bo to tylko gra - nie jestes kardiohirurgiem swiatowej slawy, ale to zawsze calkiem niezly start. teraz zastanow sie jak przenosic swoje pozytywne cechy na swiat realny. jak wykorzystac maniakalny upor :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: , do robienia rzeczy, ktore moga ci sie przydac w zyciu. jak ulepszac swoje zdolnosci interpersonalne, nawet jesli mialabys zaczynac od rozmow na gg czy spotkan w fobicznym gronie.

twoim problemem jest tez na pewno myslenie czarno-biale (z czego sama zdajesz sobie sprawe, gdy mowisz, ze masz tendencje do przesady). myslisz w kategoriach wszystko, albo nic - popadasz w skrajnosci i nad tym tez bedziesz musiala popracowac.
Praca to takie przerażające słowo :<

Nie robiłam tak uporczywie w swoim życiu nic oprócz grania, więc może i tak. Tyle, że bardziej mnie to od rzeczywistości oderwało niż pomogło :Husky - Podekscytowany: Może faktycznie się boję w normalnym życiu czegoś takiego zrobić. Ale to też nie jest pewne, bo np. jazda na rowerze sprawia mi przyjemność, ale nie jeżdżę - raczej mało ma to wspólnego ze strachem. To bardziej się odnosi do poważniejszych celów.

Bezpośredni kontakt z ludźmi nigdy nie jest tak beztroski jak na gg czy forach. To tak jakbym wmówiła sobie, że fajnych ludzi można znaleźć tylko na drugim końcu kraju. Spotkałam się już z takim podejściem właściwie.

Taaak wiem, narzekam tylko :3 Po prostu zbyt wszystko odkładam na potem.
no wiadomo, ze zawsze jest w nas troche z lenia :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: przyklad z rowerem jest tutaj na miejscu. oczywiscie, mam na mysli powazniejsze sprawy. gdy mowie o strachu. nie jestes zadowolona ze swojego zycia, ale jednoczesnie nic nie robisz, by je zmienic. gdzies jest blokada. strach przed porazka? wyuczona bezradnosc? chce ci tylko uzmyslowic te mechanizmy, zebys wiedziala na czym polega twoje zaburzenie. mam nadzieje, ze dzieki temu zidentyfikujesz to, co jest dla ciebie obce, niechciane i zaczniesz sie tego pozbywac.

***

no i to, ze nie dostrzegasz pozytywnych rzeczy. to jest typowe skrzywienie poznawcze w depresji czy zaburzeniach lekowych. odbieramy sytuacje czy zamiary innych ludzi (nawet mimike!) jako bardziej negatywne niz sa w rzeczywistosci. gdy analizujesz, to pomijasz pozytywne i skupiasz sie na negatywach. jesli poderwalabys fajnego chlopaka na gg, to oczywiscie skwitowalabys to mysla 'eh, to tylko gg', zamiast wyciagnac wnioski na przyszlosc i probowac podrywac w realu.

***

fakt, bezposredni kontakt z ludzmi jest trudniejszy niz gadu gadu, ale czy to oznacza, ze masz rezygnowac z tego calkowicie? znowu myslenie czarno-biale. oprocz gg, ktore juz opanowalas, polecam spotkania w realu w fobicznym gronie

***

narzekaj, narzekaj. ja to rozumiem, bo sam przez to przechodze. w kazdym razie cierpliwy jestem :Stan - Uśmiecha się - LOL:
Luke znaczy się Fred i wszyscy pozostali z uzależnioną Szyszką na czele ... Ja miałem na myśli podanie sobie pomocnej dłoni odnośnie wdrażania zmian i poprawy swojego życia. Tylko Ty sam możesz się zmienić, bo to Ty jesteś dyrektorem własnego życia. Jeśli chodzi o mnie, to w tym kontekście podałem sobie dłoń i jestem w trakcie mozolnego wprowadzania zmian. W kontekście mojego uzależnienia od komputera - na pewno w jakimś stopniu też. Fakt, rodzice mnie posłali na terapię uzależnień... byłem na nich zły. Mieli rację. Wiem, że całkiem z komputera nie zrezygnuję. Podobno sztuką jest zachowanie równowagi we wszystkim, ale tego trzeba się nauczyć, bo uzależniony nie znosi zmian i ma tendencję do wskakiwanie w 'stare bambosze'.

do tematu wróć...

Drodzy dyrektorzy/ki prawda jest taka, że nie chcecie zmian, bo kto zatwierdza i wrowadza zmiany jak nie Wy. Nie piszcie, że fobia, bo to będzie ucieczka. Fobia to zaledwie Wasz doradca, u+:Ikony bluzgi pierd: z resztą ...
W tym wypadku podpowiada Wam, że rozmawiać nie warto, a nawet jeśli, to i tak nie ma o czym. Podpowiada też, że nie ma najmniejszego sensu dawać szansy komuś z nami luźno pogadać, bo ten ktoś po prostu marzy, żeby nam dowalić itd.
Ale mnie się właśnie rozchodzi, że to nie głównie przez fobię, tylko przez toksyczne otoczenie w jakim jestem zmuszony żyć, czyli coś na co nie mam wpływu. Mógłbym wydać dyrektywę w postaci zmiany otoczenia, ale wtedy wylądowałbym pod mostem. :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: :Stan - Niezadowolony - Martwi się:
nie wiem jak sie ma toksyczne otoczenie do prob samodzielnego pozbywania sie fobii. na forum jest dostep do terapii self-help. mozna szukac znajomych i trenowac swoje umiejetnosci interpersonalne. mozna calkiem sporo
Chodzi o to, że chciałbym zacząć wszystko od nowa. Jako przykład podam pewnego usera (mam nadzieję że się nie obrazi) z tego forum - z pomocą rodzeństwa przeprowadził się do innego miasta, znalazł pracę i się leczy. Gdybym ja miał taką szansę, to wierz mi Niered skorzystałbym z niej, nawet nie patrząc na fobię. Niestety nie mam takich możliwości, nikt mi tego nie załatwi. A wyprowadzić się chcę, bo jak wspomniałem nie mam życia u boku mojej matki. Jak mam wyjść na ludzi, skoro cały czas robi mi się wodę z mózgu jaki to nie jestem beznadziejny i niezaradny? To tak jakbyś próbował się uczyć będąc na dyskotece przy full muzyce. :Stan - Uśmiecha się:

Chęć do zmiany jest. Wyznaczone cele są. Z perspektywami gorzej.
nie mowie, ze jest ci latwo, ale skoro juz wiesz, ze matka jest toksyczna, to chyba moglbys sie troche 'znieczulic' na to co mowi.

moj ojciec ma jakas chora perwersje nazywania mnie slabym. tyle, ze teraz gdy to mowi, to nie czuje sie slaby, tylko zwyczajnie mnie to w+:Ikony bluzgi kurka:
BlankAvatar napisał(a):nie wiem jak sie ma toksyczne otoczenie do prob samodzielnego pozbywania sie fobii.
U mnie ma decydujący wpływ. Próby podejmować mogę, ale nie są efektywne, bo gdy jestem źle traktowana, staję się roztrzęsiona i wszystko wydaje mi się dużo bardziej przerażające niż jest. W trakcie lepszych momentów jest dużo lepiej, przychodzą złe - po zregenerowaniu znów zaczynam od nowa. Dlatego wiem, że pozbędę się jej do umownego końca dopiero jak się wyprowadzę.
ba toksyczne otoczenie to chyba jeden z głównych powodów powstawania fobii społecznej
Gdyby to wszystko było takie proste. Niby macie rację, Blank Avatar i Niered, ale bardzo trudno zmienić pewne rzeczy. Np. ja wciąż czuję się bardzo nieswojo wśród ludzi, wciąż ta sama pustka w głowie i poczucie bezradności. Oczywiście, że trzeba ćwiczyć, ale nagle okazuje się, że nie ma z kim, no i wciąż siedzą gdzieś w głowie przykre wspomnienia z przeszłości.

anikk napisał(a):BlankAvatar napisał:
nie wiem jak sie ma toksyczne otoczenie do prob samodzielnego pozbywania sie fobii.
U mnie ma decydujący wpływ.

U mnie też bardzo duży. Trudno mi myśleć o większych zmianach, skoro tak bardzo jestem uzależniona od rodziców. Oczywiście wiem, że chcą dla mnie jak najlepiej, ale w dużym stopniu odpowiadają za moją życiową bezradność i nie zmienię za bardzo swojego podejścia, dopóki się nie usamodzielnię.
Też myślę o przeprowadzce. W pewnym wieku mieszkanie z rodzicami staje się po prostu męczące.
czy ja mowie, ze to jest proste? ciagle powtarzam, ze to czasochlonna praca, ale nic sie nie zmieni, jesli jej nie podejmiecie


od rodzicow mozna sie przynajmniej w pewnym stopniu uniezaleznic psychicznie, nawet jak jest sie skazanym na ich towarzystwo. w koncu, nie przejmujecie sie wszystkim, co powie kazdy przypadkowy czlowiek (?) tak samo nie musicie przejmowac sie wszystkim, co mowia rodzcie...

skoro doszlismy do wniosku, ze w duzej mierze nasz stan, to wina rodzicow- to wynika z tego, ze ich gadanie wplywa na nas zle, jest nieprzydatne i nieprawdziwe. skoro cos jest szkodliwe, to sie to odrzuca. logiczna czescia mozgu negujesz te informacje, nawet jesli nadal wplywaja na ciebie emocjonalnie.

moj wewnetrzny monolog wyglada mniej-wiecej tak: moj ojciec ma skrzywona, idiotyczna wizje swiata, dlatego nie umial mnie wychowac. to co mowi, jest czesto falszywe i szkodliwe dla mnie, dlatego staram sie nie zwracac na to uwagi. teraz, raczej mnie to denerwuje (tak jak denerwujacy jest przezywajacy cie bachor) niz gnebi. oczywiscie, sa dni, ze to mnie dotyka, ale na ogol staram sie od tego odciac.

jestescie dorosli, czas nauczyc sie kontrolowac swoje emocje. wiadomo, jest to ciezkie i nigdy nie bedzie w pelni mozliwe, bo tak jest zbudowany czlowiek, ale robcie cos, bo zapedzacie sie w kozi rog. z fobii nie wyjdziecie, bo jestescie w toksycznym srodowisku. z toksycznego srodowiska nie wyrwiecie sie, bo macie fobie. tylko sie powiesic
Na początek chyba dobrze było by oduczyć się bezradności, bo jak stu tonowa kotwica nie pozwala się daleko ruszyć od już dobrze znanego dna.
Pomoc naukowa na ten temat: Martin E.P. Seligman 'Optymizmu można się nauczyć, jak zmienić swoje myślenie i swoje życie'.
juz pisalem o tym wczesniej na przykladzie szczurow. tyle, ze zostalo to skwitowane slowami 'ale to nie jest takie proste' .

probuje tutaj wykazac na czym polegaja bledy logiczne w postrzeganiu rzeczywistosci typowe dla zaburzen lekowych czy depresyjnych. sam doskonale je rozumiem, bo przeciez cierpie z tego samego powodu. jednak wciaz widac ten beznadziejny opor. to jest troche jak syzyfowa praca.

bez zmiany myslenia nigdy nie wyjdziecie z fobii spolecznej. zmiana postrzegania i w koncu poprawa funkcjonowania w spoleczenstwie, wymaga jednak pracy. to jest ciezkie, bo lek, depresja czesto powraca. robisz dwa kroki w przod i zaraz jeden w tyl. czasem stoisz w miejscu przez dlugi czas. ale tak wyglada rzeczywistosc wychodzenia z tego shitu

bez tego, mozecie byc pewni, ze wciaz bedziecie tkwic w tym syfie i tyle. nawet najlepszy terapeuta (niezaleznie od nurtu) powie wam, ze nie ma magicznej pigulki - trzeba samemu chciec.

przeszkadzac wam w wyjsciu z fobii moze pewien paradoks., ktory powoduje frustracje. sami go dostrzegacie, gdy mowicie: 'niby macie racje, ale to nie jest takie proste'. mechanizmy dzialania fobii sa raczej proste. nie trzeba byc specialista, zeby nauczyc sie je dostrzegac. problem pojawia sie, gdy trzeba te mechanizmy pokonac, pozbyc sie ich. tak, tu potrzebna jest praca. ale to sie da zrobic. fobia spoleczna, to nie jakas tajemnicza klatwa vodoo, ktorej nikt nie rozumie. to sie leczy - ludzie wychodza z tego.

zamiast szukac kolejnych wymowek i przeszkod, lepiej pomyslcie jak cholernie fajnie byloby w koncu poczuc sie szczesliwym.
BlankAvatar napisał(a):moj wewnetrzny monolog wyglada mniej-wiecej tak: moj ojciec ma skrzywona, idiotyczna wizje swiata, dlatego nie umial mnie wychowac. to co mowi, jest czesto falszywe i szkodliwe dla mnie, dlatego staram sie nie zwracac na to uwagi. teraz, raczej mnie to denerwuje (tak jak denerwujacy jest przezywajacy cie bachor) niz gnebi. oczywiscie, sa dni, ze to mnie dotyka, ale na ogol staram sie od tego odciac.

jestescie dorosli, czas nauczyc sie kontrolowac swoje emocje. wiadomo, jest to ciezkie i nigdy nie bedzie w pelni mozliwe, bo tak jest zbudowany czlowiek, ale robcie cos, bo zapedzacie sie w kozi rog. z fobii nie wyjdziecie, bo jestescie w toksycznym srodowisku. z toksycznego srodowiska nie wyrwiecie sie, bo macie fobie. tylko sie powiesic

Chyba jedne z najlepszych postów o wychodzeniu z fobii.. ma kolega pełną racje :Stan - Uśmiecha się:

Mój wewnętrzy monolog jest podobny, i przepuszczanie wszystkiego przez swoją wizje świata i odrzucanie opinii niezgodnych z nią. Albo nie przejmowanie się nimi, bo tylko ja kieruje swoim życiem i podejmuje decyzje bo ja tak postanowiłem a nie bo ktoś coś powiedział.

Chyba właśnie metodą wyjścia jest kontrolowanie swoich emocji i umysłowe uniezależnienie się od innych. Ile razy dziewczyna wpadała w płacz i strach bo ktoś z rodziny jej coś powiedział, bo coś tam skomentował. Kontrolując to i traktując jako idiotyczne uwagi których mamy nie dostrzegać stajemy się wolni psychicznie. Budujemy swoją wewnętrzną pewność siebie i powoli wychodzimy z tego.

Szyszka napisał(a):Praca to takie przerażające słowo :<
Nie robiłam tak uporczywie w swoim życiu nic oprócz grania, więc może i tak.
To też jest "standardowy mechanizm chyba" najpierw x czasu niemalże całkowita zależność od rodziców (każdy może wpisać to co mu pasuje), a potem strach przez zrobieniem czegokolwiek samemu (bo ja nigdy tego nie robiłam, nie wiem jak, boje się że zrobię źle, może pójdę z "kimś") i nagle mamy osobę w wieku 20 kilku lat albo i więcej kompletnie oderwaną od rzeczywistości i świata, która nigdy nic nie robiła sama, i nie zrobi sama bo się boi dlatego że nigdy tego nie robiła. (mam na myśli rzeczy typu urzędu, lekarze, poczty, banki ect. ect. ect.) spirala się nakręca i słyszymy "to nie jest takie proste", "gdyby nie fobia".
BlankAvatar napisał(a):czy ja mowie, ze to jest proste? ciagle powtarzam, ze to czasochlonna praca, ale nic sie nie zmieni, jesli jej nie podejmiecie
Nie będę cytować reszty, ale nie wiem, jak to odnieść do agresji. Moim zdaniem z agresywną osobą, która wyzywa, wnerwia się o byle co i zastrasza nikt by nie chciał mieszkać i nikt by się nie odciął, tylko raczej się właśnie wyprowadził.
Jestem prawie pewna, że zdrowa osoba w takiej atmosferze nie działała by na pełnych obrotach, więc jak chora ma do końca wyzdrowieć?
Ja nie piszę o niepodejmowaniu działań, tylko o ich skuteczności.
wiadomo, ze najlepszym rozwiazaniem w takiej sytuacji jest jak najszybsza wyprowadzka. ale czasem jest to niemozliwe, wiec trzeba probowac 'odseparowywac sie' emocjonalnie.
jest ciezko, ale przeciez zgodzisz sie, ze nie mozna po prostu poddac sie.
a skutecznosc naszych dzialan nie jest przeciez calkowicie uzalezniona od toksycznego rodzica. (pomijam tutaj przypadki ekstremalne, gdy jest sie doslownie zakladnikiem w swoim domu). rodzic moze utrudniac, moze bic po naszej samoocenie i zwyczajnie odbierac chec do robienia czegokolwiek, ale nie jest w stanie calkowicie na ciebie wplywac. nikt nie jest az tak zalezny psychicznie. a nawet jesli, to trzeba sie tego oduczyc. z tego tez sie leczy

czy calkowite wyzdrowienie w takich warunkach jest mozliwe? pewnie to bardzo trudne. ale czy jakakolwiek (albo znaczna) poprawa jest osiagalna. czemu nie?

na nasze spotkania 'fobiczne' przychodzi dziewczyna (mam nadzieje, ze sie nie obrazi, ze o niej wspominam) ktora ma rodzicow alkoholikow. w domu ma ciezko. z nia tez bylo gorzej - byla hospitalizowana. teraz w tych trudnych warunkach musi przygotowac sie do matury...
mimo tego calego syfu, dziewczyna walczy. chce dostac sie na studia, zeby sie wyprowadzic. chodzi na terapie. przychodzi na nasze spotkania, usmiecha sie i zartuje - probuje czerpac to co pozytywne. podziwiam ja i mam nadzieje, ze znajomosc z nami daje jej choc odrobine wsparcia.

przypomina mi sie jeszcze inna dziewczyna, ktora byla molestowana przez ojca i obecnie byla zmuszona mieszkac z matka, ktora na wszystko przymykala oczy. ojciec juz nie zyje. przyznacie, ze miejsce za+:Ikony bluzgi kochać 2: toksyczne, by uporzadkowac swoja przeszlosc i pozostawic ten bagaz za soba. mimo naprawde okropnych przezyc (nie bede was tu maltretowal opisami) dziewczyna powolutku -w swoim tempie- probowala radzic sobie z tym syfem. ciezko bylo: ciagle napady paniki, zaburzenia obsesyjno-kompulsywne, poczucie winy, wstyd, skrzywiony obraz samej siebie, blokady..
w kazdym razie, dawala jakos rade. chodzila na terapie, na zajecia do domu kultury, spotykala sie z przyjaciolmi. teraz (jesli sie nie myle) udalo sie jej przeprowadzic do innego miejsca i mieszka z ludzmi, ktorzy tez mieli trudne dziecinstwo.

puenta tego postu nie ma na celu was zdolowac. nie macie sie porownywac do innych i wzbudzac w sobie poczucie winny, 'ze inni maja gorzej niz ja, a mimo to probuja'. poczucie winy to raczej kiepski sposob na motywacje. wiem na czym polega depresja i ze to ona wysysa z nas chec do zycia. moral jest taki: z kazdego bagna da sie wygrzebac, ale trzeba probowac
@anikk
Swego czasu byłem skazany na kontakty z okropnie rozpuszczonym, nie szanującym nikogo, konfliktowym, histerycznym wrednym dzieciakiem. Ale zanim się z nim ostatnio pożegnałem respektował moje zdanie i moje potrzeby, nie było już prób wymuszania na mnie czegokolwiek nieznośnym zachowaniem. Wcześniej dzieciaka nie interesowały moje komunikaty a jego komunikaty były nie do przyjęcia dla mnie. Pomogła mi lektura książki na temat komunikacji w rodzinie (te same zasady odnoszą się do komunikacji z dorosłymi). Gdyby nie ta książka całe wakacje były by dla mnie katorgą: Thomas Gordon 'Wychowanie bez porażek'. Wiem, że Twoja sytuacja to całkiem co innego ale myślę, że mogła byś znaleźć i dla siebie użyteczne wskazówki.
BlankAvatar napisał(a):wiadomo, ze najlepszym rozwiazaniem w takiej sytuacji jest jak najszybsza wyprowadzka. ale czasem jest to niemozliwe, wiec trzeba probowac 'odseparowywac sie' emocjonalnie.
Dzięki za całego posta. Tak, zgadzam się, że trzeba walczyć i coś to da, nawet jeśli rodzice są bardzo toksyczni. Napisałam długi post, ale jednak źle się czuję, że ujawniam takie info w sieci. Więc napiszę co innego - miałam toksyczną (najbliższą) koleżankę - biła mnie, pluła, próbowała sobie na moich oczach zrobić krzywdę, bo mi się układało, a jej nie, drwiła sobie ze mnie. Naprawdę fajna i mądra dziewczyna, gdyby nie to wszystko. Każda kłótnia strasznie na mnie ciążyła, zawsze byłam w roli winnej. Zerwanie z nią kontaktu po kilkunastu latach było jak pozbycie się największego problemu, mimo że ją lubiłam. O wiele więcej rzeczy zaczęłam robić, inaczej myśleć. Pewnie z domem też by tak było, mimo że obecnie rodzice bywają ok.

Możliwe, że w takich sytuacjach można sobie radzić lepiej, ale często wpływ ma dzieciństwo i wychowanie. Unikam więc takich osób, zresztą ich nie ma dużo, a często są również ofiarami. Trochę się boję, że ktoś taki będzie w pracy, nigdy nie byłam szkolnym kozłem ofiarnym, ale nieradzenie sobie z jednostkami, też budzi taki lęk.

Wciąż próbuję i mam namacalne cele, jestem w trakcie realizacji, także nie jest tak, że siedzę i czekam na odmianę. Po prostu czuję, że zmiana środowiska by więcej zmieniła sama w sobie. Dlatego nie dziwię się osobom,które też uważają to za istotną zmianę i że to usunie jakiś problem, otworzy drogę. Kolejną myślą jest jednak, że nie będę potrafiła się wyprowadzić, że jestem uzależniona - ale to myśl na później.

Masterblaster, dzięki. Książka jest w bibliotece, przeczytam. Trudno powiedzieć, czy z rodzicami się uda, ale na pewno przyda się w kontaktach z innymi, bo niewątpliwie mam z tym problem.
jesli chodzi o ta kolezanke, to mysle, ze dodatkowym problemem bylo to, ze jestes podatna na manipulacje (kazdy jest w mniejszym lub wiekszym stopniu). mimo ze ona traktowala cie zle, wzbudzala poczucie winy, to nadal sie z nia przyjaznilas i do tej pory wskazujesz na jej dobre cechy..

ja wiem, ze moj ojciec byl ofiara swojego ojca i stad jego jazdy, ale nie rozczulam sie nad nim. moj stosunek jest do niego neutralny, dosyc chlodny. jego mizerne proby manipulowania mna budza raczej niesmak.

moze w tej ksiazce Gordona, bedzie cos wiecej na ten temat, bo przeciez male dzieci czesto sa manipulatorami.

anyway, te moje przydlugie posty nie sa tak naprawde skierowane do ciebie. ty jestes najlepszym przykladem na radzenie sobie ze swoimi problemami. widac, ze poszukujesz rozwiazania. moze czasem masz wrazenie, ze robisz za malo (moze rzeczywiscie tak jest), ale tak wyglada proces 'leczenia'. obawy i zwatpienie jest czyms naturalnym i sam mam z tym problemy.

mam nadzieje, ze nasza dyskusje czytaja osoby, ktore sa bierne, nie wierza w wyleczenie, albo czekaja na cud. wyleczyc mozna sie, ale ten proces wymaga pracy.
BlankAvatar napisał(a):jesli chodzi o ta kolezanke, to mysle, ze dodatkowym problemem bylo to, ze jestes podatna na manipulacje (kazdy jest w mniejszym lub wiekszym stopniu). mimo ze ona traktowala cie zle, wzbudzala poczucie winy, to nadal sie z nia przyjaznilas i do tej pory wskazujesz na jej dobre cechy..
Bo je ma, teraz zachowuje się normalnie (chyba), bo nie pozwoli sobie tak z nowo poznanymi osobami. Mój ojciec też ma dobre cechy. Co nie przeszkadza mi zauważać, że złe przeważają szalę.

BlankAvatar napisał(a):ja wiem, ze moj ojciec byl ofiara swojego ojca i stad jego jazdy, ale nie rozczulam sie nad nim. moj stosunek jest do niego neutralny, dosyc chlodny. jego mizerne proby manipulowania mna budza raczej niesmak.
Też mam chłodny stosunek, jednak nie ukrywam, że czasem się boję. Jestem ciekawa skąd w ogóle to się wzięło, mama mówi, że dziadkowie byli przemiłymi ludźmi. A całe rodzeństwo znerwicowani alkoholicy.

BlankAvatar napisał(a):anyway, te moje przydlugie posty nie sa tak naprawde skierowane do ciebie. ty jestes najlepszym przykladem na radzenie sobie ze swoimi problemami. widac, ze poszukujesz rozwiazania. moze czasem masz wrazenie, ze robisz za malo (moze rzeczywiscie tak jest), ale tak wyglada proces 'leczenia'. obawy i zwatpienie jest czyms naturalnym i sam mam z tym problemy.
Nie czuję się wywołana do odpowiedzi, po prostu odkryłam, że można pisać o sobie, gdzieś trzeba :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

BlankAvatar napisał(a):Mam nadzieje, ze nasza dyskusje czytaja osoby, ktore sa bierne, nie wierza w wyleczenie, albo czekaja na cud. wyleczyc mozna sie, ale ten proces wymaga pracy.

No, to jest doskonała pointa. Ja zachęcam do próbowania z jeszcze innego powodu, nie wiem, czy to reguła, ale u mnie występuje... Jak się nic nie robi, nie ma strachu, ale popada się w depresję. Ważne jednak by dawkować sobie stres, co za dużo to nie zdrowo. Wszystkiego na raz też się nie da zrobić, lepiej dokończyć jedno, niż łapać dziesięć srok za ogon. Jednak każdy przypadek jest tak inny, że nie chcę uogólniać.


Jeszcze co do konwersacji, moim zdaniem trzeba w nią po prostu wejść, jak się jest tak obok i próbuje się zniknąć, idzie topornie. Ja jestem za ćwiczeniem, dziś pytałam ekspedientek w sklepie o bzdety, które nie były mi właściwie potrzebne do niczego, bo wolę sobie wszystko znaleźć i sprawdzić sama. Jeszcze rok temu bym zwiewała i udawała, że nic nie słyszałam. Gorzej z utrzymywaniem kontaktów, szczególnie jak się myśli co ta osoba myśli, a jak już docenia znajomość to znów parcie na to że trzeba być lepszym, bo co ona pomyśli.

Kiedyś zostałam zaczepiona na ulicy przez dziewczynę, wspólne wracanie do domu. To dopiero trening :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Stron: 1 2 3 4 5