(13 Sie 2021, Pią 12:50)Danna napisał(a): [ -> ]@Ciasteczko, czas trwania terapii chyba zależy od tego, jaką umowę placówka podpisze z NFZ. Ja będę mieć kontynuację w tej samej poradni, także wyjdzie mi tego czasu jeszcze więcej.
Rozumiem, ja też kilka pierwszych sesji miałam konsultacyjnych. Kurcze, ten Twój problem brzmi bardzo skomplikowanie. Myślisz, że Twoja terapeutka ogarnia ten temat? Jakie wzbudza w Tobie wrażenie?
Ehh, ja też mam tę fobię pieniędzy, podobnie jest u mnie, też się boję pytać męża o kasę.
Tak, myślałam o ochronie i recepcji, pewnie jak trochę się ogarnę, to powysyłam CV w takie miejsca.
No to masz spoko, że spotkania są regularnie też super, bo ja na jedej terapii to miałam po miesiąc-trzy miesiące przerwy przed kolejną sesją. Teraz też tylko raz lub od biedy 2 razy w miesiącu mam terapie ale ttaj to kwestia pieniędzy, a nie braku możliwości.
Też jest problem,żeby na dobrego terapeutę trafić na nfz, bo chyba dobrze rozumem, że tam nie można za bardzo wybrzydzac?
Może to brzmi skomplikowanie, ale z tego co zdążyłam wyczytać (a od momentu terapii czytam dużo na ten temat) to takie fragmentacje psychiki/osobowości to raczej norma u ludzi straumatyzowanych, zwlaszcza w przypadku przewlekłej traumy z dzieciństwa, taka fragmentacja występuje też w przypadku osoboości borderline, stąd problemy z tożsamością u tych osób. U mnie wygląda to tak, że jak pojawi się jaiś wyzwalacz (a wyzwalaczem mogą być u mnie miejsca, sytuacje albo określony typ osób) to mi mózg trochę przełącza si na inny tryb funkcjonowania.
Taki przykład: mam w sobie taką "częśc" lub 'stan psychiczny", który polega na tym, ze jak się w nim znajduję to czuję się okropnie zmulona, otępiała, mam problemy z jakimkolwiek myśleniem i jestem bardzo zależna od pomocy innych osób przy wykonywaniu różnych czynności, generalnie w tym stanie nie potrafię samodzielnie myśleć, rozwiązywać problemów i obcym osobom mogę wydawać się niesamodzielna, nierozgarnięta życiowo. Potrafię będąc w tym stanie, wykonywać rzeczy automatycznie, zdając się zupełnie na to, co mówi inna osoba, bez świadomej rozkminy. W domu keidyś wchodziłam w to w obecności mojego szwagra jak wracał z zagranicy. Potrafił mnie wielokrotnie wkręcać i np. po zjedzeniu posiłku kazał mi brudny talerz wyrzucić do kosza zamiast do zmywarki dać i ja taie rzeczy robiłam bez jakiegokolwiek myślenia, czy to nie jest głupie przypadkiem. Oczywiście on to wykorzystywał do nabijania się ze mnie, że jestem tępa, że nie myślę itp. Sama się czuje mocni przytępiona emocjonalnie, nie czuję wtedy jakoś za specjalnie lęku czy złości, nawet jak ktoś się na mnie złości, że czegoś nie potrafię, co pewnie stanowi mechanizm obronny w tej konkretnej częsci.
Mam różne wyzwalacze tego stanu, ale najczęstsze to obecność w otoczeniu chociaż jednej osoby tzw, dominującej, dynamicznej, takiego nieformalnego przywódcy, albo agresora o takiej osobowości. Rownież osoby bezczelne, "szczere do bólu', które mówią wprost co myślą (bardzo często wiąże się to właśnei z charakterem dominującym), wywolują we mnie ten stan.
W takim normalnym, codziennym życiu, to może przejawiac się w taki sposób jak miałam np. w mojej pierwszej pracy w markecie na studiach. Pracowałam tam dwa lata, miałam ogarnięte prawie wszystkie działy, mogłam na nich pracować normalnie sama, bez jakiejś spiny. Potrafiłam obsługiwać te wszystkie sprzęty, krajalnice, piece do wypiekania pieczywa, potrafiłam filetować ryby, rozkładałam też towar na półki. Niby nic specjalnego, ale jednak ogarnięcia kilku działow też trzeba się nauczyć. Miałam generalnie opinię dosyć dobrego pracownika. Ale kiedyś, jak już pracodawca dawał mnie praktycznie przez cał czas na jeden dział, przyszła do nas do pracy taka jedna dziewczyna, studentka i była tam ze mną wrzucona. Ona była bardzo glośna, ekstrawertyczna, taka własnie mocno dominująca, "błyszcząca" w towarzystwie. Pech chciał, że nawiązala dobrą relację z jedną z kierowniczk tego działu, która też miała tendencje do pomiatania ludźmi i zachowań mobbingowych. Mimo, ze ani ta dziewczyna, ani kierowniczka nie były dla mnie jakeś niemiłe, nikt mi nic nie robił, to ja automatycznie weszłam w ten dziwny stan umysłu, skutkowało to tym, że trzeba było mi na nowo wszystko pokazywac, robiłam różne błędy w pracy i wyszlo na to, ze ta koleżanka, która pracowała tam niespełna tydzień była bardziej ogarnięa na tym dziale niż ja pracując tam 2 lata. Ja się jej o wszystko musiałam pytć, bo nagle magicznie "zapominałam" jak coś zrobić, albo nie tyle zapominałam co po prostu tak jakby IQ mi spadło i nie byłam w stanie zwyczajnie myśleć.
I ja mam ileś tam takich części, które mi się włączają w określonych sytuacjach. Dlatego tak mnie wkurza mówienie, że każdt może sukces osiągnąć tak bez znajomości cudzych problemów, bo gdybym ja była np. w korpo, miła dobre wyniki i perspektywę awansu, to wystarczyłoby, że w moim dziale pojawiłby się jakiś dominujacy ekstrawertyk, co wszystkich rozśmiesza i już mój mózg by się przełączył, ja zaczęłabym usuwać się w cień, a moje wyniki by sę pogorszyły w pracy.
Najgorsze jest to, że będąc w tym okreslonm stanie nie mam za bardzo zasobów, żeby zejść na ziemię, bo będąc zmulona, w mojej świadomości jest tylko ta konkretna informacja, że jestem zmulona i mam nie myśleć, co powoduje oczywiście to, że ja wtedy 'zapominam" i nie mam dostępu do takich informacji jak: to,że skończyłam studia, to że jestem tutja przecież dobrym pracownikiem, to, że chodzę na terapię i powinnam się uspokoić. Ja wtedy nie myśle o takich rzwczach, one są poza moim świadomym dostępem, chyba, że ktoś mi przypomni np. mój partner, wtedy się uspokajam i schodzę na ziemię.
Nie mam więc jak samouspokoić się w sytuacji, gdy coś w głowie mi się przełączy.
Ja przez to unikam ludzi, zwłaszcza spotkań grupowych, bo tam zawsze musi się jakiś śmieszek pojawić, który swoją obecnością sprawia, że mam problem w takim pełnym byciu sobą.
W niektórych takich stanach, czy tam częściach nie mam dostępu do określonej wiedzy np. językowej. Inaczej ujmując, znam formalnie niemiecki na A2 ale to od sytuacji, ludzi i okoliczności zalezy, czy będę porozumiewać się na poziomie A2 czy nie powiem nic, bo nagle "zapomne". Małam już takie sytuacje tu w Niemczech, nawet w tej samej pracy raz normanie gadałam, innym razem nie rozumiałam nic.
Co do tej terapeutki. Ta pani ma specjalizacje z psychotraumatologii, jakieś tam certyfikaty, że zajmuje się terapią EMDR, ale ja mam i tak spotkania online, bo na inne z oczywistych powodów nie mogę sboe pozwolić, te spotkania ą też rzadko, więc o ile coś się nie zmieni w moim życiu, to na chwilę obecną będę musiała żyć ze świadomościa, że ta terapia może się koszmarnie wlec, krótka i tak nie będzie bo przemocy doznawanej w dzieciństwie nie leczy się kilkoma spotkaniami.
A czuję się przy babce spoko, pdooba mi się, że ona dość celnie dopytywala się o rzeczy o które nikt wcześniej nie pytał, a faktycznie stanowiły dla mnie problem. Interesuje ją też jak te konkretne objawy u mnie np. agresja, przebiegają, a nie sam fakt, że byłam/jestem agresywna, jak wyglądało to w przypadku psychiatrów. Np. dla mnie nie bylo nigdy normalne, że jak włączał mi się agresor to potrafiłam w przeszłości, w liceum bić się z kimś i tracić zupełnie kontrolę nad tym co robię, jakbym nie kontrolowała swojego cuała i ruchów. Często te wybuchy agresji byly pozbawone emocji, psychiatrów to nie interesowało, tylko sam fakt, że byłam agresywna i tyle.
Najlepiej na jakiejs spokojnej miejscówce. Ja zawsze zadrościłam panią z recepcji w akademiku, bo mogły sbie siedziec i czytać książki w międzyczasie. Gdyby w Polsce były wypłaty takie jak w Niemczech, to za tą minimalną sama bym poszla na taką recepcję i pewnie już totalnie wyj*bane miałabym w komleksy dotyczące kariery/sukcesów, bo mialabym spokojną,czysta pracę we własnym kraju i normalne życie.