PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4
@Danna może ten dyskomfort psychiczny był akurat potrzebny? Może wynikał z jakiejś głębokiej świadomości, że ta sytuacja naprawdę nie jest ok?
Wiem, że ocena ryzyka jest zawsze w pewnym stopniu subiektywna. Uważam, że uzależnienie się finansowe od drugiego człowieka poza nielicznymi wyjątkami leży w obszarze ryzyka nieakceptowalnego.
Po prostu nie mieści mi się w głowie, że można z własnej woli bez ważnych czynników zewnętrznych nie chcieć niezależności finansowej.

Za dużo na tym nieszczęsnym łez padole przeżyłam i widziałam, żeby móc abstrahować od potencjalnych niebezpieczeństw związanych z takim układem.

@Ciasteczko powołałam się na osobowość zależną ze względu na to, że w moim odczuciu byłoby to usprawiedliwienie dla polegania na partnerze w sprawach zarobkowych. Trudno też gonić do roboty osobę w poważnym epizodzie depresji - stąd wzmianka o chorobach.

Tu muszę chociaż przyklasnąć decyzji o ślubie - wybranie takiego sposobu życia jest dla mnie uzasadnieniem hajtnięcia się bez intercyzy.

Co absolutnie nie znaczy, że autorka ma żyć pod moje dyktando. Ot, wyrażam swoje zdanie. Nieprzychylne, to fakt. Zwyczajnie taka postawa mnie triggeruje, choć zapewne nie powinna, bo to przecież nie wpływa na moje życie. Nie da się afirmować absolutnie każdej postawy i nie ma co udawać, że wszystkie są tak samo dobre. Wiadomo, kwestia tego, co jest dla kogoś ważniejsze, ale z mojego punktu widzenia gnuśność nic dobrego na dłuższą metę nie przyniesie.
(10 Sie 2021, Wto 17:14)kartofel napisał(a): [ -> ]Co absolutnie nie znaczy, że autorka ma żyć pod moje dyktando. Ot, wyrażam swoje zdanie. Nieprzychylne, to fakt. Zwyczajnie taka postawa mnie triggeruje, choć zapewne nie powinna, bo to przecież nie wpływa na moje życie. Nie da się afirmować absolutnie każdej postawy i nie ma co udawać, że wszystkie są tak samo dobre. Wiadomo, kwestia tego, co jest dla kogoś ważniejsze, ale z mojego punktu widzenia gnuśność nic dobrego na dłuższą metę nie przyniesie.

Mnie z kolei strasznie triggeruje taka postawa jak Twoja (oczywiście nie zamierzam tutaj Cię w żaden sposób obrażać, tylko swoje zdaie chcę przedstawić), bo ja w życiu zawodowym poza kasą nie widze absolutnie żadnych pozytywów. Kupa stresu, mało czasu dla siebie, okropne, często raniące interakcje z innymi ludźmi, bo przecież każdy chce się rozwijać, co w przeświadczeniu niektórych ludzi usprawiedliwia zachowania mobbingowe, brak kontroli nad czymkolwiek bo musisz, po protu musisz siedzieć tam bite 8 godzin nawet jak się zakład pali (potwierdzone info, przeżyłam to) no i to, że praktycznie każda praca niesie za sobą ryzyko zdrowotne. Ja pracuję mało, a już musze iść do fizjo, bo mam coś z łokciem, strasznie mnie boli i przeskakuje. W poprzednich pracach miałam kontuzję, w jednej zapalenie oskrzeli od wdychania toksycznych oparów. Ja wiem, że to prace fizyczne blablabla, ale w umysłowych jest to samo. Ostatnio jak czytałam co może mi być z tym łokciem, to natknęłam się zaburzenia układu ruchu, które dotyczą pracowników umysłowych, czyli tej grupy, którą niektórzy uważają za względnie wolną od poważnych problemów zdrowotnych.

Ja też się kiedyś śmiałam z bab na utrzymaniu chłopa, czy tam bezrobotnych/żyjących na rencie dopóki sama tak nie wylądowałam po części (bo przecież pracuję jednak) no i stwierdziłam, że to lepsze niż j*banie w fabrykach smrodu.
A jak nastapi rozwód czy śmierć to tez krzywda się nie stanie, o ile ktoś nie ma dzieci i kredytów na głowie, po prostu pójdzie do byle jakiej pracy na początek i tyle. Sorry ale jeśli ktoś ma powiedzmy 40 lat i nie pracował nigdy, to przykro mi ale z reguły zazyna od samego dołu czyli najczęściej od g*wnorobót. A do takich nie potrzebujesz doświadczenia, kwalifikacji, a w cv jak nakłamiesz to i tak każdy ma to w tyłku, w niektórych takich pracach nawet cv nie chcą xd Luki w cv są złe jak chcesz karierę robić, a sądzę, że ludzie, którzy wybierają życie na cudzym garnuszku raczej nie idą w tę stronę.
W najgorszej sytucji są dzieciate, z kredytami no albo babki co se bogatego chlopa dorwały i przyzwyczaiły się do wystawnego życia, to potm zderzenie z rzeczywistością może być bolesne. Ale jak ktoś za przeproszeniem wegetuje to i tak mu wszystko jedno. Tylko z emeryturą są jeszcze problemy, dlatego ja polecam każdemu, kto ma taką możliwość, a nienawidzi albo nie może pracować po prostu pracę na pól etatu, bo czasem to pozwala na stopniowe przejście na pełen etat i oswojenie się z robotą.
@Ciasteczko ja jestem "fanką" pracy, bo dla mnie okazała się schodami (fakt, że stromymi), do innego, lepszego, "normalnego" życia. Co nie zmienia faktu, że nie mam żadnej "kariery" i raczej szału na rynku pracy nie zrobię, ale dla mnie moja obecna pozycja i potencjalne możliwości są "good enough". Tak długo brakowało mi pieniędzy (przez przemoc ekonomiczną, nie ubóstwo, bo mój ojciec zarabiał całkiem nieźle), że stały się dla mnie ważne. Nie superważne, ale jednak są poważną sprawą i jednym z filarów poczucia bezpieczeństwa. Powiedzmy, że ułożyłam sobie w głowie historię, gdzie wzięcie się za pracę na etacie dało mi wymarzoną wolność. Dlatego też polecam spróbowanie tej drogi.

Odnośnie trudnej sytuacji po zniknięciu partnera - historia całkiem świeża: pisałam na forumku, że zmarł kolega z pracy. Zostawił żonę, dwójkę dzieci i niespłacony kredyt. Jego żona nie pracowała zawodowo. W zakładzie była zbiórka na pomoc dla niej (ponoć nie od razu dostaje się kasę z ubezpieczenia) i na psychologa. Takie tragiczne historie się zdarzają, nawet jeśli częściej dochodzi zwyczajnie do zdrady, rozwodu albo przemocy.

Inny przykład: z moją mamą przez jakiś czas pracowała kobieta, która po rozwodzie została na lodzie. Owszem, eks płacił alimenty, ale ona pomimo wyższego wykształcenia bez żadnego doświadczenia w cv wylądowała na produkcji. To musiał być dla niej szok. Co gorsza nie bardzo sobie radziła z budżetowaniem i trudno było jej porzucić dawne przyzwyczajenia np. kupowanie drogich perfum.
(10 Sie 2021, Wto 18:24)kartofel napisał(a): [ -> ]@Ciasteczko ja jestem "fanką" pracy, bo dla mnie okazała się schodami (fakt, że stromymi), do innego, lepszego, "normalnego" życia. Co nie zmienia faktu, że nie mam żadnej "kariery" i raczej szału na rynku pracy nie zrobię, ale dla mnie moja obecna pozycja i potencjalne możliwości są "good enough". Tak długo brakowało mi pieniędzy (przez przemoc ekonomiczną, nie ubóstwo, bo mój ojciec zarabiał całkiem nieźle), że stały się dla mnie ważne. Nie superważne, ale jednak są poważną sprawą i jednym z filarów poczucia bezpieczeństwa. Powiedzmy, że ułożyłam sobie w głowie historię, gdzie wzięcie się za pracę na etacie dało mi wymarzoną wolność. Dlatego też polecam spróbowanie tej drogi.

Odnośnie trudnej sytuacji po zniknięciu partnera - historia całkiem świeża: pisałam na forumku, że zmarł kolega z pracy. Zostawił żonę, dwójkę dzieci i niespłacony kredyt. Jego żona nie pracowała zawodowo. W zakładzie była zbiórka na pomoc dla niej (ponoć nie od razu dostaje się kasę z ubezpieczenia) i na psychologa. Takie tragiczne historie się zdarzają, nawet jeśli częściej dochodzi zwyczajnie do zdrady, rozwodu albo przemocy.

Inny przykład: z moją mamą przez jakiś czas pracowała kobieta, która po rozwodzie została na lodzie. Owszem, eks płacił alimenty, ale ona pomimo wyższego wykształcenia bez żadnego doświadczenia w cv wylądowała na produkcji. To musiał być dla niej szok. Co gorsza nie bardzo sobie radziła z budżetowaniem i trudno było jej porzucić dawne przyzwyczajenia np. kupowanie drogich perfum.


No ale ty masz normalną pracę i masz karierę w moich oczach. Przecież ty pracujesz zgodnie z wykształceniem, dla mnie to sytuacja, którą można uznać za normę. Także no ja Ci się trochę nie dziwię, ale serio praca to nie tylko wygodne posadki, śmiem twierdzić, że wiekszość ludzi pracuje w ch*jowych warunkach, nie tyle bo "ja tak twierdze", tylko obiektywnie, no praca na takiej kasie albo przy wywozie śmieci raczej do przyjemnych nie należy zbytnio. Taki zapieprz, problemy z urlopem, nadogdziny, 2 lub 3 zmiany, toksyczni ludzie, ciężka tyra fizyczna, chroniczne bóle i niskie stawki to szara rzeczywistość wszystkich fabryk, produkcji, restauracji, piekarni, sklepów, kurierek itp. Ci wszyscy pracując tam ludzie nie przekwalifiują się przecież na programistów 15k, a pracować musza. Powiedz takim osobom, ze praca to przyjemnośc i daje wolność, gdy część z nich pracuje przez większość dnia, a nawet na podstawowe opłaty ich nie stać i leczenie chorób wywolanych właśnie przez prace xd

Żeby nie było, ja tutaj nie namawiam do nieróbstwa, sama szukam kompromisu, ale ogólnie mocno hejcę modne wspólcześnie "lubuenie pracy", gdyż mentalnie bliżej mi chyba do pokolenia naszych rodziców, którzy w większości pracy nienawidzili, pewnie podyktowane to było drapieżnymi warunkami zatrudnienia przypadającymi na lata 90. 

Ty piszesz, że praca daje Ci poczucie wolności i bezpieczeństwa, wiesz co mi daje takie poczucie? Jak kiedyś bylam szarpana na jednej produkcji, tu w Niemczech przez jakąś Rumunkę, to ogormne poczucie wolności dawała mi nie świadomośc, że muszę tam tyrać, bo będę miała kasę na rachunki, tylko to, ze w tamtym konkretnym momencie moglam po prostu wyjść z tego kołchozu tk jak stałam i dosłownie to zrobiłam. Po czym grzecznie poczekałam na mojego chłopaka w samochodzie, wsiedliśmy do fury i odjechaliśmy stamtąd szukać szczęścia gdzie indziej. Nigdy nie czułam takigo poczucia kontroli nad swoim zyciem i wolności jak właśnie wtedy. Nie byliśmy uwiązani nigdzie, nie mieliśmy petli na szyi, zobowiązań, mieliśmy tylko samochód i w każdej chwili mogliśmy zmienić kołchoz. 

Ja jestem osobą wygodną, żyje mi się dobrze jak jest, ale znam siebie i wiem, że gdybym z powodu swoich idiotycznych decyzji wylądowała jak np. ci amerykańscy nomadzi i spała w przyczepie kempingowej, to jakieś wielkiej straty po okresie kryzysu psychicznego, bym pewnie nie odczuła. Żyłam już w ch*jowych warunkach, da się przeżyć. 

Co do sytuacji losowych, to ja wiem, że tak jest xd Dlatego ja wlaśnie nie mam dzieci, zwierząt ani żadnj innej żywej kuli u nogi, nie mam też kredytów, nie kupuję tego na co mnie nie stać (a tym jest przecież kredyt) i żyję skromnie. 
No i mam stosunkowo dobre kontakty z pracodawcami obecnymi, myślę, że gdyby facet mnie kopnął w tyłek np, juto albo coś by się stało, to mogłabym się u któregoś z tych pracodawców na pełen etat załapać D:
@kartofel, zapominasz w tej swojej opinii dodać, że wyznajesz kult pracy i rozwoju zawodowego i sama przyznawałaś, że momentami ocierasz się o pracoholizm. Jesteś więc po drugiej stronie bieguna. To, że bycie na utrzymaniu jest ryzykowne (bo śmierć, bo rozstanie) i lepiej nie decydować się na dzieciaka ani kredyt, to chyba każdy głupi wie.
(10 Sie 2021, Wto 19:00)Ciasteczko napisał(a): [ -> ]Powiedz takim osobom, ze praca to przyjemnośc i daje wolność, gdy część z nich pracuje przez większość dnia, a nawet na podstawowe opłaty ich nie stać i leczenie chorób wywolanych właśnie przez prace xd
A kto im kazał? Jeszcze nie słyszałem, żeby ktoś urodził się kierowcą śmieciarki, pracownikiem produkcji czy szambonurkiem. Każdy sam dokonuje wyboru i decyduje się na taką, a nie inną pracę. Może to zabrzmi brutalnie, ale jak ktoś nie ma większych ambicji i nie chce się rozwijać, to musi się liczyć z konsekwencjami takimi jak:
(10 Sie 2021, Wto 19:00)Ciasteczko napisał(a): [ -> ]zapieprz, problemy z urlopem, nadogdziny, 2 lub 3 zmiany, toksyczni ludzie, ciężka tyra fizyczna, chroniczne bóle i niskie stawki
Oczywiście nie mam zamiaru tutaj nikogo oceniać czy krytykować, ze względu na WYBÓR ścieżki kariery, bo jeśli komuś takie życie odpowiada i np. zamiatanie ulic na osiedlu o 4 rano jest jego pasją, to życzę mu jak najlepiej.
Łatwo się mówi, ja np. chciałabym mieć pracę typu farmaceuta, ale jestem słaba z chemii i szybko bym odpadła na studiach, nie mam ogólnie ścisłego umysłu, nie mam też zdolności językowych, ledwo z angolem daje radę, nie użalam się nad sobą, mówi się trudno, mi też pozostają raczej niskopłatne prace dla ludzi "mało ambitnych" :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
No totalnie każdy może być milionerem, jeśli ma ambicję, wstaje wcześnie i miauczy głośno. Zamiatają ulice lenie, a nie imigranci z Ukrainy.
(10 Sie 2021, Wto 21:26)Shirohebi napisał(a): [ -> ]
(10 Sie 2021, Wto 19:00)Ciasteczko napisał(a): [ -> ]Powiedz takim osobom, ze praca to przyjemnośc i daje wolność, gdy część z nich pracuje przez większość dnia, a nawet na podstawowe opłaty ich nie stać i leczenie chorób wywolanych właśnie przez prace xd
A kto im kazał? Jeszcze nie słyszałem, żeby ktoś urodził się kierowcą śmieciarki, pracownikiem produkcji czy szambonurkiem. Każdy sam dokonuje wyboru i decyduje się na taką, a nie inną pracę. Może to zabrzmi brutalnie, ale jak ktoś nie ma większych ambicji i nie chce się rozwijać, to musi się liczyć z konsekwencjami takimi jak:
(10 Sie 2021, Wto 19:00)Ciasteczko napisał(a): [ -> ]zapieprz, problemy z urlopem, nadogdziny, 2 lub 3 zmiany, toksyczni ludzie, ciężka tyra fizyczna, chroniczne bóle i niskie stawki
Oczywiście nie mam zamiaru tutaj nikogo oceniać czy krytykować, ze względu na WYBÓR ścieżki kariery, bo jeśli komuś  takie życie odpowiada i np. zamiatanie ulic na osiedlu o 4 rano jest jego pasją, to życzę mu jak najlepiej.

Możesz wszystko, wystarczy tylko chcieć xDDD
(10 Sie 2021, Wto 21:57)Danna napisał(a): [ -> ]Możesz wszystko, wystarczy tylko chcieć xDDD
Ty Danna czemu nie chciałaś? Pewnie ci się nie kciało, było się uczyć, a nie imprezować. xP
(10 Sie 2021, Wto 21:26)Shirohebi napisał(a): [ -> ]
(10 Sie 2021, Wto 19:00)Ciasteczko napisał(a): [ -> ]Powiedz takim osobom, ze praca to przyjemnośc i daje wolność, gdy część z nich pracuje przez większość dnia, a nawet na podstawowe opłaty ich nie stać i leczenie chorób wywolanych właśnie przez prace xd
A kto im kazał? Jeszcze nie słyszałem, żeby ktoś urodził się kierowcą śmieciarki, pracownikiem produkcji czy szambonurkiem. Każdy sam dokonuje wyboru i decyduje się na taką, a nie inną pracę. Może to zabrzmi brutalnie, ale jak ktoś nie ma większych ambicji i nie chce się rozwijać, to musi się liczyć z konsekwencjami takimi jak:
(10 Sie 2021, Wto 19:00)Ciasteczko napisał(a): [ -> ]zapieprz, problemy z urlopem, nadogdziny, 2 lub 3 zmiany, toksyczni ludzie, ciężka tyra fizyczna, chroniczne bóle i niskie stawki
Oczywiście nie mam zamiaru tutaj nikogo oceniać czy krytykować, ze względu na WYBÓR ścieżki kariery, bo jeśli komuś  takie życie odpowiada i np. zamiatanie ulic na osiedlu o 4 rano jest jego pasją, to życzę mu jak najlepiej.

Ale pieprzysz bzdety. Często życie układa się komuś właśnie w taki sposób że nie ma wyboru. Masa ludzi po studiach kończy w jakiś ujowch zakładach. To raz,a dwa  nie każdy ma predyspozycje żeby robić karierę, takie życie że rodzimy się różni. Często he he no nie wiem... Nawet fobia może blokować czyjś rozwój
Ponadto myślę że każdy zawód jest potrzebny, i każdemu należy się szacunek i wymiarę normalna płaca. Nie tobie oceniać czyjeś ambicje, zajmij się sobą.

Napisałem to dlatego, ponieważ  mega wnerwiają mnie ludzie, którzy nie znając czyjeś sytuacji zawsze są pierwsi do oceniania innych, głoszenia swoich mądrości i przy okazji dowartościowania się cudzym kosztem. Dziękuję.
(10 Sie 2021, Wto 23:21)Luka napisał(a): [ -> ]Napisałem to dlatego, ponieważ  mega wnerwiają mnie ludzie, którzy nie znając czyjeś sytuacji zawsze są pierwsi do oceniania innych, głoszenia swoich mądrości i przy okazji dowartościowania się cudzym kosztem. Dziękuję.
Szkoda, że nie potrafisz czytać ze zrozumieniem, i błędnie zinterpretowałeś mój komentarz jako próbę ataku czy ocenienia kogokolwiek, ale jeśli dzięki swojemu wpisowi poczułeś się lepiej, to spoko. Już się nie odzywam bo zaraz wyjdzie z tego kolejna niepotrzebna :Różne - Koopa:.
(11 Sie 2021, Śro 0:23)Shirohebi napisał(a): [ -> ]
(10 Sie 2021, Wto 23:21)Luka napisał(a): [ -> ]Napisałem to dlatego, ponieważ  mega wnerwiają mnie ludzie, którzy nie znając czyjeś sytuacji zawsze są pierwsi do oceniania innych, głoszenia swoich mądrości i przy okazji dowartościowania się cudzym kosztem. Dziękuję.
Szkoda, że nie potrafisz czytać ze zrozumieniem, i błędnie zinterpretowałeś mój komentarz jako próbę ataku czy ocenienia kogokolwiek, ale jeśli dzięki swojemu wpisowi poczułeś się lepiej, to spoko. Już się nie odzywam bo zaraz wyjdzie z tego kolejna niepotrzebna :Różne - Koopa:.

Fakt może i mój komentarz były trochę za mocny, ale tak już mam jako ten bez ambicji. W każdym razie sorry i bez spiny 👋
(10 Sie 2021, Wto 21:26)Shirohebi napisał(a): [ -> ]A kto im kazał? Jeszcze nie słyszałem, żeby ktoś urodził się kierowcą śmieciarki, pracownikiem produkcji czy szambonurkiem. Każdy sam dokonuje wyboru i decyduje się na taką, a nie inną pracę. Może to zabrzmi brutalnie, ale jak ktoś nie ma większych ambicji i nie chce się rozwijać, to musi się liczyć z konsekwencjami takimi jak:

Twoj komentarz jest nie tylko nue na miejsu ale rowniez brakuje mu logiki. Masz typowe poglady gimbo kapitalisty xd
Zdajesz sobie sprawe, ze te zawodu sa potrzebne, a nawet wrecz koniecznie tak? Ze bez smieciarza miasto nie moze normalnie funkcjonowac, bez sprzataczek wszystko zarosloby brudem, a bez kierowcow i ludzi wykladajacucj towar musialbys zapier*alac na jakies zadupoe do magazynu, zeby kupoc sobie batona?? Sorry, jakie kupic jak nei byloby kasjeeek? Kiedy wy sie nauczycir w koncu, ze miejsc pracy umyslowej jest MNIEJ niz ludzi aktywnuch zawodowo i sila rzeczy, nawet jesli wszyscu szambiarze, wszyecy kasjerzt czy zamiatacze ulic by sie zmobilizowali do nauki, podnoszenia kwalifikacji to ktos I TAK musialby wykonuwqc takie prace? Najwyzej wymagania.na umyslowych stalyby sie tak kosmiczne, ze czesx ludzi by odpadla i tak musiala kartony na magazynie przerzuxsc. Moze bylbys to ty i w sumie szkoda, ze tak nj3 jest bo nauczylbys sie pokory i tego jak naprawde dziala.swiat, a nie tylko w twoich mrzonkach, gdzie kazdy moze byc kim chce xdd
(11 Sie 2021, Śro 3:50)Ciasteczko napisał(a): [ -> ]Twoj komentarz jest nie tylko nue na miejsu ale rowniez brakuje mu logiki. Masz typowe poglady gimbo kapitalisty xd
Zdajesz sobie sprawe, ze te zawodu sa potrzebne, a nawet wrecz koniecznie tak? Ze bez smieciarza miasto nie moze normalnie funkcjonowac, bez sprzataczek wszystko zarosloby brudem, a bez kierowcow i ludzi wykladajacucj towar musialbys zapier*alac na jakies zadupoe do magazynu, zeby kupoc sobie batona?? Sorry, jakie kupic jak nei byloby kasjeeek? Kiedy wy sie nauczycir w koncu, ze miejsc pracy umyslowej jest MNIEJ niz ludzi aktywnuch zawodowo i sila rzeczy, nawet jesli wszyscu szambiarze, wszyecy kasjerzt czy zamiatacze ulic by sie zmobilizowali do nauki, podnoszenia kwalifikacji to ktos I TAK musialby wykonuwqc takie prace? Najwyzej wymagania.na umyslowych stalyby sie tak kosmiczne, ze czesx ludzi by odpadla i tak musiala kartony na magazynie przerzuxsc. Moze bylbys to ty i w sumie szkoda, ze tak nj3 jest bo nauczylbys sie pokory i tego jak naprawde dziala.swiat, a nie tylko w twoich mrzonkach, gdzie kazdy moze byc kim chce xdd
To może uściślę żebym nie został źle zrozumiany. Zdaję sobie sprawę z tego, że każdy jest inny i każdy oczekuje od życia zupełnie czegoś innego. Przykładowo czytałem kiedyś o kolesiu, który mimo innych lepszych zarobkowo opcji postanowił zostać kierowcą autobusu, bo zawsze się nimi pasjonował i ich prowadzenie sprawiało mu niesamowitą przyjemność. Uważam, że to naprawdę fajna sprawa, jeśli ktoś robi zawodowo to co kocha, niezależnie od tego jaka to praca i ile zarabia.
To co mnie razi to fakt, że wiele osób ciągle narzeka na swoje życie i swoją pracę, a mimo to nie robią absolutnie nic, żeby zmienić swoją sytuację. Nawet nie podejmują próby.
Być może jestem jakiś dziwny, ale jeśli coś nie pasuje mi w moim życiu, to za wszelką cenę dążę do tego, żeby to zmienić i od razu zaznaczam, że nie jestem ekstrawertycznym "normalsem", któremu takie rzeczy przychodzą łatwo i tak samo jak inni phobicy mam swoje problemy. Ścisłym umysłem też nie jestem.
Jeśli chodzi o ciężką pracę fizyczną to sam jej doświadczyłem na początku swojej drogi, żeby sobie dorobić i właśnie to mnie niesamowicie motywuje do działania i rozwoju, bo nie wyobrażam sobie, żebym miał tak pracować kilkadziesiąt lat. Zaznaczam, że mowie tylko i wyłącznie za siebie, bo jeśli komuś taka praca odpowiada, to w żadnym stopniu go nie krytykuję ani nie oceniam.
(11 Sie 2021, Śro 4:33)Shirohebi napisał(a): [ -> ]
(11 Sie 2021, Śro 3:50)Ciasteczko napisał(a): [ -> ]Twoj komentarz jest nie tylko nue na miejsu ale rowniez brakuje mu logiki. Masz typowe poglady gimbo kapitalisty xd
Zdajesz sobie sprawe, ze te zawodu sa potrzebne, a nawet wrecz koniecznie tak? Ze bez smieciarza miasto nie moze normalnie funkcjonowac, bez sprzataczek wszystko zarosloby brudem, a bez kierowcow i ludzi wykladajacucj towar musialbys zapier*alac na jakies zadupoe do magazynu, zeby kupoc sobie batona?? Sorry, jakie kupic jak nei byloby kasjeeek? Kiedy wy sie nauczycir w koncu, ze miejsc pracy umyslowej jest MNIEJ niz ludzi aktywnuch zawodowo i sila rzeczy, nawet jesli wszyscu szambiarze, wszyecy kasjerzt czy zamiatacze ulic by sie zmobilizowali do nauki, podnoszenia kwalifikacji to ktos I TAK musialby wykonuwqc takie prace? Najwyzej wymagania.na umyslowych stalyby sie tak kosmiczne, ze czesx ludzi by odpadla i tak musiala kartony na magazynie przerzuxsc. Moze bylbys to ty i w sumie szkoda, ze tak nj3 jest bo nauczylbys sie pokory i tego jak naprawde dziala.swiat, a nie tylko w twoich mrzonkach, gdzie kazdy moze byc kim chce xdd
To może uściślę żebym nie został źle zrozumiany. Zdaję sobie sprawę z tego, że każdy jest inny i każdy oczekuje od życia zupełnie czegoś innego. Przykładowo czytałem kiedyś o kolesiu, który mimo innych lepszych zarobkowo opcji postanowił zostać kierowcą autobusu, bo zawsze się nimi pasjonował i ich prowadzenie sprawiało mu niesamowitą przyjemność. Uważam, że to naprawdę fajna sprawa, jeśli ktoś robi zawodowo to co kocha, niezależnie od tego jaka to praca i ile zarabia.
To co mnie razi to fakt, że wiele osób ciągle narzeka na swoje życie i swoją pracę, a mimo to nie robią absolutnie nic, żeby zmienić swoją sytuację. Nawet nie podejmują próby.
Być może jestem jakiś dziwny, ale jeśli coś nie pasuje mi w moim życiu, to za wszelką cenę dążę do tego, żeby to zmienić i od razu zaznaczam, że nie jestem ekstrawertycznym "normalsem", któremu takie rzeczy przychodzą łatwo i tak samo jak inni phobicy mam swoje problemy. Ścisłym umysłem też nie jestem.
Jeśli chodzi o ciężką pracę fizyczną to sam jej doświadczyłem na początku swojej drogi, żeby sobie dorobić i właśnie to mnie niesamowicie motywuje do działania i rozwoju, bo nie wyobrażam sobie, żebym miał tak pracować kilkadziesiąt lat. Zaznaczam, że mowie tylko i wyłącznie za siebie, bo jeśli komuś taka praca odpowiada, to w żadnym stopniu go nie krytykuję ani nie oceniam.

Skad wiesz, ze tylko narzekaja? Sa tutaj osoby, ktore z tego co same pisza (a nie zakladam, ze ktos klamie) probowaly juz praktycznie wszyztkiego. @Danna chodzi na terapie, bierze leki i x.tego co kojarze nie unika kompletnie pracy zawodowej, bo pracowala zarowno w korpo jak i fizycznie i co? I pstro. Wszedzie zle. Inne osoby nie wiem,  bo nie znam tu wszystkich hisotorii ale nie zamierzam tez komukolw8ek zarzucac, ze sie uzala i nic nie robi. 

Zreszta,.Twoje zdanie moze byloby tutaj adekwatne, ale jeszcze chyba sie nir spotkalam, zeby pogladu "lubienia swojej pracy" bronili pracownicu fizyczni bez kwalifikacji xd Zawsz3 w kontekscie zadowolenia z fizycznego j*bania najwiecej do powiedzenoa maja ludzie co sobie rak brudzic nie musza, nie uwazasz, ze to komiczne? I serio mocno zalatuje memem o smieciowum kitku xd
Wobec nieubłaganie nadchodzącej "rewolucji" Industry 4.0 część zawodów będzie wygasać - choćby kasjerzy, czy pracownicy produkcji. W moim zakładzie nie ma już właściwie typowych "ludzi z taśmy" - są tylko operatorzy, którzy przez większość czasu siedzą w sterowni i oglądają jutuba :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Także praca fizyczna pracy fizycznej nierówna. A wymagania w rekrutacji to posiadanie wszystkich kończyn i więcej niż dwóch szarych komórek, a i tak nie ma chętnych.
Oczywiście część operatorów to ludzie z naprawdę dużą wiedzą, od których można się sporo nauczyć. W zasadzie są poniekąd mądrzejsi od inżynierów, bo przynajmniej się nie narobią za bardzo :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:

Dla mnie to ciekawa sprawa, że ilekroć pojawia się kwestia rozwoju zawodowego/osobistego, to zaraz pojawiają się drwiny i przytaczanie różnych wyświechtanych tekstów kołczingowych. Jedni rzeźbią w marmurze, a inni w błocie, nie każdy ma takie same możliwości, tutaj na forumku dodatkowo dochodzą ograniczenia związane z fobią społeczną i często również depresją... Ale generalnie żeby coś zrobić ze swoim życiem na ogół trzeba podjąć jakiś wysiłek. I myślę, że to tutaj jest większy problem - no bo po co robić rzeczy? Po co szukać sobie praktyk i staży na studiach, skoro można tego nie robić i potem być zdziwionym, że się pracuje poniżej kwalifikacji. Tak właśnie ma większość mojej dawnej grupy ze studiów. A to nie byli fobicy. Ba, pewien znajomy sądził, że sam dyplom AGH otworzy mu drogę do kariery... No, powiedzmy tylko, że tak się nie stało. Po co już w pracy robić jakieś projekty i starać się wykazać, skoro można nie i potem narzekać, że się nie dostało awansu od 10 lat. 

Krótko mówiąc: narzekanie na obecną sytuację łatwo wchodzi w nawyk i wymaga znacznie mniejszych nakładów energetycznych niż próby zmiany położenia. Co gorsza, łatwo jest uwierzyć w to, że się przegrało życie, że ma się jakieś czarne fatum itd i zwyczajnie przestać próbować. Albo w ogóle nie zacząć. 

Mogłabym teraz siedzieć w mieszkaniu rodziców, bez pracy w zawodzie albo i bez pracy w ogóle. Ba, pewnie bym dołączyła do chóru sceptyków. Podjęłam świadomą decyzję, że muszę coś zrobić ze swoim życiem. No i "but it's been no bed of roses; no pleasure cruise", nie było łatwo, nie było przyjemnie. Ale było warto. Teraz już bym się nie zdecydowała na pracę 160h w miesiącu, dzienne studia i jeszcze pisanie pracy dyplomowej i robienie do niej badań. Zarówno znajomi ze studiów, wykładowcy, jak i ludzie z pracy nie wróżyli mi sukcesu, a jednak... Co nie zmienia faktu, że tutaj może działać błąd przeżywalności i mogłam faktycznie mieć farta.
(11 Sie 2021, Śro 7:00)kartofel napisał(a): [ -> ]Wobec nieubłaganie nadchodzącej "rewolucji" Industry 4.0 część zawodów będzie wygasać - choćby kasjerzy, czy pracownicy produkcji. W moim zakładzie nie ma już właściwie typowych "ludzi z taśmy" - są tylko operatorzy, którzy przez większość czasu siedzą w sterowni i oglądają jutuba :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Także praca fizyczna pracy fizycznej nierówna. A wymagania w rekrutacji to posiadanie wszystkich kończyn i więcej niż dwóch szarych komórek, a i tak nie ma chętnych.
Oczywiście część operatorów to ludzie z naprawdę dużą wiedzą, od których można się sporo nauczyć. W zasadzie są poniekąd mądrzejsi od inżynierów, bo przynajmniej się nie narobią za bardzo :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:

Dla mnie to ciekawa sprawa, że ilekroć pojawia się kwestia rozwoju zawodowego/osobistego, to zaraz pojawiają się drwiny i przytaczanie różnych wyświechtanych tekstów kołczingowych. Jedni rzeźbią w marmurze, a inni w błocie, nie każdy ma takie same możliwości, tutaj na forumku dodatkowo dochodzą ograniczenia związane z fobią społeczną i często również depresją... Ale generalnie żeby coś zrobić ze swoim życiem na ogół trzeba podjąć jakiś wysiłek. I myślę, że to tutaj jest większy problem - no bo po co robić rzeczy? Po co szukać sobie praktyk i staży na studiach, skoro można tego nie robić i potem być zdziwionym, że się pracuje poniżej kwalifikacji. Tak właśnie ma większość mojej dawnej grupy ze studiów. A to nie byli fobicy. Ba, pewien znajomy sądził, że sam dyplom AGH otworzy mu drogę do kariery... No, powiedzmy tylko, że tak się nie stało. Po co już w pracy robić jakieś projekty i starać się wykazać, skoro można nie i potem narzekać, że się nie dostało awansu od 10 lat. 

Krótko mówiąc: narzekanie na obecną sytuację łatwo wchodzi w nawyk i wymaga znacznie mniejszych nakładów energetycznych niż próby zmiany położenia. Co gorsza, łatwo jest uwierzyć w to, że się przegrało życie, że ma się jakieś czarne fatum itd i zwyczajnie przestać próbować. Albo w ogóle nie zacząć. 

Mogłabym teraz siedzieć w mieszkaniu rodziców, bez pracy w zawodzie albo i bez pracy w ogóle. Ba, pewnie bym dołączyła do chóru sceptyków. Podjęłam świadomą decyzję, że muszę coś zrobić ze swoim życiem. No i "but it's been no bed of roses; no pleasure cruise", nie było łatwo, nie było przyjemnie. Ale było warto. Teraz już bym się nie zdecydowała na pracę 160h w miesiącu, dzienne studia i jeszcze pisanie pracy dyplomowej i robienie do niej badań. Zarówno znajomi ze studiów, wykładowcy, jak i ludzie z pracy nie wróżyli mi sukcesu, a jednak... Co nie zmienia faktu, że tutaj może działać błąd przeżywalności i mogłam faktycznie mieć farta.


Mnie tam cieszy perspektywa wymarcia niektorych zawodow. Chcooaz i tak uwazam, ze w Polsce to wczesniej nastapi, bo Polacy sa przez innych i siebje samych traktowani przedmiotowo. W Niemczech kasjerki tak szybko nie znikna, tutaj jeszcze w zadnym sklepir nie widzialam kasy samoobslugowej. 
Mnie jednak taka perspwktywa cieszy, bo gdyby doszo do automatyzacji to moglabym spokojnie na d*pie siedziec za dochod podstaowy, a pracowaliby tylko pasjonaci. 

Co do wysilku. To nie tak, ze nie masz racji, bo masz i to sporo. Ale spojrz na to z drygiej strony. Na studia szlo mase osob, ktore maily to tal naprawde w d*pie, byc moze sprawdziliby sie lepiej jako np. piekarze, stolarze ale od malego pokolejie naszych rodzicow wbijalo nam do glow, zeby rozwijac sie za wszelka cene, byc lekarzam8, prawnikani, lub miec po prostu papier bo inaczej "skonczysz zamiatajac ulice", albo "gdize ty tam pojdziesz do zawodowki z debilami sie uczyc". Ja mialam sasiadow, ktorzy katowali swoje dzieci (tal na+:Ikony bluzgi pierd: fizycznie, ze cala.ulica slyszala) i nie wypuszczali z domu, bo dziecko 4 zamiast 5 przynioslo. Oczywisoce te dzieci nir mogly bawic sie z "byle kim", np. ze mna bo bylam z biednej rodziny, a moi starzy to fizyczni robole. Co innego corwczki nauczycielek czy lekarzy, to juz odpowiednjensze towarzystwo. 

Czego sie uczy czlowiek wuchowany w takch warunkach? Uczy sie po pierwsze, ze jego wartosc zalezy od samorozwoju i pracy, ktora wykonuje, a po drugie uczy sie pogardy do zawodow fizycznych. 
Pozniejsze spoleczenstwo tylk0 wzmacia te poglady, bo pracownikow niewykwal8filowanych postrzega sie bardzo zle, czasem prawie jak cwiercmozgow. I tu przechodzimy do naszyxh studentow, ktorzy poszli na uczelnie, bo z jednej strony starzy wmowili im ze papier daje przepustke do lepszeto zuxia, a z.drugiej oni sami nie maja wewnetrznej motywqcji do samorpzowju. Ktos taki bedzie mial w d*pie staze, praktyki bo woli sjr naj*bac niz doksztalcac, jednkczesnie studiow nie rzuci bo "starzy go wydziedzicza". Potem laduje taka.oskba na produkchi czy magazynie i nawet jeali ta praca jej nie przeszkadza to czuje ogormny wstyd, ze zawiodla.i ze jest smieciem no bo przeciez wyladowlaa jak te "debile z zawodowki". 
Ja kiedys wykladalam towar.w.markecie i bardzo mi ta praca odpowiadala poza stawka oczywiscie, ale ogolnie relaksowala mnie. A i tak wstydzilam ske tego robic i moja samoocena byla.niska bo wiem jak sje patrzy na takie oso b y jak ja, jako nieukow, nieudacznikow bez ambicji. I nie zaprzeczaj, bo Tobie braku amnicji nik5 ni3 zarzuci, tu dziala efekt aureoli, nawey gdybys nie miala zadnych zainteresowan i nic ciekawego do powiedzenia, nawet gdybyd nie czytala ksiazek, a Twoje zycie skupialoby sie tylko wokol pracy to i tak ludzie przypieliby Ci latke madrej, ambitnej, tylko dlatego ze pracujesz jako inzynier. Ja moge czytac stosy ksiazek filozoficznych czy naukowych, pieknie grac na pianinie i udzielac sie w organizacjach po pracy,.a i tak dla wiely bede tylko robolem bez ambicji, nieudacznikiem, leniem.
(11 Sie 2021, Śro 6:54)Ciasteczko napisał(a): [ -> ]Skad wiesz, ze tylko narzekaja? Sa tutaj osoby, ktore z tego co same pisza (a nie zakladam, ze ktos klamie) probowaly juz praktycznie wszyztkiego. @Danna chodzi na terapie, bierze leki i x.tego co kojarze nie unika kompletnie pracy zawodowej, bo pracowala zarowno w korpo jak i fizycznie i co? I pstro. Wszedzie zle. Inne osoby nie wiem,  bo nie znam tu wszystkich hisotorii ale nie zamierzam tez komukolw8ek zarzucac, ze sie uzala i nic nie robi. 
Przecież nie pisałem o nikim konkretnym więc nie wiem czemu przywolaś akurat Danne. Poza tym nawet jeśli ktoś narzeka, ale mimo wszystko coś robi w kierunku polepszenia swojej sytuacji, to logiczne jest, że mój komentarz nie dotyczy tej osoby.
Jak znam życie, to... No własnie nie znam, więc napiszę tylko na swoim przykładzie :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Nawiązując do tematu wątki, na pewno praca, wyrwanie się z utrzymania rodziców i odłożenie paru monet miało spore znaczenie przy zmniejszaniu poziomu lęków. Z drugiej strony nie do końca, bo cały czas mam przekonanie, że poszczęściło mi się po prostu i niewielka tu moja zasługa jest. To już nawiązanie do Waszej dyskusji. Nie mam pojęcia, co ja bym mógł w życiu robić, gdybym nie mógł być programistą. Wiadomo, są wszystkie proste prace, gdzie liczy się głównie włożony czas i siła, ale tu jest mała kasa i satysfakcja. Coś więcej? Z moją zaawansowaną nieporadnością ciężko mi sobie coś wyobrazić.

A jak było z zostawaniem programistą? Nie przypominam sobie jakiegoś wielkiego wysiłku, który bym tu włożył. Trochę fuksa miałem z początku, bo w czasach podstawówki mój sąsiad/nauczyciel pokazał mi podstawy programowania i stwierdziłem, że to mnie kręci. Fuksem było też to, że łatwo mi przychodziło myślenie abstrakcyjne - nie było to wyuczone w żaden celowy sposób. Fuksem było też to, że miałem dostęp do komputera, co w mojej wiosce nie było wtedy jeszcze codziennością. Długo nie robiłem postępów w zawodzie, nawet na studiach jeszcze specjalnie nie wychodziłem poza program i nie robiłem jakichś pobocznych projektów (nie licząc rzeczy, które rozpoczynałem i porzucałem na samym początku). Do pierwszej i jak na razie jedynej pracy przyszedłem w momencie, gdy brali każdego, kto choćby udawał programistę. To tutaj nauczyłem się większości rzeczy, które dzisiaj robię.

Tyle na moim przykładzie. A jak tak patrzę szerzej, to nie mam wrażenia, żeby regułą było, że wystarczy być ambitnym i się życie ułoży. Na pewno to pomaga, ale często nawet ta ambicja jest "odziedziczona". Wzorce i wymagania od rodziców, inne środowisko, w którym się wyrasta, to czy można się poświęcić zainteresowaniom, czy trzeba walczyć od początku dorosłego życia o minimum utrzymania. Wiadomo, każdy zna jakieś jednostki, który wybiły się ze swojego trudnego początkowego położenia i wyszły na ludzi, czasem mają jakieś wyjątkowe osiągnięcia. Ale to raczej są wyjątki, a regułą jest, że prawnik ma rodzica prawnika, lekarz rodzica lekarza, mechanik rodzica mechanika. Nie mówię, że się nie da, ale jest to trudne i nie można oczekiwać i wymagać od osoby mającej trudny start, że za pstrykcięciem palcami odmieni swoje życie. Wystarczy chcieć. I mieć pomysł. I samozaparcie. I trochę szczęścia, albo przynajmniej brak pecha. Ja jako synek mamusi, która umożliwiła mu siedzenie w pokoju przy komputerze i zapewniła, że nie musi się z niczym konfrontować, nie miałem chęci, nie miałem pomysłu. W pewnym momencie miałem tylko szczęście.

Oczywiście daleko mi jeszcze do tego, żebym był zadowolony z życia, teraz powoli dopiero zbieram siły i próbuję coś świadomie zmienić w swoim życiu. Zbliżając się do czterdziestki :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Teraz chcę, nie wiem, jak będzie ze szczęściem.
(11 Sie 2021, Śro 7:00)kartofel napisał(a): [ -> ]Wobec nieubłaganie nadchodzącej "rewolucji" Industry 4.0 część zawodów będzie wygasać - choćby kasjerzy, czy pracownicy produkcji. W moim zakładzie nie ma już właściwie typowych "ludzi z taśmy" - są tylko operatorzy, którzy przez większość czasu siedzą w sterowni i oglądają jutuba :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Także praca fizyczna pracy fizycznej nierówna. A wymagania w rekrutacji to posiadanie wszystkich kończyn i więcej niż dwóch szarych komórek, a i tak nie ma chętnych.
Oczywiście część operatorów to ludzie z naprawdę dużą wiedzą, od których można się sporo nauczyć. W zasadzie są poniekąd mądrzejsi od inżynierów, bo przynajmniej się nie narobią za bardzo :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:

Dla mnie to ciekawa sprawa, że ilekroć pojawia się kwestia rozwoju zawodowego/osobistego, to zaraz pojawiają się drwiny i przytaczanie różnych wyświechtanych tekstów kołczingowych. Jedni rzeźbią w marmurze, a inni w błocie, nie każdy ma takie same możliwości, tutaj na forumku dodatkowo dochodzą ograniczenia związane z fobią społeczną i często również depresją... Ale generalnie żeby coś zrobić ze swoim życiem na ogół trzeba podjąć jakiś wysiłek. I myślę, że to tutaj jest większy problem - no bo po co robić rzeczy? Po co szukać sobie praktyk i staży na studiach, skoro można tego nie robić i potem być zdziwionym, że się pracuje poniżej kwalifikacji. Tak właśnie ma większość mojej dawnej grupy ze studiów. A to nie byli fobicy. Ba, pewien znajomy sądził, że sam dyplom AGH otworzy mu drogę do kariery... No, powiedzmy tylko, że tak się nie stało. Po co już w pracy robić jakieś projekty i starać się wykazać, skoro można nie i potem narzekać, że się nie dostało awansu od 10 lat. 

Krótko mówiąc: narzekanie na obecną sytuację łatwo wchodzi w nawyk i wymaga znacznie mniejszych nakładów energetycznych niż próby zmiany położenia. Co gorsza, łatwo jest uwierzyć w to, że się przegrało życie, że ma się jakieś czarne fatum itd i zwyczajnie przestać próbować. Albo w ogóle nie zacząć. 

Mogłabym teraz siedzieć w mieszkaniu rodziców, bez pracy w zawodzie albo i bez pracy w ogóle. Ba, pewnie bym dołączyła do chóru sceptyków. Podjęłam świadomą decyzję, że muszę coś zrobić ze swoim życiem. No i "but it's been no bed of roses; no pleasure cruise", nie było łatwo, nie było przyjemnie. Ale było warto. Teraz już bym się nie zdecydowała na pracę 160h w miesiącu, dzienne studia i jeszcze pisanie pracy dyplomowej i robienie do niej badań. Zarówno znajomi ze studiów, wykładowcy, jak i ludzie z pracy nie wróżyli mi sukcesu, a jednak... Co nie zmienia faktu, że tutaj może działać błąd przeżywalności i mogłam faktycznie mieć farta.

Ciekawi Cię, że drwimy sobie tekstami kołczingowymi, a sama potem piszesz, że Tobie się udało, dlatego, że nie narzekałaś i byłaś aktywna, sama zakładając, że my nie robiliśmy nic, tylko czekaliśmy, aż spadnie nam z nieba wygodna praca przy biurku. Ja na swoich pierwszych studiach filologicznych całe wakacje zapieprzałam na wolontariacie za granicą, żeby podszkalać język. Na drugich studiach (kierunek społeczny) od pierwszego roku chodziłam na wolontariat związany ściśle ze studiami. Praca w zawodach zbliżonych do tych kierunków była niemożliwa bez studiów, stąd wolontariaty. Co nie wyszło po drodze? A no zaburzenia. Twoja historia jest piękna, bo jest Twoja i patrzysz na innych przez jej pryzmat. 

Ta rozmowa generalnie nie ma sensu.
Ta rozmowa nie ma sensu z zupełnie innego powodu :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Ja o wysiłku, o pracy, o tym, że nie jest łatwo i trzeba mieć tego świadomość, a część dyskutantów odnosi się do słów, które tu nawet nie padły.

To jest clou - gadanie o "pstrykaniu palcem".

Gdyby ktoś napisał, że w leczeniu depresji bardzo pomogła mu wenlafaksyna i poleca spróbowanie tego leku, to czy wywołałoby to równie duże kontrowersje? Aj dont fink soł. Ale mimo wszystko presja sukcesu dotyczy niemal wszystkich członków społeczeństwa (choć w różnym stopniu) - stąd moim zdaniem taka "delikatność" tego tekstu i łatwość wzbudzania emocji.

Czasem warto jest wzbudzić w sobie pewien dyskomfort, jakiś dysonans i tak dalej. Przecież nawet terapia to nie jest zrywanie kwiatków na łące, tylko mierzenie się z trudnymi sprawami. Nie można ciągle poklepywać wszystkich (i samego siebie) po pleckach.
(11 Sie 2021, Śro 13:23)kartofel napisał(a): [ -> ]Ta rozmowa nie ma sensu z zupełnie innego powodu :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Ja o wysiłku, o pracy, o tym, że nie jest łatwo i trzeba mieć tego świadomość, a część dyskutantów odnosi się do słów, które tu nawet nie padły.

To jest clou - gadanie o "pstrykaniu palcem".

Gdyby ktoś napisał, że w leczeniu depresji bardzo pomogła mu wenlafaksyna i poleca spróbowanie tego leku, to czy wywołałoby to równie duże kontrowersje? Aj dont fink soł. Ale mimo wszystko presja sukcesu dotyczy niemal wszystkich członków społeczeństwa (choć w różnym stopniu) - stąd moim zdaniem taka "delikatność" tego tekstu i łatwość wzbudzania emocji.

Czasem warto jest wzbudzić w sobie pewien dyskomfort, jakiś dysonans i tak dalej. Przecież nawet terapia to nie jest zrywanie kwiatków na łące, tylko mierzenie się z trudnymi sprawami. Nie można ciągle poklepywać wszystkich (i samego siebie) po pleckach.

Jak już się bawisz w terapeutę, co ma wzbudzić dyskomfort, to skorzystaj z empatii i zastanów się, czy jako "fanka" pracy powinnaś pouczającym tonem wypowiadać się na temat bycia bezrobotnym/utrzymywanym. 

Ciekawostka: to nie jest motywujące :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

To mi trochę przypomina jedną moją terapeutkę (psychodynamiczną, więc tę od oporu w terapii :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:), która jarała się motoryzacją i próbowała mnie (skrajnego lękowca) przekonać, żebym zrobiła prawo jazdy, bo przecież będę wtedy niezależna, będę miała nowe możliwości... xd
A przecież @kartofel tylko podzieliła się swoją historią w pierwszym poście w wątku, nikogo nie pouczając. I od tego się zaczęło. Bo ktoś dostrzegł szansę na horyzoncie ziem jałowych, do tego jeszcze się mu udało! Czy jakby napisała to w dziele Pozytywne historie w temacie Nasze sukcesy z fobią też zostałaby tak pojechana? A tymczasem w innym wątku te same osoby, które tutaj czują się dotknięte, same otwarcie przyznają, że sabotują swe szanse, że gdyby ktoś zaproponował dwie opcje pracy, to wybraliby dla siebie tę gorszą, nie czując się godnymi czegoś lepszego. To niech przynajmniej innym pozwolą się cieszyć udanym życiem.
(11 Sie 2021, Śro 17:14)Alexander Guard napisał(a): [ -> ]A przecież @kartofel tylko podzieliła się swoją historią w pierwszym poście w wątku, nikogo nie pouczając. I od tego się zaczęło. Bo ktoś dostrzegł szansę na horyzoncie ziem jałowych, do tego jeszcze się mu udało! Czy jakby napisała to w dziele Pozytywne historie w temacie Nasze sukcesy z fobią też zostałaby tak pojechana? A tymczasem w innym wątku te same osoby, które tutaj czują się dotknięte, same otwarcie przyznają, że sabotują swe szanse, że gdyby ktoś zaproponował dwie opcje pracy, to wybraliby dla siebie tę gorszą, nie czując się godnymi czegoś lepszego. To niech przynajmniej innym pozwolą się cieszyć udanym życiem.

Nikt się nie czepia sukcesow kartofla, tylko tego, że dosyć ostro skomentowała tutaj wypowiedź jednej użytkowniczki odnośnie bycia utrzymywaną przez faceta. Ja sama nie wiem dlaczego temat zszedł po raz setny już chyba na temat g*wnorobót czy lubienia bądź nie własnej pracy, skotro wątek dotyczy poczucia winy wynikającego z bycia na czyimś utrzymaniu. Ja przyznaję, że też mieliłam ten wątek tutaj, ale ten temat jest dla mnie strasznie drażliwy, bo ilość absurdów, która zawsze wypływa w takich wątkach jest dla mnie zatrważająca i wcale nie mam tutaj na myśli zadowolenia z wykonywanej pracy, że ktoś może odczywać, czy tam nawet pisania o spróbowaniu podjęcia pracy czy dokształcenia się, tylko rzeczy w stylu, że każdą pracę można lubić blablabla, chociażbt była to praca typa, co codziennie w szambie musi pływac XD Są prace, które się kocha i są prace, do któryh się chodzi po pieniądze, tyle. 
Ja tam nie wiem co będzie ze mną bo podjełam terapię, ae gdyby się okazało, że jednak jestem zmuszona fizycznie tyrać całe życie to wolę zdrowesze podejście, racjonalne pogodzenie się z tym i cieszenie z innych rzeczy, zamiast wytwarzać coś na wzór syndromu sztokholskiego i wmawiać sobie, że afirmuję wycieranie ob+:Różne - Koopa: kibli. Bo ja tutaj odnosze bardziej wrażenie, że niektórzy nie mogą znieść takiego podejścia i według nich albo zmienaisz pracę, która ci przeszkadza, albo kochasz tą którą masz, bo nie da się chyba dla niektórych po prostu wytwotrzyć podejścia a'la wyj*bka, pogodzenie z losem, nie albo lubisz pracować, albo szukasz innej roboty i nie "użalasz się" nad sobą xd
Stron: 1 2 3 4