PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Kto może nakierować jakiej pracy szukać i jakie kończyć kursy czy szkoły?
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3
(13 Maj 2021, Czw 17:05)Tomek_z_SUR napisał(a): [ -> ]wychodzi 90 i 100% mniej więcej
90 i 100% z matematyki. Ja :Ikony bluzgi pierd:ę. Jeśli ty sobie nie poradziłeś na politechnice z takimi wynikami, a ja cudem zdobyłem 34% to aż nie chcę sobie wyobrażać jaką miazgę zrobiłyby kierunki techniczne ze mnie. Ale się teraz poczułem jak kompletny kretyn. Przechodząc do rzeczy to chciałem napisać, że dzięki wam nareszcie odkryłem swoją największą pasję, odkryłem to co sprawia mi największą radość a jest to właśnie wspominane już przeze mnie "projektowanie przestrzeni miejskiej". Skoro sam jeden stworzyłem i zaprojektowałem własne, wielkie, wymyślone miasto (i to nie jedno) i zrobiłem to z wielką przyjemnością to faktycznie musi to być moją wielką pasją. Ale niestety, cóż mi z tego, skoro aby zajmować się tym na poważnie to trzeba mieć porządną wiedzę z matematyki i umieć bardzo dobrze rysować? Moja wiedza z matematyki jest niestety na poziomie szkoły podstawowej a moje rysunki to również niestety tylko koślawe grafiki robione w paincie. Szkoda, naprawdę wielka szkoda.
(13 Maj 2021, Czw 17:41)zbyszek93 napisał(a): [ -> ]90 i 100% z matematyki. Ja ę. Jeśli ty sobie nie poradziłeś na politechnice z takimi wynikami, a ja cudem zdobyłem 34% to aż nie chcę sobie wyobrażać jaką miazgę zrobiłyby kierunki techniczne ze mnie.
Nie no, poradziłem sobie ale miałem problemy z majcą.

(13 Maj 2021, Czw 17:41)zbyszek93 napisał(a): [ -> ]Ale niestety, cóż mi z tego, skoro aby zajmować się tym na poważnie to trzeba mieć porządną wiedzę z matematyki i umieć bardzo dobrze rysować? Moja wiedza z matematyki jest niestety na poziomie szkoły podstawowej a moje rysunki to również niestety tylko koślawe grafiki robione w paincie. Szkoda, naprawdę wielka szkoda.
A może są jakieś kierunki na uczelniach artystycznych, które wiązałyby się właśnie z projektowaniem przestrzeni? Taka luźna myśl.
Niestety czasem trzeba się po prostu pogodzić, że życie układa się tak, a nie inaczej. Moim marzeniem zawsze była praca w policji, chciałabym być np. technikiem kryminalistyki. A po pierwsze to nie jest wcale łatwa droga żeby w ogóle nim zostać, po drugie nie nadaję się na policjantkę, jestem zbyt zalękniona na policjantkę :Stan - Uśmiecha się - Szeroko: :Stan - Uśmiecha się - Szeroko: Pogodziłam się już, że nie mam predyspozycji i szukam czegoś innego, prawdopodobnie czeka mnie całe życie jakaś nudna praca, no i trudno, nie można mieć wszystkiego :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
(13 Maj 2021, Czw 18:07)Tomek_z_SUR napisał(a): [ -> ]A może są jakieś kierunki na uczelniach artystycznych, które wiązałyby się właśnie z projektowaniem przestrzeni? Taka luźna myśl.
Na pewno o tym pomyślę, ale nie sądzę, przecież takie projektowanie zawsze będzie się wiązać z matematyką.
(13 Maj 2021, Czw 18:52)zbyszek93 napisał(a): [ -> ]
(13 Maj 2021, Czw 18:07)Tomek_z_SUR napisał(a): [ -> ]A może są jakieś kierunki na uczelniach artystycznych, które wiązałyby się właśnie z projektowaniem przestrzeni? Taka luźna myśl.
Na pewno o tym pomyślę, ale nie sądzę, przecież takie projektowanie zawsze będzie się wiązać z matematyką.

Może architektura krajobrazu? Nie wiem dokładnie ale chyba powinno tam być mniej matematyki. Tylko nie wiem czy podobałoby ci się bo to trochę co innego niż planowanie miast.
Pamiętaj też, że maturę można poprawić. Czujesz, że naprawdę nie masz zdolności czy może miałeś kiepskiego nauczyciela?
(13 Maj 2021, Czw 19:49)Nonnaa napisał(a): [ -> ]Pamiętaj też, że maturę można poprawić. Czujesz, że naprawdę nie masz zdolności czy może miałeś kiepskiego nauczyciela?
Sam nie wiem. Od 1 klasy gimnazjum aż do 4 klasy technikum w każdym semestrze byłem zagrożony jedynką, w każdym semestrze cudem udawało mi się dostawać tą 2, natomiast tak samo miało 3/4 mojej klasy zarówno w gimnazjum jak i w technikum. Jeśli chodzi o technikum to poziom matematyki w mojej klasie był dramatyczny, poziom dna i mułu. Przez 4 lata żadnego zagrożenia nie miało chyba max. 2-3 uczniów z ok. 30, za to w każdym semestrze zagrożonych było ponad 20, każdy sprawdzian kończył się w 90% jedynkami, maturę próbną w listopadzie zdały 2 osoby na 30 - a i tak jedną z nich byłem ja, gdzie większość odpowiedzi strzeliłem i akurat trafiłem w równe 30%, a drugą był nasz kladowy geniusz matematyki, jedyny który zdołał zdobyć więcej niż 40% i jedyny, który czasami dostawał ocenę wyższą niż 2. Sami oceńcie czy to my byliśmy takimi debilami (i w gimnazjum i w technikum) czy to wina tragicznych nauczycielek. Maturę mogę poprawić, ale jest to abstrakcja - ja w tej chwili mam 7 lat kompletnego nieużywania matematyki + 7 kolejnych lat zaległości z gimnazjum i technikum. Ja matmę ostatni raz umiałem i rozumiałem 14 lat temu w 6 klasie. 14 lat zaległości. Jakim cudem miałbym teraz przejść z poziomu podstawówki na poziom studiów? Napiszę jeszcze, że w klasie maturalnego chodziłem kilka razy w tygodniu na korki do studentki matematyki, a i tak w maju napisałem na 26%, potem kułem przez całe wakacje i w sierpniu udało mi się na szczęście napisać na 34%. Gdybym teraz pisał podstawę to pewnie dostałbym równe 0%.

Szary

To zależy na jakie studia chcesz iść. Można przecież przygotować się na tyle, by tę matmę podstawową jedynie zdać dla zasady na te 30%. Jeżeli nie jesteś w tym dobry, to po co iść na studia z matmą?
(14 Maj 2021, Pią 5:03)Szary napisał(a): [ -> ]iść. Można przecież przygotować się na tyle, by tę matmę podstawową jedynie zdać dla zasady na te 30%.
Przecież zdałem matmę na 34% i mam maturę. No chyba bez zdanej matury raczej bym w ogóle nie myślał o studiach, nie?

Szary

No ale reszta mojego postu nadal adekwatna. Nie szukaj dziury w całym
A więc, założyłem konto na forum studia.net i zapytałem o pomoc w wyborze odpowiedniego kierunku. Opisałem swoje zainteresowania, wyniki z matury i moje wielkie problemy z matematyką. Wnioski są takie, że o jakichkolwiek kierunkach technicznych nie mam co myśleć (więc o architekturze niestety też), natomiast doradzili mi pójście na jakąś filologię, socjologię, politologię, itp. i to tylko niepublicznie. No tak, z tym że jest pewien problem, a mianowicie niezbyt mnie to interesuje, poza tym to są gów.nokierunki, nieprzydatne w życiu, fabryka bezrobotnych jak to się mówi. Poczułem się też trochę smutno, bo gów.nokierunek na gów.nouczelni to jest właśnie mój poziom intelektualny? To jest właśnie mój szczyt? Czy ja naprawdę jestem po prostu zwykłym debilem, tylko nie chcę tego przyjąć do wiadomości? Muszę się poważnie zastanowić i być może nie spieszyć się z tym, bo w sumie nie widzę różnicy między zaczynaniem studiów w wieku 27 a 28 lat, a jest szansa, że za rok będę jeszcze bardziej dojrzały i przygotowany na nie.
Nie śpiesz się, dobrze, że podejmujesz kroki do rozeznania możliwości.
Źle, że tak skrajnie się wartościujesz. Jest różnica między "jestem słaby z matmy" a "jestem zwykłym debilem".
Ja na Twoim miejscu skupiłbym się najpierw na tym jakie zajęcia sprawiają mi największą radość i poszukał studiów, które leżą w ich granicach. Jeśli to jest niemożliwe z powodu niskich wyników na maturze to polecałbym jakieś szkoły policealne, gdzie możesz szybko zdobyć uprawnienia do wykonywania zawodu, który jest potrzebny i nieźle płatny. Dodałbym do tego sprawną naukę dwóch języków obcych i w sumie masz ciekawe perspektywy na dalsze życie. To tylko moja sugestia, więc bierz na to poprawkę. To Twoje życie i to Ty decydujesz co z nim zrobisz. Powodzenia w szukaniu dalszej ścieżki życia.
(13 Maj 2021, Czw 18:09)niki111 napisał(a): [ -> ]Moim marzeniem zawsze była praca w policji, chciałabym być np. technikiem kryminalistyki. A po pierwsze to nie jest wcale łatwa droga żeby w ogóle nim zostać, po drugie nie nadaję się na policjantkę, jestem zbyt zalękniona na policjantkę  Pogodziłam się już, że nie mam predyspozycji i szukam czegoś innego, prawdopodobnie czeka mnie całe życie jakaś nudna praca, no i trudno, nie można mieć wszystkiego

Jakie fajne marzenie! :Memy - Cool Doge: Nie rezygnuj z niego może. Czyż nie stanowiłoby ono motywacji po temu, aby popracować nad lękliwością z terapeutami? A poza tym, na ogół wydaje nam się, że musimy spełniać jakieś wygórowane kryteria, gdy tak naprawdę mundurowymi zostają różni. @niki111, mnie też kręcą takie zawody i też uważałem, że muszę być jakiś comando do tego. Choć czasami jest rzeczywiście tak, że coś nas niestety dyskwalifikuje, ale nim napiszę, co to u mnie było, rzucę pomysłem:

Gdyby tak stworzyć bojową grupę z osób, jakie z jednej strony coś dyskwalifikowałoby do zawodu, z drugiej dano by im szansę nadrabiania innymi zaletami, czy nie byłoby to świetne rozwiązanie dla takich, jak my? Mógłbym w alkomat dmuchać codziennie, a za złamanie abstynencji być karany urlopem. Właśnie zdradziłem, co było u mnie wspomnianą dyskwalifikacją, ale jeżeli obiło mi się o uszy - o spotkaniach AA amerykańskich aktywnych żołnierzy, to są właśnie te przebłyski nadziei, które warto wypatrywać. Szkoda życia.
(14 Maj 2021, Pią 21:01)Czarny5 napisał(a): [ -> ]Jeśli to jest niemożliwe z powodu niskich wyników na maturze to polecałbym jakieś szkoły policealne
Policealną już skończyłem, mam jeden zawód, a ja przede wszystkim marzę o zdobyciu wyższego wykształcenia, więc tylko i wyłącznie studia, ale tak jak pisałem - najpierw muszę zastanowić się nad odpowiednim kierunkiem, a potem odpowiednio się przygotować do studiowania. A jak nie teraz, to za rok.
(12 Maj 2021, Śro 19:16)Ciasteczko napisał(a): [ -> ]Studia też rzuciłaś przez problemy z ludźmi? 

Jak terapeuta podchodzi do Twojego problemu? Bardzo mnie to ciekawi, zwłaszcza, że jak sama mówisz, terapia niewiele tu zmienia. 
Ja pracować mogę, ale u mnie jest taki problem, że nie radze sobie z... nie wiem jak to nazwać.. jak ktoś szacunku mi w robocie nie okazuje. Jakieś urojnienia mi sę zaraz włączają, że znowu się nade mną znęcać będą i uciekam z roboty. Z jednej pracy w Niemczech doslownie uciekłam (wyszłam z zakładu), bo baba jakaś stara w nerwach mnie szarpać za fartuch zaczęła, bo czegoś tam nie rozumiałam. Jak mam lepszy początek w pracy i problemy pojawiają się później, to potrafię się stawiać i prowokować, w końcu pracodawca sam ma mnie dość, ne przedłuża umowy lub daje wypowiedzenie. Podejrzewam, że ja sobie nie bardzo z przeszłością poradziłam, bo po ostatnim wylocie z roboty, miałam miesiącami (de facto do teraz mam, ale dzisiaj jest wyjątkowo dobrze) zepsuty nastrój, dziwne objawy, wyłączanie się i koszmary po nocach. Miałam też w międzyczasie samookaleczenia i myśli samobójcze.

Jedne studia, trudniejsze, rzuciłam przez to, że nie radziłam sobie z presją i stresem. Było dużo wystąpień publicznych oraz ustnych wypowiedzi. Dodatkowo ciągle porównywałam się z innymi i uważałam się wiecznie za gorszą, co z perspektywy czasu uważam, za głupie, bo raz - radziłam sobie dobrze, dwa - inne osoby, dużo gorzej radzące sobie, skończyły te studia. Ja ogólnie często w życiu przez niską samoocenę sama siebie skreślałam, jest to cecha osobowości unikającej. Na tych studiach miałam też duże problemy na praktykach, które wymagały kontaktów społecznych. Po tych praktykach bardzo mocno wjechała mi myśl, że nie odnajdę się w pracy po studiach. 

Drugie studia rzuciłam przez depresję i myśli, dotyczące tego, że ja wcale tych studiów nie lubię i na pewno nie poradzę sobie w zawodzie, który po nich uzyskam. Znowu na studiach radziłam sobie dobrze (nawet stypendium rektora wpadło), a ja poddałam się swoim chorym myślom, że się nie nadaję, zamiast po prostu wytrwać i mieć chociaż ten głupi papier. Studium zawodowe rzuciłam z tego samego powodu, co drugie studia - w pewnym momencie włączymy mi się myśli, że zupełnie nie dam rady w przyszłym zawodzie. Oczywiście to były szczegółowe fantazje na temat tego, jakie czynności będę wykonowała w danym zawodzie.

Na każdym kierunku przychodził też czas bardzo obniżonego nastroju, izolacji od nawiązanych znajomości, unikania zajęć. Oczywiście im dłużej taki stan trwał, tym ciężej było powrócić do normalności, a depresja zamiast ustępować, tylko się pogłębiała. 

Na terapii na pewno zrozumiałam wiele zniekształceń poznawczych i mechanizmów obronnych, które stosowałam latami. Niektóre z nich udało mi się zminimalizować. Myślę, że terapia cbt bardzo mi pomogła w tym względzie, dlatego nadal ją kontynuuję. Nie liczę jednak na wielkie zmiany w kwestii podejścia do pracy. Moja terapeutka do tej pory nie sugerowała mi, jakiej pracy mogłabym szukać. Pracowałyśmy na terapii nad zmianą sposobu myślenia. Terepeutka uświadamiała mi, jak bardzo myśli mają wpływ na emocję, zachowanie, a nawet na samopoczucie fizyczne. Analizowałyśmy moją codzienność. Celem terapii było podjęcie przeze mnie pracy, co się udało. Teraz na terapii omawiamy kwestię mojego poddania się i poczucia porażki (jestem na l4, ale wiem, że złożę wypowiedzenie). Na ostatniej sesji powiedziałam terapeutce wprost, że uważam, że jestem w sytuacji bez wyjścia, bo nie widzę siebie w totalnie żadnej pracy. Poprosiłam ją, żeby może zasugerowała mi pracę, która byłaby dobra dla introwertyka i neurotyka, bo przecież tacy ludzi też istnieją, a gdzieś pracują. Rzuciła pomysł pracy w bibliotece. Pomysł dobry, ale przyjmują tam głównie z wyższym. Przejrzałam szybko oferty pracy w mieście i jest jedna, oczywiście dla osoby z wyższym humanistycznym.

Nawiązując do Twojej wypowiedzi, ja też zupełnie nie radzę sobie z brakiem szacunku w pracy. U mnie jednak wystarczą szczegóły, np ktoś mnie skrytykuje, albo nie jest wobec mnie miły. Wtedy od razu włącza mi się poczucie gorszości i niedopasowania. Wiem oczywiście, że jest to głupie, bo jest to tylko praca i nie wszyscy muszą się lubić, a krytyka to normalna sprawa, ale moja psychika już wtedy świruje. Z tego względu cholernie boję się pracy, gdzie musiałabym przebywać w grupie ludzi, bo wiem, że od tego, jak te relacje się ułożą, zależy mój byt w tej pracy. Oczywiście dochodzi też kwestia tego, że praca sama w sobie musi być mało stresująca.

Szary

Naprawdę polecam bardzo dobrze przemyśleć wybór kierunku i to właśnie pod kątem tego co się lubi, co chce się robić w przyszłości, bo gdy będzie ciężko, właśnie to da Ci motywację, by wytrwać.
(15 Maj 2021, Sob 8:49)zbyszek93 napisał(a): [ -> ]
(14 Maj 2021, Pią 21:01)Czarny5 napisał(a): [ -> ]Jeśli to jest niemożliwe z powodu niskich wyników na maturze to polecałbym jakieś szkoły policealne
Policealną już skończyłem, mam jeden zawód, a ja przede wszystkim marzę o zdobyciu wyższego wykształcenia, więc tylko i wyłącznie studia, ale tak jak pisałem - najpierw muszę zastanowić się nad odpowiednim kierunkiem, a potem odpowiednio się przygotować do studiowania. A jak nie teraz, to za rok.

To wygląda tak, że Ty marzysz o zdobyciu wykształcenia, ponieważ przez jego brak czujesz się gorszy od innych. Nie powinieneś tak ważnych decyzji podejmować w oparciu o swoje zaburzenia. Studia to nie jest prosta sprawa, tu bardzo ważne jest realistyczne podejście. Według mnie najpierw długa i dobra terapia, najlepiej cbt, potem doświadczanie innych prac niż ochrona, potem wybór studiów. Oczywiście kwestię finansową i organizacji czasu musisz przemyśleć.
.........
(15 Maj 2021, Sob 9:28)Danna napisał(a): [ -> ]
(12 Maj 2021, Śro 19:16)Ciasteczko napisał(a): [ -> ]Studia też rzuciłaś przez problemy z ludźmi? 

Jak terapeuta podchodzi do Twojego problemu? Bardzo mnie to ciekawi, zwłaszcza, że jak sama mówisz, terapia niewiele tu zmienia. 
Ja pracować mogę, ale u mnie jest taki problem, że nie radze sobie z... nie wiem jak to nazwać.. jak ktoś szacunku mi w robocie nie okazuje. Jakieś urojnienia mi sę zaraz włączają, że znowu się nade mną znęcać będą i uciekam z roboty. Z jednej pracy w Niemczech doslownie uciekłam (wyszłam z zakładu), bo baba jakaś stara w nerwach mnie szarpać za fartuch zaczęła, bo czegoś tam nie rozumiałam. Jak mam lepszy początek w pracy i problemy pojawiają się później, to potrafię się stawiać i prowokować, w końcu pracodawca sam ma mnie dość, ne przedłuża umowy lub daje wypowiedzenie. Podejrzewam, że ja sobie nie bardzo z przeszłością poradziłam, bo po ostatnim wylocie z roboty, miałam miesiącami (de facto do teraz mam, ale dzisiaj jest wyjątkowo dobrze) zepsuty nastrój, dziwne objawy, wyłączanie się i koszmary po nocach. Miałam też w międzyczasie samookaleczenia i myśli samobójcze.

Jedne studia, trudniejsze, rzuciłam przez to, że nie radziłam sobie z presją i stresem. Było dużo wystąpień publicznych oraz ustnych wypowiedzi. Dodatkowo ciągle porównywałam się z innymi i uważałam się wiecznie za gorszą, co z perspektywy czasu uważam, za głupie, bo raz - radziłam sobie dobrze, dwa - inne osoby, dużo gorzej radzące sobie, skończyły te studia. Ja ogólnie często w życiu przez niską samoocenę sama siebie skreślałam, jest to cecha osobowości unikającej. Na tych studiach miałam też duże problemy na praktykach, które wymagały kontaktów społecznych. Po tych praktykach bardzo mocno wjechała mi myśl, że nie odnajdę się w pracy po studiach. 

Drugie studia rzuciłam przez depresję i myśli, dotyczące tego, że ja wcale tych studiów nie lubię i na pewno nie poradzę sobie w zawodzie, który po nich uzyskam. Znowu na studiach radziłam sobie dobrze (nawet stypendium rektora wpadło), a ja poddałam się swoim chorym myślom, że się nie nadaję, zamiast po prostu wytrwać i mieć chociaż ten głupi papier. Studium zawodowe rzuciłam z tego samego powodu, co drugie studia - w pewnym momencie włączymy mi się myśli, że zupełnie nie dam rady w przyszłym zawodzie. Oczywiście to były szczegółowe fantazje na temat tego, jakie czynności będę wykonowała w danym zawodzie.

Na każdym kierunku przychodził też czas bardzo obniżonego nastroju, izolacji od nawiązanych znajomości, unikania zajęć. Oczywiście im dłużej taki stan trwał, tym ciężej było powrócić do normalności, a depresja zamiast ustępować, tylko się pogłębiała. 

Na terapii na pewno zrozumiałam wiele zniekształceń poznawczych i mechanizmów obronnych, które stosowałam latami. Niektóre z nich udało mi się zminimalizować. Myślę, że terapia cbt bardzo mi pomogła w tym względzie, dlatego nadal ją kontynuuję. Nie liczę jednak na wielkie zmiany w kwestii podejścia do pracy. Moja terapeutka do tej pory nie sugerowała mi, jakiej pracy mogłabym szukać. Pracowałyśmy na terapii nad zmianą sposobu myślenia. Terepautka uświadamiała mi, jak bardzo myśli mają wpływ na emocję, zachowanie, a nawet na samopoczucie fizyczne. Analizowałyśmy moją codzienność. Celem terapii było podjęcie przeze mnie pracy, co się udało. Teraz na terapii omawiamy kwestię mojego poddania się i poczucia porażki (jestem na l4, ale wiem, że złożę wypowiedzenie). Na ostatniej sesji powiedziałam terapeutce wprost, że uważam, że jestem w sytuacji bez wyjścia, bo nie widzę siebie w totalnie żadnej pracy. Poprosiłam ją, żeby może zasugerowała mi pracę, która byłaby dobra dla introwertyka i neurotyka, bo przecież tacy ludzi też istnieją, a gdzieś pracują. Rzuciła pomysł pracy w bibliotece. Pomysł dobry, ale przyjmują tam głównie z wyższym. Przejrzałam szybko oferty pracy w mieście i jest jedna, oczywiście dla osoby z wyższym humanistycznym.

Nawiązując do Twojej wypowiedzi, ja też zupełnie nie radzę sobie z brakiem szacunku w pracy. U mnie jednak wystarczą szczegóły, np ktoś mnie skrytykuje, albo nie jest wobec mnie miły. Wtedy od razu włącza mi się poczucie gorszości i niedopasowania. Wiem oczywiście, że jest to głupie, bo jest to tylko praca i nie wszyscy muszą się lubić, a krytyka to normalna sprawa, ale moja psychika już wtedy świruje. Z tego względu cholernie boję się pracy, gdzie musiałabym przebywać w grupie ludzi, bo wiem, że od tego, jak te relacje się ułożą, zależy mój byt w tej pracy. Oczywiście dochodzi też kwestia tego, że praca sama w sobie musi być mało stresująca.

Ja też mam ten problem, że uważam się za gorszą. U mnie ostatnio jest to tak mocno nasilone, że ja ogólnie unikam jakiegokolwiek myslenia o sobie w jakimkolwiek kontekście. Najgozej jak sama w domu siedzę i pomyślę sobie np. o swojej potencjalnej przyszłości, albo o tym jak wyglądam, czy kim jestem, cokolwiek. To włącza mi się lawina negatwynych myśli na swój temat, woadam w podly nastrój, ogolnie unikam mylenia o sobie, ja raczej staram się odpowiadać i brać to, co los rzuci, nie jestem osoba, która kreuje swoją rzeczywistość, bo to by wymagało własnie konfrontacji z samą soba, co mnie przeraża. 

W jakich pracach dotychczas pracowałas? 
I ile już chodzisz na terapie? 

Moim zdaniem istnieją miejsca pracy dla takich osób jak ty. To zależy w co chcesz celowac, czy w coś lepszego czy g*wnorobota starczy. Do biblioteki cięzko się dostać ogólnie. Tam lawinowo uderzają poloniści i humaniści ogólnie. Właściwie to do jakiejkolwiek pracy z książkami cięzko się dostać. Wydaje mi się, że jest tak dlatego, że dla humanisty, biblioteka to jedna z nielicznych prac, gdzie ma możliwość się dostać i mieć chociaż namiastkę rozwoju. Bo może kariery tam nie zrobi, ale fakt obcowania z książkami, dla niekórych jest pewnym symbolem rozwoju, no i nie niedźwiga się, ani nie nabrudzi jak w fizycznej. W księgarniach konkurencja też jest spora, ja kiedyś chciałam się dostać to miałam problem. 


Ja ostatnio o tej krytyce i nadwrażliwości myslałam. Mój chlopak oglada youtube często i mi mówi co jakiś czas o różnych youtuberach rakowych. No i tam schemat się pojawia, ktoś jest mega chamski, obraża innych, albo robi jakieś chore treści, jest przez to hejtowany dość mocno, pewnie dostaje jakieś pogróżki, ale nadal nagrywa i swoją twarz pokazuje. Zawsze przy takich lduziach sie slaba psychicznie czulam, bo ja gdybym miala konto na youtube i ktos by mnie tam hejtowal, to od razu bym usunela. Wgl, nie czaje, zę po jednych wyśmiewanie, krytyka chamska, brak szacunku spływa jak po kaczce, a ja przez coś takiego na terapię muszę iść...
@Ciasteczko, ja też nie potrafię zrozumieć jak to jest, że inni mają taką silną psychikę. Na przykład nie wiem jak to się stało, że w mojej pracy na tym samym stanowisku ludzie już po kilka lat pracują. Ja po kilku miesiącach obsługi trudnego klienta jestem wrakiem psychicznym. Wiem, że jedna osoba, która razem ze mną zaczynała, też rezygnuje ze względu na psychikę, także z drugiej strony chyba nie jestem takim beznadziejnym przypadkiem.

Właśnie tak myślałam, że tak będzie z tą biblioteką. Oczywiście terapeutka chciała dobrze, ale rzeczywistość jest inna. Mam wrażenie też, że terapeuci są trochę oderwani od rzeczywistości, bo siedzą w wygodnych fotelach i nie wszyscy zdają sobie sprawę, jak wielkie ograniczenia na rynku pracy mają chore psychicznie osoby. Albo udają, że nie wiedzą, żeby nie demotywować pacjenta.

Mam za sobą kilka terapii psychodynamicznych i obecnie cbt. W cbt jestem ok rok.

Pracowałam na wykładaniu towaru w sklepie, jako hostessa w marketach, na sprzątaniu w dużym markecie budowlanym, na produkcji przy taśmie, jako pakowacz w fabryce, jako opiekunka do dzieci, jako dyspozytorka taxi, na recepcji w przychodni i obecnie w korpo w obsłudze telefonicznej :Ikony bluzgi grzybek: klienta.
(15 Maj 2021, Sob 11:23)Danna napisał(a): [ -> ]@Ciasteczko, ja też nie potrafię zrozumieć jak to jest, że inni mają taką silną psychikę. Na przykład nie wiem jak to się stało, że w mojej pracy na tym samym stanowisku ludzie już po kilka lat pracują. Ja po kilku miesiącach obsługi trudnego klienta jestem wrakiem psychicznym. Wiem, że jedna osoba, która razem ze mną zaczynała, też rezygnuje ze względu na psychikę, także z drugiej strony chyba nie jestem takim beznadziejnym przypadkiem.

Właśnie tak myślałam, że tak będzie z tą biblioteką. Oczywiście terapeutka chciała dobrze, ale rzeczywistość jest inna. Mam wrażenie też, że terapeuci są trochę oderwani od rzeczywistości, bo siedzą w wygodnych fotelach i nie wszyscy zdają sobie sprawę, jak wielkie ograniczenia na rynku pracy mają chore psychicznie osoby. Albo udają, że nie wiedzą, żeby nie demotywować pacjenta.

Mam za sobą kilka terapii psychodynamicznych i obecnie cbt. W cbt jestem ok rok.

Pracowałam na wykładaniu towaru w sklepie, jako hostessa w marketach, na sprzątaniu w dużym markecie budowlanym, na produkcji przy taśmie, jako pakowacz w fabryce, jako opiekunka do dzieci, jako dyspozytorka taxi, na recepcji w przychodni i obecnie w korpo w obsłudze telefonicznej :Ikony bluzgi grzybek: klienta.

A jak te osoby co tam wytrzymują do tego podchodzą? Ja pracowałam kiedyś z klientem w sklepie, jako obsługa działow świeżych (mięso, wędliny, sery,ryby) i tam też pracowały głownie starsze panie bardzo długo. Tyle, że w ih przypadku wieloletnia praca w tym miejscu mocno rzutowała na kontakt z klientem, bo one były dosć chamskie, ostre i bezporednie do klientów, zwłaszcza jak niektóre z nich odchodziłu w końcu z tej pracy, to wtedy ich niesympatyczność wzrastała. Ewidentnie te panie to źle znosiły. Jedynie kierowniczki się pucowały do klienta, ale potem na nas się wyżywały, więc też nie wiem czy tak zdrowo t przyjmowały. Nie mniej jednak sa ludzie, którym to nie przeszkadza, dla mnie to jakaś abstrakcja totalna, bo mi się agresor włącza w kontakcie z chamami, w tym sklepie częst miałam rozmowy z kierowniczką bo pyskowałam ludziom xd 

Nie powiedzałabym, że to terapeutka jest oderwana, raczej ogólnie truno w tej sytuaji coś konkretnego poradzić. Mi jedyne prace jakie przychodzą do głowy, to albo takie, gdzie nie zarobisz za dużo w Polsce (właśnie sprzątanie), albo gdzie trzeba mieć orzeczenie (portiernia, ochrona), lub takie, gdzie wymagane sa wysokie kwalifikacje. Wgl odnosze wrażenie, że praca samodzielna, jest w pewien sposób taki nieformalny "nagrodą" i "smacznym kąskiem", bo co widywałam ogłoszenia o prace, gdzie zaznaczone bylo, że pracuje się samemu, to bardzo dużo chętnych było. Ludzie nie chcą pracować w grupie bez względu na to, czy sa intro czy ekstrawertykami. A praca zespołowa dzisiaj wymagana jest praktycznie wszędzie, nawet programiści muszą już w grupach pracować i mieć dobre umiejętności interpersonalne.

Masz duże doświadczenie, większe zdecydowanie ode mnie. I to w różnego typu pracach widze. Które wspominasz najgorzej, a które najlepiej? 
Twojemy partnerowi nie przeszkadza Twój lęk przed pracą?
@Ciasteczko, najgorzej wspominam pracę na recepcji w przychodni, bo moje koleżanki współpracowniczki były niezbyt miłe i pomocne. System rejestracji był niedopracowany, trzeba było zapamiętać godziny i dni pracy kilku różnych lekarzy oraz różne inne ważne szczegóły, które były zapisane na kartkach i poprzyklejane w różnych dziwnych miejscach. Było to trudne do zapamiętania, a moje koleżanki były bardzo zniecierpliwione, że nie potrafię szybko pracować po 2 tygodniach od rozpoczęcia pracy. Jedna z dziewczyn doniosła na mnie do szefowej, że coś zrobiłam źle (nawet nie miałam pojęcia, że zrobiłam to źle). Jednego dnia w trakcie pracy poszłam do WC i ryczałam przez pół godziny. Nie wytrzymałam tam długo.

Źle zniosłam również sprzątania w markecie, ponieważ widziały mnie znajome osoby i dziwiły się, "co taka młoda, ładna dziewczyna robi w takiej robocie". Dodatkowo musiałam sprzątać obrzydliwe, zasyfione kible. Obrzydzało mnie też to, że podczas sprzątania męskiego WC, mężczyźni wchodzili i na luzaku w mojej obecności sikali do bidetu. Czułam się w tej robocie upokorzona. Bardzo szybko z niej zrezygnowałam. Ze względu na to doświadczenie, mam opory przed pracą przy sprzątaniu. Jeszcze sprzątałam kiedyś na wolontariacie za granicą pokoje gościnne i tam też znajdowałam różne obrzydliwe niespodzianki.

Nienawidzę też obecnej pracy ze względu na rozmowy z ludźmi, którzy obarczają mnie winą za procedury, które wymyślił ktoś inny. Źle znoszę też bardzo szybkie tempo pracy i konieczność wykonywania kilku zadań na raz. Zadania są najczęściej nieszablonowe. Uważam, że obecna praca jest niedoceniana, wszyscy moi koledzy tak uważają. Podobno na monitoringach niektórzy "z góry" przyznają, że faktycznie mamy bardzo dużo zadań do zrobienia.

Z tego co wiem, osoby tam pracujące albo celują w awans i zmianę działu, albo wyrobiły w sobie wy+:Ikony bluzgi kochać 2: przy jednoczesnym przyznawaniu się do zmęczenia psychicznego. Wiele osób bierze co jakiś czas L4. Wiem też, że niektórzy radzą sobie pijąc alkohol.

Najlepiej czułam się w pracy jako dyspozytor taxi. Siedzialam sama w małym pokoju, odbierałam telefony i przekazywałam połączenia taksówkarzom za pomocą systemu. Niestety praca w nocy, w niedziele i święta, na czarno i za żałosną stawkę.

Mój mąż wie, że mam takie problemy, ale nie do końca pomaga mi w znalezieniu jakiegoś rozwiązania. Przez pewien czas, gdy nie pracowałam, przymykał na to oko. Są takie okresy (np teraz), że wymaga ode mnie znalezienia pracy i wzbudza poczucie winy przy jednoczesnym braku realnej pomocy. Wie, że nie chce pójść do pracy z ludźmi, ale nie zaproponuje mi, abyśmy wspólnie pomyśleli, co mogłabym robić i np nie zaoferuje, że poprzeglądamy oferty pracy. Tak naprawdę jestem z tym problemem sama.
Ja myślę, że studia nie wpływają na życie zawodowe w tak dużym stopniu, jak prawdopodobnie sądzi autor wątku. Oczywiście są zawody, gdzie bez wykształcenia ani rusz - choćby praca w ochronie zdrowia, jako prawnik, nauczyciel czy inżynier, który coś buduje lub projektuje. U mnie w pracy wszystkich ludzi z produkcji (mówię tu o białych kołnierzykach) łączy to, że są jakimiś inżynierami, ale mamy tu chemików, materiałowców, metalurgów, ludzi z inżynierii produkcji, automatyków, mechatroników, a nawet biotechnologa i osobę po inżynierii biomedycznej. Ja na przykład jestem technologiem chemicznym i profil działalności zakładu zgadza się z moim wykształceniem, ale już moje stanowisko związane jest z branżą, o której istnieniu nie miałam pojęcia ma studiach (Industry 4.0) i zahacza dodatkowo o controlling.
Oczywiście rozumiem, że ktoś może uważać pracę niezgodną dokładnie z tym, co się robiło na studiach, za porażkę. Ja tak nie myślę. Moim zdaniem studia są od zdobycia podstawowej wiedzy o jakiejś dziedzinie, żeby na jej podstawie samodzielnie zdecydować, co nas interesuje i w czym się chcemy rozwijać. Ja myślałam początkowo o analizie instrumentalnej, a potem wciągnęła mnie inżynieria jakości i szeroko rozumiana papierologia.
Z tego co mi wiadomo "w zawodzie" (czyli w firmie typowo chemicznej) z mojej grupy pracują dwie osoby - obie dzięki znajomościom. Reszta albo szuka czegoś chemicznego, albo robi cokolwiek, albo nie robi nic.
Cóż, ja w sumie codziennie mam poniekąd do czynienia z procesami, o których się uczyłam na studiach i widzę maszyny, które widywałam tylko na zdjęciach, więc nie jest źle :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: Inna sprawa, że obliczam ile kosztuje ich utrzymanie i rozpisuję plany ich konserwacji zamiast jakoś bezpośrednio nimi zarządzać.

Przede wszystkim dobrze jest już w trakcie studiów zacząć coś robić w kontekście przyszłej pracy - niektóre uczelnie mają fajne programy praktyk i staży, a i sami pracodawcy wiosną szukają świeżej krwi do wyzysku... To znaczy jako praktykantów/stażystów. Ja sobie znalazłam taki trzymiesięczny staż dla studentów, no a teraz mijają dwa lata od tej pory i pomalutku buduję swoją "markę" w ramach firmy. Nie ma nic gorszego niż wyjść na rynek pracy z samym tylko dyplomem - i nie ma tu większego znaczenia, czy to dyplom inżyniera, czy magistra, czy licencjata. Po pierwsze już w kadrach komuś może się zaświecić ostrzegawcza lampka, zwłaszcza jeśli ten ktoś w ogóle nie pracował i jego cv jest gołe jak użytkownicy plaży naturystów. Po drugie podobnych kandydatów o tym samym wykształceniu jest mnóstwo, więc o zatrudnieniu będą decydowały inne czynniki - może dodatkowe kursy, może doświadczenie, może zwykle szczęście, może test wiedzy podczas rozmowy rekrutacyjnej. A jak się nie ma żadnego z powyższych, to trochę lipa.

Moim zdaniem "przedmioty" ze studiów, które najbardziej się przydają w pracy zawodowej to:
-robienie prezentacji o rzeczy, o której się nie ma bladego pojęcia, ale robiąc dobrą minę do złej gry można udawać, że się zna temat (mega potrzebne podczas wszelkich prezentacji w korpo, zwłaszcza kiedy w ostatniej chwili trzeba kogoś zastąpic),
-praca pod presją czasu i mając na głowie 150 innych zadań jednocześnie,
-funkcjonowanie w środowisku z bardzo różnymi ludźmi,
-pisanie przeklętych sprawozdań z laboratoriów.
(16 Maj 2021, Nie 19:27)Danna napisał(a): [ -> ]@Ciasteczko, najgorzej wspominam pracę na recepcji w przychodni, bo moje koleżanki współpracowniczki były niezbyt miłe i pomocne. System rejestracji był niedopracowany, trzeba było zapamiętać godziny i dni pracy kilku różnych lekarzy oraz różne inne ważne szczegóły, które były zapisane na kartkach i poprzyklejane w różnych dziwnych miejscach. Było to trudne do zapamiętania, a moje koleżanki były bardzo zniecierpliwione, że nie potrafię szybko pracować po 2 tygodniach od rozpoczęcia pracy. Jedna z dziewczyn doniosła na mnie do szefowej, że coś zrobiłam źle (nawet nie miałam pojęcia, że zrobiłam to źle). Jednego dnia w trakcie pracy poszłam do WC i ryczałam przez pół godziny. Nie wytrzymałam tam długo.

Źle zniosłam również sprzątania w markecie, ponieważ widziały mnie znajome osoby i dziwiły się, "co taka młoda, ładna dziewczyna robi w takiej robocie". Dodatkowo musiałam sprzątać obrzydliwe, zasyfione kible. Obrzydzało mnie też to, że podczas sprzątania męskiego WC, mężczyźni wchodzili i na luzaku w mojej obecności sikali do bidetu. Czułam się w tej robocie upokorzona. Bardzo szybko z niej zrezygnowałam. Ze względu na to doświadczenie, mam opory przed pracą przy sprzątaniu. Jeszcze sprzątałam kiedyś na wolontariacie za granicą pokoje gościnne i tam też znajdowałam różne obrzydliwe niespodzianki.

Nienawidzę też obecnej pracy ze względu na rozmowy z ludźmi, którzy obarczają mnie winą za procedury, które wymyślił ktoś inny. Źle znoszę też bardzo szybkie tempo pracy i konieczność wykonywania kilku zadań na raz. Zadania są najczęściej nieszablonowe. Uważam, że obecna praca jest niedoceniana, wszyscy moi koledzy tak uważają. Podobno na monitoringach niektórzy "z góry" przyznają, że faktycznie mamy bardzo dużo zadań do zrobienia.

Z tego co wiem, osoby tam pracujące albo celują w awans i zmianę działu, albo wyrobiły w sobie wy+:Ikony bluzgi kochać 2: przy jednoczesnym przyznawaniu się do zmęczenia psychicznego. Wiele osób bierze co jakiś czas L4. Wiem też, że niektórzy radzą sobie pijąc alkohol.

Najlepiej czułam się w pracy jako dyspozytor taxi. Siedzialam sama w małym pokoju, odbierałam telefony i przekazywałam połączenia taksówkarzom za pomocą systemu. Niestety praca w nocy, w niedziele i święta, na czarno i za żałosną stawkę.

Mój mąż wie, że mam takie problemy, ale nie do końca pomaga mi w znalezieniu jakiegoś rozwiązania. Przez pewien czas, gdy nie pracowałam, przymykał na to oko. Są takie okresy (np teraz), że wymaga ode mnie znalezienia pracy i wzbudza poczucie winy przy jednoczesnym braku realnej pomocy. Wie, że nie chce pójść do pracy z ludźmi, ale nie zaproponuje mi, abyśmy wspólnie pomyśleli, co mogłabym robić i np nie zaoferuje, że poprzeglądamy oferty pracy. Tak naprawdę jestem z tym problemem sama.


Współpracownicy czesto są niemili i niecierpliwi, bo nikt im nie płaci za szkolenie nowych. To tylko świadczy o ludziach i ich pazerności, że jak nic im nie dasz to jeszcze cię zgnoją. 

Z tym sprzątaniem to faktycznie kiepsko. Ja sie właśnie zastanawiałam jak t wygląda w Polsce, bo wiem, że praca sprzątacza jest pogardzana i ludzie ogólnie nie sprzątają po sobie. Ja nie mam tak najgorzej, czasem tylko kibel u*ebany się trafi, ale nie aż tak tragicznie, ale też bałam się iść na sprzatanie, bo przypominały mi się panie sprzątaczki w akademiku, które musiały czyścić ściany w łazience u*ebane :Różne - Koopa:, albo syf zostawiony w kuchni po imprezie. 

Twój mąż ma już normalne, stałe zatrudnienie? Może byś z nim poszła pracowac? To też jest opcja, w firmach z reguły jak są pary to pracują razem, jest też raźniej, bo masz z kim porozmawiac jakby coś się stało.
(16 Maj 2021, Nie 21:14)Ciasteczko napisał(a): [ -> ]
(16 Maj 2021, Nie 19:27)Danna napisał(a): [ -> ]@Ciasteczko, najgorzej wspominam pracę na recepcji w przychodni, bo moje koleżanki współpracowniczki były niezbyt miłe i pomocne. System rejestracji był niedopracowany, trzeba było zapamiętać godziny i dni pracy kilku różnych lekarzy oraz różne inne ważne szczegóły, które były zapisane na kartkach i poprzyklejane w różnych dziwnych miejscach. Było to trudne do zapamiętania, a moje koleżanki były bardzo zniecierpliwione, że nie potrafię szybko pracować po 2 tygodniach od rozpoczęcia pracy. Jedna z dziewczyn doniosła na mnie do szefowej, że coś zrobiłam źle (nawet nie miałam pojęcia, że zrobiłam to źle). Jednego dnia w trakcie pracy poszłam do WC i ryczałam przez pół godziny. Nie wytrzymałam tam długo.

Źle zniosłam również sprzątania w markecie, ponieważ widziały mnie znajome osoby i dziwiły się, "co taka młoda, ładna dziewczyna robi w takiej robocie". Dodatkowo musiałam sprzątać obrzydliwe, zasyfione kible. Obrzydzało mnie też to, że podczas sprzątania męskiego WC, mężczyźni wchodzili i na luzaku w mojej obecności sikali do bidetu. Czułam się w tej robocie upokorzona. Bardzo szybko z niej zrezygnowałam. Ze względu na to doświadczenie, mam opory przed pracą przy sprzątaniu. Jeszcze sprzątałam kiedyś na wolontariacie za granicą pokoje gościnne i tam też znajdowałam różne obrzydliwe niespodzianki.

Nienawidzę też obecnej pracy ze względu na rozmowy z ludźmi, którzy obarczają mnie winą za procedury, które wymyślił ktoś inny. Źle znoszę też bardzo szybkie tempo pracy i konieczność wykonywania kilku zadań na raz. Zadania są najczęściej nieszablonowe. Uważam, że obecna praca jest niedoceniana, wszyscy moi koledzy tak uważają. Podobno na monitoringach niektórzy "z góry" przyznają, że faktycznie mamy bardzo dużo zadań do zrobienia.

Z tego co wiem, osoby tam pracujące albo celują w awans i zmianę działu, albo wyrobiły w sobie wy+:Ikony bluzgi kochać 2: przy jednoczesnym przyznawaniu się do zmęczenia psychicznego. Wiele osób bierze co jakiś czas L4. Wiem też, że niektórzy radzą sobie pijąc alkohol.

Najlepiej czułam się w pracy jako dyspozytor taxi. Siedzialam sama w małym pokoju, odbierałam telefony i przekazywałam połączenia taksówkarzom za pomocą systemu. Niestety praca w nocy, w niedziele i święta, na czarno i za żałosną stawkę.

Mój mąż wie, że mam takie problemy, ale nie do końca pomaga mi w znalezieniu jakiegoś rozwiązania. Przez pewien czas, gdy nie pracowałam, przymykał na to oko. Są takie okresy (np teraz), że wymaga ode mnie znalezienia pracy i wzbudza poczucie winy przy jednoczesnym braku realnej pomocy. Wie, że nie chce pójść do pracy z ludźmi, ale nie zaproponuje mi, abyśmy wspólnie pomyśleli, co mogłabym robić i np nie zaoferuje, że poprzeglądamy oferty pracy. Tak naprawdę jestem z tym problemem sama.


Współpracownicy czesto są niemili i niecierpliwi, bo nikt im nie płaci za szkolenie nowych. To tylko świadczy o ludziach i ich pazerności, że jak nic im nie dasz to jeszcze cię zgnoją. 

Z tym sprzątaniem to faktycznie kiepsko. Ja sie właśnie zastanawiałam jak t wygląda w Polsce, bo wiem, że praca sprzątacza jest pogardzana i ludzie ogólnie nie sprzątają po sobie. Ja nie mam tak najgorzej, czasem tylko kibel u*ebany się trafi, ale nie aż tak tragicznie, ale też bałam się iść na sprzatanie, bo przypominały mi się panie sprzątaczki w akademiku, które musiały czyścić ściany w łazience u*ebane :Różne - Koopa:, albo syf zostawiony w kuchni po imprezie. 

Twój mąż ma już normalne, stałe zatrudnienie? Może byś z nim poszła pracowac? To też jest opcja, w firmach z reguły jak są pary to pracują razem, jest też raźniej, bo masz z kim porozmawiac jakby coś się stało.

Masz rację, że pewnie z tego powodu są niecierpliwi, zwłaszcza, że oprócz szkolenia mają swoje obowiązki. W tej korpo, w ktorej teraz jestem, szkolenie prowadziły osoby specjalnie do tego wyznaczone, z zupełnie innego działu, także była profesjonalnie i w bardzo miłej atmosferze. Dodatkowo można też w trakcie pracy korzystać z pomocy osób starszych stażem, które mają wliczone to do wydajności, która z kolei wpływa na premię. 

Biorąc pod uwagę, że kible, które odwiedzialam w Niemczech w różnych miejscach zawsze były czyste, myślę że masz o wiele lepiej, niż gdybyś pracowała w Polsce :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:. Niemcy mają opinie czystych i uporządkowanych.

Tak, ma stałe zatrudnienie, ale pracuje w biurze z inną osobą i nie ma opcji, żeby zatrudnili tam jeszcze kogoś. Poza tym to bezpośrednia obsługa klienta, więc dla mnie odpada.
Stron: 1 2 3