PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Fobia spoleczna zapoczatkowana w szkole
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4
Spokojnie, ja uważam tak samo. Według mnie to tak... przynajmniej 95 procent (sic!) rodziców ma braki w sposobie wychowania. I według mnie rodzice powinni najpierw rozwiązać swoje problemy, a dopiero później płodzić dzieci. No, ale...
stap!inesekend napisał(a):Spokojnie, ja uważam tak samo. Według mnie to tak... przynajmniej 95 procent (sic!) rodziców ma braki w sposobie wychowania. I według mnie rodzice powinni najpierw rozwiązać swoje problemy, a dopiero później płodzić dzieci. No, ale...

... no ale świat nie jest idealny i każdy musi sobie radzić z tym co dostał. Czasem jak mnie dołuje moje dzieciństwo to sobie mówię, że mogło być gorzej - mógłbym np. być ośmiolatkiem umierającym z głodu gdzieś w Afryce.
Cytat:... no ale świat nie jest idealny i każdy musi sobie radzić z tym co dostał.
jak ktoś mi pisze przy takich wypowiedziach "MUSI" to mnie szlag jasny trafia :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
Nie mam żalu do moich rodziców, bardzo troszczyli się i nadal się o mnie troszczą! Są bardzo dobrymi rodzicami i kocham ich najbardziej na świecie! :Stan - Uśmiecha się - Szeroko: hehehe. A do psycho mnie nie wzięli, ponieważ ja protestowałam... Teraz jednak troszkę żałuję, że nie chciałam iść. Nie rozumiałam że taka wizyta może mi pomóc.

Cytat: Honey pisała, że codziennie marudziła, płakała. Rodzice powinni wtedy pójść na początek do pedagoga szkolnego / wychowawcy + dużo rozmawiać z dzieckiem. Myślę, że to jest pewne minimum, które po prostu jest oczywiste dla Troskliwych Rodziców. Choćby w najciemniejszych czasach PRL.
Wzięli mnie kiedyś do pedagoga szkolnego, ale nie wspominam dobrze tej wizyty. :Stan - Niezadowolony - Obraża się: Kobieta stwierdziła, że z czasem mi to przejdzie. I tyle. :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
stap!inesekend napisał(a):
Cytat:... no ale świat nie jest idealny i każdy musi sobie radzić z tym co dostał.
jak ktoś mi pisze przy takich wypowiedziach "MUSI" to mnie szlag jasny trafia :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:

No dobrze - nie musi. Ale podobno warto, żeby próbował. Tak lepiej? :Stan - Uśmiecha się:

Honey - protestowałaś? A gdybyś protestowała przeciwko chodzeniu do szkoły albo do lekarza, gdy jesteś chora, to też powinni Ci na to pozwolić? Na siedzenie w domu? Moje doświadczenia życiowe mówią mi, że w takiej chwili własnie widać czy rodzice się o dziecko troszczą czy może sobie odpuszczają, bo bachor marudzi, więc lepiej sobie odpuścić dla świętego spokoju.

Nie odbierz tego, proszę, jako krytykę bezpośrednio Twoich rodziców, bo oczywiście za mało wiem, nie byłem tam, nie znam ich ani Ciebie itp. itd. Dzielę się tylko moimi odczuciami.
pefekt napisał(a):No dobrze - nie musi. Ale podobno warto, żeby próbował. Tak lepiej? Smile
Zdecydowanie :-)
U mnie fobia spotęgowała się od 1 liceum. Było 10 takich dziewczyn które mnie dręczyły. Rzucały we mnie śmieciami i oczerniały. Zawsze bałem się się zostawić plecak w sali bo pewnie one podarłyby mi moje książki albo jakąś szkolną rzecz by mi tak rzuciły. Już raz zrobiły tak takiej bardzo nieśmiałej dziewczynce a potem ją oczerniały i płakała. Ogólnie to cała klasa miała na mnie humory i robili między sobą te gesty kręcenia palcem w okół głowy.
A wydawało mi się że profil który wybrałem będzie skupiskiem samych grzecznych dziewczynek i chłopców.
Uspokoiło się znacznie jak się rozbeczałem. W drugiej klasie tylko na początku trochę mi dopiekały 2 zdźiry bo reszta nie zdała.
To właśnie w tej klasie nabawiłem się: zacinania się, powolnego myślenia, dołów, 0 samooceny i wielu innych odchyłów.
pefekt napisał(a):Honey - protestowałaś? A gdybyś protestowała przeciwko chodzeniu do szkoły albo do lekarza, gdy jesteś chora, to też powinni Ci na to pozwolić? Na siedzenie w domu? Moje doświadczenia życiowe mówią mi, że w takiej chwili własnie widać czy rodzice się o dziecko troszczą czy może sobie odpuszczają, bo bachor marudzi, więc lepiej sobie odpuścić dla świętego spokoju.

Nie odbierz tego, proszę, jako krytykę bezpośrednio Twoich rodziców, bo oczywiście za mało wiem, nie byłem tam, nie znam ich ani Ciebie itp. itd. Dzielę się tylko moimi odczuciami.

Spoko :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Masz rację. To rodzice kierują losem dziecka. I może rzeczywiście nie wzięli mnie do psychologa, bo nie chcieli mieć więcej kłopotów.
Nie wiem.

W poprzednim poście chciałam tylko sprostować, bo wyszło na to że mam nie wiem jak złych rodziców. :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język 2: Pozdrawiam.
Powszechne szkolnictwo wraz z narzuconym stylem bycia, opartym na swobodzie obyczajowej i rozpuście, to degeneracja moralna i degradacja wartości i sił fizycznych, za którą idzie nierząd społeczny, zagrożenie anarchią, wojanami, katastrofami. Jeśli uważacie, że to zabobon, z krtórym można spotkać się w Biblii to rzeczywiście nic poza drastyczniejszymi objawami chorobowymi Was nie przekona. Szkolnictwo to podwaliny ideologiczne do procesów społecznych takich jak standaryzacja, technicyzacja, militaryzacja, które sprzyjają grupom interesów najbardziej.
Tak na marginesie, to naturalna jest selekcja ludności, która następuje na skutek np. epidemii chorób. Aktualnie jest to A / HA1 / N1, po niej będzie A / HA1 / N2 albo hiszpanka ( pochłonęła 20 mln ludzi na początku XX w., czyli krótko po wprowadzemiu powszechnego obowiązku szkolnego i przy towarzyszącym skutkom ubocznym postępu, takim jak "wyścig zbrojeń" ), może to być choroba szalonych krów albo jeszcze inne poruszane ostatnio w mediach. W każdym razie natura usuwa "nieznerwicowanych" ludzi zupełnie inaczej - wojny, epidemie, katatrofy lądowe, choroby cywilizacyjne...
Chcecie na studia wyższe, które nie gwarantują sukcesu i do pracy?
używałbyś ty częściej akapitów...
oraz się streszczał...

wtedy przeczytam :Stan - Uśmiecha się:
A moje się zaczęły już w przedszkolu, a przez podstawówkę to się nasiliło jeszcze bardziej...
A ja bym zaryzykował stwierdzenie, że wasze fobie, przynajmniej tych, którzy identyfikują ich rozpoczęcie z czasami szkolnymi,mogły się zacząć już wcześniej, a w szkole pojawiły się pierwsze objawy, które większość z nas pamięta...ale może się mylę
moje pojawiły się w przedszkolu, na czas 1-5 podstawówki jakby 'zasnęły'... później znów się pojawiły. wszystko dlatego, że byłam pulchnym dzieckiem, nie pptrafiłam siebie akceptować. zresztą... do dziś nie potrafię, otarłam się o anoreksję. i tutaj ktoś może uznać moje stwierdzenie za stwierdzenie godne 'BezmUzgOffEj BaRbIe', ale tamten czas uważam za piękny... każdy tak mnie chwalił, byłam taka szczupła, fobia jakby ustała, ale ... wszystko uleciało jak sen :Stan - Niezadowolony - Obraża się:
Mnie jest ciężko usiedzieć na lekcji. Strasznie się wtedy denerwuje... A przyczyną chyba jest tych 30 osób w jednej sali. Siedzę w ostatniej ławce, bo tam najlepiej się czuję. Wszystkich mam przed sobą, nie martwię się, że ktoś na mnie z tyłu parzy czy coś. A z ostatniej ławki widać wszystko :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: I też stresujące jest (nie tylko dla mnie, bo dla niektórych moich znajomych też) przejście przez kawałek korytarza, gdzie przechodzi się paręnaście metrów, niedaleko ławek, na których siedzi większość uczniów i obserwują przechodniów... Eh :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
ja tam skonczylem tylko gimnazjum, zawdowke skonczylem po pol roku chodzenia, wszystko przez ten strach, po proszu nie wytrzymywalem ehhh ale lipa zycie :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:
Zawsze byłem nieśmiały, ale fobia faktycznie pojawiła się w szkole .
O ile podstawówkę wspominam nie najgorzej (a szósta klasa to był wręcz najszczęśliwszy okres w moim życiu) to niestety od gimnazjum było już tylko gorzej. Pamiętam jak bardzo stresowałem się bezsensownymi sytuacjami, co dziwne nigdy nie byłem jakoś szczególnie szykanowany czy poniżany ,właściwie na "własne życzenie" odcinałem się powoli od reszty ludzi, zatraciłem się w idiotycznym lęku . Ogólniak to była porażka ... szkoda gadać . Myślę że gdybym wtedy zaczął coś z sobą robić moje życie mogło by wyglądać inaczej .

Pod koniec liceum zatraciłem kompletnie motywację do życia . Myślałem tylko o tym żeby się zabić . Waliło mnie to że dobrze zdałem maturę, że bez problemu dostałem się na studia ... nie myślałem a raczej nie chciałem myśleć o przyszłości .


Sporo osób opisuje tutaj że przyczyną fobii była jakaś konkretna stresująca sytuacja (nazwijmy to publiczne ośmieszenie) i dalsze tego konsekwencje. Myślę że raczej ten moment to po prostu jakaś "masa krytyczna" , zapalnik który niejako uwalnia fobię . Znam (pewnie wy również) sporo osób po których ośmieszenie spłynęło jak po kaczce ,co prawda przejęli się tym, wstyd im było parę dni ,ale dość szybko o tym zapomnieli i tutaj jest właśnie granica między normą a patologią .

Myślę że większość osób z fs nawet przed jej wyraźnymi objawami miało coś takiego jak nadmierne przejmowanie się jakimiś bzdetami, nadmierna reakcja na stres, ogólnie swoista "nadwrażliwość" na negatywne emocje .
W tym miejscu myślę że zazębiają się wszystkie ewentualne przyczyny tj. "złe" wychowanie , czynniki neurochemiczne , genetyka i wychodzi z tego fs.

Pozdro trzymajcie się ciepło ! brrrrr co za zima :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Dla mnie szkoła to był wielki poligon doświadczalny i choć nie skończyłem szkoły średniej i aktualnie mam ochotę przerwać swoje nieudolne próby skończenia Zaocznego LO, to wyniosłem z niej specyficzny materiał poznawczy, dzięki któremu potrafię kalkulować i prowadzić rachunki w oparciu o realistyczne i obiektywne warunki do życia, tzn., że lękowe doświadczenie słusznie zmuszało mnie do wycofania się z aktywności społecznej na rzecz analiz, które mogą stać się gwarancją do uzyskania znośnego życia. W szkole przeżywałem katusze, byłem ogromnie spięty w środku, także po szkole wpadałem w głebokie odrętwienie i męczyłem się z sobą. Od wielu lat preparuje sobie sytuacje, które są przykre i czasem chore, by później je roztrząsać. Potrafię jednak odwołać się do doswiadczeń i powiedzieć, że chwile, w których stałem wśród innych będąc gdzieś daleko, totalnie czasem sparaliżowany, w żenujących, łamiących na duchu sytuacjach, służą mi jako potwierdzenie, że lęk i pęd emocjonalny zmuszający do nieracjonalnego działania istnieje rzeczywiście. Są to przesłanki do robienia szeregu głupstw w życiu i załamania, które prędzej czy później odbije się echem wśród innych. Wyobraź sobie, że powodujesz tragiczne wydarzenie i w powszechnym rozumieniu marnujesz sobie życie. Jeśli bagatelizujesz takie przesłanki, to pozwalasz, żeby naturalny lęk zaniósł Cię donikąd. Poza tym ciągle się boisz, więc to jest dostateczny powód, by poszukać alternatywnych dróg życia. Natężenia emocji z wielu lat nie da się wyważyć w jednej chwili, dlatego izolacja i inne doświadczenia to droga przez ciernie po lepsze czasy.
krys840 napisał(a):Od wielu lat preparuje sobie sytuacje, które są przykre i czasem chore, by później je roztrząsać.
Bardzo dobrze powiedziane... wiem coś o tym.
U mnie przyczyn fobi społecznej jest najprawdopodobniej conajmniej kilka. Trudno jest mi to samej oceniać bo nie mam takich kwalifikacji, zresztą w poniedziałek na reszcie idę pierwszy raz do psychologa i może on coś ciekawgo wymyśli :Stan - Uśmiecha się: Niemniej z całą pewnością moja nieśmiałość nie jest zakorzeniona w mojej naturze, jako małe dziecko byłam podobno najbardziej kontaktowym i towarzyskim dzieciakiem jakie można sobie wyobrazić więc tym bardziej boli mnie to, kim się stałam.
Prawdopodobnie wszystko zaczęło się pod koniec podstawówki, kiedy to pokłóciłam się z kilkoma ważniakami w klasie i oficjalnie stałam się głównym klasowym kozłem ofiarnym. Nie żeby mnie bito czy coś ale wyzwiska, poniżanie i wyśmiewanie były na porządku dziennym. :Stan - Niezadowolony - Przewraca oczami: Wtedy moje poczucie własnej wartości po raz pierwszy drastycznie spadło, pojawiły sie kompleksy, niepewnosć i inne przyjemności.
W domu tez ciekawie raczej nie było. Najpierw jak bylam bardzo mała, codzienne awantury starych, póżniej jak ojciec się juz wyprowdził kompletnie nie potrafilam znależć języka z matką. Jako może dziesięciolatka dowiedziałam się, że bylam dzieckiem nieplanowanym i miałam iść na skrobankę oraz, ze matka żałuje że sie na to nie zdecydowała bo raz, ze i jej zylo by sie lepiej i dwa, że ja nie miala bym tak przerabanego dziecinstwa i tylu problemow od razu na starcie. W sumie to po części sie z nia zgadzam.
:Stan - Różne - Zaskoczony:ops:
Potem było jeszcze pare innych przyjemności np. że ojciec tak się mnie wstydził, ze powiedzial swoim rodzicom o tym, ze sie urodziłam dopiero po pół roku, że nie chiał mnie uznac i takie tam. Reasumując zawsze czułam sie dzieckiem niechcianym, niekochanym, matka bardzo rzadko okazywała mi jakie kolwiek zainteresowanie czy wsparcie. I chyba właśnie to sprawiło, że zaczęłam sie zamykac w sobie, z roku na rok co raz bardziej, w dodatku nigdy nie spotkałam nikogo, komu zaufała bym do tego stopnia, zeby to z siebie wyrzucić. Właściwie chyba, aż do teraz. Ale tu podobno jestem anonimowa :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
Tak więc jak poszłam do gimnazjum to juz miałam problemy z nawiązywaniem znajomosci z prowadzeniem rozmowy, trzymałam się raczej blisko grupki starych znajomych z podstawówki(tych, którzy się na mnie nie wyzywali). Liceum to już istny koszmar, z nikim do tej pory nie udało mi sie nawiazac jakis bliższych relacji, na lekcjach siedze cicho jak mysz, nie mam odwagi aby cokolwiek powiedzieć, na przerwach albo wychodze ze szkoły albo uciekam do kibla. Zerwałam prawie wszystkie stare znajomości, zerwałam kontakty również z prawie cała rodzina(nawet z tymi, ktorzy w jakiś sposób byli mi bliscy i jak najlepiej życzyli). Siedzę prawie całymi dniami w domu, wyjście do sklepu, do centrum jest dla mnie każdorazowo małym koszmarkiem. Szkołe zawaliłam nie mam odwagi się tam pokazać od prawie 3 miesięcy. Po prostu d*pa.
Tak tak wiem ckliwa historyjka mi tutaj wyszła,przepraszam z góry jak ktoś uzna, że sie nad soba rozczulam.
Tearaz tylko najtrudniejsze bedzie kliknięcie w 'wyslij' :Stan - Niezadowolony - Zastanawia się:
Nikt tu nic nie uzna, w końcu sami swoi - taką mam przynajmniej nadzieję.
Ja to byłem wręcz dzieciakiem z ADHD - zresztą do dziś czasem czuję, że nie mogę usiedzieć w miejscu.
Doskonale rozumiem, co przeszłaś z własnego doświadczenia. Ale pocieszę Cię - los naprawdę może się odmienić! I tak ja z niechęci do wychodzenia z domu przeszedłem do momentu, że cały czas bym się z kimś spotykał (chociaż to drugie też nie zawsze jest dobre :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Trzymam kciuki!
Czy ja wiem, czy zaczęło się od szkoły? Chyba trochę tak, ale muszę powiedzieć, że to trochę też przez szkołę.
Jako dziecko byłem nieśmiały, płakałem :Stan - Uśmiecha się - Szeroko: i cały czas się bałem być bez rodziców :Stan - Różne - Zaskoczony:ops: . A ja czułem, że w ogóle tego nie rozumieją; jak się poryczałem w szkole to byli źli, mówili, że "trzeba było powiedzieć". Ale powiedzieć o czym? Że będę ryczał bez powodu? Z resztą wtedy każda sytuacja wywoływała płacz. Może to dlatego, że poza szkołą raczej nie miałem znajomych, nie bawiłem się z kolegami na podwórku. Byłem miętki. Rodzice sugerowali, że tam są tylko "złe dzieci", patologia, itd...
Taka była podstawówka. Może jeszcze się nie wstydziłem, ale już się czegoś bałem, miałem sny, że błądzę, nie mogę trafić ze szkoły do domu. Powroty po zmroku były koszmarem, miałem zwidy, halucynacje, myślałem, że mnie ktoś napada. Jawa zlewała się z tymi koszmarami. I już czułem się troszkę gorszy od innych. W gimnazjum zrozumiałem, że wszyscy są już bardziej "doświadczeni". Chłopcy okazują uczucia dziewczynom, potrafią lepiej o siebie zadbać, potrafią dominować jak prawdziwe złe tygrysy. A ja byłem taki cichy... jak mi się podobały dziewczyny, to nic nie robiłem, laski były wyrywane przez moich kolegów z klasy i były zadowolone. Ja tak nie potrafiłem :Stan - Niezadowolony - Smuci się: :Stan - Niezadowolony - Smuci się:
Na wakacjach poznałem dziewczynę :Stan - Uśmiecha się - Szeroko: Miałem 14 lat - wszystko w normie, bo wtedy na ogół zaczynają się pierwsze miłości (choć w zerówce też rwałem laski, a raczej one bardziej mnie bo byłem taki spokojny :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:. )
No i z tą dziewczyną poznaną na wakacjach to było tak, że nie potrafiłem jej okazywać uczuć przy innych (winę zrzucam na ojca, bo powinienem się tego podświadomie od niego nauczyć, a ja tego nie umiałem. Nie wiedziałem, na czym polega 'chodzenie z dziewczyną'. Zapytałem tylko "czy chce ze mną chodzić" i powiedziała, że tak, a później to już pomysły mi się skończyły :Stan - Uśmiecha się - Szeroko: Mogłem ją całować, przytulać, rozmawiać, ale nie kapowałem tego... może dlatego, że tata to taki zimny człowiek, co nie okazuje uczuć (np: mamie) i z tego powodu ja nie wiedziałem, że trzeba okazywać uczucia, a nie tłumić je. Błąd.
W gimnazjum byłem smutny, bo inni sobie radzili z dziewczynami. Pojawiły się trudności w nauce, a ojciec był zły, coraz więcej wymagał, był surowy, nic nie rozumiał. Matka okazywała większe zrozumienie, ale nie miała nic do gadania.
W liceum nastąpiło pogorszenie - wszyscy już mieli doświadczenia z płcią przeciwną, a ja z dziewczynami w ogóle nie przebywałem. Do tego miałem trądzik :Stan - Różne - Zaskoczony:ops: . A dziewczyny wolały 'fajnych' chłopaków - całkiem zrozumiałe. Do tego ojciec był coraz bardziej zły o wyniki w nauce, o moje przewinienia, a ja nie dawałem rady, byłem strasznie smutny i przygnębiony.
No i teraz nie mam poczucia własnej wartości :Stan - Niezadowolony - Smuci się: A kontakty (zwłaszcza z dziewczynami) wyglądają słabo, nie wiem, co mówić, jak się zachować. Wygląda na to, że nie nabyłem jeszcze odpowiednich umiejętności społecznych. :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Ale smutno mi z tego powodu :Stan - Niezadowolony - Smuci się:
Z tym "doświadczeniem" coś jest na rzeczy. Chwilami czuję się tak, jakbym przez 6 ostatnich lat pozostawał w hibernacji. Nie tylko jestem czasem trochę nieporadny, ale też widzę, że nie wiem pewnych rzeczy oczywistych dla większości.
A ja nie wiem czy to przez szkołę... Miałam trudną sytuację w domu, ale w szkole nawet nieźle sobie radziłam. Miałam różne koleżanki, ale zawsze byłam tak jakby z boku - do mnie nikt nie pisał karteczek, nikt nie wołał na lekcji :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Tak było przez wszystkie szkoły, nigdy nie byłam wykluczona, wyśmiewana, ale byłam niewidzialna. Jakbym ja wiedziała o innych wszystko, a oni o mnie nic. Trochę też przez to, że oni mi się wydawali strasznie dziecinni i nie mogłam znieść tych głupich rozmów o niczym, sama się jakoś szczególnie nie angażowałam.

Ale zachowywałam się normalnie, tylko zwracano mi uwagi, że za głośno śpiewam, za dużo mówię, nie mogę tak się odzywać do starszych (do tej pory nie wiem jak). Od dziecka więc przyzwyczaiłam się, że zanim się cokolwiek zrobi trzeba 100 razy pomyśleć, żeby nie dostać uwagi.

No i co? Tamci "dziecinni" wyrośli na normalnych ludzi, którzy czują się dorośli, a ja się czuję nieprzygotowana, unikam wypowiadania swojego zdania, nie czuję, że powinnam robić "dorosłe" rzeczy i się wstydzę - pracować, okazywać uczucia, do pewnego czasu nawet wstydziłam się robić lekki makijaż.
U mnie szkoła miała duży wkład w kształtowanie się mojej fobii. Szczególnie koniec podstawówki i gimnazjum. Ogólnie mówiąc byłam spokojna, małomówna i nieśmiała. Klasa to niestety wykorzystywała wyśmiewając się ze mnie i poniżając. Moja samoocena była bardzo niska kiedy kończyłam gimnazjum. :Stan - Niezadowolony - Smuci się:

W liceum było za to zupełnie inaczej. Nikt się ze mnie nie wyśmiewał. Nie nawiązałam może zbyt wielu znajomości ale miałam dwie koleżanki, z którymi dobrze mi się rozmawiało. Początkowo jakoś funkcjonowałam ale później zdałam sobie sprawę, że pomimo tego, że nie mam powodów to nadal czuję lęki i to coraz większe. Doszła do tego nauczycielka, która ostro po mnie jechała. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. I po zsumowaniu tego wszystkiego wyszło kompletne załamanie. Jednak jakoś skończyłam liceum z czego bardzo się cieszę. :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:

Ale wiem, że to nie tylko szkoła jest tu przyczyną. Wychowanie i rodzice też mieli duży wpływ na to. Pamiętam ze szkoły dziewczynę, z której też się wyśmiewano ale ona nie reagowała tak bardzo emocjonalnie jak ja, nie zamykała się tak w sobie, nie izolowała od ludzi.
No tak - niestety nadopiekuńczy/nadgorliwi/nad wyraz wymagający rodzice mają bardzo zły wpływ.
A mam pytanie: jak sobie teraz radzi(liś)cie na studiach? Oczywiście Ci, którzy doszli już do tego etapu :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Stron: 1 2 3 4