PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Brak samodzielności
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4
Funia napisał(a):
Rock 89 napisał(a):Funia, jeden krok i wszystko się może odmienić, naprawdę. Siedzenie w domu skończy się raczej tylko źle.
Czekać nie ma na co, tylko raz trzeba sprowokować los do tego, by mógł dać coś lepszego, znaleźć jakąś inną, ciekawszą opcję. Niektóre wydarzenia trzeba wywoływać samemu, a na ogół wystarczy puścić koło w ruch, by samo zaczęło się obracać.
Więc ja apeluję: tylko jeden mały kroczek. :Stan - Uśmiecha się:
Więc już po mnie, bo ja jestem chyba zbyt slaba, aby to zrobić



cholera ja mieszkam w oborze, to nie jest dom tylko obora :Stan - Niezadowolony - Zawiedziony:
Jak matka mogła tak zapuścić ten dom... Nawet pojęcia nie macie jak tu jest... Chyba nigdzie nie ma takiego bałaganu.

No, to kiszka, Funiu, ponieważ każde pokolenie ma swój czas, a dzisiejsze pokolenie opiekunów zarażać by nas mogło kalectwem, gdybyśmy, trochę mimowolnie, nie odcinali się tak jak dziś od chorych czy ujmując to łagodniej: niewyważonych wpływów.
Nie bój się, też nie chcę być kaleką. Kalectwo dzisiejszego pokolenia rodziców przytłacza nas tak bardzo, że musimy okupić cierpieniem nasze życie bardziej niż inne pokolenia.
Mając świadomość tego, że odcinamy się od chorych wpływów i próbujemy uniezależnić w stopniu, który zapewni potrzebne minimum, bynajmniej nie tylko by znośnie trwać - możemy skuteczniej kształtować rzeczywistość gwarantującą sprawiedliwe, a zatem też radosne współistnienie. Okazuje się również, że okupując nasze rodzące się tak więzi, budujemy trwałą i zdrową wspólnotę, a to od niej najbardziej zależy nasze powodzenie, jedność i wszystkie te cechy, których brak stanowi o naszych fobiach.

Ze mną jest podobnie, też chcę się usamodzielnić, ale najpierw nauczę się na przykładzie rodziców, jak "nie wyjść na manowce". Ludzie, którzy nie spełniają ścisłych kryteriów prowadzenia wyważonego trybu życia, są emocjonalnie rozchwiani, co w dłuższej perspektywie czasu doprowadza do trwałych dewiacji, które skutkują konfliktami osobowości uniemożliwiającymi osiąganie szeroko rozumianej pomyślności w czynownictwie, zarówno czynnym jak i biernym. :Stan - Uśmiecha się:

Nie bagatelizuję fobii, która jest rzeczowym argumentem, by twierdzić, że najpierw należałoby wskazywać źródło lęków, a dopiero później planować jakiekolwiek czynownictwo z nią związane. :Stan - Uśmiecha się:
:Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Dzisiaj doszłam do wniosku, że jestem strasznie nie samodzielna, taki cieć ze mnie, że szok. Nic tylko z mamuśka...
No ja podobnie tylko musze pokonac miliony barier :Stan - Niezadowolony - Obraża się:
Ech, ja miałam tak samo. Dopóki mieszkałam z rodzicami (i to nadopiekuńczymi) to nawet do sklepu nie potrafiłam po bułki iść :Stan - Niezadowolony - Przewraca oczami:
A potem gdy trochę od nich "odkleiłam" (co tu okrywać, uciekłam od nich i tej toksycznej miłości) to z konieczności nauczyłam się tego co każdy nastolatek w stopniu podstawowym opanowane mieć powinien. Oczywiście metodą małych kroków. Łatwo nie było, ale dziś moja sytuacja jest już lepsza niż jeszcze kilka lat temu.

Czy wy też macie wrażenie, że winę za wasze kłopoty z odnalezieniem się w społeczeństwie, ponosi wychowanie?
najłatwiej sobie na coś zwalić:Stan - Uśmiecha się - Wystawia język 2:
Ujmujecie problem jedynie szczątkowo, a zatem w gruncie rzeczy nie wiecie, jak zabiegać o swoje racje albo co gorsza jesteście tak przytłoczeni, że zabiegać o własne potrzeby zaczniecie pod wpływem przymusów i nacisków bliżej niezdefiniowanych...
Samodzielność to przede wszystkim umiejętność oddzielania nadmiaru wpływów, które nierozumiane powodują brzemienne konsekwencje, w postaci niechcianego i przytłaczającego nas obowiązku.
Zrozumcie, że powinniście wiedzieć, że freudowskie nierelatywistyczne wizje są formą definiowania co najwyżej snów - co jest jedynie wstępem do rzeczowej psychoanalizy i rozumienia psychologii sytuacji, mającej nam uświadomić źródło lęków, fobii i obaw, sytuującej nas tak, a nie inaczej.
Ja nie jestem samodzielny... pracuje nad tym, może kiedyś mi się uda, póki co jednak nie jestem z siebie zadowolony.
Ja sie robie coraz bardziej samodzielna, zreszta najwyzsza pora, sama wszedzie chodze i zalatwiam co trzeba. Nie mam nikogo do pomocy. Oczywiscie ile nerwow mnie to kosztuje to tylko ja wiem. Ale wkurza mnie najbardziej to, ze zawsze jestem niedoinformowana, z mojej winy, bo sie wstydze pytac.
puremind, mogł(a)byś nie edytować postów? teraz stara czyta i sie zastanawia o so chodzi?? :Stan - Niezadowolony - Diabeł: :Stan - Niezadowolony - Przewraca oczami:
puremind napisał(a):sory, ale w glowie mi sie :Ikony bluzgi kochać 2:, wszystko mi sie :Ikony bluzgi kochać 2: i juz nic nie pisze

Pisz, ja lubie czytac twoje posty. Nie edytuj.
Dochodzę do wniosku, że ludzie tacy jak my muszą pozostawać lękliwi społecznie, bo każdy z nas czeka na jakieś wyraźne powody do tego, by zacząć działać. Myślę, że chcąc nie tylko własnego osobistego dobra, będziemy poszukiwać ludzi przede wszystkich porównywalnie cierpliwych do budowania trwałych relacji, stanowiących o wspólnym bezpieczeństwie i niknących obawach - przybierających skrajne formy uprzedzeń, fobii, lęków bliżej niezdefiniowanych. Dlatego okoliczności życia sytuują nas do pozornej uległości i poszukiwania dróg uniezależnienia się od niewyważonych wpływów innych. Zawsze będziemy odcianć się od wpływów szyderców, kpiarzy i wszystkich bynajmniej nie tylko wulgarnie obsobaczających nasze szczere zamiary. Postawa aspołeczna jest sposobem na przygotowanie dyspozycji do znalezienia sobie trwałego i bezpiecznego miejsca tam, gdzie spychają nas bezwiednie Ci, których bezradności się obawiamy. Będziemy stronić od ludzi, którzy poprzez opisywane przeze mnie postępowanie będą niezaprzeczalnie dowodzić niecierpliwości do rzeczowej i długoterminowej z nami współpracy.
Będąc stale skłonni do zawierania kompromisów na wszystkich etapach sfer naszego życia, rezygnujemy z komfortu umiarkowanego życia, stajemy się bardziej odpowiedzialni od innych, ale też szybciej dojrzewamy i osiągamy samodzielność.
Wraz z wymuszanymi na nas ustępstwami, wraz z nieżyciowymi wymaganiami, stałymi potwarzami - zbieramy, sytuujący nas na uboczu, bagaż negatywnych emocji, które niewyważone nie stanowią jednak o naszej niezależności.
Stawiam hipotezę, że jesteśmy znacznie bardziej samodzielni niż inni, ale też adekwatnie do osiągniętej samodzielności zależnieni od wpływów, dlatego możemy czuć się na co dzień przytłoczeni. Każdy z Was powinien definiować to wszystko, co nas przytłacza, weryfikując to stale podczas chociażby prób osiągania własnych zamierzeń. Podejmujmy się starań, robiąc to tak, jak dotychczas, ale też sukcesywnie manifestując własną niezależność - czasem przyjmując asertywną postawę albo mówiąc kolokwialnie: "stawiając się" - szczególnie wtedy, kiedy uznamy, że pewne kolejne ustępstwa z naszej strony będą dla nas zbyt dużym obciążeniem.
Najistotniejsze jest jednak chyba to, że powinniśmy razem wymieniać się doświadzczeniem i dążyć stale do integracji ze sobą.
Wyaważajmy tryb życia, koordynujmy go, a jednym ze sposobów na pewno jest mimowolne i radykalne odciananie się od chorobliwych wpływów. Wyważajmy stan emocjonalny śmiałą postawą już dziś, wyjdźmy na przeciw naszym obawom, byśmy nie stracili kontroli nad naszą sytuacją... :Stan - Uśmiecha się:
Oj Krys840 ciężkim językiem to napisałeś:Stan - Uśmiecha się - LOL: Ciekawą hipotezę stawiasz z pewnymi aspektami się nie zgadzam. Wy lękliwi społecznie wcale nie jesteśmy dojrzalsi od innych jesteśmy tylko poważni z dojrzałością chyba nie ma nic wspólnego
Kadabra, nie uważasz, że nigdy nie usatysfakcjonują nas poglądy opierające się na jakichś nierzeczowych dywagacjach, które powstają na potrzeby chwili i które nie są pełnym uzasadnieniem naszych motywów postępowania, jak i nie dają pełnego obrazu rzeczywistości, na obserwacjach której opieramy własne poglądy? Wizje chwili są nierelatywistyczne i stanowią raczej jedynie wycinek rzeczywistości, w oparciu o który nie można pomyślnie planować swoja samorealizację, bo ona ściśle uzależniona jest od innych. Najpierw należałoby zdefiniować wszelkie zależności uchwyconych wielu zjawisk predestynujących nasze zachowania na co dzień, po to: by rozumieć swoje położenie, by nie tracić ducha i rzetelnie wypełniać swoje posłannictwo na ziemskim padole, by pójść naprzód pomimo niepewności i uzyskać tak spokój ducha i ukojenie, by zgłębić do końca swoje człowieczeństwo i tak osiągnąć bezwzględną pomyślność, która dopiero wówczas ostatecznie przestaje być relatywna... Nigdy nie jesteśmy całkowicie niezależni, możemy wykazywać się jednak większą dojrzałością i samodzielnością, kiedy potrafimy wziąść odpowiedzialność za tych, którzy nieporadnością swojego postępowania obciążają nas nieżyciowymi wymaganiami. Znając miejsce w szeregu zapewne wiemy, jak brać los w swoje ręce... :Stan - Uśmiecha się:
A gdyby ten szereg wcale nie istniał? Czy nie wyznaczamy sobie sami miejsca w naszym społeczeństwie? Powstaje w moich myślach pytanie czy naprawdę istnieje coś takiego jak los. To zbyt trudne pytanie, albo być może źle zinterpretowałam to co napisałeś . Dlaczego takiego trudnego języka używasz w swoich wypowiedziach. Intryguje mnie to strasznie ..
Mnie też to ogromnie intryguje. Po co se tak język łamać? Ja tylko przyszłem wziąść swetr.
Robię sobie, zdaje mi się, gruntowną psychoanalizę, stąd głębokość moich przemyśleń odzwierciedla rozbudowana wypowiedź. Chcę znać i rozumieć powody mojego postępowania, które nie są jednoznacznie rozumiane dla ogółu społeczeństwa, dlatego też na co dzień odczuwam niezrozumienie, brak akceptacji, wrogość, niechęć, agresję. A wszystko to są widoczne objawy fobii ludzi nie przyjmujących do wiadomości, że pojednie stron osiągane poprzez wzajemne wyważone ustępstawa, jest koniecznością do osiągnięcia jakiejś koniecznej niwy porozumienia, będącej wymogiem racji bytu nas wszystkich. Zasady ustalają Ci, którzy mają argumenty i dowodzą swych postulatów, a ich roszczenia są zasadne...
Na brak mojej niezależności wpływa bynajmniej nie brak samodzielności, a niechęć do zawierania długoterminowej współpracy przez wykolejeńców...

- "Każde pokolenie ma swój czas, każde pokolenie odchodzi w cień (...)"
Cudnie.
To jeszcze jakbyś zdefiniował tych wykolejeńców?
krys840 napisał(a):Robię sobie, zdaje mi się, gruntowną psychoanalizę, stąd głębokość moich przemyśleń odzwierciedla rozbudowana wypowiedź. Chcę znać i rozumieć powody mojego postępowania, które nie są jednoznacznie rozumiane dla ogółu społeczeństwa, dlatego też na co dzień odczuwam niezrozumienie, brak akceptacji, wrogość, niechęć, agresję.
W każdych nieporozumieniach jest wina po obu stronach. Pełna harmonia nie istnieje, Przecież wszyscy jesteśmy tylko ludźmi!.Wielokrotnie się mylimy.Nie ma i nie będzie nigdy pełnego porozumienia, ani kompromisu i dobrej współpracy bez dwóch stron, ale czy strony wytworzą kompromis, zależy tylko od od ich siły i charakteru, no i oczywiście od potrzeb. Czasami współistnienie nie jest możliwe. Ta uważam pozdrawiam
Dużo można byłoby się zastanawiać na temat tego np., jak dochodzi do bezpośredniego zagrożenia życia, a skoro istnieje takie pojęcie, to mamy realne obawy przed postępowaniem innych, którzy w nie zawsze rozumieją powody swoich działań. Jest też tak, że nie potrafimy cywilizacyjnego dorobku ludzkich rąk ująć w kontekście całościowym, bez którego trudno jest rozumieć motywy w obyczajowości innych kultur, a przede wszystkim niemożliwym jest, by nie zradzać bez wiedzy na ten temat fobii, niesprawiedliwości i by nie doprowadzać do rozłamów, konfliktów, wojen, napięć. By nie doprowadzać do trwałych okoliczności nie sprzyjających podążaniu drogą optymalnego i zrównoważonego rozwoju, będącego jedynie warunkującym pokój. O pokoju stanowi postawa ludzi, którzy są mniej lub bardziej skłonni do ustępstw w polu odnajdywanego porozumienia. Porozumienie jest opium dla nas wszystkich, a właściwie jego jakaś niwa. Musimy mieć wzgląd na własne postępowanie, byśmy trwali bez barier skłaniających nas do fałszowania rzeczywistości w wyniku lęków. A te zradzane są za pośrednictwem wpływów ludzi i pokoleń, które stale wzajemnie na siebie oddziaływując, tworzą stan przeklętej dziś rzeczywistości, gdzie marzenia i sny nie zawsze mają drugorzędną rolę... Niestety nie wszyscy Ci, którzy wywierają naciski, są odpowiedzialni za bezwiedność swojej postawy, a zadaniem natomiast tych, którzy są od nich uniezależnieni, jest jak najmniej konfliktowe uzyskanie odrębności, suwerenności, niezależności. Każda jednostka nadto obciążona ma obowiązek bezkonfliktowego dążenia do spełnienia własnych postulatów.
Chcę powiedzieć, że definiowanie motywów postępowania ludzi, którzy zmuszają mnie do rzucania im mięsa, bym mógł weryfikować własne obawy, co do stanowionego przez nich zagrożenia - pokrywa się z podstawową potrzebą zapewnienia sobie bezpieczeństwa, do samodzielnego egzystowania czy raczej: bezstronnego i sprawiedliwego uczestnictwa w wykolejonym dziś trwale społeczeństwie... - Gdzie o rzeczową, merytoryczną rozmowę, w wyniku braku duchowej dyscypliny, niezwykle trudno...
Podyskutujmy na ten temat, jesteśmy przecież podobnie sytuowani. :Stan - Uśmiecha się:
Puremind, włącz się do gry. :Stan - Uśmiecha się:
A tak ogólnie pomijając wszystkie ciekawe i inspirujące teorie na temat niezależności to zwyczajnie mój brak samodzielności wynika tylko z braku pewności siebie w każdej dziedzinie życia. Z ogromnego lęku przed otoczeniem i jego surowa oceną
Ja podobnie mam ponad 20 lat a ciężko mi gdzieś iść bez wsparcia najbliższych , do tej pory praktycznie nie chodzę np. do lekarza mimo ze muszę wtedy mama mnie tam ciągnie ze sobą , staram się by to tak wyglądało jak bym się z nią zabrała przy okazji tylko

faktycznie zdarza mi się załatwiać coś samej gdy nie mam wyboru ale to jest dla mnie katorga
ale takie rzeczy jak np. oddawanie krwi. wiele razy byłam z bratem to teraz mimo że to nadal nie jest łatwe potrafię się zmusić by iść samej do krwiodawstwa ale bardzo rzadko to robię
pojsc to zazwyczaj pojde, nawet sie ociagajac. ale problem mam w tym, ze sa rzeczy, ktorych nie umiem zrobic albo robie nieporadnie albo sie ociagam dlugo... to przez nadopiekunczosc mojej mamy. tak wiec nie wiem jak prac, prawie nic nie umiem ugotowac, a prasuje byle jak byle jakos do przodu.
I tak nauczyłam sie wiecej bo kiedys nawet telefonu nie umiałam sama odebrac w własnym domu ani otworzyc drzwi pukajacemu. Obecnie stałam sie samodzielna ale to tez zalezy od nastroju , od sytuacji . Juz moja mama nie musi wszystko zamnie robic bo ja mam histerie . Przyznaje sie ze nauczyłam sie jej duzo ale jak dlamnie to za mało niby umie wszystko załatwic sama ale czasem mam trudnosci.
Ja nie mam problemów z robieniem zakupów (chociaż wolę sklepy samoobsługowe), czy załatwianiem czegoś na poczcie, za to nie znoszę sama chodzić do lekarza albo do fryzjera. Co ciekawe wizytę u lekarza pierwszego kontaktu jakoś wytrzymam, ale jak poszłam do laryngologa z zatkanym uchem to tak się źle czułam, że kobieta w rejestracji pytała, czy wszystko w porządku, bo wyglądam jakbym miała zaraz zemdleć. A jak poszłam za tydzień na kolejną wizytę to już nie wytrzymałam i uciekłam. W sumie nie boję się wizyty u lekarza samej w sobie, tylko całej tej rejestracji. Ale większość takich sytuacji mogę znieść, kiedy dokładnie wypytam rodziców co mam zrobić i co powiedzieć. Po prostu boję się zrobić coś nie tak i że mnie wyśmieją.
Stron: 1 2 3 4