Cześc,
Pytam z ciekawości, bo cały czas szukam sposbu żeby sobie pomóc, na
psychologów niestety już nie liczę.
Obserwując swoją historię po raz któryś z rzędu zauważyłem, że na rozwinięcie się mojego obecnego stanu wpłynęły bardzo konkretne wydarzenia po których już nigdy nie byłem taki jak dawniej. Po prostu zmiany nastąpiły z dnia na dzień.
I mam pytanie czy wy też macie tak, że fobię wywołały konkretne wydarzenia, które was zmieniły.
Ja zacząłem dziwaczec po tym jak zostawił mnie przyjaciel w szkole.
Zacząłem szukac samotności, stałem się bardziej zamknięty w sobie, co nie podobało się mojej rodzinie.
Potem po nagłej śmierci bliskiej osoby nie umiałem niczym się cieszyc chociaż obiektywnie rzecz biorąc powody do radości miałem i nie nawiązałem z nikim prawdziwie bliskiej relacji.
Jak było u was , zastanówcie się nad tym czy umiecie wskazac konkretne wydarzenia.
Nie, od wczesnego dzieciństwa bałem się ludzi i nie potrafiłem nawiązać bliższych kontaktów z rówieśnikami.
jak najbardziej...
1.Alkoholizm ojca i bezradność mojej matki
2.Gnębienie w szkole
3.Śmierć dziadka (poważne lęki nocne z tym związane)
wszystko rozpoczęło się w podstawówce, punkt 1 być może nawet wcześniej lecz go nie pamiętam. Następnie osoby które napotykałem na swojej drodze zawiodły mnie w przeciąciągu lat, opuszczały lub odwracały się...co tylko potwierdzało mi tezę, że ludzie mnie nie potrzebują i powinienem się od nich trzymać z daleka, bo kończy się tym samym. Momentami po tylu porażkach już mnie zamraża w środku ze strachu przed odrzuceniem. Próbowałem wyjść z tego różnymi sposobami, na razie z marnym skutkiem. Na pewno te wszystkie terapie na których byłem, pozwoliły mi dużo się o sobie dowiedzieć. Tylko co z tego...
U mnie też nie było konkretnych wydarzeń, od zawsze czułem się jakiś inny od rówieśników. Dasz radę z tym, czy przyjaciel czy dziewczyna da się tego kogoś zastąpić kimś innym. Chociaż może to się wydawać niemożliwe, ale przyjdzie samo
piotrzdunski napisał(a):Chociaż może to się wydawać niemożliwe, ale przyjdzie samo
Taaak, miłość miała przyjść sama, znajomi, przyjaźnie, cel, plany, zainteresowania, chęć do pracy, itd. Na dzień dzisiejsze mogę powiedzieć, że samo nic nie przychodzi.
Jak sobie jakoś nie wywalczysz, to uj będziesz mieć.
A tak w temacie, to też mam problem od zawsze, z tym że z czasem mocno nabrał na sile.
A nieśmiałość z wiekiem też miała sama przejść.
Nooo dobra, trzeba spróbować trochę temu pomóc
bardziej mi chodziło o to, że możemy trafić na osobę jeszcze bardziej wartościową i ważną dla nas niż "przyjaciel" który się odwrócił i dziewczyna która nas zostawila.
Ja umiem wskazać wydarzenia które wpłynęły na moją nieśmiałość. To terror w domu rodzinnym . Nie było mi dane dorastać w normalnym domu. Mam chorego ojca, który nie jest zdiagnozowany, uważa się za zdrowego, a takie huśtawki nastroju miał jak byłam dzieckiem że szkoda gadać. Raz wrzeszczał wykrzywiając twarz, później przychodził skruszony i przepraszał.. To chyba nie jest normalne zachowanie. I tak właśnie mnie skrzywiono emocjonalnie.
Shy-girl, piąteczka, skąd ja to znam...
Napatrzyłem się na to jak ojciec szarpie matkę, żeby potem mówić że ją kocha i się przytulać. I najgorsze jest to, rozdarcie kiedy nie wiesz po czyjej stronie masz stanąć, bo każdy przedstawia swoje racje i każdy ma trochę racji. Czasem się mało nie pobilismy jak już nie wytrzymywałem i zaje**lem pare razy pięścią w stół.
A masz rodzeństwo ? Jeśli tak to jak oni na to reagują i czy mają podobne problemy ? Bo u mnie po rodzeństwie tak bardzo tego nie widać.
Gollum napisał(a):... zacząłem dziwaczec po tym jak zostawił mnie przyjaciel w szkole.
Zacząłem szukac samotności, stałem się bardziej zamknięty w sobie...
A może dopiero po tym, jak olał znajomość z Tobą, zacząłeś się nad sobą bardziej zastanawiać i zwracać uwagę na swoje zachowanie..? Może zerwanie przyjaźni było objawem a nie przyczyną..
Nie jestem w stanie wskazać procentów, ale wiem mniej więcej co i jak.
Cytat:Może zerwanie przyjaźni było objawem a nie przyczyną..
Rzeczywiście, jak to przemyślałem, to mogło tak być.
Dzięki za wszystkie odpowiedzi, ale trochę mnie nie zrozumieliście ,
chodzi mi o to, czy zmieniliście się nagle czy zmienialiście stopniowo.
Czy są wśród was ludzie, którzy kiedyś byli zupełnie normalni, ale zmieniło ich jakieś pojedyncze wydarzenie?
Gollum napisał(a):Cytat:Może zerwanie przyjaźni było objawem a nie przyczyną..
Czy są wśród was ludzie, którzy kiedyś byli zupełnie normalni, ale zmieniło ich jakieś pojedyncze wydarzenie?
Drogi Gollumie, to niemozliwe.
Na kazde zaburzenie psychiczne sklada sie szereg przyczyn i okolicznosci.
A z jakiego powodu "nie liczysz na psycholog" jesli mozna wiedziec?
Osobiscie zajmuje się LS i uważam, że to jeden z najprostszych do leczenia problemów natury psychicznej.
Najprostsze do leczenia... spoko...
A ilu już fobików społecznych wyleczyłaś?
Weź też pod uwagę, że te najcięższe w ogóle nie korzystają z psychologa, bo byłoby to dla nich zbyt trudne. Także do psychologa często chodzą te lżejsze przypadki i może stąd takie przeświadczenie, że to proste...
Tak się składa że jestem po 3 miesięcznej terapii poznawczo-behawioralnej dla osób z fobią społeczną i zgadnij...efekt był chwilowy, później znów kryzys. Pomijając to, że fobia społeczna przebiega zwykle równolegle z depresją, dystymią, DDA, zaburzeniami osobowości, dysmorfofobią czy natręctwami. Te lekkie przypadki, które znałem owszem żyje się im znacznie lepiej, ale miały na prawdę lekką fobię o ile w ogóle.
Cytat:Weź też pod uwagę, że te najcięższe w ogóle nie korzystają z psychologa, bo byłoby to dla nich zbyt trudne. Także do psychologa często chodzą te lżejsze przypadki i może stąd takie przeświadczenie, że to proste...
Pełna zgoda. Ludzie na wspomnianej terapii też często rezygnowali i grupa w pewnym momencie się uszczupliła znacznie.
Dlaczego nie liczę na psychologów?
Odpowiem prosto bez wyciągania wszystkich moich smutnych spostrzeżeń , ponieważ jestem już po 4 terapii i nikt nie potrafi mi pomóc. Moje lęki nie słabną.
Nikt z tych ludzi nie miał na tyle odwagi i uczciwości żeby powiedzieć: Nie potrafię pana wyleczyć.
Cytat:Pomijając to, że fobia społeczna przebiega zwykle równolegle z depresją, dystymią, DDA, zaburzeniami osobowości, dysmorfofobią czy natręctwami.
Z tym się w pełni zgodzę. Dla mnie FS to tylko objaw.
No raczej u mnie na pewno wydarzenia bo co innego genetyka?
Dzieciństwo - ojciec był bardzo agresywny często występowały rękoczyny wobec mnie i czasem matki i ogólny brak wzorca,wszystko ma w dup*e nic go nie interesowało i nie interesuje
Podstawówka - gnębienie
Gimnazjum - ciągłe upokarzanie
A teraz jestem jaki jestem,fobii już raczej nie mam ale jestem nieśmiały mocno i nie umiem okazywać uczuć,nie lubię bliskości jak przechodzą granice mojego komfortu to zaczynam się denerwować i robić się niemiły,skryty raczej ciężki człowiek ze mnie z charakteru.Jakoś ostatnio lepiej się czuję psychicznie,zacząłem szukać spokoju ducha :-)
Mi się wydaje, że miałam to od zawsze, od dziecka. Chociaż podobno jako 4latka byłam gadatliwa
Potem jak już przygasłam to na dobre...
Może znaczenie ma też to że ma ojca alkoholika, który co jakiś czas wraca do picia i nigdy nie był głową rodziny. Mama do dziś dnia o wszystkim myśli...No i do tego dochodzi jeszcze to że on zawsze "podcinał mi skrzydła", sprawiał że czułam się gorsza od innych, tak mnie porównywał itp.
U mnie podobnie, od dziecka byłem taki. Wpływ zapewne miał ojciec alkoholik, który nie stronił od lania mnie za byle co. Z drugiej strony matka, która mimo tego wszystkiego do dzisiejszego dnia z nim żyje, a sama też się mnie natłukła swego czasu. Było sporo kar cielesnych w moim dzieciństwie i trwało to praktycznie do momentu aż stałem się silniejszy fizycznie i zacząłem się krótko mówiąc ostro stawiać i fizycznie być górą nad rodzicami. Myślę, że to była główna rzecz, która wypatrzyła moją psychikę. W szkole też dostałem za swoje, ale już idąc do pierwszej klasy miałem problemy z nawiązywaniem relacji z innymi, choć nie był to jeszcze strach.
Dlaczego ciągle płaczę, a nie płakałem nigdy na terapii?
Dlaczego potrzebuję ludzi, a gdy jestem z nimi czuję lęk albo zapadam w depersonalizację?
Czemu jak poznaje już jakichś ludzi i oni mnie lubią , a ja ich to nie jestem w stanie nawiązać kontaktu z nimi, mimo, ż kiedyś potrafiłem?
Dlaczego prawie nic mnie nie cieszy?
Czemu wciąż czuję niepokój?
Dlaczego tak jest od lat?
Dlaczego nie potrafię nic z tym zrobić i nikt inny również nie potrafi nic z tym zrobić?
Gollum napisał(a):Cześc,
Obserwując swoją historię po raz któryś z rzędu zauważyłem, że na rozwinięcie się mojego obecnego stanu wpłynęły bardzo konkretne wydarzenia
...
Ja zacząłem dziwaczec po tym jak zostawił mnie przyjaciel w szkole.
Jak już ktoś wspominał może to wcale nie była przyczyna, tylko skutek. Zreszą mniejsza o przyczyny, i tak grzebaniem w pamięci nic konstruktywnego nie zdziałasz (wbrew temu co twierdzą pseudonaukowe nurty psychologii i dalej psychoterapii).
psycholog_seksuolog napisał(a):Drogi Gollumie, to niemozliwe.
Na kazde zaburzenie psychiczne sklada sie szereg przyczyn i okolicznosci.
Tu się zgadzam
Cytat:Osobiscie zajmuje się LS i uważam, że to jeden z najprostszych do leczenia problemów natury psychicznej.
Ale tutaj
no sorry, ale jesteś po prostu śmieszna ...
Najprostszy to może i jest, ale w formie ostrej/nagłej (podobnie z depresją). W formie przewlekłej tu już zupełnie inne bajka. Może zamiast psychologicznych czytanek poczytaj coś konkretnego o neurobiologii lęku.
trash napisał(a):psycholog_seksuolog napisał(a):Drogi Gollumie, to niemozliwe.
Na kazde zaburzenie psychiczne sklada sie szereg przyczyn i okolicznosci.
Tu się zgadzam.
No nie do końca, np. zespół stresu pourazowego może mieć przyczynę w konkretnym zdarzeniu (np. gwałt, wypadek, itp.)
Gollum napisał(a):Dlaczego nie liczę na psychologów?
Odpowiem prosto bez wyciągania wszystkich moich smutnych spostrzeżeń , ponieważ jestem już po 4 terapii i nikt nie potrafi mi pomóc. Moje lęki nie słabną.
Osobiście nie chodziłem jeszcze do psychologa ani na terapie, ale z góry jestem do tego negatywnie nastawiony, a często czytając podobne historie tylko się w tym utwierdzam. Imho terapia dobra jest dla osób, które mają lekką fobię, są w stanie normalnie uczyć się i pracować, a problemem dla nich są trudności w sytuacjach czysto towarzyskich. Nie jest natomiast dla ciężkich przypadków, które mają tak silną FS że nie są zdolne do samodzielnej egzystencji. Akurat jestem jedną z takich osób i dałbym wszystko, żeby po prostu móc normalnie pracować. Szansy upatruję w farmakologii, ewentualnie terapii połączonej z farmakologią. Psychologów, zwyczajne terapie lub hospitalizację zostawiam na sam koniec.
Dlaczego?
A dlaczego nie?
aj, przestańcie pierdzielić
wszyscy macie niewyleczalną fobię. Tylko lobotomia pozostała.
BlankAvatar napisał(a):aj, przestańcie pierdzielić
wszyscy macie niewyleczalną fobię. Tylko lobotomia pozostała.
każdy chyba wie najlepiej co ma pisać, może osobę po 3-4 nieudanych terapiach
obchodzi, że dziś niegasnący optymizm jest w modzie..