31 Sie 2015, Pon 19:43, PID: 467078
Wrzuciłem to tak z przekory trochę, bo się zupełnie z nim nie zgadzam.
Poczytałem te komentarze (wcześniej ich nie czytałem) i teraz żałuje.
Jak można być takimi skurwiałymi i nieczułymi ludźmi.
Z takimi to i ja nie chciałbym żyć, aż się zdenerwowałem.
Poczytałem te komentarze (wcześniej ich nie czytałem) i teraz żałuje.
Jak można być takimi skurwiałymi i nieczułymi ludźmi.
Z takimi to i ja nie chciałbym żyć, aż się zdenerwowałem.
PhS

i wszystkiego co najgorsze, przychodzi ratowanie się wiarą w Boga. Oczywiście to u mnie kwestia sporna, ale pomyślałam, że to dla niektórych kolejny powód do życia. Wierzący myślą, że samobójstwo to grzech, a życie do dar i choćby było jak sraka, nie wolno samemu go kończyć. Okej, nie wiem, czy komuś się chciało tyle czytać, ale teraz będzie taka moja pointa tego wszystkiego
Otóż obejrzałam sobie wczoraj bez większego zastanowienia, z nudów film o tytule "Hector and the search for happiness". Wspomnę tylko, że to banalny film, mało realny i ogólnie nie ma co szukać tam głębszego sensu, ale jednak kilka zdań wypowiedzianych w tym filmie zapaliło mi światełko. Po części, tak jak główny bohater, który podróżuje po świecie by znaleźć definicje szczęścia, ja od kilku lat szukam sensownej odpowiedzi na powody do życia. Te słowa szły tak: "