Ten wątek przypomniał mi czasy, kiedy chciało mi się cosplayować dobrą gospodynię
Nawet sobie kupiłam ładną drewnianą deskę do przystawek na zimno, kilka półmisków do innych przekąsek i wypieków, komplet zastawy stołowej (fakt, że z Ikei, ale nadal wyglądał lepiej niż randomowe naczynia, które były w moim domu rodzinnym)...
Obecnie mam gości w niemal każdy weekend, a ilość pracy w połączeniu z moim kiepskim stanem psychofizycznym nie sprzyja urządzaniu bardziej wystawnych przyjęć. Jeśli czuję się na siłach, to piekę coś słodkiego, ale pełny stół miewam w zasadzie wyłącznie w przypadku większych okazji (święta, urodziny, sylwester etc). W fancy półmiskach lądują więc czipsy i inne kupione przekąski.
Czasem nachodzi mnie wena i robię adekwatny klimacik do sesji RPG - mam trochę creeperskich/nerdowych akcesoriów, którymi dekoruję salon.
Mimo wszystko wolę mieć gości, niż iść w gości, bo koniec końców jestem u siebie i jak wszyscy już sobie pójdą, to mogę iść spać.
.
Jako nastolatka nikogo do siebie nie zapraszałam ze wstydu związanego z domową patologią i ogólnym syfem, w którym żyłam. Widocznie musiałam to sobie jakoś odbić po przeprowadzce, kiedy w końcu przestałam się wstydzić warunków, w których mieszkałam.