11 Paź 2014, Sob 20:36, PID: 415414
Chciałbym się zapytać, czy ktoś tutaj oprócz mnie ma znaczące problemy z pokładami nierozładowanej i skrywanej frustracji wynikającej z niemożliwości funkcjonowania w społeczeństwie.
Nikt z moich znajomych nie posądzałby mnie o to, że tak spokojna, cicha i zdystansowana osoba może nosić w sobie tyle gniewu. Przykro mi to mówić, ale często odnoszę wrażenie, że jestem przepełniony nienawiścią. Myślę, że to właśnie niezdolność do realizacji swoich pragnień, kontaktu z kimś bliskim, dawne rany, poczucie krzywdy i bycia gorszym od innych rodzi we mnie wewnętrzny gniew. Albo zwyczajnie zazdrość - "zdrowi" ludzie mają wszystko, czego ja nie mam.
Zapewne wiecie, jak to jest - wystarczy, że coś wprowadzi mnie w zły humor, a od razu rodzi się we mnie gniew, nienawiść, często również fantazje o przemocy. Zwłaszcza jak wypiję, to od razu mnie to dopada. A niestety jako fobik społeczny niemal zawsze piję gdy jestem gdzieś w celach "towarzyskich". Nigdy nie jestem agresywny wobec otoczenia, ale myśli miewam straszne. Zwłaszcza fantazje o robieniu krzywdy ludziom, z których strony spotkała mnie niesprawiedliwość. Wszystko, co na co dzień przykrywam pod maską, nagle mnie dopada i przyprawia o nienawistne i agresywne myśli. Że przyjaciel, którego traktowałem jak brata upokorzył mnie i zabawił się moim kosztem, a ja nie jestem w stanie się zemścić. Że kobieta którą kocham od dziesięciu lat ma mnie za śmiecia, mimo, że robiłem wszystko by udowodnić, że tak nie jest; że najpodlejsi ludzie mają lepsze życie od mojego, że nie jestem w stanie realizować własnych marzeń... Chyba każdy nosi w sobie podobne żale. Tylko że moje przybierają formę wrogości wobec otoczenia.
Po takim napadzie złych myśli i ponurego nastroju z reguły następuje obojętny, zrezygnowany i melancholijny humor. Na szczęście od czasu gdy dowiedziałem się, że moje nastroje i myśli są wynikiem fobii społecznej, łatwiej jest mi opanować te czarne myśli i nie dać się im ponieść. Mimo wszystko, złość i rozgoryczenie nadal drzemie we mnie.
Mam zamiar wreszcie zapisać się do psychiatry i zacząć brać jakieś leki, bo wszystko to wpływa na mnie wyjątkowo destruktywnie. Chciałbym się móc od tego uwolnić, żyć pozytywnymi myślami.
Nikt z moich znajomych nie posądzałby mnie o to, że tak spokojna, cicha i zdystansowana osoba może nosić w sobie tyle gniewu. Przykro mi to mówić, ale często odnoszę wrażenie, że jestem przepełniony nienawiścią. Myślę, że to właśnie niezdolność do realizacji swoich pragnień, kontaktu z kimś bliskim, dawne rany, poczucie krzywdy i bycia gorszym od innych rodzi we mnie wewnętrzny gniew. Albo zwyczajnie zazdrość - "zdrowi" ludzie mają wszystko, czego ja nie mam.
Zapewne wiecie, jak to jest - wystarczy, że coś wprowadzi mnie w zły humor, a od razu rodzi się we mnie gniew, nienawiść, często również fantazje o przemocy. Zwłaszcza jak wypiję, to od razu mnie to dopada. A niestety jako fobik społeczny niemal zawsze piję gdy jestem gdzieś w celach "towarzyskich". Nigdy nie jestem agresywny wobec otoczenia, ale myśli miewam straszne. Zwłaszcza fantazje o robieniu krzywdy ludziom, z których strony spotkała mnie niesprawiedliwość. Wszystko, co na co dzień przykrywam pod maską, nagle mnie dopada i przyprawia o nienawistne i agresywne myśli. Że przyjaciel, którego traktowałem jak brata upokorzył mnie i zabawił się moim kosztem, a ja nie jestem w stanie się zemścić. Że kobieta którą kocham od dziesięciu lat ma mnie za śmiecia, mimo, że robiłem wszystko by udowodnić, że tak nie jest; że najpodlejsi ludzie mają lepsze życie od mojego, że nie jestem w stanie realizować własnych marzeń... Chyba każdy nosi w sobie podobne żale. Tylko że moje przybierają formę wrogości wobec otoczenia.
Po takim napadzie złych myśli i ponurego nastroju z reguły następuje obojętny, zrezygnowany i melancholijny humor. Na szczęście od czasu gdy dowiedziałem się, że moje nastroje i myśli są wynikiem fobii społecznej, łatwiej jest mi opanować te czarne myśli i nie dać się im ponieść. Mimo wszystko, złość i rozgoryczenie nadal drzemie we mnie.
Mam zamiar wreszcie zapisać się do psychiatry i zacząć brać jakieś leki, bo wszystko to wpływa na mnie wyjątkowo destruktywnie. Chciałbym się móc od tego uwolnić, żyć pozytywnymi myślami.
PhS

Zgodność tego, co piszecie z tym, czego miałam okazję doświadczyć jest wręcz przerażająca. Ale to troszkę podbudowujące, że jest więcej ludzi, którzy dążyli do tego samego. Cały czas starałam się być miła, nie ranić niczyich uczuć, i takie tam. Starałam się nikomu nie odmawiać, żeby ludzie wiedzieli, że mogą na mnie polegać. Śmiesznie, bo w sumie, kiedy wszyscy już wiedzieli, że ja nie umiem powiedzieć "nie", na pytanie "Pomożesz mi?", to wykorzystywali to tylko po to, żebym zrobiła coś za nich. Coś, czego po prostu nie chciało im się robić. Jak ktoś mnie atakował to też, bardziej uciekałam, niż się broniłam, chciałam przyjaźnić się ze wszystkimi. Ale co czeka Cię za bycie miłym? Brak akceptacji, wykorzystywanie, i inne tego typu atrakcje. Niestety ogarnęłam to dopiero w zeszłym roku. Starałam się być najlepszą osobą jaką umiem być. Ale zderzyłam się z brutalną rzeczywistością. Ludzie są podli, trzeba znać swoją wartość (albo chociaż udawać, że ma się jakąś wartość, polecam, praktykuję :')) i nie dać sobie wejść na głowę. Bardziej będą szanować człowieka, który potrafi się postawić, niż kogoś, kto tylko kiwa głową na tak. Teraz po prostu trzymam dystans. Ale kończy się niestety jak się kończy. Jeśli tłumi się coś przez dłuższy czas, to nie ma opcji, żeby te uczucia po prostu zniknęły. Ostatnio też mam problemy z agresją
Wszystko mnie denerwuje, złoszczę się praktycznie bez powodu: na koleżankę, na rodzeństwo, na samą siebie. Chciałabym jakoś ograniczyć te uczucia do minimum, ale chyba po prostu się nie da.