30 Wrz 2015, Śro 11:12, PID: 476132
O to to, ze dwie osoby to ogarnę ale przy większej ilości jest juz trudniej.
Macie tak, że na początku znajomości wszystko idzie gładko, jakieś rozmowy o duperelach, pełno smiechu a potem nagle jak mija któreś spotkanie, ten przeklęty natrętny fobik włącza we łbie alarm, ze "on/ona mnie zna za dobrze, teraz wyjdzie jakim jestem nieudacznikiem" i wtedy zamykam sie w sobie, potrafię milczeć i unikać kontaktu wzrokowego, druga osoba sie męczy próbuje, ale w końcu daje spokój i tym samym znajomość umiera śmiercią naturalną
Albo w druga strone; nie moge sie powstrzymać przed przekraczaniem pewnych granic wobec obcych mi właściwie osób, zadaję z nienacka osobiste pytania albo przykładowo walę komplementem. Sekundę po tym juz czuję ze zrobiłam źle, ale jest za późno. Potem oczywiscie następuje etap fobika, bo sobie wyobrażam, co ten ktoś sobie o mnie mysli, a k^*^*wa przeciez tego nie wiem. Boże, skąd to wieczne wieszanie na sobie psów? Jestem tym bardzo zmęczona.
Macie tak, że na początku znajomości wszystko idzie gładko, jakieś rozmowy o duperelach, pełno smiechu a potem nagle jak mija któreś spotkanie, ten przeklęty natrętny fobik włącza we łbie alarm, ze "on/ona mnie zna za dobrze, teraz wyjdzie jakim jestem nieudacznikiem" i wtedy zamykam sie w sobie, potrafię milczeć i unikać kontaktu wzrokowego, druga osoba sie męczy próbuje, ale w końcu daje spokój i tym samym znajomość umiera śmiercią naturalną
Albo w druga strone; nie moge sie powstrzymać przed przekraczaniem pewnych granic wobec obcych mi właściwie osób, zadaję z nienacka osobiste pytania albo przykładowo walę komplementem. Sekundę po tym juz czuję ze zrobiłam źle, ale jest za późno. Potem oczywiscie następuje etap fobika, bo sobie wyobrażam, co ten ktoś sobie o mnie mysli, a k^*^*wa przeciez tego nie wiem. Boże, skąd to wieczne wieszanie na sobie psów? Jestem tym bardzo zmęczona.