18 Cze 2013, Wto 11:13, PID: 354992
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 18 Cze 2013, Wto 11:33 przez zagubiona27.)
Bardzo żałuje. Jednak mój mąż zarabia sporo więcej i też awansował. Decyzja była oczywista. Mogłam zostać. Nikt mnie do niczego nie zmuszał. Jednak kocham go i nie wyobrażam sobie życia na odległość. Mam nadal kontakt ze starą ekipą i szefostwem. Odwiedzam ich jak przyjeżdżam załatwić sprawy administracyjne itp.
Odnośnie awansu to nie był on moim celem. Było mi miło, ale jak mam być szczera nie nadaje się na kierownika.
Mąż nawet myślał, że będzie lepiej po wyprowadzce. On jest niepoprawnym optymistą i duszą towarzystwa. O dziwo z tym jego podejście wszystko mu się udaje. Często mu zazdroszczę. Lata mijają a jego podejście się nie zmienia. A ja widzę wszystko w czarnych barwach. Pierwszy miesiąc tutaj był straszny. Czułam się taka samotna. Ciągle płakałam po kątach. Nie mogłam się odnaleźć. Teraz jest już lepiej.
Tak. Sporo od siebie wymagam, bo rodzice zawsze sporo ode mnie wymagali. Chyba do tego przywykłam. Poza tym nie potrafię sobie radzić z błędami. Tak się staram, ale czasem je popełniam, a później zadręczam się nimi. Tak mi zostało. Kiedyś rodzice nade mną stali, a dziś ich nie ma, a ja nadal prowadzę takie życie. Pamiętam, że kiedyś zawsze sobie powtarzałam, że jak się usamodzielnię to koniec z tymi chorymi zasadami. Wiem, że są chore ale nie potrafię się ich pozbyć i dlatego nadal nie mam dzieci. Bardzo się boję, że będę im narzucać też takie tempo.
Z rodzicami żyje mi się lepiej na odległość Jestem im wdzięczna za wszystko i pomimo kilku mankamentów wychowawczych to jednak wychowali mnie na porządną osobę, choć dziwną.
A mój szef też jest specyficzny, że go tak określę. Ila ja to razy miałam ochotę wyjść z pracy w trakcie dnia i nie wrócić. Pokazać mu iż nie uważam, że złapałam Pana Boga za nogi pracując u niego. Innych też miałam ochotę zapytać czy mnie faktycznie nie lubią, ale po co wprowadzać zamęt. Wszak przyszłam tam przede wszystkim dla pracy i lubić mnie wszyscy nie muszą.
Odnośnie awansu to nie był on moim celem. Było mi miło, ale jak mam być szczera nie nadaje się na kierownika.
Mąż nawet myślał, że będzie lepiej po wyprowadzce. On jest niepoprawnym optymistą i duszą towarzystwa. O dziwo z tym jego podejście wszystko mu się udaje. Często mu zazdroszczę. Lata mijają a jego podejście się nie zmienia. A ja widzę wszystko w czarnych barwach. Pierwszy miesiąc tutaj był straszny. Czułam się taka samotna. Ciągle płakałam po kątach. Nie mogłam się odnaleźć. Teraz jest już lepiej.
Tak. Sporo od siebie wymagam, bo rodzice zawsze sporo ode mnie wymagali. Chyba do tego przywykłam. Poza tym nie potrafię sobie radzić z błędami. Tak się staram, ale czasem je popełniam, a później zadręczam się nimi. Tak mi zostało. Kiedyś rodzice nade mną stali, a dziś ich nie ma, a ja nadal prowadzę takie życie. Pamiętam, że kiedyś zawsze sobie powtarzałam, że jak się usamodzielnię to koniec z tymi chorymi zasadami. Wiem, że są chore ale nie potrafię się ich pozbyć i dlatego nadal nie mam dzieci. Bardzo się boję, że będę im narzucać też takie tempo.
Z rodzicami żyje mi się lepiej na odległość Jestem im wdzięczna za wszystko i pomimo kilku mankamentów wychowawczych to jednak wychowali mnie na porządną osobę, choć dziwną.
A mój szef też jest specyficzny, że go tak określę. Ila ja to razy miałam ochotę wyjść z pracy w trakcie dnia i nie wrócić. Pokazać mu iż nie uważam, że złapałam Pana Boga za nogi pracując u niego. Innych też miałam ochotę zapytać czy mnie faktycznie nie lubią, ale po co wprowadzać zamęt. Wszak przyszłam tam przede wszystkim dla pracy i lubić mnie wszyscy nie muszą.