21 Maj 2013, Wto 10:36, PID: 351559
Ja też miałem z tym problem na studiach, raz naprawdę byłem roztrzęsiony, a była to zwykła prezentacja z treści z książki przed paroma osobami z grupy. Było to mocno widać, prowadzący nie był zadowolony z mojej prezentacji i zadawał mi pytania, kazał mi coś pisać na tablicy, a mi się ręce trzęsły, nie mogłem utrzymać kredy.. Masakra, przyznam, że jestem troche bezradny w takich momentach. Serce mi wali , głos drży, itp. Wszelakie metody, żeby się uspokoić nie działają. Raz wziąłem benzo (chyba clonazepam) na prezentację i wtedy było o wiele łatwiej, choć i prezentacja była trudniejsza oraz przed bardziej wymagajacym audytorium, ale był to jeden jedyny raz, traktuje to jako ostateczność. Bez tego bym przechodził męki. Także takie wystąpienia publiczne to dla mnie najgorsze co może być, choć kiedyś miałem też prezentację i nie było tak źle, prowadzący był miły, grupy w ogóle nie znałem, także trochę też zależy od otoczenia jak i samego nastawienia. Niektóre prezentacje mnie stresowały mniej, np. były takie z rzutnikiem, gdzie czytałem coś z komputera, a wszyscy patrzyli na rzutnik. Wtedy to nie było takie stresujące bo uwaga była skupiona nie na mnie, no i mogłem czytać słowo w słowo, a nie mówić od siebie. Choć tak czy inaczej jakiś tam stres był, ale już nie tak silny, więc mogłem go opanować.
Nieraz pamiętam te momenty gdy prowadzący pytał: to kto jeszcze dzisiaj? To może Pan... (a tu zawał serca) Albo ulga, że dzisiaj mnie ominęło..
Najlepiej chyba też zmienić swoje nastawienie, zamiast bać się i unikać prezentacji, to idź i zgłoś się sama przed prowadzącym. Leki to ostateczność.
Nieraz pamiętam te momenty gdy prowadzący pytał: to kto jeszcze dzisiaj? To może Pan... (a tu zawał serca) Albo ulga, że dzisiaj mnie ominęło..
Najlepiej chyba też zmienić swoje nastawienie, zamiast bać się i unikać prezentacji, to idź i zgłoś się sama przed prowadzącym. Leki to ostateczność.