24 Wrz 2020, Czw 2:38, PID: 828862
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 24 Wrz 2020, Czw 2:42 przez Kiwi.)
Moje największe wpadki związane ze stresem to utrata czucia i władzy w nogach. Bardzo uciążliwe, jak muszę się gdzieś w stresie szybko przemieścić.
W podstawówce raz na czworaka wychodziłam z autobusu (to jedno z gorszych moich wspomnień), bo tak mnie zestresowało, że wsiadłam do złego. Głębię zła tego wspomnienia trudno opisać słowami. Siódma rano, pełno ludzi, tłok, a ja się czołgam w kierunku drzwi, właściwie przepychając się między stojącymi. Oczywiście kilkadziesiąt par oczu na mnie patrzyło (a ja czołgałam się do wyjścia po brudnej podłodze, rękami i kolanami).
Również po egzaminie na prawo jazdy (już byłam dorosła, nie było to aż tak dawno temu) nie wysiadłam, a raczej wypadłam z auta, przewróciłam się po pierwszym kroku, bo nie miałam władzy w nogach i ległam jak wór pyrów (ciężko też było prowadzić, zwłaszcza ruszać, bo stopy mi zwisały z łydek bezwładnie). Niespecjalnie mogłam potem iść, jak już się podniosłam (a podnoszenie się mając miękkie nogi to ciężkie wyzwanie), to nie musiałam się czołgać, ale przemieszczałam jak osoba z jakimś solidnym porażeniem. Też dużo osób na mnie wtedy patrzyło (pół placu manewrowego i cała poczekalnia).
Na szczęście w ogromnej części sytuacji stresowych można siedzieć (lub przynajmniej stać), więc nie ma takich problemów za często. Wystarczająco często, żeby czuć stałe zagrożenie problemem i odpowiednio rzadko, żeby nie być w stanie nauczyć się z tym obchodzić.
______
Nie wiem czy kojarzycie te kozy, które się przewracają w stresie? Jak jakiś drapieżnik podchodzi do stada, to ta ma paść i zostać zagryziona, a reszta bezpiecznie ucieka.
https://youtu.be/YI4hzzepEcI
Jestem kozą. To nawet smutne, jeśli tak patrzeć na moją rolę w społeczeństwie.
W podstawówce raz na czworaka wychodziłam z autobusu (to jedno z gorszych moich wspomnień), bo tak mnie zestresowało, że wsiadłam do złego. Głębię zła tego wspomnienia trudno opisać słowami. Siódma rano, pełno ludzi, tłok, a ja się czołgam w kierunku drzwi, właściwie przepychając się między stojącymi. Oczywiście kilkadziesiąt par oczu na mnie patrzyło (a ja czołgałam się do wyjścia po brudnej podłodze, rękami i kolanami).
Również po egzaminie na prawo jazdy (już byłam dorosła, nie było to aż tak dawno temu) nie wysiadłam, a raczej wypadłam z auta, przewróciłam się po pierwszym kroku, bo nie miałam władzy w nogach i ległam jak wór pyrów (ciężko też było prowadzić, zwłaszcza ruszać, bo stopy mi zwisały z łydek bezwładnie). Niespecjalnie mogłam potem iść, jak już się podniosłam (a podnoszenie się mając miękkie nogi to ciężkie wyzwanie), to nie musiałam się czołgać, ale przemieszczałam jak osoba z jakimś solidnym porażeniem. Też dużo osób na mnie wtedy patrzyło (pół placu manewrowego i cała poczekalnia).
Na szczęście w ogromnej części sytuacji stresowych można siedzieć (lub przynajmniej stać), więc nie ma takich problemów za często. Wystarczająco często, żeby czuć stałe zagrożenie problemem i odpowiednio rzadko, żeby nie być w stanie nauczyć się z tym obchodzić.
______
Nie wiem czy kojarzycie te kozy, które się przewracają w stresie? Jak jakiś drapieżnik podchodzi do stada, to ta ma paść i zostać zagryziona, a reszta bezpiecznie ucieka.
https://youtu.be/YI4hzzepEcI
Jestem kozą. To nawet smutne, jeśli tak patrzeć na moją rolę w społeczeństwie.