02 Maj 2016, Pon 19:11, PID: 537802
Hey,
też się borykam z Fobią Społeczną od początku czasów liceum. Na studiach postać się nasilała. Po studiach, które udało mi się przejść, w pracy też miewałem problemy, jednej pracy nawet uciekłem przed podpisaniem umowy (na szczęście uważam). Jestem informatykiem, to też łatwiej mi się zaszyć w komputerze. I w tej pracy, no miałem na tyle szczęście nowej, że nie musiałem dużo rozmawiać.
Ale na pewno lęk zmalał z biegiem czasu, bo kiedyś na pasach nawet nie potrafiłem stać, męczył mnie wzrok i wrażenie, że inni na mnie patrzą. Do tej pory często się meczę. W pracy miewałem ataki paniki, ale teraz widzę że są o wiele rzadsze. Ale ataki paniki bywały potworne. Kiedy każde stuknięcie w klawiaturę czułem wyraźnie, no odrealnienie, kluczem to było no wytrzymanie aż przejdzie to choć to było potworne, bo wydało się że to trwa długo i nie minie, ale zawsze mija!
No ja już więc fobikiem jestem dość długo czasu. Mimo to miałem 3 lata dziewczynę, dziwnym trafem ona też zachorowała na nerwicę lękową, więc b dobrze się dogadywaliśmy i mieliśmy w sobie duże wsparcie i byliśmy sobie potrzebni, dalej mamy b dobry kontakt, choć niestety nie jesteśmy razem, głównie z takich przyczyn, że stwierdziliśmy że związek ten jakoś nie zmierza do tego abyśmy umieli póki co rodzinę założyć, i tez zobaczyliśmy że chyba szukamy kogoś innego.
No muszę tyle powiedzieć, że pierwsze kontakty z nią były dla mnie koszmarem kiedy człowiek jest w okropnym rozdarciu między pragnieniem miłości a ogromnym strachem. Dopiero po jakimś roku czasu, zaczynałem się czuć swobodnie.
Ale powiem tak. Musimy się przełamywać jako fobicy, bo za naszym przełamaniem często czeka szczęście. Ja jestem ogólnie dość mocno wierzący, wierzę w Jezusa i ja uważam, że za każdym przełamaniem spoczywa b wielkie błogosławieństwo Boże. Bóg nagradza nasze trudy. Tak jakby chciał powiedzieć, zrób wszystko co w Twojej mocy, zaufaj Mi, a ja dopełnie reszty, i tak się działo. Ale powtarzam było cholernie ciężko, ale to uczy nie poleganie na sobie ale na Bogu. Wiem, że nie każdy ma tą wiarę, więc może być komuś ciężko, bo całą swoją siłę znajduje w sobie.
Ale ja po doświadczeniach wielu stwierdzam im więcej cierpienia i trudu, tym obfitsze błogosławieństwo. Polecam oglądnać 'Cyrk Motyli' na YT.
Walczymy dalej.
też się borykam z Fobią Społeczną od początku czasów liceum. Na studiach postać się nasilała. Po studiach, które udało mi się przejść, w pracy też miewałem problemy, jednej pracy nawet uciekłem przed podpisaniem umowy (na szczęście uważam). Jestem informatykiem, to też łatwiej mi się zaszyć w komputerze. I w tej pracy, no miałem na tyle szczęście nowej, że nie musiałem dużo rozmawiać.
Ale na pewno lęk zmalał z biegiem czasu, bo kiedyś na pasach nawet nie potrafiłem stać, męczył mnie wzrok i wrażenie, że inni na mnie patrzą. Do tej pory często się meczę. W pracy miewałem ataki paniki, ale teraz widzę że są o wiele rzadsze. Ale ataki paniki bywały potworne. Kiedy każde stuknięcie w klawiaturę czułem wyraźnie, no odrealnienie, kluczem to było no wytrzymanie aż przejdzie to choć to było potworne, bo wydało się że to trwa długo i nie minie, ale zawsze mija!
No ja już więc fobikiem jestem dość długo czasu. Mimo to miałem 3 lata dziewczynę, dziwnym trafem ona też zachorowała na nerwicę lękową, więc b dobrze się dogadywaliśmy i mieliśmy w sobie duże wsparcie i byliśmy sobie potrzebni, dalej mamy b dobry kontakt, choć niestety nie jesteśmy razem, głównie z takich przyczyn, że stwierdziliśmy że związek ten jakoś nie zmierza do tego abyśmy umieli póki co rodzinę założyć, i tez zobaczyliśmy że chyba szukamy kogoś innego.
No muszę tyle powiedzieć, że pierwsze kontakty z nią były dla mnie koszmarem kiedy człowiek jest w okropnym rozdarciu między pragnieniem miłości a ogromnym strachem. Dopiero po jakimś roku czasu, zaczynałem się czuć swobodnie.
Ale powiem tak. Musimy się przełamywać jako fobicy, bo za naszym przełamaniem często czeka szczęście. Ja jestem ogólnie dość mocno wierzący, wierzę w Jezusa i ja uważam, że za każdym przełamaniem spoczywa b wielkie błogosławieństwo Boże. Bóg nagradza nasze trudy. Tak jakby chciał powiedzieć, zrób wszystko co w Twojej mocy, zaufaj Mi, a ja dopełnie reszty, i tak się działo. Ale powtarzam było cholernie ciężko, ale to uczy nie poleganie na sobie ale na Bogu. Wiem, że nie każdy ma tą wiarę, więc może być komuś ciężko, bo całą swoją siłę znajduje w sobie.
Ale ja po doświadczeniach wielu stwierdzam im więcej cierpienia i trudu, tym obfitsze błogosławieństwo. Polecam oglądnać 'Cyrk Motyli' na YT.
Walczymy dalej.