29 Lip 2012, Nie 14:39, PID: 310704
Ja na początku walki z fobią próbowałem samego przełamywania. Sądziłem, że jak się jakąś drobną rzecz zrobi kilka czy kilkanaście razy to nie będę później odczuwał lęku. Plan był taki aby później przechodzić w rzeczy trudniejsze. Oczywiście efekty tego były zerowe.
Ale i tak udało mi się osłabić fobię. Bardziej pomogło mi wytrenowanie sobie umiejętności społecznych: oczywiście nie wytrenujesz umiejętności jeżeli będziemy siedzieć w domu i unikać sytuacji społecznych. Więc przełamywanie też musi coś dawać.
Ja zawsze miałem jakieś tam problemy zdrowotne, ale nigdy nie było to jakieś poważne schorzenia. Jakiś czas temu musiałem mieć pięć zabiegów w szpitalu. Do tego oczywiście wcześniej byłem u lekarz; przed każdym zabiegiem musiałem robić badania, konsultacja anestezjologiczna do tego doszły jakieś tam drobne sprawy. Nie dość, że wszystko zwaliło się prawie na raz to doszły do tego różnego rodzaju komplikacje (bo nigdy nie ma tak, żeby wszystko szło idealnie). Włączyło się oczywiście typowo fobiczne myślenie typu: nie wiem jak trafie do szpitala, a co jeśli nie będę miał odwagi zapytać itd. Oczywiście była cała masa stwarzania problemów, kreślenia czarnych scenariuszy. I mimo niesprzyjających warunków ciągłych jakiś tam problemów udało się wszystko pozałatwiać.
To nie było pierwszy takie „safari” , ale najgorsze. Jeżeli wtedy dałem rady (i nie tylko wtedy) to poradzę sobie w innych sytuacjach. Oczywiście jest lekki lęk zdarzają się też czarne myśli, ale już nie ma np tak, że denerwuję się kilka dni przed i przez to nie potrzebnie się jeszcze bardziej nakręcam.
Miałem duży problem z prowadzenie/podtrzymaniem rozmowy. Pomogło mi wytrenowanie sobie oczywiście tych umiejętności. Co w dużej mierze przerodziło się nie tylko w zmniejszenie lęku ale także nawiązania lepszych relacji z współpracownikami. Oczywiście sama praca typu: gaszę wcześnie lub później maszynę żeby na śniadaniu być samemu oczywiście nie pomoże. Dopiero jak na siłę próbowałem zagadywać, robić to jak najczęściej – to wtedy się udało.
Ale i tak udało mi się osłabić fobię. Bardziej pomogło mi wytrenowanie sobie umiejętności społecznych: oczywiście nie wytrenujesz umiejętności jeżeli będziemy siedzieć w domu i unikać sytuacji społecznych. Więc przełamywanie też musi coś dawać.
Ja zawsze miałem jakieś tam problemy zdrowotne, ale nigdy nie było to jakieś poważne schorzenia. Jakiś czas temu musiałem mieć pięć zabiegów w szpitalu. Do tego oczywiście wcześniej byłem u lekarz; przed każdym zabiegiem musiałem robić badania, konsultacja anestezjologiczna do tego doszły jakieś tam drobne sprawy. Nie dość, że wszystko zwaliło się prawie na raz to doszły do tego różnego rodzaju komplikacje (bo nigdy nie ma tak, żeby wszystko szło idealnie). Włączyło się oczywiście typowo fobiczne myślenie typu: nie wiem jak trafie do szpitala, a co jeśli nie będę miał odwagi zapytać itd. Oczywiście była cała masa stwarzania problemów, kreślenia czarnych scenariuszy. I mimo niesprzyjających warunków ciągłych jakiś tam problemów udało się wszystko pozałatwiać.
To nie było pierwszy takie „safari” , ale najgorsze. Jeżeli wtedy dałem rady (i nie tylko wtedy) to poradzę sobie w innych sytuacjach. Oczywiście jest lekki lęk zdarzają się też czarne myśli, ale już nie ma np tak, że denerwuję się kilka dni przed i przez to nie potrzebnie się jeszcze bardziej nakręcam.
Miałem duży problem z prowadzenie/podtrzymaniem rozmowy. Pomogło mi wytrenowanie sobie oczywiście tych umiejętności. Co w dużej mierze przerodziło się nie tylko w zmniejszenie lęku ale także nawiązania lepszych relacji z współpracownikami. Oczywiście sama praca typu: gaszę wcześnie lub później maszynę żeby na śniadaniu być samemu oczywiście nie pomoże. Dopiero jak na siłę próbowałem zagadywać, robić to jak najczęściej – to wtedy się udało.