30 Kwi 2018, Pon 21:37, PID: 744475
(22 Kwi 2018, Nie 12:57)verti napisał(a):(22 Kwi 2018, Nie 12:17)klocek napisał(a):Powiedz to tym, którzy znali przeszłość swojej drugiej połówki, uważali, że nigdy ich to nie spotka, a jednak spotkało. Myślę, że nie mało jest takich osób.(22 Kwi 2018, Nie 11:22)verti napisał(a): Samotność ma jednak swoje zalety, przynajmniej człowiek nigdy nie przeżyje czegoś takiego. Tak naprawdę nikomu nie można wierzyć w sprawie wierności, bo nigdy naprawdę nie wiesz, co siedzi w czyjejś głowie.
Uważam takie stwierdzenie za przesadę. Trochę wiadomo, co innym siedzi w głowie. Wystarczy zapytać, ostatecznie sprawdzić, jakie dana osoba ma poglądy albo jak zachowywała się w przeszłości.
Nawet gdyby nic nie było wiadomo i była to totalna loteria, to tylko 30% ludzi zdradza, więc zawsze jest 70% szans, że partner(ka) nas nie zdradzi, nawet gdybyśmy wybierali losowo.
Ja jednak uważam, że wystarczy zapytać, jak wyglądało życie danej osoby w przeszłości. Bo nie wierzę, że ta żona była przykładną cnotliwą niewiastą i tylko nagle pewnego dnia postanowiła wbrew swojemu charakterowi po pijaku dać d*py będąc w ciąży.
miałem zamiar włączyć się tutaj do dyskusji wcześniej, wskazać na siebie samego, ale wtedy zobaczyłem to:
(22 Kwi 2018, Nie 14:53)BlankAvatar napisał(a): na pewno wygodnie jest wmówić sobie, że się coś przytrafiło jak grom z jasnego nieba. Można wtedy odmówić sobie sprawstwa i odpowiedzialności.
...i od razu zrozumiałem że to prawda. Starałem się więc przepracować mój przypadek. Pokrótce - z dnia na dzień po ponad 4 latach związku zostałem poproszony na spotkanie, na którym z totalnym zdystansowaniem poinformowano mnie że to koniec, że ona już nic nie czuje od kilku miesięcy. Gdy zacząłem podpytywać dowiedziałem się że poznała kogoś i jest zakochana, jednak po dosyć długiej znajomości nie zasłużyłem sobie nawet na szczegóły bo potem zaczynała ukrywać, kręcić i kłamać. Przyłapałem ją w tej rozmowie na dwóch kłamstwach i dałem sobie spokój z dalszym dociekaniem. W przedstawionym przypadku wystąpiła tak zwana zdrada emocjonalna, cielesna do jakiegoś stopnia zresztą pewnie też ale na ile, tego się nigdy nie dowiem. Ostatecznie zaproponowała mi swoją "przyjaźń" którą ja odrzuciłem i zerwałem wszelki kontakt.
Jaka jest w tym moja wina? Przede wszystkim taka że byłem durniem. Widziałem pewne subtelne sygnały ale je ignorowałem myśląc że sobie po prostu coś wkręcam. Mogłem połączyć kropki wcześniej ale zrobiłem to dopiero na dzień przed tym spotkaniem, co wystarczyło mi jedynie na wstępne przygotowanie się. Czy mogłem to przewidzieć na etapie wczesnego związku? Raczej nie. Była dziewczyną normalnej urody, z kompleksami które pomogłem jej zwalczyć, normalną i uczuciową, bez przeszłości seksualnej. Była totalnie za mną. Jedynie na samym początku związku był epizod w którym pytała czy my czasem nie jesteśmy tylko przyjaciółmi. Nawiasem mówiac, to dopiero przegryw - zfriendzonowany we własnym związku . Moją uwagę zwrócił też fakt że tak naprawdę nigdy nie umiała rozmawiać na temat tego co się dzieje w związku i mówiła dopiero gdy nalegałem.
Moja wina była też taka, że rzeczywiście częściowo przestałem zabiegać o związek, że tej zimy byłem skupiony na sobie.
Właściwie żal mam jedynie o to, że nie mogłem poznać całej prawdy żeby w pełni to sobie jakoś poukładać, oraz o to że zamiast szukania miłostek na boku nie zostałem najpierw poinformowany o sytuacji. Zrobiono ze mnie opcję zapasową na wypadek gdyby z tamtym nie wyszło.
wersja tlr:
w przedstawionym przykładzie autor nie stwierdził możliwości odgadnięcia natury danej osoby ani przed, ani na wczesnym i średniopóźnym etapie związku. Taka możliwość pojawiła się dopiero w końcowym etapie.