08 Lis 2016, Wto 11:16, PID: 593207
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 08 Lis 2016, Wto 11:23 przez Placebo.)
Czy ja wiem Zas czy tu tyle kobiet ma parterów? Żadna mi teraz nie przychodzi na myśl (za to jeden facet)
Jak chodzi o samooaceptację, że najpierw trzeba zaakceptować siebie... to trochę bzdura (w przypadku kobiet). Jestem tego przykładem. Wiecie, jestem romantyczną osobą, wierzę w magiczną siłę miłości, która odmienia ludzi na lesze... Mnie się dostała wersja demo czegoś takiego i jak wcześniej za cholerę nie mogłam sobie poradzić ze swoim wyglądem, bałam się wychodzić z domu i często opuszczałam przez to poranne lekcje w szkole (bo przecież nie wyjdę z domu bez makijażu), czym swoją mamę doprowadzałam nawet do płaczu i nienawidziłam przez to siebie jeszcze bardziej, tak teraz mam trochę gdzieś co sobie myślą inni bo jest ta jedna osoba, której wiem, że się podobam. Pamięta ktoś może jak świrowałam i pisałam o tamtej pierwszej randce, zachwycałam się nim ale byłam wtedy cholernie zestresowana bo czułam się jak pasztet... a on doskonale wiedział jak się stresuję i widać nie stanowiło to jakiejś ogromnej przeszkody. Teraz dopiero się uczę siebie akceptować. Nie mogłam nic zrobić sama z akceptacją swojego ciała bo wynikała ona z krytyki bliskich (choć raczej nie krytyki wyglądu) i dopiero teraz, ktoś mnie skutecznie przekonuje, że się myliłam i nie taki ze mnie ziemniak, jak się kiedyś wydawało.
Jeszcze rok temu też byłam samotna, brakowało mi kogoś ale nie pojawiał się nikt. Na dodatek byłam nieszczęśliwie zakochana przez 3 lata i sama nie potrafiłam zrobić kroku. Później dopiero poszam na studia, zmieniłam otoczenie i jakimś cudem poznałam parę fajnych osób. Także nie wiem czy fobiczki mają tak łatwo. Dawniej się zamartwiałam, że połowa koleżanek ma facetów, że jeszcze takie młode a już w poważnych związkach... i były to też dziewczyny niezbyt atrakcyjne, z nadwagą, otyłe albo z ciężkim charakterkiem, które manipulowały, wiecznie prowokowały kłótnie... i przygnębiało mnie to, myślałam: wtf, co ze mną jest nie tak? Oczywiście fobia. Ale wtedy lubiłam wszystko zwalać na wygląd. Gadałam kiedyś z moim wychowawcą o moich trudnościach w zintegrowaniu się z grupą i też go pytałam: o co chodzi, czy z moim wyglądem jest coś nie tak?
Jak chodzi o samooaceptację, że najpierw trzeba zaakceptować siebie... to trochę bzdura (w przypadku kobiet). Jestem tego przykładem. Wiecie, jestem romantyczną osobą, wierzę w magiczną siłę miłości, która odmienia ludzi na lesze... Mnie się dostała wersja demo czegoś takiego i jak wcześniej za cholerę nie mogłam sobie poradzić ze swoim wyglądem, bałam się wychodzić z domu i często opuszczałam przez to poranne lekcje w szkole (bo przecież nie wyjdę z domu bez makijażu), czym swoją mamę doprowadzałam nawet do płaczu i nienawidziłam przez to siebie jeszcze bardziej, tak teraz mam trochę gdzieś co sobie myślą inni bo jest ta jedna osoba, której wiem, że się podobam. Pamięta ktoś może jak świrowałam i pisałam o tamtej pierwszej randce, zachwycałam się nim ale byłam wtedy cholernie zestresowana bo czułam się jak pasztet... a on doskonale wiedział jak się stresuję i widać nie stanowiło to jakiejś ogromnej przeszkody. Teraz dopiero się uczę siebie akceptować. Nie mogłam nic zrobić sama z akceptacją swojego ciała bo wynikała ona z krytyki bliskich (choć raczej nie krytyki wyglądu) i dopiero teraz, ktoś mnie skutecznie przekonuje, że się myliłam i nie taki ze mnie ziemniak, jak się kiedyś wydawało.
Jeszcze rok temu też byłam samotna, brakowało mi kogoś ale nie pojawiał się nikt. Na dodatek byłam nieszczęśliwie zakochana przez 3 lata i sama nie potrafiłam zrobić kroku. Później dopiero poszam na studia, zmieniłam otoczenie i jakimś cudem poznałam parę fajnych osób. Także nie wiem czy fobiczki mają tak łatwo. Dawniej się zamartwiałam, że połowa koleżanek ma facetów, że jeszcze takie młode a już w poważnych związkach... i były to też dziewczyny niezbyt atrakcyjne, z nadwagą, otyłe albo z ciężkim charakterkiem, które manipulowały, wiecznie prowokowały kłótnie... i przygnębiało mnie to, myślałam: wtf, co ze mną jest nie tak? Oczywiście fobia. Ale wtedy lubiłam wszystko zwalać na wygląd. Gadałam kiedyś z moim wychowawcą o moich trudnościach w zintegrowaniu się z grupą i też go pytałam: o co chodzi, czy z moim wyglądem jest coś nie tak?