15 Sty 2016, Pią 22:00, PID: 507228
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 15 Sty 2016, Pią 22:00 przez zombiefied.)
Ona nawet nie dopuszcza takiej możliwości, że moje dysfunkcje to choroba.
Taki jestem wspaniały, czy oryginalny na ten karb zrzuca moje dziwactwa ;-). Jestem (takie wrażenie sprawiam podobno) werbalnie "wyrobiony", to z pewnością ułatwia maskowanie. Nie manipuluję jednak, wierzę w to. To nie mnie ma być miło.
Mam wrażenie że ona blokuje próby mojej wypowiedzi. Jak ten temat się zbliża, bądź ona sama mówi o tego typu sprawach (jej wykształcenie ma pewien związek z tematem, w pracy też ociera się o tego typu problemy), jak mówi o innych osobach z problemami, to ja zwyczajnie wymiękam, czuję że się g... znam, wstyd mi że mogłaby patrzeć jak na onych. Mam głód bycia postrzeganym jak normals, i o to walczę zapominając jak żle bywa ze mną ...wiem że może by to przyjęła jakoś, ale ciężko by było jej w to uwierzyć,....Fakt faktem, przy niej jestem jakoś zmobilizowany, 200% normy.
W oglądzie całodobowym pewnie by wymiękła. Choć sprawa jest dość świeża, to miejscami głęboka...Ja takiego poziomu szczerej akceptacji swojej osoby NIGDY nie doświadczyłem, pewnie boje się to stracić...Z drugiej strony, to (sama aktywność) strasznie wyczerpuje. Dodawszy do tego to niedopowiedzenie o chorobie/ zaburzeniu to jeszcze bardziej jestem skonfudowany. Wydawało się ( pod wpływem tego mocnego afektu, jak na moje standardy), że wszystko będzie O.K., dam radę i przepłynę na wody bliższe normalnej normie...ale to jest coraz trudniejsze. Nie rozgrzeszam się, czy usprawiedliwiam. Nie żebrzę o współczucie.
Poddaję się jednakże pod osąd innych, bo sam nie mam klarownego obrazu.
Za Twój głos dziękuje, jest oczywiście jak najbardziej prawdopodobnie słuszny...ta wersja nie jest mi obca, jest we mnie cały czas obecna.
Taki jestem wspaniały, czy oryginalny na ten karb zrzuca moje dziwactwa ;-). Jestem (takie wrażenie sprawiam podobno) werbalnie "wyrobiony", to z pewnością ułatwia maskowanie. Nie manipuluję jednak, wierzę w to. To nie mnie ma być miło.
Mam wrażenie że ona blokuje próby mojej wypowiedzi. Jak ten temat się zbliża, bądź ona sama mówi o tego typu sprawach (jej wykształcenie ma pewien związek z tematem, w pracy też ociera się o tego typu problemy), jak mówi o innych osobach z problemami, to ja zwyczajnie wymiękam, czuję że się g... znam, wstyd mi że mogłaby patrzeć jak na onych. Mam głód bycia postrzeganym jak normals, i o to walczę zapominając jak żle bywa ze mną ...wiem że może by to przyjęła jakoś, ale ciężko by było jej w to uwierzyć,....Fakt faktem, przy niej jestem jakoś zmobilizowany, 200% normy.
W oglądzie całodobowym pewnie by wymiękła. Choć sprawa jest dość świeża, to miejscami głęboka...Ja takiego poziomu szczerej akceptacji swojej osoby NIGDY nie doświadczyłem, pewnie boje się to stracić...Z drugiej strony, to (sama aktywność) strasznie wyczerpuje. Dodawszy do tego to niedopowiedzenie o chorobie/ zaburzeniu to jeszcze bardziej jestem skonfudowany. Wydawało się ( pod wpływem tego mocnego afektu, jak na moje standardy), że wszystko będzie O.K., dam radę i przepłynę na wody bliższe normalnej normie...ale to jest coraz trudniejsze. Nie rozgrzeszam się, czy usprawiedliwiam. Nie żebrzę o współczucie.
Poddaję się jednakże pod osąd innych, bo sam nie mam klarownego obrazu.
Za Twój głos dziękuje, jest oczywiście jak najbardziej prawdopodobnie słuszny...ta wersja nie jest mi obca, jest we mnie cały czas obecna.