02 Paź 2011, Nie 16:38, PID: 273734
Cytat:- czy nie wypadało by wyobrazić sobie co doprowadziło do takiej sytuacji?:hamster_wryyy: Podałem sobie taką właśnie jak później to określiłeś "sytuację awaryjną". Nieważne co doprowadziło itd. chodzi o tu i teraz ... o naturalną emocjonalną reakcję .
Nie żyjemy w idealnym świecie i właśnie sytuacje awaryjne czasem się zdarzają, nieraz nawet nieprawdopodobnie często.
Cytat:Ale to jeszcze nie koniec. Teraz wyobrażę sobie jak dziecko zareaguje na taką akcję rodzica:hehe i to nazywam właśnie odklejonym od rzeczywistości idealizmem Odejdźmy od przykładu (bo nawet gdyby dopracować go ze szczegółami, na 6ciu stronach to i tak pewnie znajdziesz sobie furtkę i zaczniesz nim maglować na potrzeby Twojej wizji).
Wariant 1 - zakładając, że rodzic często komunikuje się z dzieckiem za pomocą poleceń i zakazów, można przewidywać, że dziecko będzie: opierać się, wyrywać w kierunku ulicy, wrzeszczeć, płakać itp. a wtedy rodzic dalej nie może zrezygnować z użycia przewagi (dopóki dziecko nie zostanie 'pokonane' i nie podda się).
Wariant 2 - zakładając, że rodzic wcześniej zapoznał dziecko z zagrożeniami i wspólnie umówili się na przestrzeganie pewnych granic, można przewidywać, że dziecko: samo rozpozna swój błąd, nie będzie miało żalu, że rodzic go powstrzymał, jeśli nadal będzie miało potrzebę, poprosi rodzica o pomoc w sprawie obiektu po drugiej stronie ulicy.
Powtórzę się - nieraz niezależnie od tego jak by nie tłumaczyć dziecku pewnych rzeczy ... niezależnie od tego jak ładnie nie przytaknęło by główką i potwierdziło ze rozumie ... to czasem i tak zrobi coś wbrew rozumkowi. Dlaczego ? Dlatego że emocje czasem, może nawet często biorą górę. Sygnał "z rozumku" bywa czasem słabszy od sygnału "z emocji" to nie działa tak jak u dorosłych, u dziecka reakcje emocjonalne są wielokrotnie silniejsze niż u dorosłego Jasne ze jeśli ktoś dużo tłumaczy i robi to w sposób umiejętny i w ogóle dużo rozmawia z dzieckiem to jest ono w stanie sporo zrozumieć i być względnie odpowiedzialne ... ale bez przesady. Niepoważne wydaje mi się założenie że praktycznie wszystko dziecku można wytłumaczyć, całkowicie bez arbitralnych zakazów i nakazów (i "rozkazów" ).
Kładę rękę na rozgrzanej kuchence - parzy. Nadepnę psu na ogon - chapnie mnie za nogę. Rzucę w rodzica/ starszego kolegę zgniłym jabłkiem - dostanę w papę, albo w najlepszym wypadku dostanę ostrą słowną reprymendę. Zrobię coś dobrze, pochwalą mnie , dostanę cukierka, zabawkę ... . Przyczyna - skutek. Proste jak budowa cepa. Prymitywne do bólu, ale od tego nie da się uciec.
Nie wiem na ile trafnie odczytuję twoje podejście, ale na moje oko przebija z tego przede wszystkim doktrynerstwo i brak krytycyzmu ( względem jakiejś tam oryginalnej koncepcji jakiegoś tam facia ). Nie twierdzę że to od A do Z bełkot pozbawiony sensu czy kompletnie wyssana z palca koncepcja( być może jest w tym i sporo racji), ale podchodzę z rezerwą do takich rewelacji (szczególnie z zakresu tzw. psychologii). W tej dziedzinie wydaje mi się że "forma" niejednokrotnie jest ważniejsza od "treści". To jakie ktoś stosuje "metody" jest czasem mniej ważne od tego w jaki sposób to robi.