20 Cze 2012, Śro 13:41, PID: 305347
Ja właśnie stoję przed dylematem odnośnie powiększenia rodziny. Z racji wieku oraz niedawno zawartego małżeństwa, presja trochę rośnie. W dodatku u żony widać wielką chęć posiadania dziecka (o dziadkach nie wspominając).
Z drugiej strony jestem ja i moje problemy. Akurat mniej się boję o to, że byłbym złym rodzicem. Szczerze to myślę, że mogłoby być wręcz przeciwnie. Wiem, co nie podobało mi się w zachowaniu moich rodziców i u siebie na pewno bym tego chciał uniknąć. Wydaje mi się, że wiem jak należy podejść do dziecka by było pewne siebie, z wiarą we własne umiejętności, pozbawione kompleksów.
To czego się natomiast boję, a jest związane stricte z fobią, to kwestie materialne. Gdybym miał pewność, że dam radę pracować na tym stanowisku przez 20 lat, to bez szału, ale stać by mnie było na utrzymanie dziecka. Rzecz w tym, że nie mam pewności, czy któregoś dnia nie wydarzy się coś przełomowego w tą złą stronę i mój stan bardzo się pogorszy. Może nie będę wtedy w stanie pracować i jak ja wtedy zaopiekuję się dzieckiem? Że niby ma być głodne bo ja się boję do ludzi wyjść?
Taka niepewność jest straszna. Oczywiście zawsze można powiedzieć, że nawet u zdrowego człowieka wszystko może zdarzyć się z dnia na dzień. I to jest prawda.. z tym że u mnie nie chodzi o jakiekolwiek zagrożenie, ale o jedno, bardzo konkretne, które gdzieś tam wisi w powietrzu.
Żona mnie przekonuje, że dziecko może spowodować, że moja koncentracja skieruje się w jego stronę i przestanę zajmować się głupotami, które zaprowadziły mnie do miejsca, w którym jestem obecnie. I nie powiem, taka szansa rzeczywiście istnieje. Ale widzę też szansę na coś odwrotnego - odpowiedzialność za to dziecko zadziała na moje nerwy odwrotnie i presja jeszcze bardziej wzrośnie. A decyzji o dziecku przecież się już nie cofnie..
I taki dylemat nie zniknie pewnie nigdy po mojej stronie. Jak dziecka nie będzie, to ciągle będzie taka dyskusja, czy ja przypadkiem nie przesadzam. A jeśli się na nie zdecyduję, to na pewno nie będzie to wynikało z przekonań, a jedynie wiary, że to się może udać. No i wiary w to, że jeśli nie ja, to jeszcze jest matka..
Z drugiej strony jestem ja i moje problemy. Akurat mniej się boję o to, że byłbym złym rodzicem. Szczerze to myślę, że mogłoby być wręcz przeciwnie. Wiem, co nie podobało mi się w zachowaniu moich rodziców i u siebie na pewno bym tego chciał uniknąć. Wydaje mi się, że wiem jak należy podejść do dziecka by było pewne siebie, z wiarą we własne umiejętności, pozbawione kompleksów.
To czego się natomiast boję, a jest związane stricte z fobią, to kwestie materialne. Gdybym miał pewność, że dam radę pracować na tym stanowisku przez 20 lat, to bez szału, ale stać by mnie było na utrzymanie dziecka. Rzecz w tym, że nie mam pewności, czy któregoś dnia nie wydarzy się coś przełomowego w tą złą stronę i mój stan bardzo się pogorszy. Może nie będę wtedy w stanie pracować i jak ja wtedy zaopiekuję się dzieckiem? Że niby ma być głodne bo ja się boję do ludzi wyjść?
Taka niepewność jest straszna. Oczywiście zawsze można powiedzieć, że nawet u zdrowego człowieka wszystko może zdarzyć się z dnia na dzień. I to jest prawda.. z tym że u mnie nie chodzi o jakiekolwiek zagrożenie, ale o jedno, bardzo konkretne, które gdzieś tam wisi w powietrzu.
Żona mnie przekonuje, że dziecko może spowodować, że moja koncentracja skieruje się w jego stronę i przestanę zajmować się głupotami, które zaprowadziły mnie do miejsca, w którym jestem obecnie. I nie powiem, taka szansa rzeczywiście istnieje. Ale widzę też szansę na coś odwrotnego - odpowiedzialność za to dziecko zadziała na moje nerwy odwrotnie i presja jeszcze bardziej wzrośnie. A decyzji o dziecku przecież się już nie cofnie..
I taki dylemat nie zniknie pewnie nigdy po mojej stronie. Jak dziecka nie będzie, to ciągle będzie taka dyskusja, czy ja przypadkiem nie przesadzam. A jeśli się na nie zdecyduję, to na pewno nie będzie to wynikało z przekonań, a jedynie wiary, że to się może udać. No i wiary w to, że jeśli nie ja, to jeszcze jest matka..