27 Lut 2015, Pią 23:30, PID: 435512
Witam. Pewnie był już nie jeden taki wątek, ale postanowiłam że napisze co mnie trapi, może ktoś ma podobnie… Sama nawet nie wiem od czego zacząć. Ogólnie rzecz biorą ostatnimi czasy staje się coraz bardziej aspołeczna, nie rozmawiam wgl z ludźmi, unikam jakichkolwiek kontaktów, czyli mam osobowość unikająca. A co zabawniejsze, mam chłopaka, przy którym czuje się swobodnie i jestem sobą. Natomiast jeśli chodzi o innych, nawet o najbliższą rodzine czy przyjaciół, zamykam się na nich unikam kontaktów. Jestem studentką, wyjechałam na studia do obcego miasta i mogłabym zaryzykować stwierdzenie, że wszystko to zaczęło się od momentu przeprowadzki. Jeszcze w czasach szkoły średniej byłam pełna życia, lubiłam wychodzić ze znajomymi, miałam swoją jak to się mówi „paczkę”. Z biegiem czasu zaczęło się to zmieniać, studenckie życie wgl do mnie nie przemawia, nie wychodze nigdzie, nie imprezuje. Jednak nie w tym największy problem, najgorsze jest to że nie potrafiłam od samego początku złapać kontaktu z kimkolwiek z grupy czy otoczenia studenckiego. Po kilku miesiącach utworzyły się grupki znajomych, tylko ja z żadną nie potrafiłam się zintegrować. Cóż… pogodziłam się z tym. Jednak od czasu do czasu udało mi się z kimś posiedzieć w czasie przerwy i porozmawiać, co prawda o uczelni tylko no ale to już zawsze coś. Od niedawna zauważyłam jednak że sama unikam jakichkolwiek relacji, po wykładzie szybko wychodze, jeśli mam przerwe to udaje się w takie miejsce żeby mieć pewnośc ze nikogo znajomego nie spotkam i nie będę musiala z nikim rozmawiać. Zastanawia mnie skąd taka diametralna zmiana? Kilka lat temu pełna energi, towarzyska, uśmiechnięta, chętna do nawiązywania kontaktów. Dziś, nie mam żadnej pasji, nic mnie nie interesuje o czym mogłabym opowiadać. Nie potrafie okazywać entuzjazmu, zainteresowania itp. Wgl nic mnie nie śmieszy, nie śmieje się i dlatego pewnie jestem uważana za ponuraka. Nie mam też nic do powiedzenia, czasem mam wrażenie że jedynymi osobami z którymi mogłabym się dogadać to osoby strasze, bo z rówieśnikami nie znajduje wspólnego języka. Nawet z dawnymi przyjaciółmi nie umiem rozmawiać, kontakt się urwał, oprócz rozmów z chłopakiem innych nie prowadze. Unikam nawet rodziny, siedze zawsze w pokju, pod pretekstem nauki. Schodze do reszty tylko na obiad. Nie wiem, czy nie za bardzo pogmatwałam mojej wypowiedzi, ale moje myśli są wlaśnie w takim strasznym nieładzie. Sama czasem nie mogę się zrozumieć, z jednej strony chciałabym żeby wszystko był jak dawniej, łatwość nawiązywania kontaktów , entuzjazm i chęci do życia, ale jak już mam jakąś okazje żeby porozmawiać z kimś, gdzieś wyjść itp to tego unikam wymyślając różne wymówki. Dodam że pochodze z niepełnej rodziny, nie znam wgl ojca, od zawsze wychowywała mnie mama no i niestety zawsze byłam oczkiem w głowie, co nigdy nie pozwalało mi podjąć samodzielnie decyzji. Do dziś czuje się jak małe dziecko, które nawet herbaty nie może sobie samo zrobić.