01 Sie 2011, Pon 23:45, PID: 265015
Iskiera, ja Ci powiem tak, wiele jest prawdy w wypowiedzi Frezji. Parafrazując, jeśli zaakceptujesz siebie, swoje wady, niedoskonałości, zaczniesz zauważać zainteresowanie ze strony płci przeciwnej.
Idąc dalej, jeśli zaczniesz akceptować inność innych ludzi (z czym jest ciężko, sama coś o tym wiem) bądź też przyjmiesz postawę, że lejesz na megalomanów i gdy widzisz, że ktoś ma wybujałe JA, zaczynasz omijać taką osobę szerokim łukiem.
Jeśli chodzi o ten pierwszy przykład, to nigdy nie byłam jakąś pięknością, zawsze miałam mnóstwo kompleksów. Jeśli jakiś chłopak zwrócił na mnie uwagę, to był to zazwyczaj typ "placka", albo modyfikacja "placka" z inteligentem (nie kujonem! to różnica), ostatecznie byli to nieśmiali chłopcy. Nadmienię, że był to okres podstawówki i liceum.
Zdarzyło mi się również słyszeć uwagi na temat swojego wyglądu, oczywiście niepochlebne. Kurcze, wiedziałam, że paszczurem nie jestem, ale to tylko mnie utwierdzało w fakcie, że na fajnego faceta też nie mam szans. I tak ta myśl została zasiana w mojej głowie i kiełkowała przez lata.
Aż pewnego dnia stwierdziłam, że kurcze, ok, nie jestem pięknością, ale np. oczy mam super...pomału zaczęłam akceptować swoje niedoskonałości, starałam się je pokochać i...pokochałam Jednocześnie pamietałam, że u przystojnych facetów nie mam szans.
Po tym, gdy pokochałam swoje "wady" i przyzwyczaiłam się do samotności i zaczęłam chodzić pewniejszym krokiem, pojawił się ktoś na horyzoncie. A po nim zobaczyłam, że nie jestem już niewidzialna, że zwracam na siebie uwagę. Tzn. do dziś po tamtych negatywnych wypowiedziach nie jestem pewna siebie i swoich atutów do końca, ale skoro nawet "przystojniaczek" potrafi zagadać nie ważne, że z takimi nie zaczynam, bo wiadomo, "nie mam u takich szans", ale to buduje.
Ulala, ale się rozpisałam...szacun dla tego, kto to przeczyta w całości
No nic, w tym wypadku nie poruszę drugiej kwestii, albo zrobię to później.
Idąc dalej, jeśli zaczniesz akceptować inność innych ludzi (z czym jest ciężko, sama coś o tym wiem) bądź też przyjmiesz postawę, że lejesz na megalomanów i gdy widzisz, że ktoś ma wybujałe JA, zaczynasz omijać taką osobę szerokim łukiem.
Jeśli chodzi o ten pierwszy przykład, to nigdy nie byłam jakąś pięknością, zawsze miałam mnóstwo kompleksów. Jeśli jakiś chłopak zwrócił na mnie uwagę, to był to zazwyczaj typ "placka", albo modyfikacja "placka" z inteligentem (nie kujonem! to różnica), ostatecznie byli to nieśmiali chłopcy. Nadmienię, że był to okres podstawówki i liceum.
Zdarzyło mi się również słyszeć uwagi na temat swojego wyglądu, oczywiście niepochlebne. Kurcze, wiedziałam, że paszczurem nie jestem, ale to tylko mnie utwierdzało w fakcie, że na fajnego faceta też nie mam szans. I tak ta myśl została zasiana w mojej głowie i kiełkowała przez lata.
Aż pewnego dnia stwierdziłam, że kurcze, ok, nie jestem pięknością, ale np. oczy mam super...pomału zaczęłam akceptować swoje niedoskonałości, starałam się je pokochać i...pokochałam Jednocześnie pamietałam, że u przystojnych facetów nie mam szans.
Po tym, gdy pokochałam swoje "wady" i przyzwyczaiłam się do samotności i zaczęłam chodzić pewniejszym krokiem, pojawił się ktoś na horyzoncie. A po nim zobaczyłam, że nie jestem już niewidzialna, że zwracam na siebie uwagę. Tzn. do dziś po tamtych negatywnych wypowiedziach nie jestem pewna siebie i swoich atutów do końca, ale skoro nawet "przystojniaczek" potrafi zagadać nie ważne, że z takimi nie zaczynam, bo wiadomo, "nie mam u takich szans", ale to buduje.
Ulala, ale się rozpisałam...szacun dla tego, kto to przeczyta w całości
No nic, w tym wypadku nie poruszę drugiej kwestii, albo zrobię to później.