09 Gru 2011, Pią 0:56, PID: 282490
O, właśnie, ten temat. Coś dla mnie. Nawet nie mam ochoty silić się na rozpisywanie tu o jakichś konkretnych sytuacjach, ja po prostu... też tak mam. I już. Od dziecka. Negatywne podejście, niechęć, pogardę, często wręcz zwyczajną nienawiść do ludzi... Mizantropię zauważałem u siebie już na długo przed "zdiagnozowaniem" fobii społecznej. Ba, może nawet na długo przed jej pierwszymi objawami... a przynajmniej tymi konkretniejszymi. Bez niej, tzn. bez fobii - nigdy mi to jednak nie przeszkadzało. Nie aż tak. Teraz zaś... jest trochę gorzej, ale nadal niespecjalnie chce się pozbywać moich przyzwyczajeń i przekonań, o których racji jestem świecie przekonany, bo wydają mi się w pełni racjonalne i uzasadnione.
Emma napisał(a):Zamknięty krąg niemocy.Otóż to. Perfekcyjne sformułowanie. Ja zdaję sobie sprawę, że moja nerwica jest z mizantropią związana tak ściśle i nierozerwalnie, jak toporny futbol z polską reprezentacją w piłce nożnej. Jestem absolutnie świadom tego faktu, wiem, że bez pozbycia się jednego - od drugiego też prawdopodobnie się nie opędzę. Nawet teraz jest dla mnie jasne, że znajduję się w tym "kręgu". I strzelam sobie po stopach. Z jakiegoś karabinu maszynowego, wciąż nieustannie się nakręcając, jednocześnie próbując - z potrzeby realizacji bezsensownych działań - walczyć z socjofobią. Najdziwniejsze, najśmieszniejsze i najsmutniejsze zarazem, jest to, że teraz piszę o tym najzwyczajniej w świecie świadom tej kwestii, trzeźwo patrząc na problem, a jutro rano wstanę, jak zawsze... i nic się nie zmieni. Będę dalej szedł w zaparte, tak, jak jestem przyzwyczajony. Nienawidzę życiowych zmian. Wszelkich, a strasznie ich potrzebuję, wygląda jednak na to, że one nie są możliwe bez zmiany również światopoglądu - a tego już nie jestem w stanie zaakceptować. Po prostu... To strasznie zawiłe. Jeden wielki nonsens. Totalny absurd, aż mi wstyd, że o tym piszę.