08 Kwi 2011, Pią 23:59, PID: 247739
Ech. Ja niestety także jestem uzależniona. Moja mama jest wściekła, nie rozumiejąc czemu się sama okaleczam, zresztą, ja sama tego nie rozumiem... Tak. To bez wątpienia moja fobia. Borykam się z nią już od jakiś 3-4 lat w między czasie miałam jeszcze ospę, którą moja skóra boleśnie odczuła.
Ja przerażam sama siebie. Ostatnio bardzo staram się pilnować, do lustra podchodzę tylko, gdy muszę, ale dalej podchodzę. To jest takie głupie, ale jak widzę nowego syfa to myślę sobie "Dam radę! Po prostu go oleję i tyle" po czym po najwyżej godzinie przychodzę i rozdrapuję sobie od razu 4 robiąc sobie na twarzy prawdziwą sieczkę - to samo z plecami.
Chyba od samego rozdrapywania pryszczy gorsze jest rozdrapywanie strupów, bo jak raz pozbędę się jakiegoś pryszcza, to potem długo, długo rozdrapuje sobie kolejne strupy, nie pozwalając się skórze zagoić. Jak tak teraz o tym pisze, to coraz bardziej uświadamiam sobie jaki to masochizm...
Nie wiem czy jest jakiś skuteczny sposób na pozbycie się tego nawyku. Z tymi lustrami, owszem, działa, ale na krótką metę, bo każdy z nas ma i z najgłębszych zakamarków wygrzebie jakieś małe, podręczne lusterko. Co ja robię? Prócz tego, że do lustra nie podchodzę blisko, tylko jeżeli np. mam się uczesać, czy zmyć makijaż to staram się to robić na odległość, żeby nie dostrzec nowych niedoskonałości, jak najczęściej mogę, staram się nakładać sobie puder, który częściowo zakrywa pryszcze i przez to, jak patrzę na swoje odbicie, to ich tak nie zauważam i tak bardzo mnie nie denerwują.
Staram się kontrolować swoje ruchy, bo czasami nawet nieświadomie podnoszę rękę i zaczynam się drapać, wtedy staram się czymś zając ręce, choćby tym, że jeżdżę paznokciami po biurku czy tapicerce.
A czasami po prostu dopada mnie sumienie i jak czuję np. na plecach to "stado strupów" to mnie obrzydzenie, ale także współczucie dla samej siebie łapie. Bo to nie jest po prostu głupota, to jest fobia, problem, zły nawyk i jeśli nie zacznie się z tym walczyć albo nie uzyska się pomocy od kogoś, to wyrządzimy sobie naprawdę dużą krzywdę.
Ja przerażam sama siebie. Ostatnio bardzo staram się pilnować, do lustra podchodzę tylko, gdy muszę, ale dalej podchodzę. To jest takie głupie, ale jak widzę nowego syfa to myślę sobie "Dam radę! Po prostu go oleję i tyle" po czym po najwyżej godzinie przychodzę i rozdrapuję sobie od razu 4 robiąc sobie na twarzy prawdziwą sieczkę - to samo z plecami.
Chyba od samego rozdrapywania pryszczy gorsze jest rozdrapywanie strupów, bo jak raz pozbędę się jakiegoś pryszcza, to potem długo, długo rozdrapuje sobie kolejne strupy, nie pozwalając się skórze zagoić. Jak tak teraz o tym pisze, to coraz bardziej uświadamiam sobie jaki to masochizm...
Nie wiem czy jest jakiś skuteczny sposób na pozbycie się tego nawyku. Z tymi lustrami, owszem, działa, ale na krótką metę, bo każdy z nas ma i z najgłębszych zakamarków wygrzebie jakieś małe, podręczne lusterko. Co ja robię? Prócz tego, że do lustra nie podchodzę blisko, tylko jeżeli np. mam się uczesać, czy zmyć makijaż to staram się to robić na odległość, żeby nie dostrzec nowych niedoskonałości, jak najczęściej mogę, staram się nakładać sobie puder, który częściowo zakrywa pryszcze i przez to, jak patrzę na swoje odbicie, to ich tak nie zauważam i tak bardzo mnie nie denerwują.
Staram się kontrolować swoje ruchy, bo czasami nawet nieświadomie podnoszę rękę i zaczynam się drapać, wtedy staram się czymś zając ręce, choćby tym, że jeżdżę paznokciami po biurku czy tapicerce.
A czasami po prostu dopada mnie sumienie i jak czuję np. na plecach to "stado strupów" to mnie obrzydzenie, ale także współczucie dla samej siebie łapie. Bo to nie jest po prostu głupota, to jest fobia, problem, zły nawyk i jeśli nie zacznie się z tym walczyć albo nie uzyska się pomocy od kogoś, to wyrządzimy sobie naprawdę dużą krzywdę.