05 Mar 2010, Pią 20:04, PID: 197983
Dobrze wiedzieć, że jest tylu ludzi, którzy fantazjują podobnie jak ja. Rozmyślam zawsze na spacerze, w podróży, przed snem i rano po obudzeniu. Najchętniej jednak snuję marzenia, słuchając muzyki - i to nawet nie musi być jakieś wyszukane dzieło, byle coś grało i miało optymistyczny rytm.
Wyobrażam sobie tylko i wyłącznie spotkania towarzyskie, imprezy, randki, nawet zwykły spacer z koleżanką. Pewnie dlatego, że na co dzień właśnie tego brakuje mi najbardziej. Wymyślam sobie, jak mogłaby się potoczyć rozmowa, oczywiście góruję nad wszystkimi "znajomymi" urodą i intelektem. A przede wszystkim, w moich fantazjach niespełniona miłość zamienia się w ogromne, odwzajemnione uczucie - w efekcie powstaje niezła telenowela, acz z licznymi powtórkami, bo zdarza mi się "wracać" do ulubionych momentów i "odtwarzać" je ponownie.
Raczej nie kreuję sobie sztucznych przyjaciół, moje marzenia dotyczą osób, które już znam. Podczas gdy na co dzień unikam ich jak ognia i wykręcam się od proponowanych spotkań (nie dlatego, że nie lubię tych ludzi, po prostu nie chcę się publicznie obnosić ze swoją beznadziejnością), w moim sztucznym "raju" jesteśmy ze sobą bardzo zżyci, wręcz nierozłączni.
Mam świadomość, że snucie takich fantazji raczej nie jest normalne, ale stanowi dla mnie ucieczkę przed nudą, samotnością, smutkiem, przygnębieniem. Nawet jedna mała myśl może wyjątkowo poprawić mi nastrój, niestety jest to krótkotrwały efekt. Później pojawia się refleksja, że wymyślone przeze mnie sceny nigdy nie będą miały miejsca. I znowu popadam w dołek.
Raczej nad tym nie panuję, ale wiem, że w ten sposób daleko nie zajdę...
Wyobrażam sobie tylko i wyłącznie spotkania towarzyskie, imprezy, randki, nawet zwykły spacer z koleżanką. Pewnie dlatego, że na co dzień właśnie tego brakuje mi najbardziej. Wymyślam sobie, jak mogłaby się potoczyć rozmowa, oczywiście góruję nad wszystkimi "znajomymi" urodą i intelektem. A przede wszystkim, w moich fantazjach niespełniona miłość zamienia się w ogromne, odwzajemnione uczucie - w efekcie powstaje niezła telenowela, acz z licznymi powtórkami, bo zdarza mi się "wracać" do ulubionych momentów i "odtwarzać" je ponownie.
Raczej nie kreuję sobie sztucznych przyjaciół, moje marzenia dotyczą osób, które już znam. Podczas gdy na co dzień unikam ich jak ognia i wykręcam się od proponowanych spotkań (nie dlatego, że nie lubię tych ludzi, po prostu nie chcę się publicznie obnosić ze swoją beznadziejnością), w moim sztucznym "raju" jesteśmy ze sobą bardzo zżyci, wręcz nierozłączni.
Mam świadomość, że snucie takich fantazji raczej nie jest normalne, ale stanowi dla mnie ucieczkę przed nudą, samotnością, smutkiem, przygnębieniem. Nawet jedna mała myśl może wyjątkowo poprawić mi nastrój, niestety jest to krótkotrwały efekt. Później pojawia się refleksja, że wymyślone przeze mnie sceny nigdy nie będą miały miejsca. I znowu popadam w dołek.
Raczej nad tym nie panuję, ale wiem, że w ten sposób daleko nie zajdę...