28 Lip 2008, Pon 12:16, PID: 48177
Wracajac do tematu:
"Po przestudiowaniu WIEEELU materialow nt. fobii spolecznej i niesmialosci najbardziej przekonujaca i najszybsza metoda o jakiej slyszalem jest po prostu systematyczne stawianie sie w stresujacych sytuacjach przez dluzszy okres czasu. Czyms takim bylaby praca jako sprzedawca/rozdajacy zaproszenia,kelner..."
To mnie cieszy, bo okazuje sie, ze jestem na dobrej drodze. Coprawda jako kelnerka przepracowalam dopiero dwa dni. W pierwszy dzien z trudem powstrzymywalam sie zeby sie nie rozplakac. Pierwszy klient - katastrofa. Zamowil jedno piwo, a ja nie bylam w stanie policzyc ile mu wydac reszty, pustka w glowie i paraliz. To jeszcze nic, do tego nie umialam otworzyc portfela! ( pierwszy raz mielam w reku taki specjalny portfel). Facet mial niezly ubaw. Za drugim razem lyknelam ze 4 perseny, co mnie znacznie uspokoilo.
Zdarzaja sie ciagle jeszcze momenty, gdy nie jestem w stanie myslec, (tzn. obliczyc ile powinnam wydac rezty) kiedy przede mna stoi klient i czeka, robie sie czerwona a moj mozg jest sparalizowany.
Walcze, chce tam pojsc jeszcze raz i udowodnic sobie, ze moge. Jest to dla mnie szczegolnie bolesne, gdy pomysle, ze przeciez skonczylam studia ( to chyba jet trudniejsze niz wydawanie reszty!!!), bylam calkiem niezla ze statystyki, a wczesniej jeszcze w szkole zakwalifikowalam sie do 2 etapu olompiady matematycznej Ironia losu
Mysle ponadto, ze praca kelnera wymaga przedewszystkim doswiadczenia, rutyny, cos tak jak nauka jazdy samochodem.
Nie jestem jednak pewna czy, jezeli juz taka rutyne sie zdobedzie, czy to samoistnie zgeneralizuje sie tez na inne dziedziny zycia. Czy bede tez smielsz np. w sytuacjach spotkan towarzyskich? Skoro jednak badania potwierdzaja skutecznosc takiej "szok-terapii" to narazie sie nie poddaje.
"Po przestudiowaniu WIEEELU materialow nt. fobii spolecznej i niesmialosci najbardziej przekonujaca i najszybsza metoda o jakiej slyszalem jest po prostu systematyczne stawianie sie w stresujacych sytuacjach przez dluzszy okres czasu. Czyms takim bylaby praca jako sprzedawca/rozdajacy zaproszenia,kelner..."
To mnie cieszy, bo okazuje sie, ze jestem na dobrej drodze. Coprawda jako kelnerka przepracowalam dopiero dwa dni. W pierwszy dzien z trudem powstrzymywalam sie zeby sie nie rozplakac. Pierwszy klient - katastrofa. Zamowil jedno piwo, a ja nie bylam w stanie policzyc ile mu wydac reszty, pustka w glowie i paraliz. To jeszcze nic, do tego nie umialam otworzyc portfela! ( pierwszy raz mielam w reku taki specjalny portfel). Facet mial niezly ubaw. Za drugim razem lyknelam ze 4 perseny, co mnie znacznie uspokoilo.
Zdarzaja sie ciagle jeszcze momenty, gdy nie jestem w stanie myslec, (tzn. obliczyc ile powinnam wydac rezty) kiedy przede mna stoi klient i czeka, robie sie czerwona a moj mozg jest sparalizowany.
Walcze, chce tam pojsc jeszcze raz i udowodnic sobie, ze moge. Jest to dla mnie szczegolnie bolesne, gdy pomysle, ze przeciez skonczylam studia ( to chyba jet trudniejsze niz wydawanie reszty!!!), bylam calkiem niezla ze statystyki, a wczesniej jeszcze w szkole zakwalifikowalam sie do 2 etapu olompiady matematycznej Ironia losu
Mysle ponadto, ze praca kelnera wymaga przedewszystkim doswiadczenia, rutyny, cos tak jak nauka jazdy samochodem.
Nie jestem jednak pewna czy, jezeli juz taka rutyne sie zdobedzie, czy to samoistnie zgeneralizuje sie tez na inne dziedziny zycia. Czy bede tez smielsz np. w sytuacjach spotkan towarzyskich? Skoro jednak badania potwierdzaja skutecznosc takiej "szok-terapii" to narazie sie nie poddaje.