03 Mar 2017, Pią 15:40, PID: 618655
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 03 Mar 2017, Pią 16:04 przez Latawiec.)
Odkopię temat ponieważ natknąłem się na niego szukając informacji co tak naprawdę mi jest...trochę podnoszące na duchu że nie jestem z tym problemem sam.
Mam 25 lat i parurozę mam...w sumie odkąd sięgnę pamięcią. Już w przedszkolu miałem ogromne problemy z załatwianiem potrzeb fizjologicznych, gwoździem do trumny była 1 klasa podstawówki, do ubikacji chodziliśmy całą klasą, nie było zamków w drzwiach więc uczniowie otwierali je i popychali mnie gdy chciałem się załatwić. Kilka takich sytuacji zniechęciło mnie do korzystania ze szkolnych łazienek, odtąd już nigdy nawet nie spojrzałem na szkolną toaletę, gdy chciało mi się sikać po prostu "niosłem" mocz do domu (w domu nie było z tym problemów).
Sytuacja zaczęła się zaostrzać w czasach licealnych gdzie pojawiły się pierwsze imprezy czy wypady ze znajomymi...zacząłem ściśle monitorować poziom wypijanej wody tak żebym podczas wychodzenia z domu jak najdłużej nie czuł parcia na pęcherz, gdy już wyszedłem gdzieś nie piłem w ogóle przez co dochodziło do odwodnień i bólów głowy.
Z "pomocą" przyszedł...alkohol. Po alkoholu mogłem normalnie się załatwić więc piłem go co raz więcej...prosta droga do uzależnienia. Sam problem był dla mnie bardzo wstydliwy,nikomu o tym nie mówiłem i myślałem że jestem jakiś nienormalny, dla wszystkich w okół załatwianie potrzeb fizjologicznych było równie normalne co zjedzenie śniadania, dla mnie urosło do rangi czegoś absurdalnie niemożliwego do wykonania.
Pracowałem czasem po 12h...niesamowity dyskomfort, a później ból pęcherza, najdłużej wytrzymywałem 20h...gdy wchodziłem do łazienki choćby nie wiem jak ogromne parcie było na pęcherz to nie było to możliwe do wykonania, absolutna blokada. Wstyd, ból, stany depresyjne były na początku dziennym. Fobia zaczęła mnie psychicznie wyniszczać. Zarwała ze mną dziewczyna...trudno jej się dziwić ponieważ gdziekolwiek chciała wyjść czy wyjechać ja odmawiałem (w końcu jak skorzystam z łazienki?)
Alkohol zacząłem zamieniać na leki przeciwlękowe (benzodiazepiny)...gdy byłem pod ich wpływem czasem udało mi się wysikać...(brałem je bez konsultacji z lekarzem). Wpadłem w uzależnienie, życie zaczęło się sypać jak domek z kart, całkowicie się izolowałem, przestałem wychodzić w domu, przestałem pracować, zacząłem wegetować, chodziłem ciągle naćpany lekami przeciwlękowymi, bez nich wpadałam w panikę...Samobójstwo wydawało się wtedy najbardziej pociągającą opcją...jednak...
Wylądowałem na grupowej terapii leczenia uzależnień kompletnie zaorany psychicznie i fizycznie...niemal wrak człowieka. Było bardzo ciężko, ale angażowałem się na grupie i zależało mi na powrocie do trzeźwego życia. Tam pojawiło się światełko w tunelu, pod opieką psychologów powiedziałem im o mojej fobii. Po 3 miesiącach skończyłem terapie leczenia uzależnień, w końcu trochę odetchnąłem...nie wziąłem już później żadnych leków/narkotyków/alkoholu.
Zostałem skierowany do psychologa specjalizującego się w leczeniu fobii (terapia behawioralno-poznawcza).
Na początku było ciężko...bardzo ciężko. Wychodzenie z uzależnienia + leczenie fobii to ogromne obciążenie psychicznie.
Zacząłem od stosunkowo prostych prób w mieszkaniu mojej mamy, początkowo nie szło, ale po tygodniu codziennych prób zaczęły pojawiać się pierwsze pozytywne efekty.
Później przeszedłem do ćwiczeń w centrum handlowym, w godzinach porannych tak żeby było jak najmniej ludzi. Wspomagany 2l butelką wody próbowałem...setki nie udanych prób, dziesiątki godzin spędzone w publicznych toaletach, mnóstwo zwątpienia, załamania oraz myśli że to jest niemożliwe do zrobienia...a jednak da się, zaczęły się pojawiać udane próby gdy nikogo nie było w łazience...a później udane próby w bardziej zatłoczonych toaletach. Wciąż jest jeszcze trochę pracy do zrobienia, ale postępy są znaczne co mnie motywuje i cieszy.
Paruroza to okropnie męcząca fobia, ominęło mnie mnóstwo rzeczy i wydarzeń w życiu, koncerty...spotkania...wyjazdy ze znajomymi...wycieczki? Wszystkiego sobie odmawiałem ponieważ były tam obce łazienki...sama myśl o nich wywoływała paraliżujące przerażenie.
Nie było szans żebym poradził sobie z tym sam, potrzebna mi była pomoc żebym ruszył z miejsca (w tym przypadku psycholog). Jeszcze nie tak tak dawno wejście do toalety innej niż moja było czymś absurdalnym. Od razu miałem palpitację serca, kręciło mi się głowie, nie mogłem złapać oddechu...Teraz wchodzę tam na spokojnie, nie zawsze się udaje, ale jestem pewien że za parę miesięcy wszystkie próby będą udane bez większych problemów. Zmierzenie się z własnym lękiem zwyczajnie działa
Tak więc gdyby ktoś się z tym męczył polecam: terapia behawioralno-poznawcza.
Mam 25 lat i parurozę mam...w sumie odkąd sięgnę pamięcią. Już w przedszkolu miałem ogromne problemy z załatwianiem potrzeb fizjologicznych, gwoździem do trumny była 1 klasa podstawówki, do ubikacji chodziliśmy całą klasą, nie było zamków w drzwiach więc uczniowie otwierali je i popychali mnie gdy chciałem się załatwić. Kilka takich sytuacji zniechęciło mnie do korzystania ze szkolnych łazienek, odtąd już nigdy nawet nie spojrzałem na szkolną toaletę, gdy chciało mi się sikać po prostu "niosłem" mocz do domu (w domu nie było z tym problemów).
Sytuacja zaczęła się zaostrzać w czasach licealnych gdzie pojawiły się pierwsze imprezy czy wypady ze znajomymi...zacząłem ściśle monitorować poziom wypijanej wody tak żebym podczas wychodzenia z domu jak najdłużej nie czuł parcia na pęcherz, gdy już wyszedłem gdzieś nie piłem w ogóle przez co dochodziło do odwodnień i bólów głowy.
Z "pomocą" przyszedł...alkohol. Po alkoholu mogłem normalnie się załatwić więc piłem go co raz więcej...prosta droga do uzależnienia. Sam problem był dla mnie bardzo wstydliwy,nikomu o tym nie mówiłem i myślałem że jestem jakiś nienormalny, dla wszystkich w okół załatwianie potrzeb fizjologicznych było równie normalne co zjedzenie śniadania, dla mnie urosło do rangi czegoś absurdalnie niemożliwego do wykonania.
Pracowałem czasem po 12h...niesamowity dyskomfort, a później ból pęcherza, najdłużej wytrzymywałem 20h...gdy wchodziłem do łazienki choćby nie wiem jak ogromne parcie było na pęcherz to nie było to możliwe do wykonania, absolutna blokada. Wstyd, ból, stany depresyjne były na początku dziennym. Fobia zaczęła mnie psychicznie wyniszczać. Zarwała ze mną dziewczyna...trudno jej się dziwić ponieważ gdziekolwiek chciała wyjść czy wyjechać ja odmawiałem (w końcu jak skorzystam z łazienki?)
Alkohol zacząłem zamieniać na leki przeciwlękowe (benzodiazepiny)...gdy byłem pod ich wpływem czasem udało mi się wysikać...(brałem je bez konsultacji z lekarzem). Wpadłem w uzależnienie, życie zaczęło się sypać jak domek z kart, całkowicie się izolowałem, przestałem wychodzić w domu, przestałem pracować, zacząłem wegetować, chodziłem ciągle naćpany lekami przeciwlękowymi, bez nich wpadałam w panikę...Samobójstwo wydawało się wtedy najbardziej pociągającą opcją...jednak...
Wylądowałem na grupowej terapii leczenia uzależnień kompletnie zaorany psychicznie i fizycznie...niemal wrak człowieka. Było bardzo ciężko, ale angażowałem się na grupie i zależało mi na powrocie do trzeźwego życia. Tam pojawiło się światełko w tunelu, pod opieką psychologów powiedziałem im o mojej fobii. Po 3 miesiącach skończyłem terapie leczenia uzależnień, w końcu trochę odetchnąłem...nie wziąłem już później żadnych leków/narkotyków/alkoholu.
Zostałem skierowany do psychologa specjalizującego się w leczeniu fobii (terapia behawioralno-poznawcza).
Na początku było ciężko...bardzo ciężko. Wychodzenie z uzależnienia + leczenie fobii to ogromne obciążenie psychicznie.
Zacząłem od stosunkowo prostych prób w mieszkaniu mojej mamy, początkowo nie szło, ale po tygodniu codziennych prób zaczęły pojawiać się pierwsze pozytywne efekty.
Później przeszedłem do ćwiczeń w centrum handlowym, w godzinach porannych tak żeby było jak najmniej ludzi. Wspomagany 2l butelką wody próbowałem...setki nie udanych prób, dziesiątki godzin spędzone w publicznych toaletach, mnóstwo zwątpienia, załamania oraz myśli że to jest niemożliwe do zrobienia...a jednak da się, zaczęły się pojawiać udane próby gdy nikogo nie było w łazience...a później udane próby w bardziej zatłoczonych toaletach. Wciąż jest jeszcze trochę pracy do zrobienia, ale postępy są znaczne co mnie motywuje i cieszy.
Paruroza to okropnie męcząca fobia, ominęło mnie mnóstwo rzeczy i wydarzeń w życiu, koncerty...spotkania...wyjazdy ze znajomymi...wycieczki? Wszystkiego sobie odmawiałem ponieważ były tam obce łazienki...sama myśl o nich wywoływała paraliżujące przerażenie.
Nie było szans żebym poradził sobie z tym sam, potrzebna mi była pomoc żebym ruszył z miejsca (w tym przypadku psycholog). Jeszcze nie tak tak dawno wejście do toalety innej niż moja było czymś absurdalnym. Od razu miałem palpitację serca, kręciło mi się głowie, nie mogłem złapać oddechu...Teraz wchodzę tam na spokojnie, nie zawsze się udaje, ale jestem pewien że za parę miesięcy wszystkie próby będą udane bez większych problemów. Zmierzenie się z własnym lękiem zwyczajnie działa
Tak więc gdyby ktoś się z tym męczył polecam: terapia behawioralno-poznawcza.