12 Sty 2010, Wto 6:16, PID: 193060
Witam podwójnie, także, że to mój pierszy post tutaj.
Odkryłem te fobie u siebie na studiach w toalecie gdy jakiś profesor zajmował kabinę obok- więc poleciało czyszczenie nosa prócz tego żadnej kropli. Zaczęło się- potem imprezy i wyjazdy- panie na lewo, panowie na prawo. Koszmar z początku. Zauważyłem w knajpach, że idąc się odlać z kimś znajomhym lać mogłem od razu, natomiast przy kimś obcym ni ch...
Wymyśliłem sobie odliczanie od 10 do 0 w myślach i serio pomagało wraz z czytaniem wszystkiego co było wokół nabazgrane czy też myślenie o tym kto tu i w jaki sposób instalował całą armaturę, heh. Sytuacja pogarszała się jeśli chodziło o pisuary- no nie mogłem, chyba że na siłę gdy było serio podbramkowo to zawsze coś uleciało. Apogeum mojego problemu sięgnęło podczas pewnego wyjazdu na woodstock autobusem, co jakiś czas panie na lewo, panowie na prawo, więc zacząłem znów palić, paliłem aż tłum wylał co miał potem atakowałem i... nic z tego. W busie kilka kolejek, browarów... kolejny postój z nadzieją na odblokowanie pęcherza gdyż ciśnienie rosło a wraz z nim coraz większa blokada.
Sytuację uratował pewnego postoju strumyk, który zagłuszał wszelkie odgłosy potrzeb i wtedy znalazłem antidotum na swój problem- wystarczyło mi powiercić butem w trawie i... jak ręką odjął! Przy okazji dodam, że w życiu nie miałem żadnych kompleksów, raczej indywidualista ze mnie w d... mający na to co ludzie powiedzą. Raz wybrałem się na koncert ze znajomymi na stadion, kilka browarów i pęchęrz upomniał się o swoje a że organizator dał ciała stawiając 6(!) toików pozostała ściana obok pod okiem ochrony i wówczas myślawszy, że problem z laniem pogrzebałem to stojąc i napierając na pęcherz ktoś obok spytał "jak leci" odp. "ch...o" dostałem odp. "spoko, też tak mam, to sie zdarza" przypomniał mi mojego szefa i jakoś poszło po paru minutach i skopconej fajce. Przy okazji nadażyła się okazja do przeanalizowania sytuacji, swojego szefa nie znoszę a gdy tylko pomyślę o pracy mam puls ok 180 z nerwów więc zacząłem wykorzystywać szefa podczas stresowego lania i... serio zaczęło pomagać! Szeryf był tylko punktem zapalnym, od razu zacząłem przywoływać z pamięci różne inne postaci i sytuacje, które pomagały zawładnąć na chwilę mym umysłem a przy okazji w duchu dziękując im z szyderczym uśmiechem.
Mając już pewien, bo kilkuletni bagaż doświadczeń z niemożnością spokojnego odlania się mogę powiedzieć, że nigdy nie wpadłbym na pomysł stopniowanego ekshibicjonizmu, problem leży w głowie i głowę należy zająć czymś innym by pofolgować swemu instynktowi pierwotnemu, które przytłumia nasze postępujące ucywilizowanie.
Gdy tylko nadaży się okazja- postój, impreza open-air to idę w zaparte między ludzi ze wspólną potrzebą i stosuję kilka odkrytych wcześniej metod:
- zapalam papierocha (niekoniecznie)
- nie skupianie się nad własną potrzebą
- jeśli już to jak kserksess, będę mieć przej... jeśli nie będzie nic z tego
- ocena otoczenia, liczenie od tyłu od 10 lub literowanie alfabetu od tyłu
- przeklinanie swojego szefa, przewoźnika, warunków obecnych... etc.
- rymowanie na temat powyższych (b. dobre efekty)
- gdy powyższe zawodzą zostaje puścić wodę z kranu, szelest papierem lub czymkolwiek symulując rozpakowywanie czegoś głusząc jednocześnie "sprawę" co pomaga; lub poprostu butem w trawie.
Ostatnio zauważyłem, że jest coraz lepiej, rzadko teraz wracam z 'pola walki' pokonanym, a jeśli już to po kilku minutach wracam w to samo miejsce (co ważne). Moja dziewczyna przyznała, że też czasem ten problem ją dotyka, pocieszam ją, że nigdy nie będzie musiała pod murkiem wśród znajomych martwić się o to, heh. Studiowałem psychologię z nudów przez rok więc myślę, że jestem w stanie sam sobie pomóc, jeśli jeszcze komuś przy okazji swym przydługim wywodem to będzie nieźle.
Odkryłem te fobie u siebie na studiach w toalecie gdy jakiś profesor zajmował kabinę obok- więc poleciało czyszczenie nosa prócz tego żadnej kropli. Zaczęło się- potem imprezy i wyjazdy- panie na lewo, panowie na prawo. Koszmar z początku. Zauważyłem w knajpach, że idąc się odlać z kimś znajomhym lać mogłem od razu, natomiast przy kimś obcym ni ch...
Wymyśliłem sobie odliczanie od 10 do 0 w myślach i serio pomagało wraz z czytaniem wszystkiego co było wokół nabazgrane czy też myślenie o tym kto tu i w jaki sposób instalował całą armaturę, heh. Sytuacja pogarszała się jeśli chodziło o pisuary- no nie mogłem, chyba że na siłę gdy było serio podbramkowo to zawsze coś uleciało. Apogeum mojego problemu sięgnęło podczas pewnego wyjazdu na woodstock autobusem, co jakiś czas panie na lewo, panowie na prawo, więc zacząłem znów palić, paliłem aż tłum wylał co miał potem atakowałem i... nic z tego. W busie kilka kolejek, browarów... kolejny postój z nadzieją na odblokowanie pęcherza gdyż ciśnienie rosło a wraz z nim coraz większa blokada.
Sytuację uratował pewnego postoju strumyk, który zagłuszał wszelkie odgłosy potrzeb i wtedy znalazłem antidotum na swój problem- wystarczyło mi powiercić butem w trawie i... jak ręką odjął! Przy okazji dodam, że w życiu nie miałem żadnych kompleksów, raczej indywidualista ze mnie w d... mający na to co ludzie powiedzą. Raz wybrałem się na koncert ze znajomymi na stadion, kilka browarów i pęchęrz upomniał się o swoje a że organizator dał ciała stawiając 6(!) toików pozostała ściana obok pod okiem ochrony i wówczas myślawszy, że problem z laniem pogrzebałem to stojąc i napierając na pęcherz ktoś obok spytał "jak leci" odp. "ch...o" dostałem odp. "spoko, też tak mam, to sie zdarza" przypomniał mi mojego szefa i jakoś poszło po paru minutach i skopconej fajce. Przy okazji nadażyła się okazja do przeanalizowania sytuacji, swojego szefa nie znoszę a gdy tylko pomyślę o pracy mam puls ok 180 z nerwów więc zacząłem wykorzystywać szefa podczas stresowego lania i... serio zaczęło pomagać! Szeryf był tylko punktem zapalnym, od razu zacząłem przywoływać z pamięci różne inne postaci i sytuacje, które pomagały zawładnąć na chwilę mym umysłem a przy okazji w duchu dziękując im z szyderczym uśmiechem.
Mając już pewien, bo kilkuletni bagaż doświadczeń z niemożnością spokojnego odlania się mogę powiedzieć, że nigdy nie wpadłbym na pomysł stopniowanego ekshibicjonizmu, problem leży w głowie i głowę należy zająć czymś innym by pofolgować swemu instynktowi pierwotnemu, które przytłumia nasze postępujące ucywilizowanie.
Gdy tylko nadaży się okazja- postój, impreza open-air to idę w zaparte między ludzi ze wspólną potrzebą i stosuję kilka odkrytych wcześniej metod:
- zapalam papierocha (niekoniecznie)
- nie skupianie się nad własną potrzebą
- jeśli już to jak kserksess, będę mieć przej... jeśli nie będzie nic z tego
- ocena otoczenia, liczenie od tyłu od 10 lub literowanie alfabetu od tyłu
- przeklinanie swojego szefa, przewoźnika, warunków obecnych... etc.
- rymowanie na temat powyższych (b. dobre efekty)
- gdy powyższe zawodzą zostaje puścić wodę z kranu, szelest papierem lub czymkolwiek symulując rozpakowywanie czegoś głusząc jednocześnie "sprawę" co pomaga; lub poprostu butem w trawie.
Ostatnio zauważyłem, że jest coraz lepiej, rzadko teraz wracam z 'pola walki' pokonanym, a jeśli już to po kilku minutach wracam w to samo miejsce (co ważne). Moja dziewczyna przyznała, że też czasem ten problem ją dotyka, pocieszam ją, że nigdy nie będzie musiała pod murkiem wśród znajomych martwić się o to, heh. Studiowałem psychologię z nudów przez rok więc myślę, że jestem w stanie sam sobie pomóc, jeśli jeszcze komuś przy okazji swym przydługim wywodem to będzie nieźle.