13 Mar 2012, Wto 20:43, PID: 294914
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 13 Mar 2012, Wto 20:46 przez potfur z bagien.)
Dopiero niedawno (mniej niz rok temu) przypadkowo trafiając na to forum uświadomiłam sobie że te wszystkie moje cechy i objawy czegoś to fobia. Dotychczas uważałam sie, za osobe skrajnie i postepująco nieśmiałą i introwertyczną. Odkąd pamiętam była nieśmiała, pierwszy dzień zerówki czy podstawówki to był koszmar. Przez całą podstawówke i gimnazjum obracałam sie w gronie tych samych osób, więc nie było problemu, a wręcz byłam uważana za osobe przebojową, śmiałą i odważną. W liceum wszyscy byli dla mnie nowi, ale jakoś atmosfera w klasie była przyjemna wiec czułam sie wsród ludzi, choć lekki dyskomfort powodował perspektywa wracania z kims po szkole.
Ale studia to już pożywka dla mojej fobii, brak krótkich przerw między zajeciami (kiedy wszyscy siedzą w klasie lub pod klasą) nie sprzyjał integracji. Podczas gdy w liceum wszyscy byliśmy mniej lub bardziej "kujonami" nastawionymi na zdobywanie wiedzy, w mojej grupie moje moje stereotypowe "kujoństwo" i nieśmiałość powodowałam że bardzo odstawałam od imprezowego studenta mojej uczelnie czy kierunku. Na drugim roku gdy zmieniłam grupe było jeszcze gorzej, zaczęłam nie chodzić na wykłady, później tez mniej ważne ćwiczenia. Ale duza ilość godzin i zajęć dodatkowych trzymała mnie wciąż w ryzach, jednak już pod koniec zrezygnowałam z tych dodatkowych zajęc. Trzeci rok był najgorszy, nei chodziłam na wiele wykładów i cwiczeń, odkładałam projekty itp., pierwszy raz opusciłam pierwsze i zerowe terminy egzaminów, ciezko mi był sie uczyć do egzaminów i zaliczeń, a na samych ezgaminach nie mogłam sie skupić i nie miałam tradycyjnych olśnień. Ogólny oceny poleciały na łeb na szyje i straciłam stypendium.
Zaczął sie strach przed jedzeniem, uciekanie przed wystapieniami, problemy z mówieniem i przypominaniem sobie prostych słów, sztywne chodzenie w obecności ludzi, płaczliwość, trzesące sie, niezdarne rece. I tak dalej, raz bylo, lepiej raz gorzej. Na Erasmusie nie wykorzystałam wielu szans na zabłysnięcie jakie tam miałam. Ale teraz to już tragedia :mur:
Ale studia to już pożywka dla mojej fobii, brak krótkich przerw między zajeciami (kiedy wszyscy siedzą w klasie lub pod klasą) nie sprzyjał integracji. Podczas gdy w liceum wszyscy byliśmy mniej lub bardziej "kujonami" nastawionymi na zdobywanie wiedzy, w mojej grupie moje moje stereotypowe "kujoństwo" i nieśmiałość powodowałam że bardzo odstawałam od imprezowego studenta mojej uczelnie czy kierunku. Na drugim roku gdy zmieniłam grupe było jeszcze gorzej, zaczęłam nie chodzić na wykłady, później tez mniej ważne ćwiczenia. Ale duza ilość godzin i zajęć dodatkowych trzymała mnie wciąż w ryzach, jednak już pod koniec zrezygnowałam z tych dodatkowych zajęc. Trzeci rok był najgorszy, nei chodziłam na wiele wykładów i cwiczeń, odkładałam projekty itp., pierwszy raz opusciłam pierwsze i zerowe terminy egzaminów, ciezko mi był sie uczyć do egzaminów i zaliczeń, a na samych ezgaminach nie mogłam sie skupić i nie miałam tradycyjnych olśnień. Ogólny oceny poleciały na łeb na szyje i straciłam stypendium.
Zaczął sie strach przed jedzeniem, uciekanie przed wystapieniami, problemy z mówieniem i przypominaniem sobie prostych słów, sztywne chodzenie w obecności ludzi, płaczliwość, trzesące sie, niezdarne rece. I tak dalej, raz bylo, lepiej raz gorzej. Na Erasmusie nie wykorzystałam wielu szans na zabłysnięcie jakie tam miałam. Ale teraz to już tragedia :mur: