25 Wrz 2012, Wto 12:39, PID: 317836
jasne, czynność fizjologiczna, ale też, według mnie - intymna. Korzystanie z seksu jest okej, ale według mnie tylko i wyłącznie z osobą z którę ewentualnie w ostateczności dalibyśmy radę mieć dzieci. To najważniejsze pytanie jakie sobie trzeba zadać przed pójściem z kimś do łóżka.
Natomiast jak dla mnie nie ma nic głupszego niż czekanie do ślubu. Nie istnieją żadne inne powody niż religijne, a ja jako ateistka tego nie ogarniam.
Katolicy mówią, że chcą sobie coś zostawić "na po ślubie". W takiem razie - nie chodźmy z partnerem do kina ani do restauracji, nie przytulajmy się i w ogóle nie róbmy nic przyjemnego - może warto zostawić to na po ślubie.
Nie akceptuję odkładania życia na potem.
Poza tym żaden związek nie jest nieodwracalny i niezniszczalny. Partner może nas zostawić przed ślubem, w trakcie ślubu i po ślubie też. Więc czekanie z seksem do ślubu nie daje ŻADNEJ gwarancji, że można być partnera pewnym, że nas nie zostawi, bla bla bla.
Teraz trochę o szanowaniu. Katolickie kobiety często mówią, że czekają, bo chcą, żeby mąż je szanował. Szczerze mówiąc jest to dla mnie zbyt abstrakcyjne. Myślę, że nie mam tej części mózgu, która byłaby w stanie zrozumieć, dlaczego mężczyna miałby nie szanowac swojej partnerki dlatego, że się z nim kocha. Można kogoś ewentualnie nie szanować za to, że kiedyś sypiał z kimś innym (choć sama osobiście powodu nie widzę). Ale ja uważam, że jeżeli sypia się z jedynym człowiekiem, nie mając nikogo wcześniej, przez 20 lat, to jest ryzyko że coś przyjdzie do głowy i zechce zdradzić, bo wygra ciekawość pt "jak to jest z kims innym".
Można kogoś nie szanować za to, że kłamie. Za to, że krzyczy i jest wredny. Ale za to, że chce się kochać? Ja tego nie czaję.
Można nie szanowac siebie za to, że się bierze narkotyki, że się pali papierosy. To dopiero jest nieszanowanie siebie. Swojego zdrowia i życia. Ale nie szanowac siebie za dawanie sobie przyjemności, które nie szkodzi? i nie szkodzi też nikomu innemu. Nie ogarniam.
Ale prawda jest taka, że każdy ma własne zdanie i własny sposób na życie i każdy ma do tego prawo, katolicy też. Wszystko jest w porządku, póki nie próbuję kłaść innym głupot do głowy, póki nie włażą do aptek i nie zakazują sprzedawania gumek, naruszając tym samym wolność wyboru osób które nie wierzą. Przypominam, że żyjemy w państwie świeckim, a nie katolickim. Odmowa sprzedaży artykułu w aptece (pomijam recepty) wciąż na szczęście jest niezgodna z Konstytucją.
Mam gdzieś religię i chcę żyć całkowicie bez niej. Mieszkam dlatego w kraju świeckim, neutralnym światopoglądowo. I na każdym kroku będę o tę neutralność walczyć, bo niestety póki co istnieje ona tylko w teorii.
Natomiast jak dla mnie nie ma nic głupszego niż czekanie do ślubu. Nie istnieją żadne inne powody niż religijne, a ja jako ateistka tego nie ogarniam.
Katolicy mówią, że chcą sobie coś zostawić "na po ślubie". W takiem razie - nie chodźmy z partnerem do kina ani do restauracji, nie przytulajmy się i w ogóle nie róbmy nic przyjemnego - może warto zostawić to na po ślubie.
Nie akceptuję odkładania życia na potem.
Poza tym żaden związek nie jest nieodwracalny i niezniszczalny. Partner może nas zostawić przed ślubem, w trakcie ślubu i po ślubie też. Więc czekanie z seksem do ślubu nie daje ŻADNEJ gwarancji, że można być partnera pewnym, że nas nie zostawi, bla bla bla.
Teraz trochę o szanowaniu. Katolickie kobiety często mówią, że czekają, bo chcą, żeby mąż je szanował. Szczerze mówiąc jest to dla mnie zbyt abstrakcyjne. Myślę, że nie mam tej części mózgu, która byłaby w stanie zrozumieć, dlaczego mężczyna miałby nie szanowac swojej partnerki dlatego, że się z nim kocha. Można kogoś ewentualnie nie szanować za to, że kiedyś sypiał z kimś innym (choć sama osobiście powodu nie widzę). Ale ja uważam, że jeżeli sypia się z jedynym człowiekiem, nie mając nikogo wcześniej, przez 20 lat, to jest ryzyko że coś przyjdzie do głowy i zechce zdradzić, bo wygra ciekawość pt "jak to jest z kims innym".
Można kogoś nie szanować za to, że kłamie. Za to, że krzyczy i jest wredny. Ale za to, że chce się kochać? Ja tego nie czaję.
Można nie szanowac siebie za to, że się bierze narkotyki, że się pali papierosy. To dopiero jest nieszanowanie siebie. Swojego zdrowia i życia. Ale nie szanowac siebie za dawanie sobie przyjemności, które nie szkodzi? i nie szkodzi też nikomu innemu. Nie ogarniam.
Ale prawda jest taka, że każdy ma własne zdanie i własny sposób na życie i każdy ma do tego prawo, katolicy też. Wszystko jest w porządku, póki nie próbuję kłaść innym głupot do głowy, póki nie włażą do aptek i nie zakazują sprzedawania gumek, naruszając tym samym wolność wyboru osób które nie wierzą. Przypominam, że żyjemy w państwie świeckim, a nie katolickim. Odmowa sprzedaży artykułu w aptece (pomijam recepty) wciąż na szczęście jest niezgodna z Konstytucją.
Mam gdzieś religię i chcę żyć całkowicie bez niej. Mieszkam dlatego w kraju świeckim, neutralnym światopoglądowo. I na każdym kroku będę o tę neutralność walczyć, bo niestety póki co istnieje ona tylko w teorii.