29 Lis 2011, Wto 14:15, PID: 281412
wszedłem w ten temat dla hecy, a tu szok, jak czytałem ten artykuł to zimne ciary przeszły mi po plecach. przeanalizowałem każdy aspekt na swój przypadek-pasuje w 100%. nie wiedziałem, że to zaburzenie ma swoją konkretną nazwę. jeden psycholog zdiagnozował u mnie urojenia (tylko, że stricte ich nie mam, druga ciężką depresje. oboje na zasugerowanie lęku społecznego (wtedy extremalnego) prychneli jak świnie, i stwierdzili, że to od obniżenia nastroju. w ogóle próbowali podpinać mnie na siłe pod te swoje poronione frojdowsko-mongolskie teorie. oboje stwierdzili zupełnie inne objawy i przczyny. sugerowałem, że nijak ma się to do mojego problemu, a oni na zasadzie: morda plebsie, ja tu jestem PAN/i Doktor Psycholog i ja mam zawsze racje. czułem jakby była totalna ściana między nami, zero kontaku. zadawałem sobie pytanie: kto jest większym świrem, ja czy oni nie wiem, ale za to wiem, że do lekarza już nie pójde, haha, albo sam sobie poradze, albo zdechne marnie
nie przyjmuje do wiadomości, że to prawie nie uleczalne, ja pokaże sobie, że uleczalne skoro mogłem przetrwać lata, które mnie doprowadziły do takiego stanu, to i z na ten szajs musi być jakiś sposób ; )
nie przyjmuje do wiadomości, że to prawie nie uleczalne, ja pokaże sobie, że uleczalne skoro mogłem przetrwać lata, które mnie doprowadziły do takiego stanu, to i z na ten szajs musi być jakiś sposób ; )