04 Mar 2011, Pią 12:51, PID: 242323
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 04 Mar 2011, Pią 13:05 przez frezja.)
shalafi, po prostu idealnie to ująłeś.
mogę się pod tym podpisać.
Dodam jeszcze, że w dłuższej perspektywie w związku z faktem że "nie istnieję" w rozmowie, po fazie frustracji powstaje u mnie faza złości.
Mimo że wiem że to wynika z mojego braku umiejętności, to wkurza mnie że ta osoba tak mnie traktuje (oczywiście to bzdura bo traktowanie jest normalne, ale i tak czuję to co czuję). Więc jak mnie wkurza, to zaczynam ją olewać skoro to co mówię/myślę nie ma znaczenia. I tak, znajomy za znajomym jeśli już są lub byli, to odpadają. Bo nie wiedzą, skąd nagle bierze się moja niechęć, a nawet jeśli się dowiedzą (niemożliwe), to i tak nie zrozumieją.
Bardzo cenię sobie refleksyjne osoby, które mówią spokojnie i nie mielą jęzorem jak najęte nie widząc co się dookoła dzieje. Wtedy ja też mam czas żeby pomyśleć i okazję żeby powiedzieć co myślę. Przede wszystkim, mam wtedy możliwość usłyszenia siebie samej. Wydaje mi się że na tym polega prawdziwa rozmowa, że obie strony są ciekawe co druga strona powie i obie się interesują.
To smutne, ale okazuje się że mając FS, jest się gorszym rozmówcą od każdej osoby na świecie Jak dla mnie TO jest najbardziej frustrujące. Od każdego jest się gorszym. A przecież na relacjach opiera się cały ten świat. Zdarza mi się czasem przyłapywać na tym, że czuję że nienawidzę ludzi w związku z tym ale jak tu dażyć sympatią, jeśli mało kto naprawdę "słucha". Co z tego, że umiem to czy tamto. Jak ktoś jest lepiej wygadany, to i tak to co robię przejdzie niezauważone, albo ktoś bardziej wygadany sobie te zasługi (przez swoje wygadanie) przywłaszczy. I tak zdarzyło mi się już parę razy. Jak potem myśleć, że jest się kimś, że ma się jakąś wartość
mogę się pod tym podpisać.
Dodam jeszcze, że w dłuższej perspektywie w związku z faktem że "nie istnieję" w rozmowie, po fazie frustracji powstaje u mnie faza złości.
Mimo że wiem że to wynika z mojego braku umiejętności, to wkurza mnie że ta osoba tak mnie traktuje (oczywiście to bzdura bo traktowanie jest normalne, ale i tak czuję to co czuję). Więc jak mnie wkurza, to zaczynam ją olewać skoro to co mówię/myślę nie ma znaczenia. I tak, znajomy za znajomym jeśli już są lub byli, to odpadają. Bo nie wiedzą, skąd nagle bierze się moja niechęć, a nawet jeśli się dowiedzą (niemożliwe), to i tak nie zrozumieją.
Bardzo cenię sobie refleksyjne osoby, które mówią spokojnie i nie mielą jęzorem jak najęte nie widząc co się dookoła dzieje. Wtedy ja też mam czas żeby pomyśleć i okazję żeby powiedzieć co myślę. Przede wszystkim, mam wtedy możliwość usłyszenia siebie samej. Wydaje mi się że na tym polega prawdziwa rozmowa, że obie strony są ciekawe co druga strona powie i obie się interesują.
To smutne, ale okazuje się że mając FS, jest się gorszym rozmówcą od każdej osoby na świecie Jak dla mnie TO jest najbardziej frustrujące. Od każdego jest się gorszym. A przecież na relacjach opiera się cały ten świat. Zdarza mi się czasem przyłapywać na tym, że czuję że nienawidzę ludzi w związku z tym ale jak tu dażyć sympatią, jeśli mało kto naprawdę "słucha". Co z tego, że umiem to czy tamto. Jak ktoś jest lepiej wygadany, to i tak to co robię przejdzie niezauważone, albo ktoś bardziej wygadany sobie te zasługi (przez swoje wygadanie) przywłaszczy. I tak zdarzyło mi się już parę razy. Jak potem myśleć, że jest się kimś, że ma się jakąś wartość