12 Lut 2011, Sob 12:49, PID: 238878
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 12 Lut 2011, Sob 12:53 przez riverbelow.)
A ja mam taką dość dziwną sytuację...
Poznałam gościa w necie. Dobrze się gadało, ba, nawet bardzo. Postanowiliśmy się umówić. Siedzieliśmy 5 godzin w klubie przy piwie, gadając o filozofii (studiuje ją) i o różnorakich sprawach. Fobia nawet mi się nie uaktywniła, może czasem gadałam głupoty, ale ogólnie było bardzo sympatycznie i tak, śmiesznie! Na skraju pamięci mam jego tekst, że nic mi nie brakuje w wyglądzie i w inteligencji.
Potem... no i potem się teoretycznie umówiliśmy na wtorek, ale coś nie wyszło. Pisał do mnie, owszem, ale nagle zaczęło się pisać.. koszmarnie nudno i w ogóle, jakoś tak. Nie wiem kogo to wina, jego raczej też, bo przymulał. Jak się go w końcu zapytałam, co mu jest, stwierdził że to przez egzaminy etc.
W końcu zapytał o spotkanie, po mojej drobnej sugestii (i jegoż inicjatywie) umówiliśmy się na kolejną sobotę, ale.... w tym dniu napisał i powiedział, że nie bo 'wiesz no, miałem imprezę, dopiero z niej wróciłem i tak jakoś...' - warto dodać że do spotkania wówczas zostało 6 godzin...
No i tak, w czwartek się widzieliśmy dopiero, czyli półtora tygodnia po 1 spotkaniu, było dziwacznie, on taki nierozmowny tylko patrzył się spod oka i się uśmiechał. Dodam, że on jest wygadany, pewny siebie. Zmył się po półtorej godzinie, tłumacząc się kuciem do egzaminu.
Ja ogólnie w stosunku do niego byłam chłodna, zdystansowana, na 1 spotkaniu dziwnie poszukiwał kontaktu dotykowego, a to strzepując byle pyłek z płaszcza, a to niby linie życia na mojej dłoni oglądając... Ale rozmawiałam normalnie. Lecz na ostatnim spotkaniu było drętwo, i to nie tylko moja wina.....Nie narzucam mu się, jestem normalna, czasem powiem mu jakiś komplement, on mi też, przed tym drugim spotkaniem jemu nagle zaczęło odwalać i np. prawie godzinę szukał dla mnie utworu, który wzruszyłby mnie jeszcze bardziej niż taki jeden, który mu pokazałam. Takie dyrdymały, zdziwiłam się aż że się tak uaktywnił.
Nie rozumiem go .
Poznałam gościa w necie. Dobrze się gadało, ba, nawet bardzo. Postanowiliśmy się umówić. Siedzieliśmy 5 godzin w klubie przy piwie, gadając o filozofii (studiuje ją) i o różnorakich sprawach. Fobia nawet mi się nie uaktywniła, może czasem gadałam głupoty, ale ogólnie było bardzo sympatycznie i tak, śmiesznie! Na skraju pamięci mam jego tekst, że nic mi nie brakuje w wyglądzie i w inteligencji.
Potem... no i potem się teoretycznie umówiliśmy na wtorek, ale coś nie wyszło. Pisał do mnie, owszem, ale nagle zaczęło się pisać.. koszmarnie nudno i w ogóle, jakoś tak. Nie wiem kogo to wina, jego raczej też, bo przymulał. Jak się go w końcu zapytałam, co mu jest, stwierdził że to przez egzaminy etc.
W końcu zapytał o spotkanie, po mojej drobnej sugestii (i jegoż inicjatywie) umówiliśmy się na kolejną sobotę, ale.... w tym dniu napisał i powiedział, że nie bo 'wiesz no, miałem imprezę, dopiero z niej wróciłem i tak jakoś...' - warto dodać że do spotkania wówczas zostało 6 godzin...
No i tak, w czwartek się widzieliśmy dopiero, czyli półtora tygodnia po 1 spotkaniu, było dziwacznie, on taki nierozmowny tylko patrzył się spod oka i się uśmiechał. Dodam, że on jest wygadany, pewny siebie. Zmył się po półtorej godzinie, tłumacząc się kuciem do egzaminu.
Ja ogólnie w stosunku do niego byłam chłodna, zdystansowana, na 1 spotkaniu dziwnie poszukiwał kontaktu dotykowego, a to strzepując byle pyłek z płaszcza, a to niby linie życia na mojej dłoni oglądając... Ale rozmawiałam normalnie. Lecz na ostatnim spotkaniu było drętwo, i to nie tylko moja wina.....Nie narzucam mu się, jestem normalna, czasem powiem mu jakiś komplement, on mi też, przed tym drugim spotkaniem jemu nagle zaczęło odwalać i np. prawie godzinę szukał dla mnie utworu, który wzruszyłby mnie jeszcze bardziej niż taki jeden, który mu pokazałam. Takie dyrdymały, zdziwiłam się aż że się tak uaktywnił.
Nie rozumiem go .