09 Sty 2011, Nie 0:33, PID: 235104
U mnie jest tak, że ja od mojej lubej się po prostu uzależniłem. Wszędzie chodzimy, wszystko robimy razem. Wcześniej byłem typem samotnika, zawsze wszędzie sam, ciągle siedziałem w domu. Ale może od początku: gdyby nie Ona związek by nie istniał. To ona sie pierwsza we mnie zakochała... i jakoś tak była jedyną osobą przy której się czułem 'na luzie'. Nie wiem czemu akurat Ona...ale tak po prostu jest.
Problem jest w tym, że jak sie kłócimy(bo w związku fobikiem juz nie jestem! potrafie wyrzucic z siebie co mi sie nie podoba i ogólnie 'to ja nosze spodnie' ) to sobie nie radze. Ona siedzi w domu, ja w swoim i chociaż wiem, że zawiniła nie mogę sie opanować żeby do niej zadzwonić, przeprosić ją, żeby już do mnie przyszła, żeby było dobrze. Strasznie źle sie z tym czuje.. mam ochotę wziąźć nóz i sobie podciąć żyły, pojechać do szpitala i może to by spowodowało pokój między nami.. Już wcześniej cie ciąłem to sie przychylnym okiem na mnie patrzyła ale obiecałem jej, że już tego nie zrobie.
Wiem, że może w złym temacie, na złym forum i nie na poziomie ale i tak nie mam nikogo komu miałbym się wyżalić...
Problem jest w tym, że jak sie kłócimy(bo w związku fobikiem juz nie jestem! potrafie wyrzucic z siebie co mi sie nie podoba i ogólnie 'to ja nosze spodnie' ) to sobie nie radze. Ona siedzi w domu, ja w swoim i chociaż wiem, że zawiniła nie mogę sie opanować żeby do niej zadzwonić, przeprosić ją, żeby już do mnie przyszła, żeby było dobrze. Strasznie źle sie z tym czuje.. mam ochotę wziąźć nóz i sobie podciąć żyły, pojechać do szpitala i może to by spowodowało pokój między nami.. Już wcześniej cie ciąłem to sie przychylnym okiem na mnie patrzyła ale obiecałem jej, że już tego nie zrobie.
Wiem, że może w złym temacie, na złym forum i nie na poziomie ale i tak nie mam nikogo komu miałbym się wyżalić...