07 Wrz 2010, Wto 13:55, PID: 221911
Sprawa wygląda tak: od kilku lat jestem aktywny na pewnym portalu filmowym. Na samym początku mojej aktywności tam nawiązałem kontakt z przedstawicielką płci przeciwnej Dobrze się znamy, dobrze się ze sobą rozumiemy, ta osoba wiele dla mnie znaczy. Ale na żywo nigdy się z nią nie spotkałem. Ja mieszkam we Wrocławiu, ona w Lublinie.
W zeszłym roku postanowiłem pojechać na zlot użytkowników tego portalu do W-wy i po cichu liczyłem, że ona też tam będzie, ponieważ w poprzednich latach uczestniczyła w tym regularnie. Ale tym razem z pewnego poważnego powodu nie mogła.
W tym roku ona przyjechała do mojego miasta na festiwal ENH, ale wcześniej zagadała do mnie i zaproponowała spotkanie. Ja akurat w tym okresie miałem zaplanowany pobyt w zupełnie przeciwległej części Polski. Ale gdyby bardziej zależało mi na tym spotkaniu, pewnie zmieniłbym swoje plany. Bo tak na prawdę nie wiem, czy mi zależy (i jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi, kandydatki na życiową partnerkę póki co w niej nie widzę - może po prostu dlatego, że nie znam jej "w realu").
Pomyślicie: stary jak świat (a właściwie: jak internet) problem przełożenia kontaktu wirtualnego na rzeczywisty. No właśnie. Mnie odpowiada obecny układ: wymiana myśli m.in. poprzez prywatne wiadomości, żartowanie, flirtowanie, obustronne zadowolenie... W momencie prawdziwego spotkania decydujące byłoby pierwsze wrażenie. I cholernie boję się, że coś się nie uda, a potem nic nie będzie takie, jak było. Po spotkaniu się jej wyobrażenie o mnie może ulec porządnej modyfikacji. Niestety obawiam się, że "na żywo" nie jestem tak atrakcyjny i nie mam tyle do zaoferowania, co przez internet.
Gdy nadarzy się kolejna okazja do spotkania i najpewniej to ona je zaproponuje, ja prawie na pewno się zgodzę. A potem ogarnie mnie lęk i niepewność, czy wypadnę w jej oczach perfekcyjnie, czy nie popełnię jakiejś gafy, czy czegoś w naszych dotychczasowych relacjach nie s+ę. Nie będę spontaniczny, naturalny, wyluzowany - tylko zestresowany, pełen obaw, niepewny, w jakim kierunku chcę dalej tę znajomość pociągnąć. Cholera, czy to wszystko nie mogłoby być prostsze?
W zeszłym roku postanowiłem pojechać na zlot użytkowników tego portalu do W-wy i po cichu liczyłem, że ona też tam będzie, ponieważ w poprzednich latach uczestniczyła w tym regularnie. Ale tym razem z pewnego poważnego powodu nie mogła.
W tym roku ona przyjechała do mojego miasta na festiwal ENH, ale wcześniej zagadała do mnie i zaproponowała spotkanie. Ja akurat w tym okresie miałem zaplanowany pobyt w zupełnie przeciwległej części Polski. Ale gdyby bardziej zależało mi na tym spotkaniu, pewnie zmieniłbym swoje plany. Bo tak na prawdę nie wiem, czy mi zależy (i jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi, kandydatki na życiową partnerkę póki co w niej nie widzę - może po prostu dlatego, że nie znam jej "w realu").
Pomyślicie: stary jak świat (a właściwie: jak internet) problem przełożenia kontaktu wirtualnego na rzeczywisty. No właśnie. Mnie odpowiada obecny układ: wymiana myśli m.in. poprzez prywatne wiadomości, żartowanie, flirtowanie, obustronne zadowolenie... W momencie prawdziwego spotkania decydujące byłoby pierwsze wrażenie. I cholernie boję się, że coś się nie uda, a potem nic nie będzie takie, jak było. Po spotkaniu się jej wyobrażenie o mnie może ulec porządnej modyfikacji. Niestety obawiam się, że "na żywo" nie jestem tak atrakcyjny i nie mam tyle do zaoferowania, co przez internet.
Gdy nadarzy się kolejna okazja do spotkania i najpewniej to ona je zaproponuje, ja prawie na pewno się zgodzę. A potem ogarnie mnie lęk i niepewność, czy wypadnę w jej oczach perfekcyjnie, czy nie popełnię jakiejś gafy, czy czegoś w naszych dotychczasowych relacjach nie s+ę. Nie będę spontaniczny, naturalny, wyluzowany - tylko zestresowany, pełen obaw, niepewny, w jakim kierunku chcę dalej tę znajomość pociągnąć. Cholera, czy to wszystko nie mogłoby być prostsze?