22 Lip 2010, Czw 16:08, PID: 215630
Spotkałam 2 tyg temu na ulicy chłopaka który mi się podobał 10 lat temu, przez ten czas się nie widzieliśmy no i wychodzi na to że on mi się nadal podoba. Potem się umówiliśmy na inny dzień ale to co ja przeżyłam jak miałam do niego zadzonić to był istny koszmar, po prostu nie byłam w stanie wykonać telefonu tak byłam spięta. Jak się spotkaliśmy (do tej pory 2 razy) to głównie on gada, ja staram się coś powiedzieć. Ale siedzę jak na zebraniu, cała sztywna i spięta. Koszmar. On pisze też do mnie smsy więc w sumie jesteśmy w kontakcie od ok. tygodnia, co mnie wpędza w takie nerwy że przestaję trzeźwo myśleć.
Inna sprawa że miałam też trochę stresów w pracy, przeprowadzka itp, więc może wszystko na raz tak spadło na głowę. Jestem sparaliżowana ze strachu, ale głównie przez niego.
Generalnie mu nawet powiedziałam że jestem często zdenerwowana, ale on chyba tego nie rozumie, on jest wyluzowany taki sympatyczny gościu. I tym gorzej dla mnie. Ratunku!
Ja nie muszę nic chcieć od niego, po prostu jest kolegą ale ja nie chcę sie tak denerwować, wszystkie nerwy mam napięte!
Naprawdę dawno mi się już coś takiego nie zdarzało, tak bardzo to chyba od czasów podstawówki/liceum (mam 30 lat) po prostu mnie siekło jak grom z jasnego nieba.
Inna sprawa że miałam też trochę stresów w pracy, przeprowadzka itp, więc może wszystko na raz tak spadło na głowę. Jestem sparaliżowana ze strachu, ale głównie przez niego.
Generalnie mu nawet powiedziałam że jestem często zdenerwowana, ale on chyba tego nie rozumie, on jest wyluzowany taki sympatyczny gościu. I tym gorzej dla mnie. Ratunku!
Ja nie muszę nic chcieć od niego, po prostu jest kolegą ale ja nie chcę sie tak denerwować, wszystkie nerwy mam napięte!
Naprawdę dawno mi się już coś takiego nie zdarzało, tak bardzo to chyba od czasów podstawówki/liceum (mam 30 lat) po prostu mnie siekło jak grom z jasnego nieba.