07 Gru 2009, Pon 19:03, PID: 189023
We wrześniu przełamałam w jakimś sensie jeden ze swoich fobicznych lęków. Wtedy jeszcze się dobrze czułam - nowa klasa, nowi ludzie, nikt mnie nie znał, mogłam pokazać siebie z innej strony, ogólnie na początku z chęcią chodziłam do szkoły [teraz już nie - odsłoniłam słabe karty, fobia chwyciła].
Do rzeczy.
Bardzo spodobał mi się jeden chłopak ze szkoły. Super, super, w gimnazjum w życiu bym nie zagadała - a tutaj, poszłam odważnie do koleżanki (która słabiutko znałam, z gimnazjum) i poprosiłam o jego nr gg (ona z nim chodzi do klasy). Dała mi, ja cała w skowronkach, napisałam do niego, zaprosił mnie na imprezę już na następny dzień (impreza?! naturallment, mama się nie zgodziła) więc 'pojechaliśmy' na spacer. Byłam spięta cały czas, ale temat do rozmów na szczęście się wciąż znajdywał. Pociągał mnie. Później pisaliśmy na gg, 3 tygodnie. Czasem on do mnie pisał, czasem ja do niego. Zadawałam mu pytania; chciałam go jakoś poznać, bo zbytnio gadatliwy nie był na gg (w realu wręcz przeciwnie) i dziwny ciut. Ale w szkole się nie odzywał, tylko cześć (może wyczuł moją fobię? rzeczywiście dziwnie bym się czuła, gadając z nim w szkole przy... innych). Drugi się umówiliśmy, zawiódł (i nie odwołał nawet)nie wytrzymałam, napisałam 'o co ci chodzi?, stwierdził że się bał odezwać, bo myślał że na amen się obraziłam. Tja... Po czym, po 3 tygodniach, stwierdził, że go nie pociągam. I że kłamał mi prawie we wszystkim, bo 'za dużo go wypytywałam'. Potem się jeszcze pokłóciliśmy, ja się go czepiłam, a on (to fakt, był za nadwrażliwy, a taki pewny siebie wielce) zaczął się rzucać, że ja się go tak czepiam, pokłóciliśmy się, wyzwał mnie od nadętych księżniczek, i ogólnie, zakończenie tej całej znajomości było niemiłe. Od tamtej pory nie pisaliśmy ani razu.
Bardzo mi spadła samoocena. Do dziś nie potrafię go w szkole traktować obojętnie (serce mi mocniej bije na jego widok, ręce się trzęsą, pocą, w ogóle unikam miejsc gdzie on może siedzieć). I dalej jestem w nim zakochana (a gust mam wybredny). Wiem, że nie na darmo, to naprawdę wartościowy człowiek. I bardzo chciałabym żebyśmy dalej się 'znali'. Cóż...
Tyle z mojego życia uczuciowego.
Do rzeczy.
Bardzo spodobał mi się jeden chłopak ze szkoły. Super, super, w gimnazjum w życiu bym nie zagadała - a tutaj, poszłam odważnie do koleżanki (która słabiutko znałam, z gimnazjum) i poprosiłam o jego nr gg (ona z nim chodzi do klasy). Dała mi, ja cała w skowronkach, napisałam do niego, zaprosił mnie na imprezę już na następny dzień (impreza?! naturallment, mama się nie zgodziła) więc 'pojechaliśmy' na spacer. Byłam spięta cały czas, ale temat do rozmów na szczęście się wciąż znajdywał. Pociągał mnie. Później pisaliśmy na gg, 3 tygodnie. Czasem on do mnie pisał, czasem ja do niego. Zadawałam mu pytania; chciałam go jakoś poznać, bo zbytnio gadatliwy nie był na gg (w realu wręcz przeciwnie) i dziwny ciut. Ale w szkole się nie odzywał, tylko cześć (może wyczuł moją fobię? rzeczywiście dziwnie bym się czuła, gadając z nim w szkole przy... innych). Drugi się umówiliśmy, zawiódł (i nie odwołał nawet)nie wytrzymałam, napisałam 'o co ci chodzi?, stwierdził że się bał odezwać, bo myślał że na amen się obraziłam. Tja... Po czym, po 3 tygodniach, stwierdził, że go nie pociągam. I że kłamał mi prawie we wszystkim, bo 'za dużo go wypytywałam'. Potem się jeszcze pokłóciliśmy, ja się go czepiłam, a on (to fakt, był za nadwrażliwy, a taki pewny siebie wielce) zaczął się rzucać, że ja się go tak czepiam, pokłóciliśmy się, wyzwał mnie od nadętych księżniczek, i ogólnie, zakończenie tej całej znajomości było niemiłe. Od tamtej pory nie pisaliśmy ani razu.
Bardzo mi spadła samoocena. Do dziś nie potrafię go w szkole traktować obojętnie (serce mi mocniej bije na jego widok, ręce się trzęsą, pocą, w ogóle unikam miejsc gdzie on może siedzieć). I dalej jestem w nim zakochana (a gust mam wybredny). Wiem, że nie na darmo, to naprawdę wartościowy człowiek. I bardzo chciałabym żebyśmy dalej się 'znali'. Cóż...
Tyle z mojego życia uczuciowego.