10 Lut 2008, Nie 9:54, PID: 12115
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 10 Lut 2008, Nie 9:56 przez Żałosny86.)
Wiesz... Właściwie, to też z obu tych powodów... Wyśmiać, to by mnie ie wyśmiała, bo niby dlaczego... Skoro Ona mi to mówiła bardzo często, to nie było powodu... Niestety prawda jest taka, że z tym wyśmianiem za "K.C", to mi się zdarzyło jeszcze w gimnazjum... Powiedziałem to dziewczynie i na drugi dzień w szkole śmiechy, chamskie docinki itd. Dzieci są okrutne, a ja też wtedy byłem (właściwie myślę, że teraz też jestem) dzieckiem i choć pewnie nie było po mnie widać, to najwidoczniej bardzo to odczułem i gdzieś ten lęk się we mnie zagnieździł... Jeżeli chodzi o to, czy naprawdę czułem to, co chciałem powiedzieć, to też się zastanawiałem.... Jak pisałem wcześniej, nie znam dobrze uczucia, jakim jest miłość, to raz. Dwa, chyba rzeczywiście za dobrze się nie znaliśmy... Wszystko dlatego, że to było tak: poznaliśmy się w wakacje zeszłego roku . Było super, spotykaliśmy się codziennie i spędzaliśmy ze sobą po kilka godzin, chodziliśmy na letnie imprezy, koncerty itd. Po ok. 3 miesiącach, pewnego wieczoru, dostałem nagle sms'a, że mam przyjść do parku natychmiast. Przyszedłem, okazało się, że ona na drugi dzień rano wyjeżdża do Holandii na 3 miesiące, bo musi zarobić, żeby pomóc mamie. Prosiła, żebym czekał na Nią. Na pożegnanie mocno ją przytuliłem i pierwszy raz w życiu usłyszałem "K.C". Utrzymywaliśmy kontakt, choć nie zawsze mi to wychodziło, bo przez jakiś czas była Ona dla mnie literkami na ekranie i raz na jakiś czas głosem w telefonie... Z 3 miesięcy zrobiło się 6... Wytrzymaliśmy... Wróciła dzień przed Wigilią... W Święta się nie widzieliśmy, bo chciała je spędzić z rodziną (nie ukrywam, że było mi trochę przykro). Od tego momentu miało się zrobić poważnie między nami... Oczywiście, przeze mnie się nie zrobiło, bo nie potrafiłem rozmawiać o poważnych rzeczach, uczuciach itd. W ten sposób od grudnia do teraz, wszystko się rozlatywało i wczoraj rozleciało się na dobre. W drugiej połowie lutego Ona znów wyjeżdża i to właściwie zadecydowało, bo gdyby nie wyjeżdżała, to powiedziała, że dałaby mi jeszcze czas, ale w takiej sytuacji, to nie przetrwa, bo się na mnie zawiodła... Ot, cała historia w skrócie... Oczywiście jest dużo więcej szczegółów, ale musiałbym chyba jakąś książkę-pamiętnik na ten temat napisać... A co myślicie o tym, że Ona ciągle powtarzała, że mnie kocha, a już teraz nie dała mi szansy...? Czy w takim razie naprawdę czuła to, co mówiła....? Aha... Myślę, że warto nadmienić, że nie uprawialiśmy seksu (z mojej winy), choć wielokrotnie mieliśmy szansę i często byliśmy w sytuacji, która pozwalała na to. Myślę, że miało to ogromny wpływ na ten związek, bo Ona bardzo tego potrzebowała... (zaznaczam, że wszystko ze mną w porządku, przeszkodą była psychika...) Smoklej, jestem z Elbląga. Pozdrawiam Gdańsk!