12 Lut 2010, Pią 12:33, PID: 195862
Ja to tylko u siebie podejrzewam taką fobię, ale 100% nie wiem czy to to. Nie była u specjalisty żeby to stwierdził.
Ja strasznie unikam ludzi nie ufam im w ogóle. Mam tylko tutaj 3 sprawdzonych znajomych, ale oni mnie raczej nie rozumieją czemu taka jestem. Uważają że powinnam gdzieś wyjść poznać nowych ludzi, rozerwać się zabawić. Ale czy oni nie potrafią zrozumieć , że ja nie chcę nikogo poznawać. Najbezpieczniej czuję się w swoim pokoju chociaż czasem mam wrażenie że najlepiej było by mi gdzieś w jakiejś dziurze albo odludziu żeby nikt mnie nie widział nie odzywał się. Przecież to normalne nie jest. Jak juz miałabym kogos poznać to tylko podobnego do mnie żeby mnie rozumiał a nie potępiał i prawił kazania że jakąś dzikuską jestem.Najlepiej też jest jak jestem sama w domu i do nikogo się nie odzywam. Zawsze myślę że jak ktoś się na mnie patrzy to wyglądam nie tak, albo kto wie co sobie o mnie myślą.Boję się poznawać nowych ludzi bo nie wiem o czym mam rozmawiać. Przez neta poznałam koleżankę z która piszemy już pół roku ale zawsze bałam się z nią spotkać bo wyobrażałam sobie że jak się spotkamy nie będziemy miały o czym gadać chociaż w mailach piszemy sobie wszystko i się już zdążyłyśmy dosyć dobrze poznać i zawsze jest o czym pisać. Nie lubię wychodzić do żadnych klubów bo nie lubię hałasu głośnych ludzi. Jak już jest okazja żeby gdzieś wyjść to ciężko jest mnie do tego nakłonić. Czasem mówię że pójdę a kilka godzin przed stwierdzam że jednak nie bo coś tam. Już przez to straciłam kontakt z jedna koleżanką. Albo jak idę to z nastawieniem że będzie źle i wszyscy będą się źle bawić przeze mnie.Do centrum Warszawy nie jeżdżę wcale bo nienawidzę tych tłumów rozpychających się ludzi tłoków hałasu itd. Od zawsze taka byłam ale nie było to takie silne jak teraz. A przeszkadza to w życiu i to bardzo. Myślę tylko o tym że będę całe życie sama bo kto chciałby się związać z kimś takim jak ja. Poza tym mam straszny dystans do facetów nawet jako kolegów. Nie potrzebuję ich po prostu.Nienawidzę jak mnie jakiś facet chociaż dotknie.Jedyną osobą której na to pozwalam jest mój przyjaciel i tata. A cała reszta mnie obrzydza.Nie znoszę jak ktoś włazi mi do pokoju zwłaszcza drugi współlokator.Nie lubię go od samego początku i mój przyjaciel tez tego nie potrafi zrozumieć.I czasem mi powtarza że mu przykro że my się nie możemy dogadać. Ale co mam robić coś na siłę?!Nie muszę wszystkich kochać i lubić. I już nawet nie chce mi się tego jemu tłumaczyć bo ja swoje a on swoje. Zresztą nie powiedziałam mu tak w 100% całej prawdy,może to błąd. Ale ja też nie umiem szczerze rozmawiać z ludźmi nawet z tymi najbliższymi. Najbardziej się boję że mój przyjaciel się ode mnie odsunie i ja już nie będę częścią jego życia. To mnie najbardziej przeraża i o tym najczęściej myślę i mam przez to głupie sny. Wiem że nigdy się już nie zakocham. Kochałam tylko raz i nadal kocham ale wiem że nic z tego nie będzie z pewnej przyczyny której nie da się zmienić nigdy i żadnym cudem. Czuję się jak obłąkana i nienormalna w świecie gdzie jest więcej normalnych ludzi i pozytywnie nastawionych do życia. Bo ja wiem ze nic mnie w życiu dobrego nie spotka. No bo jak to mnie taką głupią osobę która się wszystkiego boi, ludzi zmian itd. I tkwię w tym moim pustym samotnym życiu.Najlepiej chyba byłoby dla mnie i dla innych gdybym zniknęła z tego świata i wszystko co złe by się skończyło.Chciałabym nauczyć się języka hiszpańskiego, iść na kurs tańca brzucha i pojechać do Meksyku. A co ja z tym robię nic.Bo się boję a poza tym tez nie mam na to kasy. Ale pewnie gdybym mogła to bym zaoszczędziła, ale strach przed wszystkim co nowe mnie paraliżuje.Chciałabym być znowu mała mieszkać z rodzicami i nie musieć się niczym martwić, ale czasu nie da się cofnąć i niedługo będzie 30 tka na karku.Czasem myślę że powinnam wyrosnąć z takich rzeczy albo przejść je w wieku dojrzewania a nie w tym wieku.
Sory że się tak rozpisałam ale nie mam komu tego wszystkiego szczerze powiedzieć bo nikt mnie nie zrozumie.Tylko się dziwią albo śmieją że gadam głupoty itd. Ale dla mnie to poważna sprawa i niszczy mi ,życie
Ja strasznie unikam ludzi nie ufam im w ogóle. Mam tylko tutaj 3 sprawdzonych znajomych, ale oni mnie raczej nie rozumieją czemu taka jestem. Uważają że powinnam gdzieś wyjść poznać nowych ludzi, rozerwać się zabawić. Ale czy oni nie potrafią zrozumieć , że ja nie chcę nikogo poznawać. Najbezpieczniej czuję się w swoim pokoju chociaż czasem mam wrażenie że najlepiej było by mi gdzieś w jakiejś dziurze albo odludziu żeby nikt mnie nie widział nie odzywał się. Przecież to normalne nie jest. Jak juz miałabym kogos poznać to tylko podobnego do mnie żeby mnie rozumiał a nie potępiał i prawił kazania że jakąś dzikuską jestem.Najlepiej też jest jak jestem sama w domu i do nikogo się nie odzywam. Zawsze myślę że jak ktoś się na mnie patrzy to wyglądam nie tak, albo kto wie co sobie o mnie myślą.Boję się poznawać nowych ludzi bo nie wiem o czym mam rozmawiać. Przez neta poznałam koleżankę z która piszemy już pół roku ale zawsze bałam się z nią spotkać bo wyobrażałam sobie że jak się spotkamy nie będziemy miały o czym gadać chociaż w mailach piszemy sobie wszystko i się już zdążyłyśmy dosyć dobrze poznać i zawsze jest o czym pisać. Nie lubię wychodzić do żadnych klubów bo nie lubię hałasu głośnych ludzi. Jak już jest okazja żeby gdzieś wyjść to ciężko jest mnie do tego nakłonić. Czasem mówię że pójdę a kilka godzin przed stwierdzam że jednak nie bo coś tam. Już przez to straciłam kontakt z jedna koleżanką. Albo jak idę to z nastawieniem że będzie źle i wszyscy będą się źle bawić przeze mnie.Do centrum Warszawy nie jeżdżę wcale bo nienawidzę tych tłumów rozpychających się ludzi tłoków hałasu itd. Od zawsze taka byłam ale nie było to takie silne jak teraz. A przeszkadza to w życiu i to bardzo. Myślę tylko o tym że będę całe życie sama bo kto chciałby się związać z kimś takim jak ja. Poza tym mam straszny dystans do facetów nawet jako kolegów. Nie potrzebuję ich po prostu.Nienawidzę jak mnie jakiś facet chociaż dotknie.Jedyną osobą której na to pozwalam jest mój przyjaciel i tata. A cała reszta mnie obrzydza.Nie znoszę jak ktoś włazi mi do pokoju zwłaszcza drugi współlokator.Nie lubię go od samego początku i mój przyjaciel tez tego nie potrafi zrozumieć.I czasem mi powtarza że mu przykro że my się nie możemy dogadać. Ale co mam robić coś na siłę?!Nie muszę wszystkich kochać i lubić. I już nawet nie chce mi się tego jemu tłumaczyć bo ja swoje a on swoje. Zresztą nie powiedziałam mu tak w 100% całej prawdy,może to błąd. Ale ja też nie umiem szczerze rozmawiać z ludźmi nawet z tymi najbliższymi. Najbardziej się boję że mój przyjaciel się ode mnie odsunie i ja już nie będę częścią jego życia. To mnie najbardziej przeraża i o tym najczęściej myślę i mam przez to głupie sny. Wiem że nigdy się już nie zakocham. Kochałam tylko raz i nadal kocham ale wiem że nic z tego nie będzie z pewnej przyczyny której nie da się zmienić nigdy i żadnym cudem. Czuję się jak obłąkana i nienormalna w świecie gdzie jest więcej normalnych ludzi i pozytywnie nastawionych do życia. Bo ja wiem ze nic mnie w życiu dobrego nie spotka. No bo jak to mnie taką głupią osobę która się wszystkiego boi, ludzi zmian itd. I tkwię w tym moim pustym samotnym życiu.Najlepiej chyba byłoby dla mnie i dla innych gdybym zniknęła z tego świata i wszystko co złe by się skończyło.Chciałabym nauczyć się języka hiszpańskiego, iść na kurs tańca brzucha i pojechać do Meksyku. A co ja z tym robię nic.Bo się boję a poza tym tez nie mam na to kasy. Ale pewnie gdybym mogła to bym zaoszczędziła, ale strach przed wszystkim co nowe mnie paraliżuje.Chciałabym być znowu mała mieszkać z rodzicami i nie musieć się niczym martwić, ale czasu nie da się cofnąć i niedługo będzie 30 tka na karku.Czasem myślę że powinnam wyrosnąć z takich rzeczy albo przejść je w wieku dojrzewania a nie w tym wieku.
Sory że się tak rozpisałam ale nie mam komu tego wszystkiego szczerze powiedzieć bo nikt mnie nie zrozumie.Tylko się dziwią albo śmieją że gadam głupoty itd. Ale dla mnie to poważna sprawa i niszczy mi ,życie