04 Sie 2016, Czw 12:10, PID: 563647
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 04 Sie 2016, Czw 12:13 przez PannaJoanna.)
Chciałabym dodać swoich parę groszy...
Mam kilka przeprowadzek za sobą. Było o tyle łatwiej, że od 17 roku życia mieszkałam praktycznie sama (starsza siostra wyjechała na studia, matka wyprowadziła się zaraz później do innej miejscowości i zaglądała do domu 1-2 razy w tygodniu "sprawdzić, czy mieszkanie nie poszło z dymem"). Wiedziałam mniej więcej jak samej sobie radzić. Mieszkałam tak samotnie do ok. 21 roku życia, przez ten czas fobia się pogłębiła, ale poznałam też chłopaka z (częściowo) podobnymi problemami. Kiedy moja siostra wróciła ze studiów objąć firmę mojej mamy, zaczęła nas z chłopakiem codziennie wyzywać, wyśmiewać i robić awantury. Postanowiliśmy dla świętego spokoju wynieść się na jakiś czas na stancję. Przez ponad 3 lata wynajmowaliśmy pokój za łącznie 600zl/msc, dzieląc mieszkanie z innymi ludźmi, co wiele mnie nauczyło - nasi współlokatorzy bywali raz lepsi, raz gorsi, lekko nie było, ale przynajmniej nikt nie traktował mnie, tak jak siostra, jako służącą/dildo do emocjonalnego łechtania swojego ego. Jeśli chodzi o finanse, można na początek dać sobie radę za naprawdę niewiele, pracując dorywczo po zajęciach na uczelni. Ale po paru latach wróciłam do rodzinnego mieszkania, gdzie przez ten czas siostra mieszkała sama. Chciałam jak najwięcej pieniędzy odłożyć na rozkręcenie swojej pracy, zamiast niepotrzebnie wydawać na wynajem. W końcu, myślałam, to przecież moje rodzinne mieszkanie, a rodzina wspiera się i pomaga sobie. Nie przewidziałam tylko tego, że choć ja miałam łącznie 10 współlokatorów przez ten czas, to siostra mieszkała sama, w pełnym komforcie i nie nauczyła się dzielić przestrzeni z kimś innym - akceptować to, że ludzie mają prawo lubić różne rzeczy i nie muszą przez to komplikować sobie nawzajem życia. Że nie wszystko będzie zawsze dokładnie takie, jak ona by chciała. Relacje między nami na tyle się popsuły, że zaczęłam chodzić do psychologa, bo myślałam, że skoro ktoś mnie tak traktuje, to muszę go do tego prowokować swoim złym zachowaniem. Tak dowiedziałam się o dysfunkcyjnych modelach rodzinnych, fobii, asertywności. Suma sumarum, było ciężko, okazało się, że dla matki i siostry nie jestem nic warta, ale w końcu dzięki temu sama przed sobą przyznałam, że mam pewne problemy i zaczęłam nad nimi pracować. Także... przeprowadzka i samodzielne życie mają duży wpływ na fobię, niekoniecznie niekorzystny. Czasami tylko zaskakuje to, czego można się o sobie i innych dowiedzieć.
Mam kilka przeprowadzek za sobą. Było o tyle łatwiej, że od 17 roku życia mieszkałam praktycznie sama (starsza siostra wyjechała na studia, matka wyprowadziła się zaraz później do innej miejscowości i zaglądała do domu 1-2 razy w tygodniu "sprawdzić, czy mieszkanie nie poszło z dymem"). Wiedziałam mniej więcej jak samej sobie radzić. Mieszkałam tak samotnie do ok. 21 roku życia, przez ten czas fobia się pogłębiła, ale poznałam też chłopaka z (częściowo) podobnymi problemami. Kiedy moja siostra wróciła ze studiów objąć firmę mojej mamy, zaczęła nas z chłopakiem codziennie wyzywać, wyśmiewać i robić awantury. Postanowiliśmy dla świętego spokoju wynieść się na jakiś czas na stancję. Przez ponad 3 lata wynajmowaliśmy pokój za łącznie 600zl/msc, dzieląc mieszkanie z innymi ludźmi, co wiele mnie nauczyło - nasi współlokatorzy bywali raz lepsi, raz gorsi, lekko nie było, ale przynajmniej nikt nie traktował mnie, tak jak siostra, jako służącą/dildo do emocjonalnego łechtania swojego ego. Jeśli chodzi o finanse, można na początek dać sobie radę za naprawdę niewiele, pracując dorywczo po zajęciach na uczelni. Ale po paru latach wróciłam do rodzinnego mieszkania, gdzie przez ten czas siostra mieszkała sama. Chciałam jak najwięcej pieniędzy odłożyć na rozkręcenie swojej pracy, zamiast niepotrzebnie wydawać na wynajem. W końcu, myślałam, to przecież moje rodzinne mieszkanie, a rodzina wspiera się i pomaga sobie. Nie przewidziałam tylko tego, że choć ja miałam łącznie 10 współlokatorów przez ten czas, to siostra mieszkała sama, w pełnym komforcie i nie nauczyła się dzielić przestrzeni z kimś innym - akceptować to, że ludzie mają prawo lubić różne rzeczy i nie muszą przez to komplikować sobie nawzajem życia. Że nie wszystko będzie zawsze dokładnie takie, jak ona by chciała. Relacje między nami na tyle się popsuły, że zaczęłam chodzić do psychologa, bo myślałam, że skoro ktoś mnie tak traktuje, to muszę go do tego prowokować swoim złym zachowaniem. Tak dowiedziałam się o dysfunkcyjnych modelach rodzinnych, fobii, asertywności. Suma sumarum, było ciężko, okazało się, że dla matki i siostry nie jestem nic warta, ale w końcu dzięki temu sama przed sobą przyznałam, że mam pewne problemy i zaczęłam nad nimi pracować. Także... przeprowadzka i samodzielne życie mają duży wpływ na fobię, niekoniecznie niekorzystny. Czasami tylko zaskakuje to, czego można się o sobie i innych dowiedzieć.