25 Wrz 2014, Czw 20:41, PID: 413130
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 25 Wrz 2014, Czw 20:46 przez Kaktus.)
Niedawno wróciłem do medytacji, o ile to tak można nazwać. Po x latach. Uznałem, że mi to pomoże na mózg - głownie po to, żeby trochę poprawić koncentrację i zmniejszyć poziom stresu - i po miesiącu wydaje mi się, że to faktycznie działa. Główny problem był taki, że jak człowiek zaczyna o tym czytać, to można zgłupieć od nadmiaru możliwości, opcji itp. Poza tym odrzuca mnie wszelki ponadnaturalny i paranormalny bełkot, bo jestem skrajnym racjonalistą i empirystą; wierzę w to co widzę, a czakr, energii i innych takich nie widzę, nie czuję i nie uznaję. Więc w bardzo naturalny sposób musiałem w końcu trafić na zen.
Medytacja wedle zenu mi się podoba, bo tam wszystko jest całkowicie odarte z mistycyzmu, czakr i innych takich, a zostaje sama praktyka, przyziemna wręcz do bólu. Wszystko jest bardzo proste i ascetyczne. Siedzisz tak, żeby ciało było rozluźnione i skupione jednocześnie, i liczysz oddechy, coś się pojawia, to to olewasz i liczysz dalej, tylko od początku. Niczym się nie przejmować, po prostu koncentrować się i oddychać. Do niczego nie dążyć, oddychać, liczyć i prawidłowo siedzieć. Tyle. W miarę możliwości przekładać to na codzienną aktywność. Koniec bajki. Umysł się oczyszcza, a zza chmur wyłania się prawdziwy świat. Być może, tego nie wiem, ale porównując siebie przed a teraz widzę, że mi to służy.
Kiedyś nie przykłądałem specjalnej wagi do postawy podczas siedzenia, ale teraz to robię, bo uznałem, że nie po to ktoś wymyślił te wszystkie pozycje lotosu, półlotosu itd. żebym potem jakiś europejski racjonalista je odrzucał jako niewygodne. Cały dowcip w tym, że one są bardzo wygodne, jak już się człowiek nauczy siedzieć i przyzwyczai do dziwnej postawy organizm. Męczę się trochę, ale mięśnie się przyzwyczajają, a ścięgna rozciągają; wczoraj pierwszy raz udało mi się usiąść tak, żeby oba kolana ładnie dotykały ziemi.
Pomijając to, że się czuję wyraźnie spokojniejszy wewnętrznie, to widzę, że mi to dobrze robi na postawę. Jestem ogólnie pokrzywiony tak, że o Chryste panie, ale od codziennego siedzenia (raz, czasem dwa razy dziennie po 20 minut w sesji) wzmacniają się trochę mięśnie w plecach i znacznie łatwiej jest mi się prostować jak chodzę. Duży plus.
Poza tym jak człowiek się tak codziennie zmusza do siedzenia w dziwnej pozycji i oddychania, dzień po dniu, to mam wrażenie, że rośnie ogólne poczucie dyscypliny i siła woli. Nie jakoś bardzo, ostatecznie to tylko miesiąc dopiero, ale jednak coś na tyle, żebym to zauważył. Kolejna pozytywna rzecz.
Medytacja wedle zenu mi się podoba, bo tam wszystko jest całkowicie odarte z mistycyzmu, czakr i innych takich, a zostaje sama praktyka, przyziemna wręcz do bólu. Wszystko jest bardzo proste i ascetyczne. Siedzisz tak, żeby ciało było rozluźnione i skupione jednocześnie, i liczysz oddechy, coś się pojawia, to to olewasz i liczysz dalej, tylko od początku. Niczym się nie przejmować, po prostu koncentrować się i oddychać. Do niczego nie dążyć, oddychać, liczyć i prawidłowo siedzieć. Tyle. W miarę możliwości przekładać to na codzienną aktywność. Koniec bajki. Umysł się oczyszcza, a zza chmur wyłania się prawdziwy świat. Być może, tego nie wiem, ale porównując siebie przed a teraz widzę, że mi to służy.
Kiedyś nie przykłądałem specjalnej wagi do postawy podczas siedzenia, ale teraz to robię, bo uznałem, że nie po to ktoś wymyślił te wszystkie pozycje lotosu, półlotosu itd. żebym potem jakiś europejski racjonalista je odrzucał jako niewygodne. Cały dowcip w tym, że one są bardzo wygodne, jak już się człowiek nauczy siedzieć i przyzwyczai do dziwnej postawy organizm. Męczę się trochę, ale mięśnie się przyzwyczajają, a ścięgna rozciągają; wczoraj pierwszy raz udało mi się usiąść tak, żeby oba kolana ładnie dotykały ziemi.
Pomijając to, że się czuję wyraźnie spokojniejszy wewnętrznie, to widzę, że mi to dobrze robi na postawę. Jestem ogólnie pokrzywiony tak, że o Chryste panie, ale od codziennego siedzenia (raz, czasem dwa razy dziennie po 20 minut w sesji) wzmacniają się trochę mięśnie w plecach i znacznie łatwiej jest mi się prostować jak chodzę. Duży plus.
Poza tym jak człowiek się tak codziennie zmusza do siedzenia w dziwnej pozycji i oddychania, dzień po dniu, to mam wrażenie, że rośnie ogólne poczucie dyscypliny i siła woli. Nie jakoś bardzo, ostatecznie to tylko miesiąc dopiero, ale jednak coś na tyle, żebym to zauważył. Kolejna pozytywna rzecz.