22 Mar 2014, Sob 22:55, PID: 385998
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 22 Mar 2014, Sob 22:57 przez mc.)
No wiesz, tu jest ciutkę inaczej imho, podążałem wczesniej nieco inną drogą, na samym początku i było może jak piszesz, w tym przypadku jednak nie możesz zignorować tego, tzn. tej ciemności czyli pustego od światła pragnienia i traktować tego wszystkiego jako nietrwały stan którego jesteś świadkiem, etc. musisz z tym pracować w inny sposób, na najniższym poziomie, dlatego, ze tutaj transformacja jest z samego dołu. Dlaczego? Po prostu inna droga, inny cel, jak próbujesz inaczej to schodzisz z drogi i oddalasz się od celu. Próbowałem tak jak piszesz i jest to już niemożliwe, tzn. Częsciowo chyba mozna by tak zrobić, ale nie na tyle by było to wymówką czy ucieczką od pracy na niższym poziomie, gdzie główna osnowa pracy jest tak naprawdę poprzez modlitwę, etc. Powiedzmy, że jest to praca z pragnieniami i intencją, własnie taka alchemia.
Właśnie mnie takie buddyjskie podejście rozwaliło i straciłem to jednoupunktowione pragnienie budowane przez kilka lat z ogromnym trudem, bo poprzez taką medytację oderwałem się zupełnie od tego, a mało tego, moja medytacja była poprzez to coraz gorsza, coraz mniej skuteczna, jak stan spokojnego otępienia, nie było w tym energii, po prostu jestes jak zombie, dlatego, że wtedy jakby wchodzisz w nieprawdłowy kierunek, nieprawdłowe pragnienie i tracisz ochronę światła, bo nie wykonujesz tego co do ciebie należy, negujesz jakby ten aspekt wzrostu, wygląda to tak, że zaniedbując tą pracę upadasz (tracisz ochronę światła, czyli wpadasz w taką amnezję duchową), więc wygląda tak, że zanegowałeś pragnienie duszy do zjednoczenia z Bogiem i wziąłeś niższe pragnienie ego i twoje ego chce osiągnąć 'wyzwolenie'. Dusza przestaje otrzymywać światło, jej wzrost jest zatrzymany..
Wg. mnie trzeba "wziąść" to pragnienie, ale nie do wyzwolenia od cierpienia czy nirwany, tylko to co nazywam pragnieniem duszy - jest to pragnienie do światła, a to samo nie jest wystarczające, bo trzeba ustawić odpowiednią intencję i z tego praktykować, tzn. z tej modlitwy serca wejść w medytację. Musi być tu odpowiednie ukierunkowanie, inaczej się sypie wszystko. Oczywiście tak jest z mojej perspektywy, niestety troszę za późno zdałem sobie z tego sprawę, dopiero dzięki temu Anadi sobie to uświadomiłem.
"To co się zmienia nie jest prawdziwe" - no wiesz, to jest jedna strona medalu, czyli z pewnej perspektywy tak jest, być może z absolutnego punktu widzenia. Ale twoja niższa natura (ego) przyszła tu w celu transformacji i ewolucji, jest w tym wszystkim założony cel. Buddyzm neguje istnienie ego, ja, jakiejkolwiek indywidualności, neguje cel, etc . Ale dziwna sprawa, bo ci co osiągnęli przebudzenie po kilku miesiącach, może latach piszą, że nagle pojawia się ego! albo przebudzili się, ale wpdają w depresję I takie stany, może inaczej do nich podchodzą, ale napewno nie jest to stan pełni, nie jest to coś zintegrowanego na każdym poziomie, a jakaś cząstkowa realizacja.
Nie możesz więc spoczać w nirwanie i zignorować resztę, bo nie jest to cel kreacji - oczywiście z tego punktu widzenia nawet nie ma kreacji, "nic nie istnieje", "jest tylko To", "już jesteś Buddą, niczym innym nie byłeś", etc. Poczytaj Anadi, on wyjasnia to językiem może bardziej zrozumiałym dla ciebie, bo praktykował zen/wedantę i odszedł od tego –, bo dalej cierpiał i nikt mu nie potrafił pomóc, ogólnie on rozwala cały ten system i mówi, że realizacja jest dużo bardziej skomplikowana I na wielu poziomach. Stwierdzenie 'nie ma nikogo' jest nieprawidłowe, bo to jest poziom realizacji tego świata, tzn. To co realizują, że ego jest nieprawdziwe, bo nie obudzili prawdziwego ja, które jest duchowe.. Więc na pytanie kim jestem nikt nie daje odpowiedzi. On mówi, że ta praktyka jest nie do końca dobra, bo żeby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba najpierw obudzić ja I to ja jest w ciągłej zmianie, ewoluuje. Ten zalężek, embrion to jest własnie to co powinno się rozwinąć i urodzić w duchowym świecie. To jest nasze Ja. Dopiero z tego miejsca zaczyna się proces wzrostu i wzniesienia, wypełnienie zamysłu stworzenia. Oczywiście jest to ten aspekt ewolucji, kreacji, etc.
Właśnie mnie takie buddyjskie podejście rozwaliło i straciłem to jednoupunktowione pragnienie budowane przez kilka lat z ogromnym trudem, bo poprzez taką medytację oderwałem się zupełnie od tego, a mało tego, moja medytacja była poprzez to coraz gorsza, coraz mniej skuteczna, jak stan spokojnego otępienia, nie było w tym energii, po prostu jestes jak zombie, dlatego, że wtedy jakby wchodzisz w nieprawdłowy kierunek, nieprawdłowe pragnienie i tracisz ochronę światła, bo nie wykonujesz tego co do ciebie należy, negujesz jakby ten aspekt wzrostu, wygląda to tak, że zaniedbując tą pracę upadasz (tracisz ochronę światła, czyli wpadasz w taką amnezję duchową), więc wygląda tak, że zanegowałeś pragnienie duszy do zjednoczenia z Bogiem i wziąłeś niższe pragnienie ego i twoje ego chce osiągnąć 'wyzwolenie'. Dusza przestaje otrzymywać światło, jej wzrost jest zatrzymany..
Wg. mnie trzeba "wziąść" to pragnienie, ale nie do wyzwolenia od cierpienia czy nirwany, tylko to co nazywam pragnieniem duszy - jest to pragnienie do światła, a to samo nie jest wystarczające, bo trzeba ustawić odpowiednią intencję i z tego praktykować, tzn. z tej modlitwy serca wejść w medytację. Musi być tu odpowiednie ukierunkowanie, inaczej się sypie wszystko. Oczywiście tak jest z mojej perspektywy, niestety troszę za późno zdałem sobie z tego sprawę, dopiero dzięki temu Anadi sobie to uświadomiłem.
"To co się zmienia nie jest prawdziwe" - no wiesz, to jest jedna strona medalu, czyli z pewnej perspektywy tak jest, być może z absolutnego punktu widzenia. Ale twoja niższa natura (ego) przyszła tu w celu transformacji i ewolucji, jest w tym wszystkim założony cel. Buddyzm neguje istnienie ego, ja, jakiejkolwiek indywidualności, neguje cel, etc . Ale dziwna sprawa, bo ci co osiągnęli przebudzenie po kilku miesiącach, może latach piszą, że nagle pojawia się ego! albo przebudzili się, ale wpdają w depresję I takie stany, może inaczej do nich podchodzą, ale napewno nie jest to stan pełni, nie jest to coś zintegrowanego na każdym poziomie, a jakaś cząstkowa realizacja.
Nie możesz więc spoczać w nirwanie i zignorować resztę, bo nie jest to cel kreacji - oczywiście z tego punktu widzenia nawet nie ma kreacji, "nic nie istnieje", "jest tylko To", "już jesteś Buddą, niczym innym nie byłeś", etc. Poczytaj Anadi, on wyjasnia to językiem może bardziej zrozumiałym dla ciebie, bo praktykował zen/wedantę i odszedł od tego –, bo dalej cierpiał i nikt mu nie potrafił pomóc, ogólnie on rozwala cały ten system i mówi, że realizacja jest dużo bardziej skomplikowana I na wielu poziomach. Stwierdzenie 'nie ma nikogo' jest nieprawidłowe, bo to jest poziom realizacji tego świata, tzn. To co realizują, że ego jest nieprawdziwe, bo nie obudzili prawdziwego ja, które jest duchowe.. Więc na pytanie kim jestem nikt nie daje odpowiedzi. On mówi, że ta praktyka jest nie do końca dobra, bo żeby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba najpierw obudzić ja I to ja jest w ciągłej zmianie, ewoluuje. Ten zalężek, embrion to jest własnie to co powinno się rozwinąć i urodzić w duchowym świecie. To jest nasze Ja. Dopiero z tego miejsca zaczyna się proces wzrostu i wzniesienia, wypełnienie zamysłu stworzenia. Oczywiście jest to ten aspekt ewolucji, kreacji, etc.