13 Sty 2014, Pon 14:15, PID: 376504
Odnośnie posłuszeństwa, czy może lepiej: pokory, chciałbym kontynuwać teraz mój Kulturkampf z poprzednich stron. Załóżmy, że w wieku 10 lat stałem się na tyle świadomy, że doszedłem do wniosku, iż chrześcijaństwo jest summa summarum kiepskie i szkodliwe dla mnie, dlatego jeśli mam się angażować w duchowość, to raczej będzie to Zen, ewentualnie hinduizm, o którym nie mam jednak jeszcze większego pojęcia. Załóżmy dalej, że moje przekonanie nie było fanaberią, ale silnym przeżyciem które wstrząsnęło moją osobowością do głębi. Czy mogę jednak naprawdę mieć wiedzę o tym, jak silne było to przeżycie (p. "Obłok niewiedzy" - do spiracenia w jakości słabej, lub do kupienia papierowy z tynieckiego wydawnictwa). Na czym miałoby polegać rozróżnienie między mocą takiego doświadczenia, a doświadczenia błogości, kiedy ssając cyca mamy jednocześnie do ucha sączyła mi się chrześcijańska kolęda lecąca akurat w telewizji? Wracam wciąż do tego, że fakt, że urodziłem się w kraju zwanym Polandią, w takiej a takiej kulturze jest prawie tak istotny, jak kolor mojej skóry. I na koniec standarodowe sprostowanie prewencyjne: oczywiście, że mogą istnieć tacy ludzie, którzy podbiją Boga jednym kiwnięciem palca, niezależnie, czy mają ich pięć, cztery czy sześć.
Tradycyjny link-bonusik: http://www.tygodnik.com.pl/numer/275416/poplawski.html
Tradycyjny link-bonusik: http://www.tygodnik.com.pl/numer/275416/poplawski.html