03 Paź 2013, Czw 23:01, PID: 366106
No widocznie nie każdemu się podoba idea holokaustu tzw. 'osoby' lub 'ja', to trudne do przyjęcia, że nie ma nikogo praktykującego, kto ma cel i do czegoś dąży. W końcu kazdy się uczy, że z każdego wysiłku ma być jakiś realny profit. W duchowym z kolei działa odwrotne prawo, im mniej robisz coś dla profitu tym lepiej. Kiedyś, w samych poczatkach byłem na odosobnieniu medytacyjnym i jak przyszedłem to siostra się mnie pyta po co ta cała medytacja jest, jakie z tego korzyści, a ja mówię, że po nic, że nie ma korzyści. Ona myślała, że filozofuje, jak to nieraz bywało, i się trochę zirytowała, a to jest całe serce praktyki. Eksperymentowałem jakiś czas temu z tymi praktykami, które czyszczą czakry, itp. Okazało się, że pewne efekty są odczuwalne od razu, ale w głębi czułem, że robię to po 'coś', więc porzuciłem to. Czułem, że serce praktyki jest splamione. Więc z prawdziwej praktyki nie ma korzyści, jak tylko pojawia się myśl, że jest to po coś to jest odczucie, że to jest splamione, niczym "pocałunek diabła". Nie jest to zbyt miłe, więc naturalnie pojawia się tendencja do porzucenia tego.
Tak jak to powiedziała pewna mistrzyni zen: oświecenie oznacza stracić wszystko.
Jeszcze tak dodam, żeby ktoś sobie nie pomyslał, że to wszystko jest dla kogoś specjalnego, bo czasami ktoś mi mówi, że próbował medytacji, ale jego umysł jest strasznie rozbiegany, że to w ogóle nie dla niego. Zdarzyło mi się to niedawno wiele razy: siadasz do medytacji i nie możesz zatrzymać umysłu kompletnie, niby medytujesz, ale twoja praktyka jest do kitu. Pojawia się więc totalna niemoc i bezradność. Następnym razem siadasz do praktyki i wiesz, że nic nie możesz uczynić, wygląda to tak, że nie masz wolnej woli, twój wysiłek nic nie znaczy. I rozpoczyna się praktyka.. Podobnie wychodzi z modlitwą, siadasz i uświadamiasz sobie, że nie możesz się modlić, po prostu jest to niemożliwe, sam z siebie nie możesz. Nie możesz nic uczynić. Pojawia się bezradnośc i niemoc. Tak czasem wyglada praktyka...
Kompletnie nie ma to nic wspólnego z osobą i jej zdolnościami. Czyni to praktykę o wiele łatwiejszą tak naprawdę.
Tak jak to powiedziała pewna mistrzyni zen: oświecenie oznacza stracić wszystko.
Jeszcze tak dodam, żeby ktoś sobie nie pomyslał, że to wszystko jest dla kogoś specjalnego, bo czasami ktoś mi mówi, że próbował medytacji, ale jego umysł jest strasznie rozbiegany, że to w ogóle nie dla niego. Zdarzyło mi się to niedawno wiele razy: siadasz do medytacji i nie możesz zatrzymać umysłu kompletnie, niby medytujesz, ale twoja praktyka jest do kitu. Pojawia się więc totalna niemoc i bezradność. Następnym razem siadasz do praktyki i wiesz, że nic nie możesz uczynić, wygląda to tak, że nie masz wolnej woli, twój wysiłek nic nie znaczy. I rozpoczyna się praktyka.. Podobnie wychodzi z modlitwą, siadasz i uświadamiasz sobie, że nie możesz się modlić, po prostu jest to niemożliwe, sam z siebie nie możesz. Nie możesz nic uczynić. Pojawia się bezradnośc i niemoc. Tak czasem wyglada praktyka...
Kompletnie nie ma to nic wspólnego z osobą i jej zdolnościami. Czyni to praktykę o wiele łatwiejszą tak naprawdę.