20 Cze 2013, Czw 11:43, PID: 355232
Z niedualizmu chyba najbardziej autorytatywni nauczyciele to np. Ramana Maharishi, Nisargadatta Maharaj, itp. Tego ostatniego akurat czytałem niedawno "I Am That", świetna lektura, dużo bardziej mi się podoba takie nauczanie niż buddyzm.
Tam akurat w tej książce pisze, że po oświeceniu conajmniej 10 lat nie powinno się wygłaszać żadnych nauk. R.Maharishi chyba czekał 20 lat zanim zaczał nauczać.
@Icy, tak jeszcze do twojego poprzedniego posta, bo dla mnie własnie serce jest ogromnie ważne. Pogrubiłem najciekawsze fragmenty.
źródło: http://www.nisargadatta.jky.pl/dzniani_joga.html
Tam akurat w tej książce pisze, że po oświeceniu conajmniej 10 lat nie powinno się wygłaszać żadnych nauk. R.Maharishi chyba czekał 20 lat zanim zaczał nauczać.
@Icy, tak jeszcze do twojego poprzedniego posta, bo dla mnie własnie serce jest ogromnie ważne. Pogrubiłem najciekawsze fragmenty.
Cytat:Dżnani Joga.
(z dzieła Swami Vivekananda)
Jedną z dróg prowadzących do urzeczywistnienia boskości człowieka jest Dżnani Joga, droga poznania.
Od sadhaki praktykującego sadhanę Dżnani Jogi wymaga się opanowania poszczególnych jej elementów, kolejnych etapów.
Pierwszy stopień Dżnani Jogi to siama-dama. Siamadama polega na utrzymywaniu narządów we właściwym miejscu. Jak rozumiem słowo "narząd". Oto: oczy. Oczy nie są narządem widzenia, a tylko instrumentem. Ażeby widzieć, nie wystarczy mieć oczy, potrzebny jest jeszcze narząd wzroku. Ale i to nie wszystko: instrument i narząd muszą być związane z umysłem. W każdym akcie postrzegania niezbędne jest połączenie tych trzech rzeczy: zewnętrznego instrumentu, wewnętrznego narządu oraz umysłu. Nie może brakować żadnego z nich. Umysł może więc działać wewnętrznie (przez same narządy) albo też zewnętrznie (za pośrednictwem narządów i instrumentów). Na przykład, kiedy oglądam różne przedmioty, umysł "wychodzi przez oczy", wyłączam tylko instrument, bo jeśli nie przestaję myśleć, znaczy to, że narząd pozostał aktywny. I wtedy umysł działa tylko wewnętrznie, poprzez narząd. Bez działalności tych narządów nie byłoby myśli. Każdy może sobie uświadomić, że nie jest w stanie myśleć bez pomocy pewnych symboli. Podsumowując: oczy i uszy są tylko zewnętrznymi instrumentami (widzenia i słyszenia), zaś narządy są wewnątrz (jako odpowiednie ośrodki nerwowe w mózgu). Aby panować nad umysłem, musimy mieć najpierw władzę nad instrumentami oraz opanować narządy.
Opanowawszy zewnętrzne instrumenty, utrzymując narządy we właściwych ośrodkach, nie pozwalamy umysłowi błądzić wśród przedmiotów zewnętrznych i wewnętrznych.
Oto czym jest siama-dama.
Kolejnym elementem Dżnani Jogi jest uparati. Polega na odzwyczajeniu się od rzeczy zmysłowych. Większość naszego czasu trwonimy na rozmyślaniu o przedmiotach zmysłowych, o rzeczach, które widzieliśmy lub słyszeliśmy, które zobaczymy lub usłyszymy, które jemy lub będziemy jeść, o miejscach, w których byliśmy... - dosyć! Myślimy i mówimy o tym niemal bez przerwy, stało się to ogromnym nałogiem. Trzeba z nim zerwać jak najszybciej.
Następnym, najtrudniejszym chyba etapem jest titiksza.Jest to bezgraniczna cierpliwość - wyrozumiałość - tolerancja, cierpliwe znoszenie wszelkich przeciwności losu. Krótko mówiąc: "nie odpieranie zła". Przypuśćmy, że jakiś człowiek sprawił mi dużą przykrość.
Mogłem się nie odezwać, mogłem nie ujawnić swojej złości i nawet nie okazać niczego na zewnątrz. Ale jeśli była we mnie złość i niechęć (którą starannie ukryłem) skierowana ku niemu, to i tak zaistnieło "odparcie zła".
Innymi słowy: na zło odpowiedziałem złem. Trzeba osiągnąć stan, w którym żadne tego typu zdarzenie nie wywoła negatywnej reakcji. Negatywną reakcją jest już odczuwanie niechęci, żalu do kogoś lub do losu, jakiekolwiek poczucie krzywdy. Tylko wtedy jestem ugruntowany w titikszy, jeśli umysł nie jest zdolny do takiej reakcji, niezależnie od okoliczności.
Z kolei wymagana jest śraddha, wiara.
Ma to być silna, niewzruszona wiara w Boga, nieporównywalna z tym, co ogół nazywa wiarą. Wielki mędrzec powiedział mi kiedyś, że wśród dwudziestu milionów ludzi trudno znaleźć jednego, który naprawdę wierzy w Boga. Gdy zapytałem dlaczego tak sądzi, odpowiedział mi: "Przypuśćmy, że w tym pokoju mieszka złodziej, który wie, że za tą cienką ścianą jest skarbiec pełen złota i klejnotów.
W jakim stanie będzie się znajdował ten człowiek?" Odrzekłem, że nie będzie mógł jeść ani spać, bo opęta go tylko jedna myśl: jak za wszelką cenę zdobyć skarb.
Wtedy on dodał: "Czy uważasz, że wierząc w Boga, można nie poświęcić wszystkiego, by do Niego dotrzeć? Jeśli ktoś naprawdę wierzy, że istnieje wspaniały, nieskończony
Skarbiec Szczęścia, który można osiągnąć, to czy nie będzie jak szalony starał się go zdybyć?"
Ściśle ze śraddhą związana jest samadhana, stałe przebywanie w Bogu, stała, niezmienna praktyka skupienia na Nim umysłu. To nie jest jednorazowy akt, jak połknięcie pigułki. Umysł można opanować tylko przez niewzruszoną, wytrwałą praktykę.
Następnie powinna przyjść mumukśhutwa, silne pragnienie wyzwolenia.
Wszystkie niedole i cierpienia, które nas spotykają, zawdzięczamy sami sobie; taka jest nasza natura. Wiem, że mi od razu zaprzeczycie, ale spróbujcie się nad tym głębiej zastanowić. Kiedyś w Chinach zdarzyło się, że podczas koronacji nowego cesarza, na znak łaski uwolniono wszystkich więźniów. Był wśród nich stary człowiek, który od sześćdziesięciu już lat przebywał w ciemnym lochu ze szczurami. Gdy go stamtąd wyprowadzono, nie potrafił żyć, nie mógł znieść światła i wolności. Na jego własną prośbę pozwolono mu wrócić do lochu. Podobnie jest z nami. Gonimy za rożnymi odmianami ciepień, nie zdając sobie z tego sprawy i wręcz nie chcemy się od nich uwolnić. Codziennie szukamy przyjemności, i - zanim ją osiągniemy - zauważymy, że znów wymknęła się nam z rąk. I tak bez końca - niewolnicy natury, ciała, majątku, swoi ch bliskich i społeczeństwa - wędrujemy w kręgu niezliczonych wcieleń w pogoni za chimerami i bez szans na urzeczywistnienie złudzeń. Wielkim marzeniem jest miłość. Chcemy kochać i być kochani. Wszyscy dążymy do szczęścia, ale im bardziej go szukamy, tym dalej się od nas odsuwa. Tak jest na całym świecie, we wszystkich społeczeństwach, a my, ślepi niewolnicy, płacimy za to cierpieniem. Przyjrzyjcie się własnemu życiu, zauważcie jak mało w nim było szczęścia, jak mało prawdy. Zważcie, że niewolnik może w każdej chwili wszystko stracić. Pamiętacie może starą historię o Solonie i Krezusie? Król Krezus chełpił się przed Solonem, że jego Azja Mniejsza jest wyjątkowo szczęśliwym krajem. - Gdzie są ci szczęśliwi ludzie, królu? Nie widziałem tu nikogo naprawdę szczęśliwego.
- Głupstwa, wszystkim się tu dobrze wiedzie, a ja jestem najszczęśliwszym człowiekim na świecie!
- Wolnego, królu, twe życie jeszcze się nie kończy. Nie minęło wiele lat, a powstało potężne imperium perskie, którego władca podbił z czasem całą Azję mniejszą, a wziętego do niewoli Krezusa kazał żywcem spalić. Kiedy prowadzono nieszczęśnika na stos, zawołał z rozpaczą: "Solonie! Solonie!" Zapytany kogo wzywa, opowiedział rozmowę sprzed lat i poruszony władca Persów darował mu życie.
To jest historia życia każdego z nas, tak wielka jest władza natury nad nami. Niezmiennie trzymamy się własnych wyobrażeń i mimo kolejnych ciosów nie chcemy się od nich uwolnić. Zaślepieni, wciąż mamy nadzieję na szczęście. Nadzieja - najcudowniejsza, najbardziej zdumiewająca rzecz na świecie. Wciąż ludzie umierają wokół nas, a my nie dopuszczamy nawet myśli o śmierci, o tym, że kiedykolwiek będziemy cierpieć. Wszyscy łudzimy się, że będziemy wybrańcami losu. A kto może tu być naprawdę szczęśliwy? Jeden człowiek jest bogaty i siedzi za suto zastawionym stołem, nie może jeść, bo cierpi na niestrawność. Inny - zdrowy, z wilczym apetytem -jest tak biedny, że często nie może zaspokoić głodu. Jeśli jest bardzo zamożny, nie może mieć dzieci. Jeśli jest biedny jak mysz kościelna, najczęściej ma całą gromadę dzieci, lecz nie m a pojęcia czym je nakarmić...
Dlaczego tak się dzieje? Po prostu szczęście i nieszczęście, bogactwo i nędza są jak dwie strony tego samego medalu. I niestety, wszyscy jesteśmy opętani tym dziwacznym wyobrażeniem, że można uzyskać samą tylko "dobrą" stronę. Tak nas to oślepia, że nie jesteśmy w stanie nad niczym zapanować, nawet nad zmysłami. Spotkałem wielu ludzi, którzy święcie wierzą, że osiągną dobrobyt i szczęście bez żadnych kłopotów i poświęceń. Są dwie w życiu skrajności, pomiędzy którymi wahają się ludzie. Jedna, to krańcowy optymizm, że wszystko jest ładne, dobre i przyjemne. Drugą jest skrajny pesymizm, że wszystko zdaje się być przeciw nam. Większość z nas popada w skrajości. Kiedy jesteśmy młodzi, pełni zdrowia, świat należy do nas: dobrobyt i szczęście już wkrótce będzie w naszych rękach! Ale później, kiedy ty le p rzeciwności spycha nas na bok, gorzkniejemy z wiekiem i potrafimy tylko narzekać, i zatruwać entuzjazm młodych, szemrając autorytetem "dojrzałości" "doświadczenia". Tak mało jest ludzi z dobrze rozwiniętym umysłem, może jednostka na milion. Tak mało ludzi zdaje sobie sprawę, że drugą stroną przyjemności jest ból, cierpienie; że są ze sobą nierozerwalnie złączone. Czyż nie jest to poniżające, uwłaczające człowiekowi, że poddaje się cierpieniom, a z drugiej strony - przyjemnościom?
Dlaczego człowiek ma nie szukać wolności od nich, zamiast wciąż być tak miotanym?
Tylko mądry człowiek pragnie wolności. On już wie, że wszelkie przedmioty zmysłowe są bez wartości, że droga cierpień-przyjemności prowadzi do nikąd i nie ma końca. Zauważcie, jak możni tego świata gonią wciąż za nowymi, świeżymi przyjemnościami. Jeśli znudzą im się stare, dokładają wszelkich starań, by wynaleźć coś nowego: nowy hazard, inną przyjemność, kolejne wynaturzenie. Ile ludzkiego wysiłku i pracy poświęca się na wytwarzanie bezsensownych "zabawek", wymyślanie wyszukanych "rozrywek" - tylko po to by "ożywić" martwotę. I byle tylko mieć to złudzenie, byle użyć, choć na chwilę mieć nową podnietę, zanim, jak poprzednie, wejdzie ona w nałóg i nie znudzi się.
A reszta ludzi - jak stado owiec w biegu; kiedy prowadząca wpadnie w przepaść, inne rzucają się na oślep w ślad za nią. Tak się dzieje w społeczeństwie. Ludziom wystarcza ślepe naśladowanie wzorów, autorytetów, bez zastanowienia się, co i dlaczego tak robią. To rzecz niepojęta, uwłaczająca człowiekowi: takie dobrowolne niewolnictwo. Wystarczy powiedzieć komuś kilka miłych słów, połechtać jego próżność, a już jest zadowolony, szczęśliwy. Tak samo wystarczy czasem drobna przykrość, aby zaczął rozpaczać nad swym losem. Jest niewolnikiem łyżki strawy, łyku powietrza, niewolnikiem ubioru, kraju, patriotyzmu, nazwiska czy sławy - niemal wszystkiego. Tak mocno tkwi w tym niewolnictwie, tak się z nim utożsamił, że dokładnie i głęboko pogrzebał w nim rzeczywistego człowieka.
Teraz musi zdać sobie z tego sprawę. Dopiero wtedy przyjdzie pragnienie wolności, gorące pragnienie bycia wolnym. Dotychczasowa niewola zacznie go przygniatać, zobaczy jak bezsensowny, ogromny ciężar dźwigał z własnej woli, jak bardzo się doń przywiązał. I będzie już tylko walczył, aby zrzucić cały ten balast, bo już z niego zrezygnował, bo wybrał wolność.
Kolejnym etapem Dżnani Jogi jest nitjanitja-wiweka, czyli odróżnianie tego co prawdą nie jest, nierzeczywistego od rzeczywistego; przemijającego od wiecznego. Poza Jednym wszystko przemija. Anioły, ludzie i zwierzęta, Ziemia, Słońce i gwiazdy mają swój koniec - wszystko się zmienia. Dzisiejsze góry miały swój początek w oceanach i w oceanach znajdą kres. Cały wszechświat podlega ciągłym przemianom. Ale jest Jedno poza wszelkimi zmianami: Bóg; im bliżej Niego jesteśmy, tym mniejszym zmianom ulegamy, tym bardziej jesteśmy wolni. A kiedy Go osiągniemy, nic nie zapanuje nad nami, bo niczemu już nie będziemy podlegać. Jeśli są wśród was tacy, którzy rzeczywiście chcą przyjąć całą przedstawioną dyscyplinę, to doprawdy niczego już więcej nie potrzebują od tego świata. Albowiem cała wiedza jest wewnątrz was. Doskonałość jest, po prostu jest w duszy. Ale ta doskonałość została grubo przysłonięta przez naturę. Grube warstwy natury przykrywają nieskazitelną czystość duszy. Nie musimy wcale rozwijać czy pogłębiać duszy, bo w jaki sposób można rozwinąć doskonałość? Trzeba po prostu odrzucać po kolei wszystkie warstwy, wszystkie zasłony, a wtedy dusza ukaże się w swej pierwotnej czystości, wiecznie jasna i wolna.
Dlaczego dyscyplina jest tak niezbędna? Ponieważ nikt nie staje się bardziej moralny, religijny ani wolny przez samo słuchanie, czytanie czy też rozmyślanie. Możemy przestudiować wszystkie księgi świata, możemy rozprawiać i dyskutować przez całe nasze życie, ale nie staniemy się dzięki temu lepsi, bardziej czyści. Będąc najbardziej wykształconymi ludźmi na świecie, możemy nic jeszcze nie wiedzieć o Bogu. A na marginesie warto dodać, że jednym z wielkich nieszczęść zachodniej cywilizacji jest kładzenie nacisku na wykształcenie, erudycję, sprawność fizyczną itp. bez jakiejkolwiek troski o serce, o duszę. Niemal jawnie uświęca się egoizm i egocentryzm, maskując to wzniosłymi hasłami.
Jeśli w decyzji i w działaniu powstaje jakiś konflikt pomiędzy rozumem a sercem - usłuchajcie serca. Umysł działa w sferze myśli, rozsądku, logiki, i niemoże jej przekroczyć. To serce jest jednym z najwyższych poziomów, przekracza ono umysł i osiąga to, co nazywamy natchnieniem, źródłem twórczości. Sam umysł nigdy nie może być natchniony, potrafi to tylko serce. I tak jak umysł służy wiedzy, tak serce służy natchnieniu. Zazwyczaj jest nierozwinięte i znacznie słabsze od umysłu, ale poświęciwszy mu trochę uwagi, skupiając się na nim sprawimy, że przekroczy umysł, że w końcu będzie samym natchnieniem! Człowiek musi kiedyś przekroczyć intelekt. Cała ludzka wiedza, zdolność postrzegania, rozumowania, umysł i serce człowieka nieprzerwanie mieszają mleko tego świata. Po długim bełtaniu pokaże się masło, i tym masłem będzie Bóg. Lu dziom serca przypadnie "masło", a "maślanka" pozostanie dla ludzi intelektu. Wszystkie nasze przygotowania i praktyki są przeznaczone dla serca, dla oczyszczenia się, tak aby patrzeć sercem. Erudycja wcale nie jest konieczna, by osiągnąć Boga. Czy jesteście czyści? Jeśli tak, to dostąpicie Najwyższego. "Błogosławieni czystego serca, albowiem oni ujrzą Boga". Jeśli nie jesteście czyści - nie pomogą wam żadne nauki ani nawet cała wiedza tego świata. To serce osiąga CEL. Idźcie za sercem. Czyste serce widzi ponad intelektem, jest natchnione, poznaje rzeczy, których nigdy nie dostąpi umysł. W jakimkolwiek konflikcie między czystym sercem i intelektem - słuchajcie serca. Nawet wtedy, gdy wyda się wam to nierozsądne czy wręcz bez sensu. Przekonacie się w końcu, że czynicie dużo mniej błędów, niż gdybyście kierowali się tylko rozumem. Czyste serce jest najlepszym zwierciadłem, w któ rym odbija się prawda. Dlatego wszystkie przygotowania, cała dyscyplina służy oczyszczeniu serca. Natychmiast rozbłysną w nim wszystkie prawdy, cała prawda wszechświata przejawi się w waszych sercach, jeśli będziecie dostatecznie czyści. Od wielu wieków ludzie poznawali wielkie prawdy, patrząc sercem. Oczyszczali oni serce, i takie też jest nasze zadanie. Do czego bowiem doprowadził jednostronny rozwój, kształcenie i rozwijanie umysłu? Powstały setki nauk, wynaleziono tysiące rzeczy,, ale ostateczny efekt jest taki, że kilka czy kilkadziesiąt osób ma władzę nad milionami ludzi. Rozbudowano sztuczne potrzeby i każdy, nawet najbiedniejszy - czy ma pieniądze czy nie - walczy o ich zaspokojenie i umiera w tej walce. Oto rezultat! Oto postęp!
To nie umysł rozwiąże probelmy ludzkiej niedoli, nie rozwiążą ich żadne systemy. Może to zrobić tylko serce. Gdyby choć część wysiłków ludzie poświęcili oczyszczeniu, nie byłoby trzeba tak gonić za szczęściem. Zagościłoby samo w czystych sercach. Pielęgnujcie Serce, bo przez nie Bóg przemawia. Intelekt służy wam tylko do rozmowy. Posługując się tylko umysłem, uczycie się różnych rzeczy, poznajecie różne teorie - ale nie naprawdę . Oblicze prawdy jest takie, że każdy kto w nie spogląda, jest przekonany - widzi, że to prawda. Aby zobaczyć słońce, nie potrzeba żadnego oświetlenia - ono samo świeci. Jeśli prawda miałaby wymagać dowodu, to czym udowodnić ów dowód? Jeśli potrzebne jest prawdziwe świadectwo, to czym to świadectwo zaświadczyć? Nic nie jest potrzebne. Patrząc czystym sercem, będziemy po prostu widzieć co jest p rawdą, a co nią nie jest.
Prawdziwa religia zaczyna się poza naszymi zmysłami, nawet poza naszą świadomością. Nie ujrzymy Boga żadnymi zmysłami; nikt tego nie dokonał i nie dokona. Nikt go nie posiadał w świadomości. Nie jestem i nigdy nie będę świadomy Boga; ani wy, ani nikt inny. Świadomość jest jednym z poziomów naszego działania. Przekroczcie zmysły, przekroczcie sferę świadomości i zbliżajcie się coraz bardziej do własnego ośrodka, a tym samym zbliżajcie się do Ojca. Jaki może być dowód na istnienie Boga? Jest jeden, za to najbardziej oczywisty: bezpośrednie doświadczenie Boga, pratjaksza - naoczność. Dowodem istnienia tego domu jest to, że go postrzegam, doświadczam go. Bóg był już doświadczany przez tysiące ludzi. I będzie, przez wszystkich, którzy chcą Go doświadczyć. Ale to doświadczenie nie jest ani trochę zmysłowe. Jest ponadzmysłowe, nadswiadome. Cała p owyższa sadhana ma nas wynieść ponad zmysły. Wszystkie przygotowania mają nas uczynić czystymi i jasnymi. Opadną z nas wszystkie więzy, wzniesiemy się nad poziom zmysłów i świadomości. Wtedy "zobaczymy", "usłyszymy" i "odczujemy" rzeczy, których nikt w trzech zwykłych stanach (tzn. na jawie, we śnie z marzeniami sennymi i w głębokim śnie) nie widział, nie słyszał i nigdy nie odczuwał. Możemy zacząć mówić dziwnym "tamtejszym" językiem i świat nas wcale nie zrozumie, bo nie zna niczego poza dziedziną zmysłów. Prawdziwa religia przekracza wszystko. Każda żywa istota w tym wszechświecie ma możliwość przekroczenia zmysłów. Nawet najmniejszy robak kiedyś w przyszłości to uczyni i osiągnie Boga. Żadne życie nie będzie zapomniane, bo nie może być jakiegokowliek zaniedbania we wszechświecie. Setki razy człowiek już upadał. Może jeszcze tysiące razy s am będzie ranić się i upadać, ale w końcu urzeczywistni swą Boskość. Wszyscy pochodzimy z jednego wspólnego Źródła i wszyscy tam powrócimy. Do Źródła "z którego wyszły wszystkie istoty, w którym wszystkie żyją i do którego wszystkie powrócą - do Boga."
Swami Vivekananda
źródło: http://www.nisargadatta.jky.pl/dzniani_joga.html